Rozruchy w powiecie

Powoli, ale sukcesywnie idą zmiany w powiecie, także personalne. Będziemy oceniać je po owocach. Przy okazji wychodzą na publiczną powierzchnię wielkie personalne ambicje. Wszyscy twierdzili, że najlepsi wyjechali już z naszego powiatu. Nie, ludzki kapitał u nas – jak widać – jest jeszcze przeogromny.

W ubiegłym tygodniu komisja konkursowa pod przewodnictwem Justyny Przysiężniak (primo voto Hałas) wybrała nowego dyrektora szpitala w Krasnymstawie. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że w rzeczonej był Witold „Witia” Boruczenko, albo jak wolą żartownisie – łopieńska odpowiedź na hiszpańskiego Don Kichota. Ale o tym później.

Komisja wybierała spośród pięciu kandydatur. Szczęśliwcem został Andrzej Jarzębowski. Cursum honorum tego pana jest dość obfite – był m.in. dyrektorem szpitali: w Biłgoraju, Skarżysku-Kamiennej i… prawie w Wadowicach. Kurier Lubelski napisał, że jegomość ten jest człowiekiem posła Zawiślaka. Zadłużył szpital w Biłgoraju na 12 mln zł, za co został zwolniony przez pisowskiego starostę w 2010 roku. Ponoć za to z PiS później wyrzucono starostę. Z tego, co ćwierkają krasnostawskie wróble, wybór ów jest nie w smak środowisku lekarskiemu. Można snuć domysły, że najlepszym dyrektorem byłby ktoś z ich grona. Zresztą Janeczek, doktor i radny, na sesji 12 lutego dość zdecydowanie opowiedział się za takim wariantem.

Dorota nas nie wyleczy!

Wśród ofert były również dwie jakże bliskie i znajome. Jedna z nich należała do Andrzeja Grabka, druga zaś do Doroty Sawy-Niećko. Szczególnie ta warta jest uwagi. Dorota swego czasu została namaszczona przez Szpaka, i to nie byle gdzie, bo na dożynkach gminnych w Łopienniku, na kandydatkę PSL do Sejmiku Województwa Lubelskiego. Strzał był wyjątkowo celny – szczególnie dla wiejskiej gawiedzi, bo jest ona szefową Lokalnej Grupy Działania i na lewo i prawo rozdaje fanty z publicznych środków po wioskach, szczególnie dla KGW. Jest szczodra niczym kiedyś Ciotka UNRAA, co pamiętają już tylko najstarsi.

O rozpoznawalność i dobre skojarzenie nie musiała więc się martwić, a niejedna gospodyni była przekonana, że funduje niemal z własnych. I rozdawała, bratała się z gospodyniami, gromko grzmiała, że jest niezależna, apolityczna, będzie zasypywała jakieś podziały. Zaskoczyło i głównie damska część gawiedzi postawiła na bogatą ciotkę rzekomo z Brukseli, a nie z Dobryniowa, od serdecznego kumpla Szpaka – długoletniego kolegi z tej samej organizacji. W wyborach zgarnęła ponad 5 tysięcy głosów, nabiła na listę m.in. ww. naiwne głosy, ale do Sejmiku się nie dostała, bo cały ruch lewostronnie ludowy dostał łupnia. Z góry było wiadomo, że nie miała najmniejszych szans na mandat.

Potem, jak to po wyborach – „Ta Dorotka, ta malusia tańcowała do kolusia, do kolusia”. Zamiast kolusia – do posłanki Teresy Hałas, bo fejsbuk nie kłamie. Uprzejmość goniła uprzejmość, bo LGD jest ściśle powiązana z sejmikiem wojewódzkim, a tam zaczął rządzić PiS. Widocznie chciała dobryniowianka, jak to w polityce, być na powierzchni i czemu nie na dyrektorskim stolcu krasnostawskiego szpitala? Może chciała zostać nowym, powiatowym Doktorem Judymem? Na takie jednak fanaberie jednak Bruksela nie dałaby kasy.

Piekielnie jest odważna i ma ogromny tupet, by porwać się na szpital, mając doświadczenie głównie na niwie Kół Gospodyń Wiejskich. Do tej pory zarządzała nieruchomością o kubaturze „Krasnej Chaty”, a tu taki skok! Może chciała nowych doświadczeń albo adrenaliny? Jak jeden z polityków PSL – Staszek Dobrzański, co to sprawdzić się w biznesie chciał i prezesem Polskich Sieci Energetycznych został. Ale on wcześniej był ministrem obrony… Koniec końców wybrali Jarzębowskiego, a Dorota ma kolejne doświadczenie w życiorysie. Z pewnością jesienią wystartuje na posła z PSL, bo otrzaskało się nazwisko po powiecie. Znowu się pewnie nie dostanie, ale nabije głosów na listę PSL z całego powiatu.

Czyim kosztem? Oczywiście posłanki Hałas, bo Dorota, zjeżdżając powiat wzdłuż i wszerz za sejmikowo-unijne pieniądze, wypełniając wnioski na wsparcie, a potem rozdając fanty – kampanię ma nieustającą. A cały czas sprytnie i dobitnie podkreśla, że jest „niezależna”, przytulając się jeszcze do posłanki. Ma jeszcze na to czas, bo jest młoda, sympatyczna, ma czas dla każdego i tak zdobywa kolejne polityczne doświadczenia.

Ludzki kapitał Łopiennika

Gmina Łopiennik Górny, bo przecież stamtąd ona pochodzi obfituje w ludzi bez trwogi i kompleksów. Kapitał ludzki jest tam przeogromny, a ziemia jakże urodzajna w talenta! Męskim odpowiednikiem Doroty jest wspomniany już Witold Boruczenko… Dlaczego ma coś z Don Kichota? Ponieważ, jak hiszpański pierwowzór, jest także bez trwogi i również obraca się wśród źródeł energii odnawialnej. Tylko, że ten pierwszy z lubością atakował wiatraki, a Witia swego czasu chciał je w Łopienniku ulokować, również na własnym polu. Widział w nich wymierny zysk, a dopiero potem rzekomy postęp. Dopiero potem połapał się, że wpadł w wiatraczną pułapkę, jak Łopieńczaki zbuntowały się przeciwko nim i potężną ich farmę, która miała stanąć w najlepszej części gminy – po obydwu stronach krajówki od Lublina – skutecznie zablokowali. O biogazowni pod cukrownią już nie wspomnę. Zawsze szedł z postępem, jeszcze jako młodzieniec, pisząc się do ZSMP. I zawsze parł do władzy, jeszcze tej czerwonej.

Ma też Witek cechę, która czyni z niego skrzyżowanie Adama Słodowego z MacGyverem – na wszystkim się zna, każdy problem rozwiąże – drogę wybuduje, dyrektora wybierze, powiat z marazmu wyprowadzi, a jeszcze trochę, to w krasnostawskim szpitalu porody odbierał będzie, nadzorował połogi i chirurgów przy operacjach pouczał. Miał, co prawda tej zimy problem z odśnieżeniem drogi w Łopienniku, bo musiano o tym na tej stronie pisać, na co Witold później skarżył się na zebraniu wiejskim, ale jak jeszcze opady opanuje, meteorologię i powiatowe prognozy pogody będzie zapowiadał na swoim FB, to jak nic – przejdzie do panteonu wiejskich bohaterów i herosów, jakich wielu w tej gminie.

Nauczycielkę do OSP

Do powiatowej historii przejdzie, jak nagrodził nauczycielkę T. z Łopiennika, za to, że jej uczeń zajął 7. miejsce w krajowej Olimpiadzie Wiedzy o Pożarnictwie. To był lokalny epos na miarę epoki. Taka łopieńska forma Legii Honorowej! Otóż Witold na sesji rady powiatu 28 lutego pochwalił się tym, że nauczycielkę T. za owe wydarzenie przyjęto na mocy strażackiej specuchwały w uznaniu zasług w poczet członków OSP w Łopienniku Górnym, gdzie on jest strażakiem! Dzięki temu przełomowemu aktowi ta pani stała się strażaczką, a w ten sposób spełniło się jej największe i głęboko skrywane marzenie. Pewnikiem o niczym innym nie marzyła, jak o strażackim uniformie i kasku – tylko ciekawe, czy jej to kupili? A może i nie, bo im pieniędzy zabrakło? A przypomnijmy, że wspomniana jest już w wieku emerytalnym. Witia ze swego genialnego strażackiego posunięcia na sesji był tak dumny, że trudno ubrać w słowa. Urósł w wodzowską moc niczym Napoleon po Austerlitz. Czuł się jak gminny komendant po wygranych zawodach przez jego druhów. A w Łopienniku strażacy wszyscy wysportowani, młodzi i trzeźwi… Umundurowane ich torsy tylko błyszczą w orderach.

Ot, trafił się PiS-owi barwny koalicjant. A jak się zdjęcia uwielbia, urasta już do klasyki. Instynkt do swego uwieczniania na każdym kroku ma przy tym, że hej! Lepiej fotografów wyczuwa niż policyjny alkomat chuch z gorzały! Wszędzie jest, gdzie się tylko nie obejrzysz. Częściej na fotografiach można ujrzeć już tylko rzymskie Coloseum. Już teraz zdecydowanie przebił Mirka Księżuka – też strażaka. Mirek musi uważać, bo Boruczenko niebawem wypchnie go z kadru, jak nic, albo co gorsza – posłankę zadepcze.

Jak słowotoku na lutowej sesji dostał, ciężko było słuchać, bo co radnych obchodzi, gdzie był i co widział? Szczęściem nie mówił co jadł… Same ogólniki i komunały, niegodne powiatowej sesji. Widać blask władzy go łechce i cieszy się nią, jak dzieciak. A do posłanki lgnie, jak pisklę pod żarówkę. Zimno mu? Pewnie jest już duchem w PiS, bo jak mu ten zaraz po wyborach przewodniczącego rady zaproponował rzekł, że zawsze był za „dobrą zmianą”. Szkoda, że nie dopowiedział, że w wyborach na wójta Łopiennika gorąco popierał tego, związanego ze Szpakiem i Kuchtą. Taki jest szczery. A gdzie stał wcześniej? Tego na pewno nie powie, ale Dziennik Siennicy wie i kiedyś napisze.

Zmiany, zmiany, zmiany…

W wydziale rolnictwa zmiana. Janek Chorągiewicz, były wójt Kraśniczyna – ten co kiedyś od Sapiechowej, szwagierki naszego Proskury, cięgi w wyborach zebrał i wójtem być przestał – przestał być naczelnikiem wspomnianego wydziału. Ma Janek pecha, albo zezowate szczęście. Najpierw Sapiechowa, później – jak kumkały żaby nad Łopą – zaczepić się chciał u Kuchty na wice wójta, wciskany mu przez Szpaka. Ale Jasio, jeszcze wtedy nie opierzonym wójtem będąc, ale pełną gębą pułkownikiem, postawił na nowszy model i dlatego zastępcą wójta w Łopienniku został Pan Karol. W końcu szczęście jednak do Janka Chorągiewicza się uśmiechnęło, choć tylko półgębkiem, i się „zaczepił” w Lublinie. Lecz długie dojazdy są nużące i jak się Wołyniak w końcu na emeryturę zdecydował, wtedy Szpak Jankowi powiedział: właź na stołek! Janek schedę objął, ale nie na długo, bo Szpak przegrał wszystko, co tylko miało jakąś wartość i Jankowi znów uśmiechnęło się zezowate szczęście. A nowa władza postawiła na Jacka Dzika, co na organach gra u Gzika. Naczelnik jest, jak widać umuzykalniony i uduchowiony. Pracownicy wydziału mogą już bukować bilety na pielgrzymkę do Medjugorie i to będzie dobrze widziane.

P.S.

Na koniec informacja zasłyszana! Po ogarnięciu kryzysu w szpitalu, wszyscy myśliwi, ogary i nagonka przenoszą się za drogę krajową nr 17 na teren ulicy Borowej. Tam urzęduje Zarząd Dróg Powiatowych. Będzie to operacja porównywalna tylko z tym, co miało miejsce na „Łuku Kurskim” Celem jest Banach.

34
8

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *