Robert i medalowe kartoflisko

 

Zgodnie z tym, co piszą w prasie to burmistrz „wesołego miasteczka” Robert Kościuk i jego 2,20 ha zwyciężyło w X jubileuszowej edycji konkursu organizowanego przez Polską Agencję Inwestycji i Handlu. „Grunt na medal”, tak więc grunt jest doskonały i nadaje się na wszystko! Ale najprędzej to pod kartofle…

 

Ta NAGRODZONA parcela to połać wertepów i krajobraz iście księżycowy za bazą PKS. To ta sama, na której Robert nie chciał budować bloków mieszkalnych – tych nieszczęsnych SIM-ów. Wykłócał się za to o plac pod ich budowę z powiatem, który jego zdaniem i jeszcze kilku mądrych powinien mu odstąpić chmielnik po cenie, takiej jak on chce. Zamieszania z tego powodu było i jest w cholerę i obiecałem sobie to zgrabnie kiedyś opisać, bo tam jak w źrenicy oka widać całą mizerię i głupotę miejscowej grupy trzymającej stołki pod zadami. Oczywiście cała awantura po to coby pokazać, że on chce, a tamci mu nie dają. No jak to jest metoda na wypełnienie czasu między wyborami, to powinszować koncepcji.

Kapitał ucieka z Rosji

Ale wracając do pierwszorzędnego gruntu pod kartofle to wieść niesie, że Robert trzymał go na czarną godzinę dla bliżej nieokreślonych inwestorów, takich jak kiedyś ci z Kataru, co to za Tfuska mieli stocznie postawić na cztery nogi i dlatego Robert gruntu inwestycyjnego nie mógł zabudować jakimiś tam blokami! To miała chyba być jakaś dzielnica przemysłowa jak kiedyś „Nowa Huta” Robert to się okazuje chce być drugi przedwojenny Eugeniusz Kwiatkowski ten od Gdyni i COP-u. To miał być jego atut i as w rękawie. Tu na te wertepy i oczerety miał i ma napłynąć kapitał szerokim wartkim strumieniem. Tym bardziej upierał się przy swoich racjach po wybuchu wojny między Ukrainą i Rosją. Przez ułamek sekundy mógł się nawet czuć triumfatorem, bo akurat wtedy zachodni kapitał miał wiać z obłożonej sankcjami Rosji, i to na łeb na szyję. Właśnie tu na tej parceli za bazą PKS Robert oczyma wyobraźni zobaczył jak się uciekający kapitał zatrzymuje i wrzeszczy, że to właśnie tego szukał! Dużo tego „miał”, ale tak to wygląda. Może mu, w tym pomogła legenda o Lechu, Czechu i Rusie? Wedle niej Lecha nakłoniło do zatrzymania i budowy grodu gniazdo orła na dębie. Tylko że na Robertowej parceli nie ma ani dębu ani gniazda, ani tym bardziej orła. Są za to chwasty. Może też sobie wyobrażał, że kapitał tak zareaguje jak w tej scenie z „Samych Swoich”, kiedy Witia Pawlak z wagonu dojrzał i poznał Kargulową Mućkę, bo miała obtrącony róg, a drugiej takiej na całym świecie nie ma! Co i Kaźmirz zauważył i skwitował – „Ot bandyty, znaczy my znaleźli swoje miejsce na Ziemi”.

Don Vasyl i  egzotyka na ulicach

Czas pokazał, a co wielu przewidywało, że żaden poważny kapitał z Rosji się nie wycofa, bo to zbyt ważny rynek, a ta wojna to tylko chwilowa przerwa w dobrosąsiedzkich stosunkach. No, ale żeby i Robert nie był taki smutny do końca to los mu wynagrodził i coś tam kapitału napłynęło. Tylko że to kapitał ludzki, dość specyficzny, bo nie z pieniędzmi tylko po pieniądze. To są ci Romowie w liczbie około 200, którzy ubarwiają krasnostawskie ulice, nadając im nieco orientalnego kolorytu… Chciał to ma i czegóż chcieć więcej! Nie ma co! Ma chłop łeb i nosa do interesów i z takim nie zginie miasteczko.

Jesteśmy w mocy wariatów

Sama idea nagradzania pustych gruntów pod inwestycje jakimiś tam trofeami to do końca normalne w sensie medycznym nie jest. Już ogłoszenie całego kraju wielką strefą ekonomiczną nie wystarcza, tak jak wcześniej zakładanie poszczególnych stref i podstref ekonomicznych nie miało sensu, bo pies jest pogrzebany gdzie indziej. Produkcja w Europie staje się droga, bo przedsiębiorców trzeba łupić podatkami na socjalistyczne pomysły rządzących. Tego się pogodzić nie da – z jednej strony rządy wrażliwe społecznie i wszystkie socjalne głupoty, a z drugiej przedsiębiorcy, na których ceduje się jak ostatnio podniesienie najniższej krajowej. Ale puste komunizujące łby jak się na coś uprą, to czekać końca i jesteśmy w mocy durni i wariatów. Jak się do tego dołoży ceny nośników energii i różnej maści Zielone Łady to nic tylko … dawać ordery za pustki.

 Gabloty pełne trofeów

A może jeszcze jak, kto wpadnie na pomysł to Roberta nagrodzi medalem za bioróżnorodność kartofliska. A jakby je zasiedlić świstakami albo susłami, to by dopiero było!? Jedne by gwizdały, a drugie spały … Może Robert by się wreszcie obudził. Bo wyróżnić coś, co zbudowano od fundamentów ma sens i tu jest doceniony pewien proces twórczy, a nadanie tytułu parceli, że się powtórzę, której ostateczny kształt nadał lodowiec to już w żadnych zdroworozsądkowych kategoriach nie mieści. Ale widać ważniejsze niż zdrowy rozsądek jest to, by coś rozdawać kolegom samorządowcom, jakieś „szklane paciorki”, coby wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci mogli w gablotach postawić. Takie czasy to i takie trofea, warte tyle co materiał, z którego je wykonano. Nasz Proskura z Siennicy ma tego całą gablotkę, a wśród nich „Gminę przyjazną środowisku” I ten tytuł nie przeszkodził mu wcisnąć na czynne ujęcie wody firmy, która używała w procesie technologicznym kilkudziesięciu substancji rakotwórczych. I tyle to warte było dla Leszka…

Dramat rodziców półgłówka

Dobry grunt nie potrzebuje nagród i te najlepsze dawno już są pod inwestycjami. A kapituła konkursu widać zaczerpnęła pomysł na całe przedsięwzięcie nie tylko z podręczników marketingu ale również z życia i postawiła się w sytuacji majętnych rodziców, którzy są w posiadaniu ostatniego i najmłodszego, ale za to głupiego jak but syna. Półgłówkiem trudno okoliczne panny zainteresować i skoro tak to należy przerzucić akcenty nie na walory umysłowe tylko na pokaźny majątek durnia. Wtedy istnieje szansa, że jakąś się skusi, bo życie w luksusie w jakiś sposób zrekompensuje głupkowatego małżonka… Tak i tu, dać dyplom i może ktoś na taką medalową sztukę się skusi, bo przecież to „Grunt na Medal”.

Reasumując… Robert na gwałt potrzebował jakiegoś sukcesu i go dostał w postaci dyplomu i tego bajkowego tytułu. Miało być patetycznie a wyszło zabawnie. I to nie zmieni faktu, że jego pięcioletnie rządy to pasmo ciągłych kłótni z byłą już posłanką.

Popełniłem przed drugą turą wyborów samorządowych w 2018 roku felieton, w którym postanowiłem mu zaufać, bo raz to nawet wypada.  Wskazałem, że w takiej konstelacji, gdzie PiS ma wszystko; od powiatu po sejmik, to burmistrzem powinien być ktoś od nich, a nie Jakubiec, jak to ująłem; ze szpaczym garbem. To było logiczne tylko co z tego, skoro Robert nie dorósł do swej roli i miasto jest wielkim inwestycyjnym kartofliskiem po którym biegają „inkwizytorzy” szukając winnych tego stanu. W takich okolicznościach drugi raz nie wypada, bo teraz musiałbym się wstydzić i to byłaby naiwność. A „stary junkier” Jakubiec mając w czasie swoich rządów dużo trudniejszy układy sił wiele dokonał i nie ma się czego wstydzić. Ponadto może być zadowolony, bo jeśli nagrodami dokonania się mierzy, to może spokojnie spać do rana i śnić słodko oraz mruczeć przez sen. Wstydu nie ma, bo on miał swój Tannenberg i czarny krzyż. A to dlatego że w analogicznym okresie, czyli pod koniec kadencji, nagrodzono go w 2014 roku na krynickim Forum Ekonomicznym tytułem „Lidera Samorządu” To nagroda za całokształt, i za rzeczy, które trzeba było zbudować, wyciągnąć od fundamentów jak mówią budowlańcy a wcześniej pozyskać na to środki i jeszcze poużerać się z ludźmi. Robert w takim samym okresie dostał nagrodę za szczere pole pod kartofle po którym może pod rękę spacerować z Ryśkiem Madziarem, kolejną „świetną inwestycją” z Wołomina. Tak historia sobie zakpiła ze „śpiącego” burmistrza, który bezmyślnie politycznie postawił na wołomińskiego kuglarza oraz przespał hossę i od którego dłużej śpią tylko „rycerze spod Giewontu” .

PS. Jest jeszcze jedna analogia. W 2014 roku, gdy Jakubiec zgarnął nagrodę to, mimo to przegrał wybory z Hanną Mazurkiewicz niewielką liczbą głosów, ale takie są prawa demokracji. To, jeśli nagroda wpływa na wynik wyborów, to Robert jest zgubiony, a jeśli na rozmiar porażki wpływa kaliber nagrody, i to, kto nagradza to Robert jest zgubiony podwójnie. Dlatego dobry kontrkandydat powinien bez wysiłku wysłać go na „kartoflisko historii”.

 

 

 

29
4

DUPA czyli Definitywny Upadek Pomysłów Andrzeja

 

Dziś pierwsza część mrożącej krew w żyłach relacji z tego, jak „obóz genialnych strategów” teraz już „pomadziarowych sierot” zareagował na katastrofę przy urnach. Bo różnie z tym było, ale zaczniemy od „biura Gloria Vitae” na ul. Sobieskiego nazywanego dla niepoznaki starostwem. Tam Leńczuk „tak zwany starosta” chyba przez pierwsze dni nie wiedział, co o tym myśleć…

Madziar też nie wiedział i ta niewiedza rozlała się na nich wszystkich. Jeszcze w poniedziałek nasz Ciaputek miał nadzieję i z nosem w laptopie ślęczał, a jak mu zwróciłem uwagę bom akurat wpadł do starostwa z „wizytą gospodarską”, że dupa blada z tego wyjdzie to jeszcze miał w oczach nadzieję. Ona jak wiadomo umiera ostatnia. We wtorek po stwierdzeniu politycznego zgonu Ryśka w Wołominie flagi zjechały do połowy masztu na znak żałoby. W starostwie też było widać jej pierwsze oznaki, bo tu wszystko było postawione na jedną kartę i nasze orły przegrały w dwójnasób, bo i Ryśka, i Warszawę. Tego to się w najczarniejszych snach nie spodziewali, bo przecież tyle było plakatów, zdjęć i uścisków dłoni, żeby dobrze było, a tu nastał koniec na samym początku wedle złowieszczych, ale przenikliwych słów Leonii Pawlak co dało w efekcie Definitywny Upadek Pomysłów Andrzeja w skrócie DUPA.

Nosy więc im oklapły i dlatego Leńczuk z Nieściorem czegoś szukali na podłodze. Prawdopodobnie resztek nadziei… Rozkład trochę trwał, ale jakoś tak w czwartek otoczenie nabrało rezonu i zainicjowano powolne jednak przywracanie do rzeczywistości. Po posiedzeniu zarządu powiatu zrobiono nad nimi oboma coś jak godzinę szczerości albo sąd.

I ci słuchali… a słowa leciały ciężkie, bo już niektórzy nabrali odwagi i wiedzieli, że nad Ryśkiem domknęło się wieko politycznej trumny. Nieściory szedł w zaparte i był bardziej PiS-owski niż sam Kaczyński. Radnemu z Kraśniczyna w takiej postawie pomaga to, że on ze swoją polityczną głupotą bardzo się zżył i traktuję ją jak coś naturalnego do tego jest z niej bardzo dumny. Leńczukowi okładanemu niemiłosiernie z odsieczą przyszła pewna pani, która wparowała do gabinetu, bo akurat miała pilną sprawę. Skwapliwie skorzystał z tak rzuconego koła ratunkowego i wyszedł. Ciaputek tak miewa, że gdy zostaje przytłoczony argumentami, to ucieka od rozmówcy, udając, że coś nagle ma do załatwienia rozmowy nie kończąc. Potem sterczy gdzieś w starostwie i czeka, aż „zagrożenie pójdzie do domu”. No a wystarczyło być politycznie przyzwoitym i nie byłoby tych przykrych pytań, a on nie musiałby chować się we „własnym” starostwie.

Znów sobie tam poszedłem z kolejną gospodarską wizytą właśnie w ten feralny czwartek. Nieścior udawał, że wszystko jest w porządku, a nawet próbował się odgryzać, kiedy zapytałem, czy już się Rysiek zaczyna pakować i co się musi jeszcze stać, żeby obaj z Leńczukiem zmądrzeli? Radny odrzekł, że Rysiek zostaje i walczyć będzie w wyborach samorządowych jako szef struktur Prawa i Sprawiedliwości. Pokory to jak widać Nieścior nie uważa i jest z siebie okropnie zadowolony. Można było odnieść wrażenie, że chciał wprowadzić otoczenie w przekonanie, że ta Ryśka katastrofa to nie była katastrofa tylko planowy odwrót na z góry upatrzone pozycje. Rysiek oczywiście wróci do gry na jakimś białym koniu w bliżej nieokreślonej przyszłości, by znów „Pracować dla Polski”.

A z tak zwanym starostą odbyłem krótką, ale treściwą rozmowę. Jej skutek był taki, że usztywniło mi się przekonanie o tym, że on biedny nic nie rozumie i jeśli już coś dobrze zrobi to tylko, wtedy gdy wykona cudze polecenie i jeszcze musi być przy tym pilnowany, coby nic nie sknocił. Zasugerowałem mu jako człowiekowi „politycznego honoru”, coby złożył dymisje, bo przecież skompromitował się tym Madziarem. Odrzekł, że on tu niczego nie nakradł i nie będzie rezygnował. Czyli tradycyjnie nic nie zrozumiał, bo sugestia dotyczyła czego innego, a on jest o swojej niewinności wręcz przekonany, i to tak na amen. Z nim się tak rozmawia, że nie raz człowiekowi ciemnieje przed oczami ze złości, bo już prościej się nie da sprawy wyłożyć, a on tak odpowiada, jakby tej prostej wykładni nie zrozumiał.

No ale – mówię i zaczynam cierpliwie tłumaczyć – tu nie o kradzieże chodzi, bo od tego są inne organy tylko o „honor”. Bo ja mam świadomość, że Pan możesz nie wiedzieć, co to, ale pewnie kiedyś tam Pan o tym słyszał. I może w podjęciu takiej decyzji przeszkadza Panu te 15 800 brutto, to znaczy ich definitywna utrata!?- Nic nie odpowiedział…- No to jak niedobrowolna abdykacja, to powiadam – wariant honorowy z dawnych dobrych czasów! Wtedy Panie Andrzejku „ludzie honoru” albo strzelali sobie w skroń i tak zrobił Walery Sławek. Bo jest jeszcze – powiadam – metoda z dalekiej Japonii i do tego bardzo widowiskowa i bardzo plastyczna. Nazywa się harakiri lub seppuku. Wyjątkowo się nadaje do sytuacji, w której żeś się Pan dzięki swojemu geniuszowi znalazł. A straciłeś Pan swojego Pana z Wołomina.  Właśnie w Japonii, gdy samuraj go tracił albo ten Pan okrył się hańbą, to w geście honorowym ten pierwszy popełniał seppuku, czyli harakiri!? No i co Pan na to? Tu mi się Leńczuk nie określił.

Ale potem kiedy opuściłem mury tej zacnej instytucji to przypomniało mi się, że przecież Aztekowie przegranych wodzów składali bogom na ofiarę… i można było jeszcze to Andrzejkowi podpowiedzieć, niech myśli. I tak wyglądał pierwszy tydzień „Po Ryśkowej Wielgiej Smuty” i moja wizyta w tym lunaparku zwanym starostwem. No i wypada mi przeprosić wszystkich urażonych estetów, ale gdyby Andrzej Leńczuk podjął inne decyzje, to cztery litery nie nabrałyby takiego wypełnienia, a skoro nabrały to widać, to czytelny znak, że pomysł na nie zasługiwał i tyle na dziś…

 

37
4

Z fiutem w garści czyli powyborczy bilans PiS

 

Powiat krasnostawski, a przede wszystkim tubylczy PiS nie ma swojego przedstawiciela w ławach na Wiejskiej w Warszawie, czyli ma za swoje i ma co chciał. To znaczy pewne tęgie głowy z lokalnej elity władzy tego chciały, bo zwykły wyborca pojęcia o tym nie miał co mu szykują, gdy ten zechce oddać głos… W sumie dobrze wyszło, bo głupota macherów z ratusza i „zdrada” tych ze starostwa zostały błyskawicznie „nagrodzone”. Taki jest tej jesieni PiS-owski bilans otwarcia i do tego na pół roku przed wyborami samorządowymi.

Był poseł przez dwie kadencje i chyba długo przyjdzie czekać na kogoś, kto powtórzy wyczyn Tereski Hałas. Oczywiście przeszkadzała lokalnym wodzirejom, bo lepiej nie mieć nikogo w Warszawie jak mieć Tereskę. Tak sobie w swoich łepetynach uroili i teraz nie mają ani jej, ani Warszawy. A jeśli zrozumie się konsekwencje utraty przez PiS władzy w kraju dla wszystkich z nim związanych, bo 194 mandaty to dużo, ale do rządzenia nie wystarczy to mamy płacz i zgrzytanie zębów. No i to jest ten tytułowy i przysłowiowy „fiut w garści” jako jedyna namacalna „zdobycz”. I na tym można by zakończyć podsumowanie PiS-owskich wyborów w powiecie i w całym nieszczęsnym kraju.

 PiS padł na deski, bo zabrakło Tereski

Gdyby Tereska startowała to miałaby ponad dwanaście tysięcy głosów i miejsce w parlamencie. Przy tej frekwencji to pewne. Ale te wybory i tak miały swój pazur, a wszystko na skutek bezczelnego wpychania na wysokie miejsca na listach „ciał obcych”, takich jak „fircyk z Wołomina” Rysio Madziar obdarowany „dwójką”. Czy Pawłowska Monika; diwa z Ryk na „czwórce”, przeszczepiona z Lewicy do PiS, a potem tu do „siódemki”, a do tego koleżanka i dyskretna furtka do PiS-owskich fruktów naszego „postkomuszka z CIS” I wreszcie Kamińskiego Mariusza z „jedynki”, o którym można powiedzieć, że garnitur na nim nie leży i jest zmęczony życiem.

To właśnie dzięki, takim jak wspomniani, PiS-owski naród tubylczy na co dzień leniwy i apatyczny ruszył do urn i tak się przy nich zezłościł, że powiedział „nie” dla takich „importów” i wybierał swoich, takich, stąd, o ile miał taką możliwość. Nasz na liście PiS nie miał, ale kombinował jak mógł i przez, to bywały takie sytuacje, że niektórzy mniej wyrobieni w dniu wyborów na listach szukali Tereski Hałas, a jak jej nie znaleźli, bo jej nie było, to pomstowali „a job waszu mać” i głosowali… na „Trzecią Drogę” Na skutek takich i innych działań ze wspomnianej trójki ostał się z mandatem w garści jeno Kamiński. A PiS w całym okręgu zdobył ich łącznie siedem co się przełożyło na pięćdziesiąt procent poparcia w ogólnej liczbie głosujących i tym razem PiS zanotował jego spadek. Co ciekawe, to w zeszłych wyborach miał ich osiem, ale z Tereską na liście.

Rzeź spadochroniarzy

Kamiński Mariusz ocalał tylko dlatego, że był na „jedynce”, a reszta doświadczyła sytuacji opisanej przez Mario Puzo w „Ojcu Chrzestnym”, czyli fiuta w garści jako jedynej korzyści. Pawłowskiej zabrakło do szczęścia dosłownie kilku głosów i te ponad dziesięć tysięcy w obecnych wyborach ledwo starczyło, i to musiało zaboleć. W poprzednich starczało pięć tysięcy by odbierać zaświadczenie o wyborze. Wyprzedził ją „tubylec” Zawiślak Sławomir niegdysiejszy baron PiS, któremu pomogło to, że on tutejszy i stało za nim „zamojskie zagłębie”, czyli Zamość z przyległościami. A to jest na tyle wielkim paśnikiem, że jeszcze wykarmiło głosami pomniejszych kandydatów PiS i Sachajkę Jarosława, który jest co prawda importem od Kukiza, ale bardzo obrotnym i o dziwo dobrze przyjętym przez lokalsów.

Być może przyczyna tkwi w tym, że życiowo jest związanym z Zamościem i od 2015 startuje stąd. O dziwo nie jest członkiem PiS! Zmienia jedynie ugrupowania, z których list idzie po mandat, a zmienia niczym wojskowy kurier konie. Właśnie on był największym zwycięzcą, ale o tym za chwilę.

Malownicza kampania „wołomińskiego fircyka”…

Natomiast „wołomiński fircyk” poległ bardzo malowniczo i „głupio bohatersko”, jak kwiat francuskiego rycerstwa pod Crecy w 1346 roku. Ale trzeba mu oddać, że równie malowniczo walczył o głosy. Przechodził w tym samego siebie i pchał się ludziom do chałup, jak myszy jesienią. Na łbie stawał i pajacował ponad wszelkie granice. Nie dość, że się przemeldował do Kraśniczyna z Wołomina, to jeszcze popierał go cały krasnostawski PiS z Kościukiem burmistrzem i fajtłapowatym, ale złośliwym jak stary koń Leńczukiem „tak zwanym starostą”. Jak powszechnie wiadomo cały powiat oddali pod jego działalność misyjną, a Kościuk jako szef struktur na powiat tak go „wyczyścił” dla Ryśka, że nie zgłosił kandydata na posła stąd, kiedy był na to czas, o czym wspomniała Tereska Hałas na swoim FB.

Wozili go za to w te i we wte jak kiedyś po jarmarkach babę z brodą albo niedźwiedzia w klatce. Do tego zapraszali do siebie, rywalizując o jego względy, bo jak zostanie posłem, to dopiero będzie! Tacy byli pewni jego mandatu, że dla nich to, co 15 października miało być tylko formalnością. Leńczuk kusił go jak nie dożynkami, to koncertem w II LO. Ciągle było słychać uprzejmości i widoczną zażyłość. Dlatego; Ryszardzie, Andrzeju, Marku i Robercie fruwało jak chmara motyli raz w jedną raz w drugą stronę. Jednak po zamknięciu lokali i w miarę spływania informacji o wynikach z poszczególnych gmin i powiatów muchy ścierwnice zaczęły wypierać motyle, bo kandydatura Ryśka im bliżej końca zliczania głosów zaczęła marnieć w oczach i brzydko pachnieć, by na koniec definitywnie zdechnąć. Okazało się, że 8817 wystarczy, ale na dziesiąte miejsce, które jest dobre dla skoczka narciarskiego, a nie dla niego. To była cholernie droga przegrana, której kosztów nie podejmuje się podliczyć żaden tutejszy rachmistrz.

 … i festiwal wazeliny

Nim przyszła gorycz porażki to wyścig do Rysiowego serduszka trwał w najlepsze i czapkowanie mu na każdym kroku zakrawało na błazenadę dekady oraz kretynizm możliwy tylko w krasnostawskim obmierzłym grajdole. Bo przecież Rysiek nie dość, że kandydat na posła, to jeszcze szef struktur PiS w trzech powiatach i ulubieniec Sasina, to jak mu się tu nie podlizać! Dlatego wpadał tu właśnie Sasin i wspierał go swoimi obietnicami oraz klepała po plecach, jak matka brzdąca, coby odkaszlnął. Madziar w parlamencie był dla niego priorytetem, bo Ryś w czasach posuchy po śmierci prezydent Lecha Kaczyńskiego w katastrofie pod Smoleńskiem przetrzymał Jacusia w wołomińskim magistracie na niezłej pensji. Mógł, bo był burmistrzem, i to teraz było „przysługą za przysługę”. A swoją drogą to nasz bezmyślny duet; Leńczuk z Nieściorem mogliby się uczyć lojalności od tej dwójki, ale to tak na marginesie, bo oni od Teresy uciekli jak już wydoili z niej wszystko.

Rzadkiej urody były filmiki z udziałem Roberta Kościuka, który do występów przed kamerą tak się nadaje jak „postkomuszy” Piwko na instruktora fitness. Robert w nich opowiada o Ryśka przymiotach z taki zapałem i werwą, że nic tylko słuchaczowi wypada po obejrzeniu i wysłuchaniu pójść i się powiesić. To wyglądało bardziej, jak namawianie do zakupu, i to takie rozpaczliwe, ostatnich miejsc pod cmentarnym murem niż na przebojowy spot wyborczy, który miałby kogoś przekonać. A jak już o wieszaniu, to Rysiek eksponował się w takich egzotycznych miejscach, że dech zapiera, bo trzepak, czy rondo to już ekstrema.

Fakt Pawłowska straszyła rozmiarem swojego baneru z bloku przy ul. Okrzei, ale on nadrabiał ilością. Ryś też myślał swoim rozumkiem jak tu naród do siebie przekonać i nawet zdjęcie z dziadkiem Staśkiem ułanem walczącym tu na Lubelszczyźnie w 1939 pokazywał. Opowiadał, że i on tak nas będzie bronił. Do tego gadał o Księżycu znad zalewu w kraśniczyńskich Czajkach, że piękny, bo akurat gdzieś tam biegał. Żadnemu wozowi strażackiemu nie odpuścił. W Płonce, jakby mu pozwolili, to by w nich nocował. A na dożynkach w Bończy „orły ze starostwa” dyskretnie rozłożyli stoisko promujące Ryśka jak już Teresa Hałas z dożynek się ulotniła, bo akurat miała uroczystości gdzie indziej. Leńczuk jednocześnie rozgłaszał w koło, że Teresa Hałas to nadal jego posłanka i tak to się odbywało, a lekarze od paranoi i urojeń zacierali ręce, bo nowy materiał do badań się pokazał wielce obiecujący.

Benefis w KDK  i Robert jest zły !?

W ostatnich dniach kampanii wyborczej Robert Kościuk ze swoimi spin doktorami wpadł na genialny pomysł i zegnał do KDK nauczycieli ze szkół podległych ratuszowi, bo akurat zbliżał się dzień Edukacji Narodowej. Niby nic, ale gwoździem programu był występ Rysia Madziara, który wparował na scenę znienacka. Zaczął opowiadać o dobrodziejstwach, które spłynęły na nauczycieli za rządów PiS i że Czarnek nie jest taki czarny jak go malują. Krasnostawska belferka na początku była oszołomiona takimi tezami, a potem zaczęła z dezaprobatą szemrać i mało brakło by go wybuczała. Burmistrzowi bardzo się to nie podobało i nawet na tę okazję zmienił wyraz twarzy, który dostrzegli znawcy oraz wielbiciele jego arcy oszczędnej mimiki…

Dlaczego przerżnęli?

Ale dlaczego Rysiek przerżnął i cały PiS z nim? A, dlatego że nie mógł wygrać, albowiem tak spieprzonych list, jak ta w „siódemce” było w skali kraju dużo, a to zaledwie jeden z powodów. Było i zużycie władzą ponad wszelką wątpliwość. Na takich bublach, jak listy PiS mógł stracić kilkanaście mandatów, może nawet pod dwadzieścia. Te może dwadzieścia więcej większości by mu i tak nie dało, ale łatwiej przeciągnąć dwudziestu posłów niż czterdziestu, i to lepiej wygląda, a także dobrze świadczy o politycznej robocie. Bo jak mówią wojskowi, to do każdej bitwy trzeba się przygotować jak najlepiej. Między bajki to wszystko włożyć, bo widać wszystko było na odpieprz, a bój do ostatniej kropli krwi tylko deklarowano. Tak naprawdę listy robiono pod tych, co chcieli za wszelką cenę mieć immunitety i choćby jakiś grosz z parlamentu, bo akurat mieli zobowiązania bankowe jak nasz bohaterski Ryś.

Korespondencyjne starcie Madziara z Sachajkiem

Przed wyborami w PiS mieli tajny przez poufny sondaż, z którego wynikało, że mandatów mogą wziąć siedem, a Rysiek będzie o ten siódmy walczył z kukizowcem. Walczył co prawda, ale nie o siódmy, ale o „honor” co w jego przypadku i tak dobrze brzmi. Sachajko, tymczasem odleciał wszystkim. Tu w powiecie  „wołomiński fircyk” przegrał z nim, i to dość wyraźnie. Smaczkiem jest to, że Ryś zrobił śliczny wynik na osiedlu koło cukrowni w gminie Krasnystaw. Tam dostał ponad 450 głosów, bo wpłynął na obniżenie cen za „ciepłą wodę”, Gdyby w każdej gminie było takie osiedle i taka cukrownia, to może by wygrał „sam” te wybory.

Jedyny powiat, w którym odgryzł mu się to włodawski i tam miał nad kukizowcem dwukrotną przewagę.  Ale w skali całego okręgu Sachajko zmielił Madziara na papkę i inni kandydać również go zlali. W pewnym momencie Sachajko gonił Kamińskiego z „jedynki” i ostatecznie zdobył trzydzieści trzy tysiące głosów, a Kamiński czterdzieści cztery. Natomiast bożyszcze naszych lokalnych PiS-owców Rysiek walczył o dziesiąte miejsce z Wróblem z Biłgoraja…

Dodatkowy smaczek jest tu w Krasnymstawie, bo Madziar wziął z niego 530 głosów, a Sachajko 1051, a to trzeba interpretować jako osobistą porażkę burmistrza Kościuka, który stał całą swoją siłą za tym pierwszym. Bo to on go lansował i suflował mieszkańcom jako nowego jasnego idola. Przed wiosennymi wyborami do samorządu Robert dostał czytelny sygnał, że reelekcji może nie być, a co najwyżej rekonwalescencja. Może co prawda liczyć na „głosy Madziara”, ale to jest powód do płaczu, a takiego Roberta jeszcze nikt nie widział i może wreszcie przyszła na niego pora.

A na koniec jako posumowanie, to cichą bohaterką, ale wcale nie anonimową i miejskim partyzantem, takim spod szyldu Kedywu jest Stasia Wiśniewska. Znają ją w mieście, bo jak lewa strona ma Babcię Kasię, to ta „prawa” emerytkę Stanisławę Wiśniewską. Stasia dysponuje stalowymi nerwami i włada parasolką lepiej, niż Wołodyjowski szablą. Z nią lepiej nie zadzierać. To w dużej mierze ona, rozdając gazetki Sachajki na ulicach miasteczka i tłumacząc prostym językiem o co chodzi i na kogo nie trzeba głosować „kupiła” Ryśkowi bilet powrotny do Wołomina za co wypada jej podziękować i docenić, a Ryśkowi życzyć szerokiej, bezpiecznej i powrotnej drogi…

 

 

43
1

Dziadek Stach i niemieckie banki

 

W kampanii wyborczej 2005 roku Kurski wyciągnął Tuskowi dziadka z Wehrmachtu i wszyscy odebrali to jako absmak. Bo jak tak można, i to chwyt poniżej pasa, krzyczeli esteci i polityczni puryści. Dziadek, co było wiadomo od razu został do Wehrmachtu na siłę wcielony, ale po czasie wyszło, że wnuk Donek, jakby na niego padło, to sam, by się zaciągną. Jaki „Tusek” jest to wiadomo, ale nie w tym rzecz, bo dziadkowie w tym wszystkim mają jakąś moc nieodgadnioną, o czym za chwilę.

Z tamtych wyborów została jeszcze jedna myśl świetlista, która głosiła, żeby zabrać babci dowód, co by nie głosowała na PiS. Teraz po tym, co wyrabia Rysiek Madziar ma się ochotę zabrać dowód, ale wnuczkowi. To w związku z tym posłuchajcie kochani czytelnicy co kandydat na nowego jasnego idola krasnostawskich PiS-owców znów nawyczyniał ze swoim nieboszczykiem dziadkiem Staśkiem jako elementem kampanii…

Ryś Madziar doszedł do wniosku, że i on na swojego dziadka Stanisława postawi jak Kurski kiedyś na dziadka Tuska, tylko że zrobi to inaczej. Bardziej patriotycznie! Pewnie pomyślał, że cel uświęca środki, bo warszawski paśnik wart jest mszy nie mniej niż Paryż dla Henryka IV! Oczywiście dziadka o zdanie nie pytał, bo ten już nie żyje. No i jak zamyślił tak zrobił. W tym celu nakręcił filmik i pokazał go 10 października na swoim FB. Gwoździem programu jest zdjęcie z dziadkiem, który siedzi na białym koniu, bo jest ułanem 7 Pułku Ułanów Lubelskich. Czy koń jest ogier, kobyła, wałach to nie wiadomo, ale wiadomo, że biały. W ten sposób Rysiek, choć w połowie zademonstrował patriotyzm, pokazując część barw narodowych. Oprócz konia dziadek ma mundur i szablę przytroczoną do siodła, a ta jest może nawet większa od szabli naszych krasnostawskich piłsudczyków medyka Janeczka i Janusza Rzepki!

Oczywiście Rysiek swoim mamrotliwym wokalem opowiada o bojowym szlaku dziadka, o współczesnych zagrożeniach i że on wszystko zrobi, żeby było dostatnio i bezpiecznie. Dziadek Stach co ciekawe wedle słów wnuczka Ryśka walczył pod Parczewem, Radzyniem, Zamościem i Tomaszowem Lubelskim. Pod tym ostatnim nawet brał udział w bitwie, która jest jedną z większych bitew września 39 r. O ile w historii wojskowości ta jest wymieniana to bitew na szlaku 7 pułku Ułanów Lubelskich pod pozostałymi miejscowościami Wikipedia nie podaje. Owszem nie jest to rzetelne źródło, ale Rysiek i jego „bajer” również. Wikipedia wspomina za to, o utarczkach z niemieckim patrolami co raczej odpowiada prawdzie, bo 7 pułk wtedy był w odwrocie na Lubelszczyznę po intensywnych walkach na kierunku północnym. Koloryzuje zatem wołomiński kiciarz, jak nic.

Wiadomo! Walczyć pod Parczewem czy Radzyniem lepiej brzmi niż jakaś tam utarczka. Bo ta może być pod blokiem o miejsce parkingowe. A te wszystkie miasta teraz powiatowe, które Rysiek wymienia w szlaku bojowym dziadunia pokrywają się z okręgiem nr 7, w którym on wnuk swojego dziadka nomen omen walczy, ale już nie o wolność tylko o głosy, które dadzą mu dostęp do paśnika na Wiejskiej. O Łukowie, przez który szedł dziadek; Rysiek nie wspomniał, to już inny okręg wyborczy. No taki przezorny!

Rysiek tym dziadkiem brzytwy się chyta i aż strach pomyśleć, co by było, gdyby dziadek służył w piechocie? Ano nie byłoby się czym pochwalić, a przynajmniej nie byłoby tak imponującej marszruty, bo na nogach i do tego swoich to nie to samo, co na końskim grzbiecie. Ale pewnie Rysiek by głupot nagadał, że hej, a tę opowieść jeszcze podkręciłby do takiego stopnia, że z jego bajdurzenia wynikłoby, że dziadek odwiedził te wszystkie miasta i walczył pod nimi, kładąc pokotem tłumy Niemców, a wszystko biegiem, no bo na piechotę, już bez konia! Tak że ten koń, co by nie mówić uratował częściowo Ryśka opowieść i tylko dzięki niemu Rysiek jeszcze bardziej się nie skompromitował.

I czy w takich okolicznościach szekspirowski Ryszard III nie miał racji, wrzeszcząc w 1485 na polu bitwy pod Boswortch; królestwo za konia!? Ano miał! Tylko w naszym wypadku to jest królestwem baśni, bo Rysio już tam puka. Rysiek z dziadka Staśka i jego konia na którym ten zjeździł Lubelszczyznę wycisnął wszystko i o mało go nie ochwacił! No dobrze, ale ktoś zapyta, dlaczego tak się wydurnia. Rysiek chce za wszelką cenę zostać wybrany a po co!? To o tym za chwilę. On musi się wykazać lubelskimi korzeniami, choćby nie wiem co!

Dlatego zameldował się w Kraśniczynie a teraz tak przedstawił dziadka marszrutę, że wyszło, że ten walczył w okręgu nr 7 a on przejął pałeczkę w sztafecie pokoleń i teraz on będzie nas bronił od złego. No tak… tylko że Rysiek to nie Stanisław i te czasy to nie tamte. Dziadek walczył, narażał życie i zapewne kule świstały mu nad głową, w co ja wierzę, bo to wojna była a ta jest okrutna.

Dla mojego poczucia smaku zestawienie tamtych wydarzeń z tymi okolicznościami bardzo prymitywnymi, gdy Rysiek chce do paśnika jest nie do przyjęcia. Bo jak to tak ! Za mamroczącym o wojennych perypetiach dziadka Ryśkiem nie latają kule i tego się nawet równać nie da i trzeba mieć kiełbie we łbie by próbować. Bo za teraźniejszym Ryśkiem latają co najwyżej przekleństwa w ku… mieszkańców. I jak mają nie latać!? Jeśli ktoś chce wytrzepać w Krasnymstawie dywan to nie da rady, bo akurat na trzepaku „wisi Rysio”. A na rondzie ktoś zaklnie szpetnie, bo akurat Rysia tak „powiesili”, że wszystko zasłania i to są takie klimatu… Wystarczy poczytać co ludzie pokazują w internecie z Ryśkiem jako motywem wiodącym. Tak chce nas do siebie przekonać! Topornie, nachalnie, że strach lodówkę uchylić by zza warzyw nie wyskoczył z gębą pełną frazesów typu „Budujemy silne Lubelskie” Powód tego parcia jest banalny i jak nie wiadomo o co co chodzi to chodzi o pieniądze. Rysiek wedle oświadczenia majątkowego na zakończenie kadencji z czerwca 2021 roku miał kredytów po kokardę a miażdżąca większość to kredyty w niemieckich bankach. Commerzbank tudzież Dojczbank… Dwudziesty pierwszy rok to czas, kiedy szedł w politykę na grubo i wyżej, bo wtedy widać Jacek Sasin dał sygnał. Jak wytłumaczyć miłość do banków niemieckich w sytuacji, gdy Niemcy nas biją i Tusk miał dziadka w Wehrmachcie tego nie wiem, ale czego to się nie robi by rodzina była na swoim. I to są jaja jak przysłowiowe berety! Ale życie na pewnym poziomie kosztuje! Tak że wypada to jakoś spuentować i może tak… Dziadek walczył o niepodległość z nacierającymi Niemcami w 1939 roku, życiem ryzykował a wnuk bierze kredyty w niemieckich bankach, ale to już przecież inni Niemcy i inna Polska… i też się chłop poświęca.

 

36
5

Józek nie daruję ci tej nocy czyli polowanie na Zająca

 

Jak powszechnie wiadomo zasiąść w senatorskim fotelu, to rzecz trudna, albowiem tu okręgi są jednomandatowe. A niejaka Kamila Grzywaczewska z PiS chce tam bardzo usadzić swoje to i owo, i aby to pragnienie się spełniło musi pokonać w bezpośrednim starciu „na bagnety” „profesora” Józia Zająca, obecnie startującego z własnego komitetu. Ale że Zając to „zwierzę łowne”, a i zwinne to „dobre dusze” z PiS robią za „nagonkę”, coby Józefa osaczyć, złapać i na sam koniec zrobić z niego pasztet… I właśnie dziś o tym!

Kto jest Józek to ogólnie wiadomo, ale dla protokołu przypomnimy tak pokrótce… To „profesor” – nauczyciel akademicki, doktor habilitowany nauk matematycznych, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Chełmie w latach 2001–2016, senator VIII, IX i X kadencji. Należał do inicjatorów powołania PWSZ w Chełmie, w 2001 objął stanowisko rektora tej uczelni i zajmował je do 2016, a następnie został prorektorem. Nadmienić należy, że uczelnie przekształcono w międzyczasie w Państwową Akademię Nauk Stosowanych. Józio wykładowca to jedna z jego „twarzy”, jest jeszcze Józio polityk i na tym polu słynie z matematycznej wyceny politycznych korzyści i strat. W związku z tym hołduje zasadzie „Rebus sic stantibus” Co się tłumaczy dosłownie „skoro sprawy przybrały taki obrót”, czyli ni mniej ni więcej; jeśli zmieniły się okoliczności; zmieniamy umowę. Dlatego Józef po wygranej PiS w wyborach 2015 roku i przykrych artykułach na temat jego najbliższych w tygodniku „Wprost” z kwietnia 2016 „aljuzju poniał” i zacumował u Gowina – wtedy ministra od szkolnictwa wyższego i szefa „Porozumienia Jarosława Gowina”, stając się tym samym jednym z senatorów „Zjednoczonej Prawicy”. Wcześniej w 2011 startował jako bezpartyjny kandydat z listy PSL. W klubie PiS był do lipca tego roku, w tak zwanym międzyczasie, bo w 2019 został ich senatorem… Józek co warte uwagi i dla całej opowieści fundamentalne co wybory zwiększa w „postępie arytmetycznym”, jak na matematyka przystało liczbę zdobywanych głosów. I tak kolejno… 2011 ponad 26 tys., 2015 ponad 42 tys. a w 2019 ponad 61 tys… Tak że wynika z tego krótkiego podsumowania, że Józef Zając jest „Zając Pancerny” i wygrać z nim trudno, bo mocny jak Brazylia na mundialu w 1970 roku.

A kto jest Kamila… To w sumie urocza blondynka, roześmiana jak Regelinda z katedry naumburskiej, lat ma w sam raz i chodzi w szpilkach i tyle z dobrych informacji. Dalej… Jest dyrektorem terenowej placówki KOWR w Lublinie, choć zaczynała na placówce KRUS we Włodawie. Aktywna z niej działaczka PiS i przy tym prężna jak tyczka Siergieja Bubki. Tak jak ona nikt zorganizować pikniku Kaczyńskiemu nie potrafi. Dzięki tym organizatorskim talentom została koordynatorką z ramienia wojewody do kontaktów z Kołami Gospodyń Wiejskich. Mieszka w gminie Urszulin powiat Włodawa, gdzie prowadzi gospodarstwo, dlatego to „dziewucha z roli i z tego, co ją boli” Hoduje w nim owce i barany ras zachowawczych. Dzięki temu wie jak dotrzeć do mało wyrobionych wyborców. A pewnie jak zostanie senatorem, to nauczy się je strzyc. Polityki już liznęła, ale na najniższym szczeblu. W wyborach samorządowych 2018 roku startowała na fotel wójta gminy Urszulin i po mandat radnego. Wójtem jednak nie została, bo wszystko przez kontrkandydata, który zdobył więcej głosów i jej 704 nie starczyło, ale na otarcie łez ze swych roześmianych oczu chapnęła mandat radnego. Ma jeszcze na stanie męża Grzegorza profesora Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie na Katedrze Zoologii i Ekologii Zwierząt. Mąż poza tym zna się na wielu ptakach, bo to ceniony ornitolog. Kamila, jak widać, z jednym profesorem tworzy zgodne stadło i lepi mu pierogi, a drugiemu podkłada nogi…

To teraz o przebiegu polowania z nagonką na „zająca” Józia.

Wziął się i nieostrożny Józek w gazecie lokalnej pochwalił o swoich osiągnięciach. Wiadomo kampania wyborcza. Ale przeczytały jego opowiadanie orły z PiS co robią za nagonkę u Kamili. No i się zaczęło… „Łowczy” Jakub Banaszek prezydent Chełma wysmarował pełen oburzenia post, a w nim wytrząsał się na Józiem, tak że chełmska górka opadła o kilka metrów, a duch Bieluch ze strachu splamił bieliznę od środka i o mało na chełmski SOR nie trafił. Najgorsze grzechy, niebu obrzydłe to są zdaniem prezydenta te, gdzie Józek w sprawie utworzenia kierunku lekarskiego przypisuje sobie cyt „w lekki sposób działania podejmowane w tej sprawie” Banaszek nie mógł ścierpieć zajęczej niegodziwości i tłumaczył w poście dostępnym na FB Kamili całą historię swoich starań. Bo i on też zabiegał, i to w sposób szlachetnie bezinteresowny w przeciwieństwie do „niegodziwca Zająca”. Szczegóły, jeśli, kto ciekaw są dostępne w poście z 1 października, i to typowe kampanijne przepychanki, kto ważniejszy. Koniec końców Zającowi zasług odebrać nie sposób, a można mu jedynie umniejszać.

Rysiek i jego metoda

Ale w tym momencie warto zatrzymać się na trochę, bo aż się prosi jak to starzy ludzie na wsi mówią „pokazać do oczu” i przypomnieć o praktykach partyjnego kolegi Banaszka „osławionego mołojca” Ryśka Madziara. Ten znikąd kandydat na posła PiS na siłę wszczepiony na tę listę i dla którego coby miejsce zrobić „politycznie zasztyletowano” posłankę z powiatu krasnostawskiego Teresę Hałas. To właśnie ten „wołomiński lubelak” przypisuje sobie wszystko. A szczególnie celuje w robotę Teresy w sposób bezczelny i poza granice śmieszności. Rysio nawet wymyślił na takie okazje głupawe sformułowanie „wszystko dzięki rządom PiS” i „budujemy silne lubelskie” A przecież nie jest członkiem tego rządu, nawet nie jest posłem i lubelakiem (w tym ostatnim posunął się nawet do zameldowania w gminie Kraśniczyn na czas wyborów) a jedynie doklejonym również na siłę byłym burmistrzem Wołomina, teraz w randze doradcy ober ministra Jacusia Sasina i pełnomocnika PiS. I tak to wygląda, że Madziarowe bezczelne podwieszanie się pod wszystko, co mu do łba wpadnie – kolegów z PiS nie złości, a Zając, kiedy opowiada o tym, co w jakiś sposób tworzył, bo był przy poczęciu, a nawet sam poczynał to już tak i olaboga…

Józek jest Krzysztofem i trudna młodość prezydenta

Ale to nie koniec, gdzie tam! Potem było jeszcze paradniej. Wyciągnęli zgrywusy Zającowi teczkę z IPN. Gwoli ścisłości to Banaszyk też w poście o tym wspominał, bo jak to ujął; zawiódł się na Józiu, będąc studentem, gdy się dowiedział, że współpracował z SB. Po takim wyznaniu młodość prezydenta Chełma widać trudna była i współczuć mu wypada, bo co to za młodość jak dorosły chłop ze studiów wspomina teczkę profesora, a nie motylki w brzuchu na widok urodziwej i powabnej koleżanki z roku…

Ipeenowską teczki wyfotografowali jak policjanci miejsce przestępstwa i dawaj wrzeszczeć. Zrobili z tego oczywiście posta, a Kamila pytała Zająca na FB, jak on tak mógł i jak to możliwe i żeby wyjaśnił! W tej teczce Józef był „Krzysztofem” co też jest ładnie, bo Krzysztof, tak jak Józef jest w panteonie świętych kościoła katolickiego. Po tych „sensacjach” zapachniało niektórym pieczystym z zająca, ale nagonka zaplątała się we własne portki, bo jak zwykle naganiacze nie powiedzieli całej prawdy. Zając Józef, gdy został senatorem w 2011 roku złożył oświadczenie lustracyjne, w którym przyznał się do faktu zarejestrowania go przez SB. Takie oświadczenie jest obowiązkiem bez konsekwencji prawnych. Po tej ekspiacji nie była ta wiedza tajemną, a teraz mija od tego faktu 12 lat, i to jest mocno odgrzewany kotlet podłej jakości. Pytali go w 2011 i dziennikarze o okoliczności rejestracji. Opowiadał, że wiązało się to z pracą naukową i wyjazdami do krajów spoza bloku sowieckiego. W sumie logiczne i Zając nie był wyjątkiem, bo SB robiło tak z każdym, kto chciał opuścić socjalistyczny raj.

Niemiecki szpieg podły…

Ale nagonka poszła dalej i nawet opublikowali fragmenty zawartości teczki, z których nic nie wynika, ale w obecnej sytuacji kontekst jest humorystyczny. Otóż Milicja prowadziła dochodzenie w latach osiemdziesiątych  przeciwko obywatelowi RFN podejrzanemu o szpiegowanie na rzecz USA. A w aktach operacyjnych pojawia się pseudonim Józka „Krzysztof”. O co go pytali i co powiedział tego już nikt nie pokazał. Ale jeśli „Krzysztof” jest tym Józefem to PiS za tego „szpiega niemieckiego” powinien w takich okolicznościach, kiedy Kaczor i spółka, i Niemców nienawidzi dać Józkowi medal albo przynajmniej pochwalić, a nie psioczyć, bo on przecież przy założeniu, że coś tam przydatnego służbom powiedział to doniósł na właśnie NIEMCA, i to z RFN! Czyli zachował się czujnie i po obywatelsku. A my możemy wywnioskować, że ustroje się zmieniają tylko wróg ciągle ten sam, a skoro tak to się w Polsce szybko ten dom wariatów nie skończy…

Nagonka z powiatu

W powiecie krasnostawskim również działali naganiacze, którzy chcąc zakosztować pasztetu z zająca udostępniali post z teczką. Pierwszy z nich to znany i słynący z mnogości cnót radny powiatowy z Kraśniczyna oraz członek zarządu powiatu Marek Nieścior z PiS. Marek słynie z polityki prorodzinnej i w Kraśniczynie w tej dyscyplinie nie ma sobie równych, a może nawet w całym powiecie. Tak zięciów i córki pomontował w jednostkach starostwa, czy innych sektorach dzięki kontaktom politycznym, że chcą go wciągnąć do encyklopedii jako wyjątkowy przykład braku hamulców. A instytut miar i wag zamyśla jego nazwiskiem określać jednostkę nepotyzmu. Jak dobrze pójdzie, to od stycznia będziemy go mierzyć w „Nieściorkach”, ale co i jak to się jeszcze zobaczy.

Marek udostępnił post oczywiście przepełniony dumą i obowiązkiem, bo oto niegodziwość i agenturalność Zająca trzeba wywlec i pokazać, bo nie będzie tu Zając bezkarnie rządowych marchewek chrupał! To, że się Józio przyznał 12 lat temu dla Marka komsomolskiej inteligencji niestanowi zgrzytu. Widać wszystko można zrobić dla chwały rewolucji i komsomołu oraz Kamili z Ryśkiem. Tylko czy Nieścior w tym zapale nie zagalopował się zbytnio. Bo jeśli ktoś kiedyś z podobnym zapałem jego zapyta, dlaczego tak podle i po prostacku postąpił z poseł Teresą Hałas. A przypomnijmy – odstawił na bok, politycznie zdradził po tym, jak już sam się nachapał, a wszystkich zięciów i córki dzięki namolnym prośbą i przy jej pomocy wcisnął tu i tam. To czy zapytany będzie skory w takich okolicznościach do opowiadania o tym wszystkim ze spiżowym czołem? I czy ma świadomość tego, że jego czyny nie trafiły do teczek tylko dlatego, że nikt tego nie chce spisywać póki co jeszcze, a pozostawia takie „świństwa” ludzkiej pamięci. Bo to, co zrobił jest świństwem wyjątkowej „urody” i gdyby uwieczniano postępki, takich jak on to z takich nepockich teczek i innych czynów mało chwalebnych miałby pełnowymiarową bibliotekę, może nawet większą niż ta powiatowa.

Radca , komentator czy agitator

Sławy tropiciela przeszłości Józia pozazdrościł doktor „rehabilitowany”, profesor i radca prawny Marcin Szewczak, ulubieniec Leńczuka i jego oczko w głowie. Ponoć jako jedyny w starostwie wierzy w geniusz polityczny starosty rzekomego Leńczuka, ale jak mówią złośliwi; ludzie na etacie mówią nie jak jest tylko co trzeba. On również komentował, będąc przy tym teatralnie oburzony. Ten egzemplarz kulowskiego myśliciela trzeciej dekady XXI wieku jest dość ciekawy ze względu na renesansową wszechstronność, przynajmniej na papierze. Pan Marcin to „jastrząb” z KUL i znawca najskrytszych myśli Putina oraz przewodnik po jego duszy. Zna się i na zagadnieniach militarnych nie gorzej niż Clausewitz. Tym wszystkim dzieli się często z widzami w TVP Lublin i podobno po wsiach robi to wrażenie. W ogóle jest tak mądry, że świat nie widział i okropnie zapracowany. Ma tych tytułów i zajęć, więcej niż hydra łbów. Fakt, że przy tylu fakultetach jeszcze żyje zakrawa na cud! Ponoć energię czerpie z kosmosu i batonów „Snickers” Zatrudniony jest między innymi w krasnostawskim starostwie powiatowym na etacie, czy jakoś tak radcy prawnego. Strasznie skuteczny w tym radzeniu i ciężko się dowiedzieć, jak mu to przy tylu srokach złapanych za ogon wychodzi, ale pewnie jest tak fantastycznie, że nikt nic nie mówi, bo z wrażenia wszystkim odbiera głos. Taki z niego spec, że i Pana Boga by na Sądzie Ostatecznym w kozi róg zapędził.

Ale w tej beczce miodu jest i kropelka dziegciu, bo czy powinno się łączyć radcostwo i komentowanie na FB w jedną całość. Zdaniem niektórych absolutnie NIE, albowiem są radcy na tyle profesjonalni, że swoje poglądy polityczne mają dla siebie. A to, co i jak pozszywał Szewczak przypomina konsumpcję drugiego dania w talerzu po pomidorowej z resztek wczorajszego rosołu. Radca, skoro gdzieś radzi powinien unikać wchodzenia w spory i komentarze, a najlepiej, żeby się zdecydował albo rybka, albo pipka jak już kiedyś podpowiadał wszystkim niezdecydowanym Stanisław Anioł gospodarz domu na Ursynowie przy ul. Alternatywy 4.

Jak donosi prasa…

Oczywiście w nagonce pojawił się i zarzut korupcyjny. Poszło o działki miejskie przekazane przez miasto „uczelni Zająca” pod cele statutowe. Banaszek nad tym się rozwodził i nie omieszkał tego użyć w swoim poście, o którym była mowa. No i tu jest pewien szkopuł, bo prezydent Chełma mówi, że Józio odkupił je po zaniżonych cenach, ale opiera to na opinii gazety . I skoro tak pewny prasowej „prawdy” to powinien jako prawy i sprawiedliwy obywatel oraz osoba publiczna zainteresować tym organy ścigania, a nie machać w czasie kampanii jak drewnianą szabelką z odpustu. Bo można odnieść wrażenie, że to sprawa podobna do „komputerowej afery” w filmowych Wilkowyjach stworzonej, jak wiadomo „pod wybory”. Tylko jak wygląda przypiekanie Zająca, gdy ma się w szeregach Morawieckiego z nieruchomościami żony i Obajtka z jego willami? No marnie…

Towarzystwo odleciało

Ale najlepsze na koniec! W niedzielę 8 października odbyła się uroczysta inauguracja roku akademickiego na „Józkowej Sorbonie”. Przylecieli na skrzydłach wszyscy zajadli wrogowie, jak gdyby nigdy nic, bo to była forma demonstacji i zagrania mu na nosie. Był nawet Przemo Czarnek, pięknooka Kamila i Ryś Madziar, który z Kamilą często się pokazuje. Wpadł i prezydent Banaszek. Przemawiali, tak że niektórzy oniemieli, a najbardziej Józek i jego otoczenie. Delegacja z PiS przyniosła ze sobą dary jak Grecy u Wergiliusza, a jak ci je przynoszą, to wtedy nie wolno im ufać. Był to Czarnkowy czek na ponad 10 milionów. Podobno na nowy samolot…ale i bez niego towarzystwo odleciało. Dali mu tym do zrozumienia, że to wszystko dzięki nimi i jak będą rządzić, to będą dawać i że to oni przynieśli. A on jest „płotka”…

Na zakończenie wypada spróbować podsumować całe przedsięwzięcie. Mój stosunek do senatora Józefa Zająca jest ambiwalentny choć nie do końca to określenie oddaje istotę sprawy. Wychodzę z założenia, że skoro żyje to niech tam sobie żyje. A przytaczam tę historię tylko dlatego, że doskonale ilustruje upadek polityki w tym kraju. To książkowy przykład brudnej kampanii w stylu ”  kampanii do idiotów i robionej przez idiotów”.

PiS, czy jakakolwiek partia z po magdalenkowego kartelu nie powinny nikogo rozliczać, jeśli w szeregach mają, takich jak Stasiek Piotrowicza członek PZPR, prokurator z czasów stanu wojennego. Niektórym tak odbiło, że u nich nie wystarczy się przyznać tak jak Zając, bo to ciągle mało… Wystawiają innym certyfikaty prawomyślności za bzdety sprzed lat, a sami na bieżąco robią świństwa i łajdactwa o rozmiarach gargantuicznych. Kampania, tymczasem powinna ograniczać się do merytoryki, a nie obsrewania. Jeśli już, to jest udziałem kobiety to strach się bać i kto jej to doradził? Wygląda i na to, że biednemu narodowi niczego nie oszczędzą. A można się posunąć do stwierdzenia, że o zgrozo… poziom argumentów odpowiada poziomowi elektoratu, albowiem poziomica, czy jak, kto woli waserwaga nawet wciśnięta w bagno zadziała właściwie i pokaże poziom nawet w bagnie. Najbardziej zastanawiające i w sumie irracjonalne w tym całym rozgardiaszu jest to, że gdy Zając był senatorem z PiS, to nikomu nic nie przeszkadzało. Obnoszono go jak feretron w Boże Ciało i nikt nie zauważył, że Zając zrzekł się senatorskiego wynagrodzenia, co jest rzadkością, a nawet ewenementem. Tymczasem Kamila zawzięła się na Józka zupełnie niepotrzebnie, bo jeśli ma wygrać, to wygra i bez tych fekalnych wtrętów. Dlatego szkoda, że nie poszła śladem lublinianki Beaty Kozidrak, której swego czasu podpadł jakiś Józek i na kanwie tej historii powstała całkiem popularna piosenka i nikt nie miał jej tego za złe, a wszyscy nucili „Józek nie daruję ci tej nocy!”. I tym muzycznym akcentem z czasów, gdy było wiadomo, o co chodzi i „kto jest kto” żegnam czytelników i tych, co mnie nie czytają…

 

 

 

 

 

28
5

SZANOWNI PAŃSTWO…

Teresa Hałas

 

SZANOWNI PAŃSTWO…

Znajomi i Przyjaciele…

Drodzy facebook-owicze…

Zbliżamy się do dnia 15 października – daty kolejnych wyborów Parlamentarnych 2023 r.

Pragnę wszystkich Państwa poinformować, że nie kandyduję do żadnej z Izb Parlamentarnych. To tak tytułem wstępu, bo wielu z Państwa wciąż pyta, gdzie moje wyborcze materiały, a wielu innych odwiedza moje Biuro Poselskie z propozycją wsparcia mojej kampanii…

KOCHANI…

Wyjaśniam to najkrócej jak tego wymaga zaistniała sytuacja. To władze PiS w ostatniej chwili przed rejestracją list zrezygnowały z mojej kandydatury w tych wyborach. Szkoda jednak, że powiatowa władza partyjna, czyli Pełnomocnik PiS Powiatu Krasnostawskiego nie zgłosił żadnego innego kandydata – mieszkańca Ziemi Krasnostawskiej. Jest to niewątpliwie ewenement w skali okręgu, gdyż niektóre powiaty reprezentuje wielość kandydatów i tyko Nasz jak sierota został jak widać wytypowany dla zebrania głosów wyborców PiS przez kogoś z innego obszaru.

W związku z zaistniałą sytuacją pragnę Wszystkim Państwu serdecznie podziękować za te wszystkie lata, za możliwość bogatej współpracy, za dyskusje i spotkania w szkołach, wiejskich świetlicach, klubach, przeróżnych instytucjach, na sportowych boiskach i wszędzie tam, gdzie byłam przez Państwa zapraszana… lub tam, gdzie Państwo niejednokrotnie przyjęliście moje zaproszenie. Cieszy fakt, że poza wszelkimi podziałami potrafiliśmy współpracować na wielu, przeróżnych płaszczyznach. To był dla mnie wielki honor i zaszczyt pełnić w imieniu moich wyborców mandat Posła RP. Przez osiem lat (czas dwóch kadencji) miałam przyjemność gościć w moim Biurze Poselskim wielu z Was. Tutaj poznałam Państwa życiowe problemy, często zawiłe i krzywdzące. Wzmacniałam to wszystko poradami prawnika, których tylko przez okres ostatnich czterech lat było 1279. Zawsze cieszyły nas sprawy wygrane z korzyścią dla zainteresowanych. Nigdy nie zapomnę młodego rolnika, który przyjechał z innego okręgu wyborczego w kampanii zbierania malin z rękami czerwonymi od malinowego soku i swoją ważną sprawą, którą w końcu udało się przy naszej pomocy i życzliwości kogoś z odpowiednich władz nadzoru pozytywnie sfinalizować. Nigdy nie zapomnę skargi dzieci z Domu Dziecka, która w ciągu doby została pozytywnie rozpatrzona, a dzieci maja swoją najlepszą Panią Dyrektor. To są tylko dwa przykłady, a była ich jak to w życiu cała masa.

SZANOWNI PAŃSTWO…

Ciszę się, że moje relacje z wyborcami, czy środowiskiem samorządowców były poprawne. Każda inicjatywa, każda inwestycja dedykowana mieszkańcom nadawała lepszego, gospodarczego i społecznego wymiaru, budowała więzi i społeczny szacunek.

W moich obowiązkach sejmowych w sposób zasadniczy kierowałam się potrzebami obywateli wyznając zasadę, że posłem się bywa. Z jednej strony miałam świadomość reprezentacji i dyscypliny partyjnej, z drugiej potrzeb moich wyborców. Z tego powodu trzeba było postawić się nieraz ponad partyjne priorytety i wybrać obywatelskie racje. Taka była niejednokrotnie moja postawa i potrzeba głosowań nad kilkoma projektami ustaw: piątka dla zwierząt, segregacja sanitarna, lex konfident, bezkarność urzędnicza, czy mrożenia majątków polskich przedsiębiorców bez wyroku sądów. Nie poparłam również ustawy o nieruchomościach, w tym warunków wywłaszczeń pod potrzeby CPK, projektu o ochronie przyrody, czy ostatnio ustawy prawo geologiczne i górnicze. Wszystko to zrobiłam w imię obrony ludzkich interesów. Chcę powiedzieć, że nikogo nie obwiniam i nikogo nie oskarżam, bo wiem, że nie myli się tylko ten kto nie podejmuje żadnych działań. Należy również zawsze zauważać przyjęcie przez Rząd i Parlament wielu ważnych i potrzebnych rozwiązań propaństwowych i prospołecznych, bo takich na przestrzeni tych ośmiu lat było wiele. Warto dostrzegać zawsze jak złożona jest Nasza sytuacja geopolityczna, ale każdy Parlament i każdy Rząd musi dbać przede wszystkim o swoje narodowe dobra i potrzeby swoich obywateli poprzez swoją uczciwość, solidny przekaz, poszukiwania kompromisów i budowania społecznej zgody.

SZANOWNI PAŃSTWO…

Życie często zaskakuje stawiając przed Nami różne wyzwania, ważne jest, by umieć je przyjąć z pokorą bo… odejść nie znaczy zapomnieć, jak istnieć nie znaczy pamiętać.

Dzisiaj żegnając się z Państwem zabieram ze sobą wiele wspaniałych wspomnień obejmując życzliwą pamięcią każdego z Was. Pozostańcie w zdrowiu i przy najlepszej nadziei na każdy dzień.

Z serca dziękując za wszystko kłaniam się Państwu i ślę moje najlepsze życzenia.

Teresa Hałas

50
10

Ciekawostki kampanii

Janusz Szpak radny powiatowy, lider PSL, komendant OSP i były członek ORMO, ale po przemianie bardzo czuły i wrażliwy, goszcząc na sesji Rady Gminy Siennica Różana w dniu 28 września zapowiedział, że wnioskuje o sesję nadzwyczajną rady powiatu. To pokłosie tego, że żadna z gmin powiatu nie otrzymała grosza z programu operacyjnego potocznie zwanego PGR. No i mamy kolejne reperkusje głupoty Leńczuka z Nieściorem i z małej chmurki będzie niechybnie potop… Kostki domina po tym, jak pogrzebali szanse posłanki na miejsce na liście PiS walą się z hukiem i przysypią ich samych. Szczególnie oberwie kościołowy Leńczuk. Szpak byłby durniem, gdyby tego faktu bezbrzeżnej głupoty nie wykorzystał. Co jak co, ale on takich okazji nie przesypia. A będzie lał Leńczuka i istnieje całkiem uzasadniona obawa, że może mu zdrowie na tę okazję wrócić. I takich żeśmy czasów doczekali…

 

A tego pomysłu strach komentować, bo to jak wypowiedzenie wojny Szpakowi. Nie po to Janusz został komendantem, żeby mu tu jakiś Madziar po remizach latał i jak bitwa to bitwa. Do ostatniego żywego druha…Ale ten numer już był przerabiany chyba w pandemii. Do sprawdzonych rozwiązań się wraca…

Natomiast Ryś Madziar, tymczasem puszcza ckliwe filmiki na swoim FB. Na ostatnim z 27 września opowiada przez 28 sekund, jak poszedł pobiegać głowę przewietrzyć. To drugie całkiem zrozumiałe, bo po tych wszystkich bzdurach opowiadanych tu i tam trzeba organ dotlenić. Trafił nad zalew na Czajkach gmina Kraśniczyn… W wieczornej scenerii opowiada o pięknym księżycu, bo widać w Wołominie jest inny, brzydszy. Ten tutejszy jest bajkowy, bo się przegląda w tafli zbiornika. Czego to chłop nie wymyśli, żeby tylko na niego głosować… No ale jak już o tym „wymyślaniu” to Rysio spotkał się z zarządem spółdzielni mieszkaniowej „Osiedle Cukrowni”, a to tam, gdzie rządzi „żelazna” Janina Szawarska. I tu uwaga, bo uradzili, że… i tu zacytuję oficjalny komunikat spółdzielni. „ Komunikat. Po spotkaniu doradcy Ministra Aktywów Państwowych Pana Ryszarda Madziara jednocześnie kandydata na Posła, z zarządem spółdzielni wypracowano koncepcję obniżenia ceny zakupu energii cieplnej od Cukrowni o około 20% w stosunku do ceny urzędowej, począwszy od 01.10. Br. W związku z powyższym zaliczki na centralne ogrzewanie i podgrzanie wody dla osiedla w Siennicy Nadolnej zostaną od października o tyle zmniejszone”. Zarząd Spółdzielni… Przezornie nie podawali nazwisk członków zarządu, bo każdy by chciał i tak się zdobywa serca by potem zdobyć portfele. I tyle z newsów…

28
2

Fejsbuk prawdę ci powie czyli „zlewanie” Leńczuka

Klęska Naszych Samorządów takim tytułem straszy „Najmądrzejszy Tydzień” na pierwszej stronie. Czcionka wielgaśna i czerwona na żółtym tle. Ta kompozycja to widać nie przypadek, bo kiedyś o ludziach niespełna rozumu mówiono, że mają „żółte papiery” To, co ostatnio się wyrabia w powiecie krasnostawskim szaleństwem trąci, tak że barwa tła jest nieprzypadkowa…

Czkawką się odbija to, że Leńczuk z Nieściorem odwrócili się od posłanki i postawili na Ryśka Madziara spadochroniarza z Wołomina. Pogrzebali szansę powiatu na swojego posła i są w tej durnocie odosobnieni, co dobrze o ich stanie umysłu i politycznym rozumie nie świadczy. Nie ma posła „stąd” i nie ma kasy „tu”, a Zenek Martyniuk do tego dopisałby smograjny refren; sru tutu, sru tutu i wszyscy by nucili, zalewając się łzami…

W całym powiecie chlipią i zadają sobie pytanie; dlaczego i gdzie te kandydaty co miały sypać złotem? Bo dawanie na kościół rajcuje tylko tych co do niego chodzą… Żółkiewka złożyła wniosek na tak zwane PGR-y opiewający na 2 mln złotych. Zając sekretarz gminy rozkleił się i rączęta załamywał, bo co to będzie!? Najbardziej to im chyba żal tej drogi na Turobin… Monika Grzesiuk umoczyła 6 baniek. Więcej umoczył tylko Wojewódzki w spółce u Palikota. Nic Kraśniczynowi nie pomogło, że piękny Rysio zameldował się w chałupce na Starej Wsi. Ciamajdowaty Leńczuk też ręce załamuje i nie wie, dlaczego nikt nic nie dostał. A przypomnę, że i zarząd powiatu składał wniosek na drogę powiatową w gminie Kraśniczyn na Majdanie Surhowskim, która miała być prezentem dla Nieściora Marka radnego i nepoty oraz pomagiera w tej operacji przeskoku w „gulasz węgierski”. To ciekawe, bo nawet dureń wie, dlaczego nie ma kasy i skoro tak to… komentarz staje się zbyteczny i tu trzeba lekarza od głowy pytać.

O i tu w Kraśniczynie jest ciekawostka, bo wróble ćwierkają, że w tym szukaniu kąta dla „gulaszu węgierskiego” z Wołomina tropy wiodą do Kościuka, który tę chałupkę wybierał razem ze wspomnianym Nieściorem. Chałupinka jest ponoć od kolegi Kościuka. A Nieścior już jest u dywersantów z ratusza tak nieformalnie i od dawna tam aplikował. Bo obaj z Leńczukiem już z rok temu rozmyślali o przeskoku w „nadprzestrzeń” do Ryśka via ratusz tylko dumali jak to zrobić!? Nieścior bez skrupułów za plecami Leńczuka ugrywał swoje i już przy sporze o chmielnik, gdzie jak wiadomo miasto darło koty z powiatem „umalowane oko puszczał” w stronę ratusza. I to wtedy narodził się pomysł przerzucenia Nieściora córki z wydziału rolnictwa i leśnictwa w starostwie do cukrowni na sekretariat, bo tam nie jest potrzebne prawo jazdy i znajomość gatunków drzew. No i w cukrowni głównym dyrektorem jest niegdysiejszy zastępca Kościuka i w takich okolicznościach wystąpił właściwy klimat do transferu Nieściora latorośli. Leńczuk o tym zupełnie nie wiedział, i to dotarło dopiero do niego jak „latorośl” żegnała się ze starostwem ciastem i czekoladowym cukierkiem a on się biedny na to załapał zupełnym przypadkiem. W takich słodkich okolicznościach starosta wszedł w posiadanie informacji o awansie córki kolegi… do nomen omen cukrowni. Wszystko widać było jak w Weselu u Wyspiańskiego… „symboliczne” A o całej operacji zamontowania „gulaszu węgierskiego” w Kraśniczynie też tradycyjnie nie wiedział.

I pewnie oznak, że wystawiają go do wiatru i za drzwi też nie spostrzeże. Te oznaki już są i Nieścior go zostawi bez mrugnięcia okiem. Takie są reguły tej gry, że takich jak on wyrzuca się na żer krokodylom, jak podczas podróży białych odkrywców w górę afrykańskich rzek wyrzucano murzyńskich chłopców, gdy zielone gady nie dawały spokojnie płynąć. Jak się „zdradziło” to trzeba spać w butach i zabiegać o względy, a i do tego sumienie gryzie. Życie po takim wyskoku nie jest lekkie, ale nie ma co nad Leńczukiem płakać. Dorosły jest, i to przecież „człowiek kultury” Do kościoła lata jak busy do Lublina to wie, że Judasz próbował srebrniki oddać, ale arcykapłani zwrotu nie przyjęli, bo w takim wypadku jest tak, że po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się… Leńczuka kopią w zad, i to okropnie, ale ten widać czucia w tej części siebie nie ma. Bystry jak diabli, ale ważne, żeby koncerty z Gloria Vitae wychodziły ładnie.

Wystarczy zerknąć na relacje na FB, który jak cyganka prawdę ci powie. Kościuk z Cichoszem przykleili się do Ryśka jak plastry i powiat krasnostawski, to w jego oczach oni. Ten drugi to przyszły starosta tak mówią przynajmniej niektórzy, a i on taka wizją nie pogardzi, bo jego nie nakarmisz, tak jak Piwki z CIS. W zeszłym tygodniu Madziara zaniosło do Chełma na galę MMA. Stoją więc na zdjęciu na ściance z Kamilą Grzywaczewską z PiS. Ta znowu uroiła sobie, że chce zostać senatorem i póki co pracuje w KOWR. Młoda w sumie dziewucha i co ona szuka w senacie między dziadkami? Może lubi dojrzałe towarzystwo!? Na tej ściance obok Ryśka; Kościuk i Cichosz z zaciśniętą pięścią… O Leńczuku ani słychu, ani widu. Zwyczajnie olali go, a ten myśli, że same gołąbki wpadną do gąbki. Na innych fotkach z gali widać, że Ryś wlazł do oktagonu i łapy wyściskał zawodnikom. Jak widać, okrutnie zdesperowany i cudem jest, że którychś z zawodników mu nie odwinął… Potem były biegi charytatywne w Krasnymstawie pod szyldem PKO i też Kościuk brylował, a Leńczuka nikt nie informował. Zlewają go okrutnie ale ma co chciał.

A jak Madziar po Krasnymstawie latał z ulotkami, to Kościuk tuż za nim, a Leńczuk w tym czasie był… u siebie w domu albo miejscu nikomu nieznanym. W Płonce w ostatnią niedzielę, gdy świętowano 100-lecie OSP Leńczuka też olali. Był Szpak komendant powiatowy OSP, tylko że on z PSL. W tle dyskretnie przebiegał Jasio Mróz, co prawda członek zarządu powiatu z PiS i mieszkaniec Żółkiewki, ale to Leńczuk powinien być hosudarem… Rysiek za to gwiazdorzył nie jakieś tam strażaki. Już tam pan na Rudniku wójt Paweł Kucharczyk zadbał by Ryś dobrze się bawił. Siadał więc wołomiński torreador za kółkiem ofiarowanego OSP wozu, za kierownicę szarpał. Radości miał tyle co wnusio na wizycie z dziadkiem w lunaparku. Tylko waty cukrowej mu brakło i pomalowanej farbą gęby… No cyrk! I tą refleksją z gminy, gdzie zawracają bociany, ale Madziar absolutnie nie żegnam do następnego razu…

 

21
5

Jak rozwiązują problem kompostowni w Żółkiewce czyli udomowienie przebiegłego Lisa

W Gminie Żółkiewka tak jak w Siennicy Różanej rządzą ci z PSL, ale mimo wszystko ci pierwsi zdają się słuchać tego, co płynie z terenu. A Wójt Lis tym samym zdaje się być lisem domowym, takim do pogłaskania! O sekretarzu Zającu nie pomnę… Rzecz dotyczy tego, że i u nich pojawił się inwestor z Lublina, który chce budować w Olchowcu kompostownię, taką jak w Siennicy Różanej na gruntach Kozieńca po piaskowni. Pisałem o szczegółach tego pomysłu w felietonie z 28 sierpnia  http://www.dziennik-siennicy.pl/siennica-rozana-jak-wroclaw-czyli-abstrakcyjne-pomysly-na-eko-biznes/ W Siennicy jak przystało na monarchię absolutną z elementami przemysłu rozrywki wystarczy, że pomysł podoba się Wójtowi, i to w zasadzie przesądza o wszystkim, bo wszystko, czyli decyzja rady zdaje się być tylko formalnością. Nasz Proskura nawet nie maskuje swojej radości i poparcia. Dlatego dziś artykuł dotyczący właśnie Żółkiewki i wstrzemięźliwej postawy tamtejszego wójta z sekretarzem…

 

Protestują przeciwko budowie kompostowni

20 września 2023

Umieszczone w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Żółkiewka ogłoszenie dotyczące sprawy wydania spółce IBNC w Lublinie decyzji środowiskowej na budowę kompostowni rolniczej w Olchowcu zaniepokoiło mieszkańców tej miejscowości i sąsiednich wsi. Chcą protestować, bo uważają, że inwestycja jest zagrożeniem dla ich zdrowia.

Od kilku dni w gminie Żółkiewka nie mówi się o niczym innym, jak tylko o planowanej budowie kompostowni rolniczej na działkach przynależnych do sołectwa Olchowiec. Mieszkańcy są mocno zaniepokojeni i mówią wprost, że nie chcą sąsiadować z wysypiskiem śmieci. Wiadomość na ten temat ukazała się w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Żółkiewka. Urzędnicy zamieścili ogłoszenia dotyczące złożonego przez lubelską spółkę IBNC wniosku o wydanie decyzji środowiskowej na budowę kompostowni rolniczej.

Mając na uwadze, że inwestycja zalicza się do kategorii przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko, chcielibyśmy, aby każdy mieszkaniec naszej gminy był świadomy, że w miejscu, gdzie jest planowana kompostownia, może powstać wysypisko odpadów, które znacząco pogorszy nasze codzienne funkcjonowanie – twierdzą mieszkańcy wsi Borówek, sąsiadującej z Olchowcem. Według nich, to właśnie im kompostownia może najbardziej dać się we znaki.

Mieszkańcy obawiają się również, że planowana inwestycja znacząco obniży komfort życia oraz sprawi, iż młodzi ludzie w przyszłości nie będą zainteresowani pozostaniem w gminie Żółkiewka. – Boimy się również, że w wszyscy mieszkańcy gminy zostaną obciążeni utylizacją odpadów, nad którymi w rzeczywistości nie będziemy mieli żadnej kontroli. Problem dotyczy również dwóch sąsiednich gmin, Gorzkowa i Rudnika. Mieszkańcy tych gmin są właścicielami gruntów rolnych na terenie Olchowca. Eksploatacja kompostownika według nas bardzo mocno obniży wartość naszych nieruchomości, zarówno działek rolnych jak i budowlanych.

Mieszkańcy podkreślają, że na terenach, gdzie ma powstać kompostownia oraz w pobliskich okolicach występują gatunki chronionych zwierząt oraz ptaków. – Mamy na myśli łosie, sowę pójdźkę, koszatkę leśną, sójkę, myszołowa, puszczyk, kruki, drozdy, trznadle, dzięcioła zielonego, dzięcioła czerwonego, szpaka, kosa, dudka oraz inne. Występuje tutaj również rzadka roślina – centuria pospolita, która znajduje się pod ochroną, ale także wiele leczniczych źródełek wodnych – podkreślają. – Kategorycznie nie zgadzamy się z niszczeniem wspomnianych gatunków oraz pięknej nieskazitelnej przyrody, o którą dbały wiekami poprzednie pokolenia.

Ich zdaniem, piękna topografia tej okolicy może być zniszczona przez jednego człowieka. – Nasz przedsionek do Roztocza został poddany teraz wielkiej próbie. Musi wygrać ludzki zdrowy rozsądek, a nie nieustanne dążenie do zarabiania wielkich pieniędzy, gdyż wszyscy jesteśmy świadomi, że nasza planeta nieodwracalnie się zmienia – mówią. – Nasze wody gruntowe i powierzchniowe, rzeka Żółkiewka, zbiornik wodny w Gorzkowie są zagrożone przez ciężkie metale, którymi jest nasączony zagęszczony szlam oraz zakładowe odpady kanalizacyjne.

Inwestor zaznaczył, że kompostownik ma być ogrodzony betonowym murem, co nie przekonuje mieszkańców. – Po dzikiej polnej dróżce ciężkie samochody każdego dnia mają przewieść nawet 100 ton odpadów i ścieków. Niemalże 12 tys. mkw. ma być pokryte betonową płytą i ogromną wiatą namiotową o pow. 6 tys. m kw. Naszym zadaniem jest bronić krajobrazu i zatrzymać go takim, jakim zostawili go nasi przodkowie – uważają mieszkańcy.

Marcin Zając, sekretarz gminy Żółkiewka, uspokaja mieszkańców. Zapewnia, że żadne decyzje w tej sprawie nie zostały wydane. – W Biuletynie Informacji Publicznej jest umieszczona informacja, że wpłynął taki wniosek od firmy. Zgodnie z procedurą czekam na opinię Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, sanepidu i innych instytucji. Decyzja środowiskowa zostanie wydana przede wszystkim zgodnie z wolą mieszkańców – zaznacza Marcin Zając. (s)

Źródło: Nowy Tydzień

A w aktualnym wydaniu Nowego Tygodnia z 25 września wypowiada się sekretarz Zając. Zarzeka się, że pozytywnej decyzji środowiskowej na pewno nie wyda. Ponadto na sesji rady gminy 15 września pojawili się oburzeni mieszkańcy… 

13
3

Jaka „piękna” katastrofa !

Po opublikowaniu15 września listy z szóstej edycji naboru środków z rządowego programu PGR samorządowcy z powiatu winni czym prędzej „staroście” Leńczukowi i Nieściorowi z Kraśniczyna podziękować, i to tak z fasonem, coby ruski rok popamiętali. Właśnie powiat zbiera owoce tego, jak wygląda w praktyce stawianie na obcego kandydata na posła i nie ma to znaczenia, że zameldowanego tymczasowo na terenie powiatu.

Tak tytułem wstępu i nieodzownego przypomnienia. Leńczuk „tak zwany starosta” z PiS z Nieściorem Markiem członkiem zarządu powiatu i radnym również z PiS i z Kraśniczyna „zdradzili” ostentacyjnie poseł Teresę Hałas. Polecili swoje niewinne duszyczki i zardzewiałe szable amantowi z Wołomina Ryśkowi Madziarowi, człowiekowi Sasina, który teraz zakochał się w Białymstoku. Ryś jest na liście PiS na „dwójce” kosztem posłanki. Bilans tej zdrady, głupawej i szkodliwej doprawdy imponujący, bo nie ma PiS kandydata na posła stąd, i to pierwszy taki przypadek od kilkunastu lat. Tym samym elektorat Zjednoczonej Prawicy nie ma na kogo głosować. I już widać opłakane skutki tej spektakularnej rejterady, o czym za chwilę.

Kaliber „zdrady” podkręca fakt, że obaj zostali przez posłankę swego czasu wyfutrowani po kokardę. Leńczuk został starostą spoza rady z uposażeniem 15 800 brutto, a Nieścior członkiem zarządu powiatu z uposażeniem 2 500. Szczególnie ten ostatni, zasiadając w tym gremium pełnił funkcję w sposób niezwracający niczyjej uwagi. Wykazywał się za to wybitną kreatywnością, jeśli chodziło o „wtykanie” członków rodziny, gdzie się da. W tym celu w łonie powiatu funkcjonował nieoficjalnie program socjalny „Nieścior plus” w kontrze do osławionego „500 plus”.

Ale Pan Bóg jest zgrywus i doszedł do wniosku, że przydałby się kubeł lodowatej wody na ich rozpalone łepetyny. I w ostatni piątek na tych dwóch spadło polityczne nieszczęście, przez, co jest i śmiesznie, i strasznie. Co prawda bardziej doświadczyło „prywaciarza” z Kraśniczyna, ale nie ma nad kim płakać.

Starostwo i gminy z terenu powiatu od kilku lat składają wnioski na dofinansowanie inwestycji na swoim terenie. Każdy robi to niezależnie, wedle uznania. Ostatnio Leńczuk, chcąc wyróżnić Nieściora za wyjątkowe oddanie zgłosił do szóstej edycji programu potocznie nazywanego PGR drogę w Majdanie Surhowskim gmina Kraśniczyn. To jak wiadomo rodzinne strony Nieściora, jego okręg i matecznik. A pewne dofinansowanie, że się powtórzę miało być prezentem dla radnego, bo oddany Leńczukowi jak Lodzia Paciorek wójtowi z Wilkowyj.

Wszystko zdawało się zmierzać do szczęśliwego finału i w piątek ogłoszono na stronach kancelarii premiera szczegółowe listy obdarowanych samorządów z terenu województwa. Tymczasem po zaznajomieniu się z ich treścią wyszło, że inwestycji w Majdanie Surhowskim nie ma. Mało tego! Żadna gmina z terenu powiatu nic nie dostała, a wnioskowały prawie wszystkie! Ale nie ma tego złego i skoro nikt nic nie dostał to przynajmniej dostał Leńczuk, a dostał po tej lekturze wytrzeszczu i napadu złości oraz przygnębienia. Podobno szuka sprawców, ale trzeba mu zasugerować, co by stanął z radnym Nieściorem przed lustrem to raz dwa winnych znajdzie i zobaczy.

Musiała ta lektura boleć, bo pewny był na 200% No przecież zawsze coś dostawali, a to miało być na bank, jak to, że po maju jest czerwiec! I teraz dochodzimy do sedna sprawy…

Rozdanie środków miało miejsce, w momencie gdy Teresa Hałas dzięki ich staraniom nie jest posłem i nic nie znaczy, czyli jest w stanie takim, jaki sobie wymarzyli, a dołożyli do niego niejedną cegłę. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że dla tego celu wybudowali cegielnię. Ta ich „nirvana” trwa już dwa tygodnie i wszystko, co po 2 września, a wtedy ogłoszono składy list do parlamentu bez Teresy; bezdyskusyjnie idzie na konto Leńczuka, Nieściora i ich nowego protektora Madziara. Jak widać po listach PGR, debiut Ryśka jako jasnego idola i promotora z jednej oraz Leńczuka jako sługi z drugiej zakończył się kompromitacją.

Wyszła na wierzch, i to błyskawicznie stara prawda, że gdy była posłanka stąd, to miał kto za tym wszystkim chodzić i pilotować. Bo napisać list to jedno, a dostarczyć go do odbiorcy to drugie. „Baba ze wsi” którą zdradzili i traktowali przez ostatnie miesiące podle robiła za kuriera i lobbystę, nawet gdy wiedziała, że obaj są u Madziara! Do końca strała się być posłem, stąd, ale im to przeszkadzało. Po owocach ich poznacie mawiają teolodzy i sadownicy z okolic Grójca. To teraz w myśl tego nastał czas zbiorów ekspresowo dojrzewających fruktów głupoty i bezmyślności. Widać jak na dłoni jak radny dba o swój okręg i co dla niego jest priorytetem i co potrafi „załatwić”. Bo zięciów i córkę wciskał perfekcyjnie i skutecznie.

Tereskę osobiście znali u Morawieckiego, tak jak Leńczuka nie znają poza rogatkami miasta. Jej znaczenie wzrosło szczególnie po tym, gdy chwiała się większość sejmowa i zaczął dokazywać Ziobro z Gowinem. A ci dwaj nieszczęśnicy zamienili ją na obcego i gdy zabrakło posłanki skończyły się protekcje i w efekcie pieniążki. A to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej i będzie gorzej…Po wyborach, gdy może PiS skleci rząd, ewentualny koalicjant będzie wyszarpywał swoje i będzie mniej do podziału.

A jak w innych powiatach? Okazuje się, a nie było to trudne do przewidzenia, że na liście jest mnóstwo inwestycji z gmin w powiatach, które UWAGA w nadchodzących wyborach mają na listach PiS swoich lokalnych posłów. To rozdanie środków ma zabarwienie polityczne, ale które nie ma!? Wybory za niespełna miesiąc. Warszawa zadecydowała, nie oglądając się na nic, że rozdysponuje środki na powiaty i gminy, gdzie są partyjni kandydaci do parlamentu. Ale takie traktowanie, z jakim mamy obecnie do czynienia będzie stałą tendencją, bo inaczej być nie może i tak jest zawsze, a jeśli dojdzie do koalicji, o czym wspomniałem będzie jeszcze trudniej cokolwiek wyszarpać bez lobbowania lokalnego posła. Gdyby było odwrotnie, to po co mieć posła, skoro bez niego jest tak samo jak z nim? W pierwszym rzędzie nakarmią samorządy z parlamentarzystami, a z resztek, jeśli takowe spadną z pańskiego stołu; pozostałych.

Ale ktoś, kto bacznie obserwuje poczynania Leńczuka z Nieściorem może zarzucić, że przecież powiat ma kandydata na posła, i to pewniaka, bo calutki tych dwóch oddało do jego dyspozycji. Ten nazywa się Ryszard Madziar i nawet zameldował się tymczasowo w Kraśniczynie. A z Nieściorem są na ty! Ale widać w Warszawie mają to w głębokim poważaniu i robią sobie z tego grubą nieprzyjemność, bo wiedzą, że rezolutny Ryś jest tylko po to by zebrać głosy i zasiąść w ławach na Wiejskiej. Warszawa uważa, że on jest z Wołomina i tego się trzyma, bo to akurat prawda, a Bareja nie wymyśliłby lepiej…

Madziar do żadnego powiatu nie jest przypisany z żadnym się nie utożsamia. Natomiast Przemysława Czarnka opowieści na spotkaniach z wyborcami, że Madziar zakochał się w Chełmszczyźnie to blaga, bo jak się zakochał to się i odkocha. Sasin też tak miał a teraz zakochał się w Podlasiu. Ryśka terenem łowieckim jest cały okręg „numer siedem”. Jego interesuje tylko ława na Wiejskiej i jeśli w niej zasiądzie, to więcej skorzysta Wołomin niż powiat krasnostawski.

Rozdanie pokazało jak się rzeczy mają, a Leńczuk, stawiając wszystkie oszczędności na obcego, bo z Wołomina chce nas przekonać, że bycie chorym jest lepsze niż bycie zdrowym. Bo tak to należy rozumieć. Nie powinno zbytnio dziwić i to, że mógł ktoś w tej operacji blokady całego powiatu maczać dyskretnie paluszki, a choćby konkurencja. Bo fakt, że żadna gmina z powiatu ani wniosek samego Leńczuka dla Nieściora nie zdołał się przebić uderza w starostę. Pokazuje, że jest słaby i bez możliwości. Jeśli ktoś przekonał decydentów, że można nie dać nikomu, bo cel uświęca środki to, czy w takich okolicznościach Leńczuk znajdzie się na liście do kwietniowych wyborów samorządowych. To mogły być ukryte intencje jak w opowiadani „Złamana szabla”  Bo ukryć liść jest najlepiej w lesie, a gdy go brak to trzeba go zasadzić.

Może Madziar nie pomógł, bo nie chciał sobie tym głowy zawracać. A co mu zależy i kto to jest Leńczuk dla niego? Każdy wie, że z pogardą traktuje się takich co całują po rękach i nieproszeni czapkują, kłaniając się w pas. Z takimi nikt się nie liczy, bo skoro są tacy, to na wszystko się zgodzą i wszystko wezmą za dobrą monetę, nawet siarczystego kopniaka. I dlatego, skoro brak osobistej godności, to nie ma powodów by pomagać. A później, po wyborach!? Później Rysio będzie już bardzo zapracowanym posłem…

Na zakończenie wypada „podlać” szczególnie Nieściorowi z Kraśniczyna trochę otuchy. Bo doprawdy znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, tym bardziej że ponoć ma ambicje startować na urząd wójta. Motywację ma… wszak wnuki rosną! Ale jak on się z tego wszystkiego wytłumaczy przed wyborcami, to pozostaje zagadką. Wobec tego doradzałbym przekierować uwagę mieszkańców na profity płynące z posiadania nowego mieszkańca gminy rodem z Wołomina Ryśka Madziara. Radny winien ludziom opowiadać, że co prawda drogi mamy dziurawe i nic nam nie dali, ale o proszę sama prawa ręka Sasina zakochała się w naszej małej ojczyźnie. Może radny nawet w ramach ocieplenia wizerunku i zbratania się z prostym ludem oprowadzać wycieczki po posesji Ryszarda w Starej Wsi. Opowiadając przy tym, że oto tu nasz „honorowy mieszkaniec” jada śniadania, tam odpoczywa, tu go pogryzły osy, a tam obszczekał pies. A w to okno patrzy na Kraśniczyn i myśli o Polsce. Po wszystkiemu wypadałoby urządzić wzorem szlaku Wyszyńskiego szlak Madziara i znowuż samemu oprowadzać oczywiście za drobną opłatą by starczyło na czternastą i piętnastą emeryturę, bo radny okropnie interesowny. I tym rechotem przez łzy żegnam czytelników do następnego felietonu…

PS. Ale choć nabór do szkół ponadpodstawowych mają zadowalający. Tylko że tu już Nowosadzki puchnie z dumy, jak świeżo upieczony ojciec…   

 

 

 

41
4