O źródle energii, o apatii i meksykańskim wietrze.

 

„Dokąd płyniesz bracie, dokąd gnasz. Po co tak zabijać się? W jednym punkcie przecież trwasz. Tylko czas do przodu mknie.” ten tekst Budki Suflera chodzi za mną od dłuższego czasu. Może być ilustracją nastroju po wyborczej, samorządowej bitwie. Jeszcze zbyt wcześnie by kusić się o jakieś oceny, ale przecież „czas do przodu mknie”, więc trzeba rozglądać się po świecie.

W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się, jak niesprawiedliwy jest los dla mieszkańców naszej części ziemskiego padołu. Była kiedyś przyznana nagroda Nobla za wynalezienie np. aspiryny, a firma Bayer do dnia dzisiejszego zarabia na tych tabletkach nieźle. Z kolei producent niebieskich tabletek, które miały pomagać na serce, a pomagają na brak witalności tak skutecznie, że często serce nie wytrzymuje, również zarabia kokosy. To jest w zachodniej części świata. A w Polsce niejaki Stefan N. udowodnił, że w tym aspekcie życia, znacznie skuteczniejsza od niebieskiej tabletki jest fasolka po bretońsku. Łóżko nie wytrzymuje, ale serce jest ok. Nadwyżka mocy przy tej diecie jest tak duża, że ślubna systematycznie wysyłała Stefana „na miasto” bo nie mogła sprostać jego potrzebom. Czyżby nowe źródło OZE? I po co amerykańska elektrownia jądrowa? Fasolka jest tańsza. Za swoje odkrycie, Stefan nie dość, że nie został zgłoszony do komitetu noblowskiego, to jeszcze musiał zrzec się immunitetu. I gdzie sprawiedliwość? Ba, fasolkę jak przypuszczam podawano również w łopiennickim barze, więc ponoć dlatego działo się dużo i też bez immunitetu.

Kolejnym szlagierem poznawczym, okazało się odkrycie dlaczego Polacy nie lubią Katza. Autor odkrycia, niejaki Katz – żydowski ekspert, z nieznanej nauce dziedziny – praktykujący w Izraelu, stwierdził, że wysysamy to z mlekiem matki polki. A dotychczas wszyscy, nie tylko Polacy, optowali za teorią mówiącą o wypijaniu, a nie wysysaniu. Nie od matki tylko z butelki lub kieliszka i nie mleka ale alkoholu w postaci piwa, wina i innych wódeczek, koniaczków, rumów, dżinów itd. itp. Pozostaje jeszcze wyjaśnienie dlaczego nie lubią Katza: Niemcy, Francuzi, Amerykanie i Żydzi. Co i gdzie wysysają te, i inne niewymienione nacje.

26 lutego w południe, wybrałem się do Miasteczka w celu zakupienia markera mogącego wykazać przyczynę nie lubienia Katza, kaca i Katza. Od rana były moje imieniny więc nastój miałem pogodny i jak zawsze o tej porze roku, lekko nostalgiczny. Było prawie słonecznie i wiał wiatr – jak na amerykańskich filmach, w opustoszałych miasteczkach Nowego Meksyku choć fruwające śmieci nie były tak filmowe jak toczące się kule pustynnych roślin, ale kurz i puste ulice wpisywały się idealnie w opisywany klimat. Ryneczek obok straży też pusty, a kilku sprzedawców idealnie spełniało definicję stosunku do stosunku po stosunku, czyli apatię. Widać było, że oddziały Kmicica miast walczyć z wszechogarniającym, pozimowym brudem, również apatycznie zaległy gdzieś w okolicznych oczeretach i burzanach. Burzany nad Wieprzem, czysta poezja. Szedłem sobie ku centrum i tam dopiero zobaczyłem co to jest nowoczesność. Zrewitalizowany „park – rynek” nie wymagał interwencji kmicicowych hufców z miotłami, bo wiatr załatwił wszystko, wywiał wszelkie przedmioty, nie umocowane do podłoża. Na wypolerowanych granitowych płytach nawet szczuplejsze staruszki miały problem z utrzymaniem równowagi. Ale przy ścianach kamieniczek było dużo. Ciekawe co widzi przez okno ratusza burmistrz, niegdyś „czystego, przytulnego miasteczka” – wg opinii turystów ze Śląska i Warszawy. Czy chodzi po ulicach, czy jeździ?

Mirosław Ignacy Kaczor

14
36

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *