Daniel Miciuła odpowiada na „zarzuty”

W ostatnim czasie w Krasnymstawie, a właściwie w kilku sklepach i punktach na jego mapie oraz na profilu społecznościowym FB jednej z byłych mieszkanek miasta Krasnystaw powołującej się na cyt. „konekcje” z jednym z moich kontrkandydatów na Burmistrza Krasnegostawu pojawił się artykuł na mój temat.

Mowa o gazecie, periodyku? „Głos Krasnegostawu”, redagowanym przez Pana Romana Żelaznego. Piśmie, które z założenia i zapewnienia samego redaktora jest pismem niezależnym i obiektywnym! ? Zdecydowana większość nie ma pojęcia czy jest to dziennik, tygodnik czy miesięcznik. Są jednak osoby z lokalnej sfery politycznej które mają wiedzę na temat terminu wydania i mogą zaprezentować swoją osobę. Tak stało się też i tym razem. Lider ugrupowania, które „wystawiło” kontrkandydata na Burmistrza zaprezentował tam swoje osiągnięcia i oznaczył je materiałem wyborczym KWW. Szczęściarz ?. Mi tego szczęścia (a może bardziej wiedzy na temat terminu wydania? ?) zabrakło. W czwartek okazało się, że i na mój temat jest artykuł i to zupełnie za darmo ? (to może jednak trochę szczęścia miałem)

Artykuł świetny! Ze zdjęciami (szkoda, że czarno białe, ale to na pewno przez to, że tylko jeden komitet się tam promuje)

Zostałem przedstawiony jako niezwykle ważny i prężnie działający biznesmen obracający milionami niczym „handlarz bronią”, który zrobił deal życia (i śmierci, bo podobno nie żyje). W artykule redaktor doszukuje się i wręcz zmusza czytelnika do zastanowienia się czy faktycznie i sprawiedliwie prowadzę interesy przez to, że jestem na tym samym zdjęciu co Mariusz Kamiński ?

Pisze bzdury i insynuuje, nie mając prawdopodobnie wiedzy na temat formy finansowania projektów ani zasad udzielania zamówień. Dopytuje, pod zdjęciem ze słynnym już w Krasnymstawie Ryszardem Madziarem w obecności druha z OSP Płonka, czy jestem sojusznikiem PIS czy jednak niezależną osobą. Pan Roman Żelazny ma strasznie kiepskiego informatora i doradcę, który w mojej ocenie skompromitował go w oczach społeczności (oczywiście poza Panią od wspomnianych wcześniej „konekcji” ) dodatkowo też, prawdopodobnie wpakował w tarapaty…

Pan Redaktor zadał sobie trochę trudu (chociaż twierdzi, że nie) żeby odnaleźć moje zdjęcie z Ryszardem Madziarem, ale nie wystarczyło sił na odszukanie informacji na temat postępowania o którym piszę. Gdyby Szanowny Pan chciał, znalazłby tam wszelkie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Widocznie nie chciał lub ktoś nie pozwolił mu ich szukać? Dziwne jest to, że nie było choćby najmniejszej próby kontaktu ze strony Pana Romana Żelaznego przed „prezentacją” mojej osoby. Jego artykuł odbieram więc jako próbę ośmieszenia mnie i zdyskredytowania czyżby na zamówienie?

Odnoszę wrażenie, że wcale nie chodzi o troskę i dobro miasta o czym powiedział w rozmowie, którą odbyliśmy po publikacji, a o ukierunkowanie czytelników poprzez doszukiwanie się powiązań politycznych. Jestem człowiekiem honoru, nie jestem i nie byłem członkiem żadnej partii politycznej, a jeżeli byłbym to na pewno nie krył bym tego i reprezentował własne poglądy tak jak to teraz czynię kandydując z Porozumienia Ziemi Krasnostawskiej.

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz, jak połączyć ze sobą „apel Pana redaktora ( str. 4 pisma) do uczestników kampanii wyborczej w Krasnymstawie

o poszanowanie godności człowieka i nie licytowanie się kto rzuci gorszą obelgę…” z publikacją oskarżających, obraźliwych i niesprawdzonych informacji na mój temat.

Podsumowując, Roman Żelazny dostał wszystkie odpowiedzi na nurtujące go w tekście pytania. Stwierdził, że rozważy sprostowanie w następnym wydaniu ??? . Czekam wobec tego z niecierpliwością na Jego decyzję .

Jeśli dotarliście do końca, proszę o reakcję i udostępnienie, bo p. Redaktor twierdzi, że i tak nikt nie przeczyta…

Mam tylko jeden apel , aby w swoich komentarzach nie zamieszczać obraźliwych czy poniżających kogokolwiek treści ponieważ ani ja ani Komitet Wyborczy z którego startuję nie zamierzamy budować swojej kampanii na pomówieniach i atakach na konkurentów lecz na argumentach merytorycznych.

31
8

O wyższości inseminatora nad ginekologiem (!?)

W sobotę 2 marca bieżącego roku w godzinach wieczornych wieść marsowa lotem błyskawicy obiegła krasnostawskie zaułki, bruki, strychy, wychodki, piwnice, pustostany i chaszcze, by dać upust swej mrocznej furii na rynku. W efekcie piroklastycznego podmuchu „klon klęczący” zaległ plackiem na jedną zdrowaśkę, a karpie z fontanny stanęły na głowach i przemówiły po hebrajsku. Twierdząc, że jak tak się rzeczy mają, to one chcą być „po żydowsku” i na tę okoliczność błyskawicznie wyrosły im pejsy! Pomnikowy Bojarczuk nie odstawał od reszty tylko zarwał się na równe nogi, chcąc uciekać na Latyczów przepalikować krowy, bo sobie przypomniał, że akuratnie pora. Ale jak to chłop! Nie mógł się zdecydować to w bezradności swojej tylko westchnął donośnie, by znów klapnąć na cztery litery…

Tak przedmioty martwe i jeden ożywiony, symbole grajdołu obmierzłego, jakim jest Krasnystaw zareagowały na fakt, iż „najmądrzejsze jajo” w powiatowym gnieździe oraz „historyk z własnej ulotki wyborczej” medyk Leszek Janeczek nie będzie startował z miejskiej listy PiS do rady powiatu w najbliższych wyborach samorządowych. I to mało powiedzieć, no gdzież… On Leszek „Ginekolog Lubelszczyzny” uhonorowany za to wybitne osiągnięcie statuetką oraz wiecznym piórem nigdzie nie będzie startował! Tak postanowił i żadnej listy swym zacnym „autorytetem”, jak i dorobkiem nie wesprze. Wraca do ginekologicznej macierzy, bo w politykę nie wierzy!

Na takie dictum „nóż się otwiera w kieszeni” … ale są i zadowoleni! No cóż… i o nich również trzeba wspomnieć. Za tak fartowny obrót sprawy na msze dziękczynne dają właściciele nieruchomości, na których znajdują się jakiekolwiek tablice, jak i posiadacze aut. Radość tych pierwszych wynika stąd, że coś z rok temu nasze „mądre jajo” upatrzyło sobie tablicę na Specjalnym Ośrodku – Szkolno – Wychowawczym im. Janiny Doroszewskiej. Żądał domorosły inkwizytor z zapałem neofity zmiany jej treści, bo ta obecna wedle jego rojeń zakłamuje historię stosunków polsko – niemieckich. Insynuował na sesjach rady powiatu, dociekał i prał bezmyślnie kilka miesięcy, a to w zarząd powiatu, a to w Stowarzyszenie Absolwentów I LO im. Władysława Jagiełły, a to w samego Nowosadzkiego. Ten miał przez to serię bezsennych nocy, bo śnił koszmar, że do domu na ul. Piekarskiego dokwaterowali mu Janeczka z Mojżeszem i jego tablicami. W tym śnie Janeczek kłócił się z leciwym Żydem i chciał mu na tablicach osobiście pisać nowe przykazania znacznie lepsze od poprzednich. Nowosadzki w koszmarze jak to on ma w zwyczaju nie mógł się zdecydować czyją trzymać stronę. Po tym wszystkim musiał Marek kupować nowe piżamy, bo stare nie nadawały się nawet na ścierki do podłogi.

Ale w „realu” i w wojnie z tablicą na SOSW skończyło się na tym, że „historyk z własnej ulotki” nic nie wskórał. Nawet mu nie odpisywali na głupawe apele, bo ktoś uznał, że należy mu się pozwolić wyszumieć i wszystko „zlać” tym i owym, ku uciesze urologów.  A część obserwatorów pukała się w głowę, patrząc z zażenowaniem i pewną wyrozumiałością na jego dokazywania. Zyskał przez to opinię, której do biografii raczej sobie nie wpisze, a tym bardziej na wyborczą ulotkę. Tyle i aż tyle… Poza tym istniało całkiem uzasadnione podejrzenie, że jak przy tablicy na SOSW ochoty nabierze to czepi się innych. A w drugim wariancie dotyczącym posiadaczy aut to jak powszechnie wiadomo każdy pojazd ma dwie tablice, nie wspominając o tych „znamionowych” pod maską. Tu można weryfikować pod dowolnym zarzutem i w nieskończoność. Wariantów szaleństwa jest więcej niż drzew w lesie. Tak że jest dobrze przynajmniej dla jednych i nie ma co zapeszać, choć to dorobek wygłupów medyka zaledwie z ostatnich 12 miesięcy.

Wspomniany już Nowosadzki również świętował dość hucznie jak na jego skromne możliwości wynikłe z pielęgnowanej do granic obłędu cykorii. A było co, albowiem ubył mu kolejny pretendent w wyścigu do powiatowego paśnika z miasta. Tu, jak wiadomo jest tylko pięć mandatów a chętnych z widokami kilkunastu. Wedle „fałszywych pogłosek krążących po mieście” widziany był wieczorową porą w ambasadzie Niemiec, to jest w Kauflandzie, gdzie kupował całą „kratę” szampana Piccolo o smaku landrynkowym. Ponoć później pił go w domu prosto z butelki, śpiewając przy tym do białego rana żurawiejki i sprośne przyśpiewki. A z „landrynek” wydmuchał dziewięć promili. Nic to jednak! Bo rześki i wesoły pojawił się na niedzielnych obchodach „630 Rocznicy” nadania praw miejskich dla Krasnegostawu! A to już pośredni dowód na to, że brak Janeczka na listach PiS spowodował chwilowe zawieszenie praw fizyki…

No dobrze, ale tak ciut poważniej wypada to, co „wywinął” Janeczek skomentować i objaśnić. Po mieście tłukła się od jakiegoś czasu, jak dusza pokutna informacja jakoby Janeczek „walczył” o „jedynkę” dla siebie na liście PiS. Pisze o tym „Najmądrzejszy Tydzień” w ostatnim numerze. Znając jego rozdęte ego jest to możliwe, a nawet nie wypada w to nie wierzyć, bo byłoby to doprawdy niegrzeczne. Zbliżające się wybory to dla niego najlepszy czas by zabłysnąć. On uwielbia jak go proszą, błagają, słodzą mu i kadzą. To jak nie skorzystać z takich okoliczności !? To przecież „żniwa pochlebstw” i prawdziwa uczta. Niosą miejskie ploteczki, że skoro nie dali mu „jedynki” to się obraził. Trzasnął drzwiami i „przyjaciołom” z PiS zrobił na złość. Oczywiście „mądre jajo” nie wpadł na to by skomentować. Milczy wymownie, czym tylko potwierdza istnienie głębokiego „niezadowolenia”, bo u niego milczenie jest znamieniem urażonego ego i te egzemplarze tak mają.

Leńczuk może w takiej sytuacji palnąć sobie w łeb, bo ma co prawda „jedynkę”, ale Janeczek swoim posunięciem całej liście odebrał kilkaset głosów i ją wydatnie osłabił. Po tej operacji lista przypomina Janeczkowy słynący z cudów licznych narodzin oddział w powiatowym SP. ZOZ, gdzie wieje pustką i nudą na dyżurach, ale że dobrze płacą to idzie wytrzymać taką „niedolę”. Teraz to i „ciapowaty” Leńczuk nie ma pewności, czy w ogóle złapie mandat, bo trzeba pamiętać, jak było pięć lat temu u Korkosza z PSL, który co prawda miał „jedynkę”, ale za plecami wielkie nic. Trzeba zwrócić uwagę, że cały długaśny proces ocieplania stosunków na linii „Leńczuk – Janeczek” poszedł w ułamku sekundy psu w dupę i na budę, i to może nawet jest pies samego postkomuszego Piwki. Wszystkie ofiary, które położono na ołtarzu porozumienia również poszły się czochrać. Widać z tego, że z Janeczkiem nic zbudować się nie da, bo to prawdziwy dopust boży i utrapienie złośliwe, zarozumiałe, pamiętliwe i megalomańskie. O zaorane trzy palce by wojował „kładąc pokotem” wszystko, by tylko jego było na wierzchu.

A gdy się pamięta, jak między oboma ostatnio było dobrze, to aż dziw bierze jak szybko, to przemieniono w stertę dymiących zgliszczy. Przecież w czerwcu zeszłego roku na sesji absolutoryjnej „mądre jajo” Janeczek tak pięknie bronił Leńczuka. Potem gdy chciano starostę odwołać, to medyk nawet o tym słyszeć nie chciał. Na tym nie poprzestał, bo po drodze to i Jarzębowskiego dyrektora szpitala również „pokochał” A może było tak, że za tą „obronę” i uczucie do dyrektora chciał zapłaty „jedynką” na liście? Zanosiło się na przyjaźń do grobowej deski i konsumpcję małżeństwa, a tymczasem wystarczyło takie „nic”, jak ta „ spróchniała jedynka” by wszystko runęło z hukiem.

Oni tymczasem dawali mu każde miejsce, tylko nie to pierwsze, bo przy Janeczka rozpoznawalności każde miejsce jest biorące… ale on „zgłupiał” na swoim punkcie i spuścił „kolegów” po brzytwie. Jak te „miejscówki” w praktyce mają się do „rozpoznawalności” i wyniku, to wystarczy rekapitulować przypadek z wyborów parlamentarnych fircyka z Wołomina niejakiego Ryśka Madziara, co to z „dwójki” przepadł, jak Wieśka kalesony z balkonu. Janeczek jako historyk – czyli taki co umie wyciągać wnioski – powinien to w mig pojąć, ale tu znów mamy kolejne objawienie. Jako że medyk jest samozwańczy „historyk z własnej ulotki wyborczej” to nie mógł takowy „cudak” zrozumieć sensu zdarzeń z jesiennych wyborów. Jak widać, pewnych braków warsztatowych zamaskować się nie da mimo szczerych chęci. A jak się czasami słuchało prognoz historycznych, którymi raczył słuchaczy na sesjach to był ubaw, ale i trwoga. Łącznie z przesławną „wyprawa kijowską” z jesieni 2022 roku, która już „obrosła legendą”.

Jest jeszcze coś, co przemawia nawet do mało rozgarniętych, ale bez oznak megalomanii. Do Janeczka to nie trafi, bo on skażony tym drugim, ale warto na koniec zabawić się w „odwrócenie sytuacji” Otóż ci z PiS nie mogli mu dać „jedynki”, ponieważ Janeczek nie jest członkiem PiS, a do tego, coby nie myśleć o Leńczuku jest to „urzędujący” starosta i jego członek od 2006 roku. Nie wypada, by „jedynką” był ktoś inny niż Leńczuk, i to jest żelazna zasada uniwersalna w innych dziedzinach, nie tylko w polityce. A teraz do puenty… Bo czy przemądrzały Janeczek uznałby wyższość i przewodnią rolę na swoim oddziale inseminatora nad ginekologiem? Podejrzewam, że skończyłoby się to targaniem za łby, a argument tego pierwszego, że on na tych samych „organach gra” tylko w innych „okolicznościach przyrody” byłyby oliwą na święty ogień oburzenia naszego „megalomańskiego utrapienia”.

PS. To nie koniec ! Nasze „mądre jajo” dostało propozycję od drugiego „jeszcze mądrzejszego jaja” Bogusia Domańskiego. Propozycja dotyczyła startu z list Konfederacji, której Boguś przewodzi i które zarejestrował. Tu Janeczek mógłby liczyć na kilka jedynek… ale ostatecznie się nie zdecydował. Nam wypada czekać, kiedy medyk wydorośleje i zostanie mu przywrócony pełny kontakt z rzeczywistością.

 

 

29
15