Naciski w tle czyli historia z myszką

Moja refleksja z przymrużeniem oka po obejrzeniu występów Proskury i przeczytaniu artykułu spowodowała, że ogarnęły mnie „mięszane uczucia”. Jakubiec zrobił ile mógł, w przeciwieństwie do „orła biznesu” z ZMW i szanował inteligencję wyborców, radnych oraz finanse miasta. Czas pokazał, że był ostatnim który dbał o nie, czy się to komuś podoba czy nie. Tu widać, że decyzje zapadały wyżej, a powoływanie się na ten przykład w swoim wystąpieniu przez Proskurę mija się z celem. Różnica jest taka: miastu to było potrzebne i pozbawiając go szans na zakup działki wyrwano mu kawał żywej tkanki. Poza tym całą sytuacje w Siennicy kontrolował i kreował Proskura. „Orzeł biznesu” pokazał dobitnie w plątaninie tłumaczeń po raz kolejny, że w jego rządach nie znajdziesz mimo usilnych poszukiwań i dobrych chęci, choćby namiastki jakiegoś  planu lub koncepcji wedle której ma się rozwijać gminny samorząd. Za to wszystko dzieje się przypadkiem i jest rykoszetem.

Najpierw wystąpiła faza chaotycznej wyprzedaży w myśl zasady  „baba z wozu koniom lżej” W efekcie czego sprzedano budynek ośrodka zdrowia, Starą Gminę i szkołę na Wierzchowinach. Z tego jako tako można zrozumieć sprzedaż tej ostatniej… Przez te wszystkie lata Proskura moim zdaniem był beneficjentem „Szpaczej polityki”, bo ten musiał uwijać się jak w ukropie i pchać jak najwięcej inwestycji do gminy. Ta stanowiła część składową jego okręgu wyborczego. Lano więc asfalty na drogi, te  najbardziej  przemawiają ludziom do wyobraźni. Po nich jeżdżą wszyscy i niemal codziennie, bo to krwioobieg…Poza tym, Szpak szef powiatowego PSL, musiał się starć na chwałę własną i mateńki partii a miał przy tym parlamentarne ambicje i to pięciokrotnie. Proskura przy tej Szpakowej aktywności  korzystał i dumnie wypinał pierś,  zbierając pochwały po remizach. Sam niczego nie wymyślił,  ambicji żadnych  nie przejawiał, a przynajmniej  ja ich nie widzę. Co znamienne to jako jedyny z okolicznych wójtów wytrwał  przy średnim wykształceniu, a większość  szła na studia. Niestety takie traktowanie samego siebie owocuje zabetonowaniem   horyzontów, a ciągłe bezkrytyczne hołdy   budują w człowieku złudne poczucie nieomylności.  Owocem niestrawnym takiej metody są  rodzynki kalibru: PSZOK pod oknem Tomaszewskich, firmy na czynnym ujęciu wody albo biogazowni w środku wsi lub farmy fotowoltaicznej w najlepszym fragmencie gminy o wybitnych walorach miejsca przeznaczonego do zabudowy jednorodzinnej. 

Zalew  zagospodarował  tak, że tylko koledzy po strzelbie mogą być zadowoleni. W tym wypadku przespał najlepszy czas. Dworek z Trzebiatowskim to  perełka wśród jego pomysłów i esencja umysłowości. W tym wypadku można na to spojrzeć metaforycznie  i uznać, że sztuka Trzebiatowskiego taka jak rządy  Proskury. W sumie obaj siebie warci i się w pewien sposób uzupełniają? Na budynek szkoły w Zagrodzie też pomysłu nie znalazł, a teraz ma nowa fanaberię za 750.000. Podejrzewam, że przez 30 lat nie przeczytał ustawy o samorządzie i komentarzy, gdzie jak wół stoi, że gmina zaspokaja potrzeby mieszkańców, a nie ambicyjki wójta.

Dwa „Apapy” i kompres to za mało na ból głowy, gdy się o go słucha i o tym myśli. Ale nie jest sam, bo ma radnych i nawet Jezus z Nazaretu nie miał takiego posłuchu jak on wśród swoich 12 apostoło-notariuszy. Zadziwiające jak na poczekaniu sypie tymi w sumie głupotami, które są w jego mniemaniu argumentami na poparcie swoich posunięć, ta szybkość niestety rzutuje na ich jakość, a ci nieszczęśnicy jak zahipnotyzowani podnoszą łapki w górę. Bajkowy flecista z Hameln hipnotyzował gryzonie grą na fujarce, a potem wyprowadzał je z miasta. Leszek nawet fujarki nie potrzebuje, nie wspominając o umiejętności gry na takowej, a mimo tego swoich apostoło -notariuszy tak omamił, że ręce podnieśli jak na filmie wojennym po komendzie: Hande hoch! Jeszcze sami dokładali na wyścigi swoje dyrdymały, jeden przez drugiego. To przeraża, że można tak się nie starać i wszystko przepychać. Jest gorzej  niż  w filmowym „Ranczu” jak to wójt wygrywał wybory nawet nie mając namiastki programu, ot tak…

 To ciekawostka  z innej beczki ale ilustruje jak proskuryzm funkcjonuje, a wójt tak  kupuje jak i informuje…

 

 To  co prezentujemy to  właśnie informacja ze strony UG z 25. 10. 2021 roku i wedle niej sołtysem na Siennicy Dużej jest nadal były sołtys ? Nikt tego przed umieszczeniem nie czytał,  a jest to przedruk ze strony Informacyjnej Agencji Samorządowej. Ta chyba opierała się na stronie Polska Times ? A w konsekwencji takiej polityki na Siennicy Dużej  od ponad 2 lat już „nie sołtys” zostanie  daj Boże   „Sołtysem Roku” czego ja jej z całego serca życzę!

 

26
9

Notariusze Proskury czyli magia liczb

 

Powiadają złośliwcy, że skoro Duda wszystko Kaczyńskiemu podpisuje to musi być notariuszem. Idąc tym tropem to można skonstatować, że Proskura przelicytował Kaczyńskiego mając 12 notariuszy. Ci mu  ostatnio klepnęli facecję za 750.000 złotych, z podziwu godnym zapałem. Dziś właśnie o tym i oczywiście wszystko z przymrużeniem oka.

Po PSZOK, który miał być pod oknem Tomaszewskich i „zainstalowaniu” w dworku Trzebiatowskiego z jego abstrakcjami, doszedł triumwirat rządzący gminą, jak kiedyś Rzymianie do wniosku, że to co potrójne jest doskonałe i dokoptował w ciągu roku trzeci „wykwit”. Ten jeszcze ciepły, jak bułki z siennickiej „Małgosi” ale coś mi się zdaje, że to wcale nie jest ich ostatnie słowo. Proskura ma jeszcze 2 lata, a on czasu nie zwykł marnować i pewnie coś wymyśli. Tym razem Lesio odkrył na nowo w sobie powołanie do robienia „biznesu” za nie swoje pieniądze i nieba nam przychyla inwestując w nieruchomości. Jak sam powiada: chodzi o interes gminy. W co ja zupełnie nie wierzę…

Mordercze negocjacje Lesia

W czwartek 14 października odbyło się posiedzenie rady gdzie przegłosowano stosunkiem głosów 12 „za”, przy 2 „wstrzymujących” i 1 „przeciw”-uchwałę w której wyrażono zgodę na zakup nieruchomości sąsiadującej z UG, której cena ofertowa wynosi: 750.000 złotych. Ta znajduje się wis-a-wis budynku szkoły podstawowej w Siennicy Różanej, po drugiej stronie drogi. W jej skład wchodzi: dom, stodoła, budynki gospodarcze i staw o powierzchni 46 arów. Wszystko o powierzchni 1 ha i 49 arów, w dwóch geodezyjnych działkach. Proskura został nawet upoważniony do rozmów i pertraktacji na poprzedniej sesji. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że Lesio tak dzielnie walczył o każdy gminny grosz, że z szacunku do publicznych finansów zgodził się na 750.000. A negocjator z niego twardy, zna się na materii, przecież miał kiedyś Stary Sąd i nieruchomości nad jeziorem Białym. Może nawet te jeszcze w familii są, bo to perły w koronie, a on wie jak i co kupować, i za ile.

Wyższa oferta trafia do kosza!?

Jeszcze siennickie oczy nie widziały takich cudów żeby kupujący z wysokiej i to bardzo ceny- usprawiedliwiał sprzedającego. Takich cudactw oko nie widziało i ucho nie słyszało. Obaj z Banachem stoją „chyba niechcący” po stronie sprzedających, co wynika z ich rzęsistych tłumaczeń w trakcie sesji. To wygląda kuriozalnie i przede wszystkim daje do myślenia. Tam praktycznie obie strony utwierdzają się w przekonaniu, że 750.000 to okazja! Proskura przekonywał, że biegły sądowy z Krasnegostawu doradzał mu żeby nie doprowadzać do licytacji, gdyż jego zdaniem cena może pójść w górę. „Bo znajdzie się taki co was przelicytuje” miał powiedzieć mu ów mędrzec z miasta. To wszystko ma sens ale pod pewnymi warunkami… Żeby licytować musi być fizycznie co najmniej jeszcze jeden chętny. I podobno był, bo padły na sesji nawet jego personalia i to bez owijania w bawełnę, a kto chce je poznać może to sobie odsłuchać. Ten jest przedsiębiorcą i miał oferować 800.000 złotych ale sprzedające jednak pogardziły jego ofertą i podarowały wspaniałomyślnie 50.000 złotych, ot tak… Dziwne, prawda!? Cała teoria w tym miejscu się posypała. O licytację jednak powinny sprzedające zabiegać, mimo wszystko. Albo sprzedać temu który daje więcej. Przecież w ich sytuacji licytacja to  dobrodziejstwo, istotą sprzedaży jest uzyskanie jak największej ceny za swój towar. Tym bardziej, że nieruchomość sprzedaje się tylko raz. Tylko czy one tego naprawdę chciały?

Korkosz mówi: sprawdzam!

Oczywiście drugi i „nie anonimowy” oferent wzbudził zainteresowanie Andrzeja Korkosza, który na sesji zapytał Banacha: czy aby ten ze swoją ofertą był na pewno, bo to dziwne, że ktoś wspaniałomyślnie darowuje 50.000 złotych. Banach odpowiedział, że trzeba wierzyć w to, że był! No, kuriozum! Korkosz nie byłby sobą gdyby nie chciał wszystkiego wyjaśnić. Zadzwonił do oferenta, a ten oczywiście odebrał. Korkosz zapytał o jego udział w całej transakcji, po czym ten odpowiedział, że teraz nie może rozmawiać i zaraz oddzwoni…To „zaraz” trwa już kilka dni, po tej demonstracji chyba największy optymista straci złudzenia.

Co tak na prawdę kupujemy?

Alicja Pacyk swoim zwyczajem solidnie przygotowała się do dyskusji i korzystając z pomocy męża, który ma uprawnienia do wyceny nieruchomości przedstawiła swój operat. Podała konkretne wartości składników nieruchomości i opisał całą metodę. Tego to się nasze orły nie spodziewały i słuchali jak kot skrobania myszy pod podłogą. Wynikło z tego, że w oparciu o aktualne ceny jak również przyjęte zasady wartość nieruchomości wynosi 565.000 złotych czyli 185.000 mniej niż cena na ślepo zaakceptowana przez Proskurę. Przy czym jest to wariant dość optymistyczny dla wartości nieruchomości.

Ponadto Radna Pacyk omówiła części składowe nieruchomości skrupulatnie. To z jej ust, a nie Proskury dowiedzieliśmy się, że dom liczy 50 lat. Staw nie był pogłębiany również 50 lat, a nad działką przebiega linia średniego napięcia, która swoją obecnością powoduje wyłączenie spod budownictwa około 20 arów działki i jak stwierdziła: za to też żeśmy zapłacili…Poza tym działka ma kształt nieregularny i tam gdzie jest węższa znajduje się sieć średniego napięcia, a tam gdzie szeroka jest staw, jest jeszcze pochyłość wynosząca kilka arów w kierunku stawu. Po zsumowaniu wynika że kupiono ok 0.82 ha jako takiego gruntu z budynkami za 750.000.

Zwróciła uwagę na fakt braku utwardzonego podwórza oraz jego ciasnotę, a także na to, że dom nadaje się do kapitalnego remontu oraz na koszty kredytu i aktu notarialnego, który będzie wynosił 6.000 złotych. Generalnie kupno otwiera listę kolejnych wydatków, a jak wysokich to można sobie tylko wyobrazić i śmiało mnożyć krotności wydanej sumy na zakup.

Banach adwokat

Przypomniała również, że sprzedające też miały operat szacunkowy robiony pod potrzeby podziału majątku sprzed dwóch lat i ten również jest dużo niższy niż 750.000. Wyszło przy okazji, jak to często w bywa w takich niegramotnych sytuacjach, że nieruchomość nigdy nie była poddana weryfikacji przez rynek. Innymi słowy, nigdzie na żadnym portalu panie jej nie ogłaszały i tak naprawdę, co, Alicja zasygnalizowała cena jest tylko ich propozycją. Banach to skwitował, że nie miały takiego obowiązku. Czym dowiódł, że po raz kolejny nie wie o czym mówi. A tymczasem wartość rzeczywistą  nieruchomości na danym terenie określa się na podstawie między innymi kwoty sprzedaży zawartej w umowie czy akcie notarialnym, a nie  ofert sprzedaży. Te są tylko pobożnymi życzeniami i chciejstwem.  Warto wiedzieć, że gmina wcale nie prosiła o opinię własnego rzeczoznawcy i bardzo się towarzystwo śpieszy. A żeby było weselej Banach swój dom o powierzchni 165 metrów wycenił na 100.000zł, prawie darmo… Ale jednocześnie otrzymaliśmy kolejny dowód jak się dba o gminne finanse i co oni o inteligencji mieszkańców myślą… Wniosek radnej był taki, że z niewiadomych przyczyn przepłacamy, a przecież ustawa o finansach publicznych mówi o szczególnej dbałości i rozsądnym wydatkowaniu.

 

Palma ze świerka czyli aktor amator w akcji

Notariusze” Proskury dawali z siebie ile mogli, wszystko po to żeby Leszek był z nich zadowolony. Może za dzielną obronę zaprosi do gabinetu, napoi kawą z nowego expresu i nawet pozwoli posłodzić, a jak dobrze pójdzie to poklepie po plecach i skomplementuje? Kto wie…Z powodu wygłaszanych przez nich głupot nie należy broń Boże płakać , to groziłoby odwodnieniem i w efekcie komplikacjami. Rozsądek i umiar oraz logika poszły precz, przecież „orzeł biznesu” nie może się mylić. Taka ich doktryna…

Wiesia Popik powiada, że ona jest za kupnem, choć nie widziała obiektu zakupu i postuluje żeby w tym budynku urządzić coś dla ludzi starszych. Wedle niej, ponoć ktoś na Zdżannem kupił 40 arową działkę za 600.000 złotych ale po wszystkiemu skorygowała informację i powiedziała, że działka została sprzedana za…60.000 złotych. To też daje do myślenia. Kargul Boguś znów na łbie stawał, bo to budowlaniec radny aktor-amator i akrobata. Boguś powiada, że stodoła trochę w stanie nie za bardzo ale można to poprawić, a w domu są dwa liczniki i jedna skrzynka gazowa z licznikiem.

Trzeba wspomnieć, że wójt zabrał radnych na wycieczkę, tak samo jak w czerwcu do Chojnic, tylko tu poszli pieszo. Oczywiście w celu zapoznania się z walorami nieruchomości i westchnieniom oraz zachwytom nie było końca. Sęczkowskiemu na ten przykład bardzo spodobał się skłon działki w kierunku stawu i powiada, że to najładniejsze miejsce. Ba, panie radny ale przede wszystkim drogie i nikomu nie potrzebne oprócz Proskury.

Boguś Kargul dostawał budowlanych objawień, co chwila błyskało mu w jaźni, jak na słupie wysokiego napięcia w czasie burzy. Oczyma wyobraźni widział różne warianty zagospodarowania ale jakoś nic o ich kosztach nie mówił. Widać pieniądz dla niego nie ważny, swoich nie wydaje tylko cudze. Na sesji by znów błysnąć opowiadał Boguś historię, jak to na Maciejowie sąsiedzi mieli działkę ze starą chałupą i teraz dają im za nią 200.000 tysięcy, a oni nie chcą sprzedać! Wyciągnął z tego wniosek pod tezę, że trzeba kupować za 750.000, bo będzie drożej! Sąsiedzi jeśli to prawda, powinni działkę z chałupą czym prędzej sprzedać, bo nic nie drożej w nieskończoność. Z Bogusia niestety taki znawca jak i ogrodnik, bo i za to się bierze. Świerka co go ma w swoim ogródku tak przyciął, że wyszła z niego palma, co stanowi metaforę-symbol Bogusia politycznej osobowości.

Dorabianie ideologii

Ta potrzeba kupna została wygenerowana na poczekaniu, gołym okiem to widać. Jeszcze wiosną Proskura tylko przebąkiwał i planował przenosić tam amfiteatr-po co? Ale zamieszanie z Trzebiatowskim trochę mu spiętrzyło obowiązki, trzeba było swoim notariuszom powiedzieć co mają myśleć. Teraz przyszedł czas na zakupy z wyższej półki. Gmina tak na prawdę zakupu nie potrzebuje ale Proskura już tak. Gada od rzeczy powołując się na przykład Krasnegostawu gdzie sprzedano prywaciarzowi teren w centrum po PKS, tam gdzie teraz Lidl. Ubolewał że miasto tego nie kupiło. Wtedy burmistrzem był jego kolega Jakubiec, a bardzo bliskim współpracownikiem Turzyniecki nasz obecny sekretarz.

Ale ciekawe czy Proskura kupowałby Stary Sąd za trzykrotność tej ceny za którą go kupił w 1998 roku? Zapewne kupował, bo cena była przystępna i co najważniejsze pieniądze były jego. Szuka Lesio usprawiedliwień dla swoich bezmyślnych posunięć i powołuje się na abstrakcyjne przykłady, które są nie porównywalne, gdyż dotyczą zupełnie innej problematyki i innych epok. Szasta pieniędzmi bo nie jego, bredzi, tumani, a w tych opowieściach pełno niespójności i logicznych dziur.

Zapomniał Proskura jak Starą Gminę w 2016 roku sprzedał za 122.000 i jak wtedy argumentował. A Kargul zapomniał jak opowiadał o tym, że to wszystko prawie ruina, bo biały kamień i lepiej sprzedać. Dziś narracja jest odwrócona o 180 stopni, a ludzie ci sami! Wtedy ta sprzedaż niczym nie była uzasadniona, tak jak teraz, to kupno.

Wiatę budować ale to już !

Dorobiono na poczekaniu bajkę ale okropnie szpetną i kulawą o tym, że gmina potrzebuje pomieszczeń na przechowywanie sprzętu i to teraz, w tej chwili!

Obecnie gminny sprzęt korzysta z wiat firmy „Bozamet”. Budowa takowej na placu gminy, który jest niedaleko odpada, bo będzie to koszt 600.000 złotych tak twierdzi Proskura. Dlatego trzeba kupić coś za 750.000, żeby było swoje…Koszty adaptacji utwardzenia placu będą duże i że się powtórzę mogą stanowić krotność kwoty zakupu. Bajka jest na tyle duraczeniem, że przecież w takich okolicznościach wynajem powierzchni garażowych jest opłacalny i rozsądny, gdyż ewentualne remonty przeprowadza właściciel, a cały plac jest utwardzony betonem i asfaltem. Do tej pory nie było problemu garażu, ten eksplodował jak wulkan na potrzeby uzasadnienia wydatku 750.000 złotych. Co ciekawe nikt nie przedstawił kwot wynajmu garaży.

Jakby co, to się sprzeda?

W ogóle nie bierze się pod uwagę tego, że może jesteśmy w środku paniki i bańki spekulacyjnej, a wiele na to wskazuje. Z ręką w nocniku może obudzić się ten kto kupi nieruchomości, a za jakiś czas gdyby chciał sprzedać nie odzyska pieniędzy nie mówiąc o zysku. Proskura jeszcze przekonywał, że jakby finanse gminy stanęły na krawędzi to się działkę sprzeda. No ba! Tylko za ile? Skoro ona ma ograniczoną przydatność, tę wykazała Alicja Pacyk przy okazji zamiarów kupna przez drugiego chętnego, który jak wiadomo prowadzi działalność i tak jak radna zauważyła, gdyby chciał działkę kupować pod działalność gospodarczą, to niestety ta się do tego nie nadaje, bo linia średniego napięcia i po co mu zabagniony staw? Owszem ma walory ale tylko do zamieszkania w takim charakterze jak obecnie. Ponoć Lesio konsultował zakup działki, tak powiedział, a robił to na zebraniach wiejskich. Mógł co najwyżej bąknąć jak to ma w zwyczaju, a nie konsultować. Albowiem konsultacje to nic innego jak rozmowa w oparciu o informację i argumenty. Tylko że na Rudce i Zagrodzie nikt o tym nie słyszał. Może mówił tam gdzie był osobiście ale mimo wszystko to dziwna praktyka, tym bardziej, że dotyczy majątku gminy. Mógł i powinien mówić o tym Turzyniecki, skoro jeździł w Lesia zastępstwie.

Reasumując to Proskura bardzo chce kupić i cała sytuacja wygląda jak z zakazem picia alkoholu gdy lekarz kategorycznie zabronił ale jak się bardzo chce to jednak można. Gmina weźmie kredyt, my go spłacimy, a wójt w razie potknięcia konsekwencji nie poniesie. Będzie potrzeba, to nową głupawą teorię na usprawiedliwienie wymyśli, jego 12 notariuszy wszystko przyklepie. Sprzedające panie mają swój „ złoty strzał” o co nawet nie można mieć do nich pretensji, dla nich to okazja. Ich nie obowiązuje dbałość o finanse gminy, a o własne i jak widać one to kryterium spełniły dzięki Proskury hojności i naszym podatkom. Okoliczności i nonszalanckie wręcz momentami naiwne zachowanie duetu Proskura & Banach też jest mocno kontrowersyjne.  Spowoduje lawinę pytań i dyskusji, szczególnie w kontekście widowiska z drugim chętnym do zakupu w tle… Ja mam czyste sumienie, na tego „orła biznesu” z ZMW nie głosowałem i ani jednemu jego słowu nie wierzę a Banachowi tym bardziej. Za 2 lata znów wybory i może pora łuski z oczu zrzucić i postawić na rozsądek i gospodarskie podejście. 

39
15

Ucho Nowosadzkiego czyli siła pretekstu

Dziś na wesoło o tym jak ważny jest pretekst i czy ucho może nim być. Poza tym uchylimy rąbka tajemnicy na czym polega sojusz dwóch Marków, a także dowiemy się czemu jeden z nich to „filar kulejący” I jak zwykle masa innych ciekawostek „Od Sasa do Lasa”

Marek Nowosadzki pozazdrościwszy Janeczkowi wojenki w muzeum otworzył swój „autorski” front do walki z powołaniem wicedyrektora ds. dydaktycznych Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Janiny Doroszewskiej lub jak kto woli – „u Gontarza w czerwonej szkole”. Wszystko na zasadzie franczyzy, ale czkawką mu się to jednak odbija i tak nabroił, że długo tego bajzlu nie posprząta. Zimnej krwi to on do takich „interesów” nie ma, co najwyżej zimne piwo w lodówce.

Tytułem wstępu i nim przejdziemy do ciekawostek i teorii spiskowych w tym zakresie z ostatniej sesji 30 września, to wypada rzucić okiem na fragment artykułu z „Super Tygodnia”, który zaznajamia z tematem i dotyczy wydarzeń z sesji rady powiatu z lipca tego roku. Mniej więcej wtedy dokonano poczęcia tego pomysłu, wątpliwej jakości i takich samych owoców.

Na ostatniej sesji rady powiatu Marek Piwko pytał, czym dyrektor Piotr Gontarz kieruje się w tej sprawie. Zdziwiło go, że na stanowisko zastępcy rekomenduje osobę, która pracuje w SOSW od niespełna dwóch lat.

Dlaczego dyrektor nie wybrał kogoś z kadry? Czy osoba bez doświadczenia na stanowisku kierowniczym poradzi sobie w pracy z dziećmi wymagającymi kształcenia specjalnego? – dociekał przewodniczący komisji rewizyjnej.

Dyrektor rozpoczął w czerwcu procedurę powołania Lidii Jurkiewicz na stanowisko swego zastępcy. Rada pedagogiczna SOSW zaopiniowała pozytywnie tę kandydaturę 28 czerwca. Wydział oświaty, kultury i promocji powiatu w krasnostawskim starostwie i członkowie zarządu powiatu dowiedzieli się o tym fakcie z nieoficjalnych źródeł dopiero w następnym miesiącu.

O rozpoczęciu procedury powołania nowej osoby na stanowisko wicedyrektora SOSW dowiedziałem się w lipcu. Muszę przyznać, że pan dyrektor nie poinformował, od kiedy osoba obecnie piastująca to stanowisko zamierza odejść na urlop na poratowanie zdrowia. Nie miałem też informacji, kogo zamierza zaproponować na zastępstwo – mówi wicestarosta Marek Nowosadzki.

Dopiero w ubiegłym tygodniu zarząd powiatu zapoznał się z wnioskiem dyrektora Piotra Gontarza. Była dyskusja na temat rozpoczętej procedury i zaproponowanej kandydatki, ale wyrażenie opinii zostało przełożone na następne posiedzenie.

W międzyczasie do starostwa wpłynęły odpowiedzi na zapytanie Marka Piwki. Wynika z nich, że dyrektor powołuje się na przepisy prawa oświatowego i 34-letni staż pedagogiczny kandydatki, w tym 15-letnie doświadczenie w pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. Argumentuje, że jej kompetencje i bogate doświadczenie są gwarancją zapewnienia jakości pracy placówki.

Rzeczywiście, wyłącznym prawem dyrektora jest wybór osoby na stanowisko zastępcy, ale dobrym obyczajem, praktykowanym przez szefów innych szkół, jest informowanie o planowanych zmianach organizacyjnych. W SOSW jest ponad 60 pracowników pedagogicznych. Wiele osób ma staż pracy w tej placówce powyżej 10 lat. Pan dyrektor miał naprawdę duże możliwości, aby nominować kogoś ze swoich współpracowników. Niektórzy czują się teraz zaskoczeni i pominięci – komentuje wicestarosta.

Lidia Jurkiewicz była naczelnikiem wydziału oświaty w krasnostawskim starostwie od początku maja do końca sierpnia 2019 roku. Od następnego miesiąca zaczęła pracować w SOSW, gdzie uzyskała etat nauczycielski.

Nocne Marki

Znając lokalną scenę i poziom kunsztu aktorskiego uczestników widowiska, to trudno dać wiarę, że Piwko sam na te pytania wpadł. Wierzyć mi się nie chce, że informacje o „bezeceństwach” Gontarza trafiły akurat do niego. Ze środowiskiem nauczycielskim tak jest kojarzony, jak z branżą fitness albo środowiskiem „Krasnystaw Biega”. To zagajenie wedle mnie było jedynie przepustką do wywodów Nowosadzkiego, ktoś musiał Marka wywołać do odpowiedzi, a ten już wiedział co mówić. Reszta to już kalka jego zachowań z muzeum, gdzie „mało ładnie” i z pominięciem zasad zdrowego rozsądku rozgrywał swoją kulawą gierkę, nie pomny tego, że jedyny kulawy który potrafił czarować, to Garrincha- brazylijski mistrz z mundialu roku 58 i 62. Tu w sprawie powołania Jurkiewicz, wygłosił tak jak w muzeum komunikat do prasy, całkiem zbędny w kontekście prawa przysługującego dyrektorowi.

Bardzo krótka pamięć Marka

Może to słuchacza wprawić w osłupienie, wszak Marek musi jeszcze pamiętać „swój” konkurs sprzed 7 lat na dyrektora I LO w którym brał udział. Tam miał swojego kandydata na zastępcę, bo bez zaufanego „wice” szkoda fatygi, trudno w to uwierzyć, że nie pamięta tej fundamentalnej zasady. Ale miał też proponowanego drugiego kandydata na zastępcę, który nie był szczytem jego marzeń, a jeśli już, to był szczytem marzeń tych których była powiatowa fujarka, bo jak mówi ludowa mądrość- tego melodia czyja fujarka. Jak się to skończyło to sam wie i po co do tego wracać. Z takiego założenia wychodził i Gontarz ale jemu mniej wolno, i nie wiadomo dlaczego. Poza tym co to Nowosadzkiego interesuje, skoro prawo skądinąd logiczne tak mówi? Bo mnie się zdaje, że zbiegło się wszystko przypadkowo, ale było wykorzystane rozmyślnie.

Marek jako „podmiot domyślny”

A na sesji 30 września Marek Nowosadzki był nieobecny. Ponoć zachorzał, co wcale nie dziwi, bo choroba była jedynym rozsądnym wyjściem i przyszła w bardzo właściwej chwili. Ale mimo swojej absencji, to, i tak jego duch krążył po sali obrad, jak zabłąkany komar po sypialni. Piwko w pewnym momencie zaczął Nowosadzkiemu dziękować i nawet posunął się do słownego ukłonu połączonego z czapkowaniem. Tak chylił czoła przed Markiem, że złożył na jego „nieobecnym policzku” pocałunek śmierci. Dziękował mu lewicowy trubadur za to, że był przeciwny kandydaturze Lidii Jurkiewicz na wicedyrektora. Czyn to zaiste bohaterski, tylko czemu Marek nie przyszedł osobiście tych laurów odebrać? Ale w to Piwko, kolega serdeczny nie wnikał. Pytali i inni czym się kierowali członkowie zarządu, że podjęli taką a nie inną decyzję. Pamiętać trzeba, że na 5 członków zarządu powiatu za kandydaturą było 3, wstrzymał się -Suchorab Piotr, a Nowosadzki był przeciw.

Gerwazy z Żółkiewki i jego ciekawostki

W końcu Jan Mróz rozsądny i powściągliwy w mowie, z wąsiskami jak Gerwazy i do tego emerytowany dyrektor szkoły z Żółkiewki rzucił więcej światła na całą sprawę. Z jego ciekawych refleksji wynikło, że były dwa głosowania rady pedagogicznej: jedno tajne, a drugie jawne. W obydwu wyniki były od siebie biegunowo odległe czemu się Mróz  dziwił. Ale potem wynikło z jego głośnych rozważań, że nauczycieli ktoś podpuszczał, co jest całkiem możliwe, bo w sytuacji gdy zmienia się władza w organie prowadzącym takie sytuacje są normą. Z tego co szepczą po kątach wynika, że telefony grzały się do czerwoności.  Jan Mróz vel Gerwazy zwrócił uwagę, że wynik głosowania zarządu nie ma żadnego znaczenie i nie wpływa na wybory dyrektora, tak samo jak wyniki głosowania rady pedagogicznej. Wszystkie są tylko formą opinii i niczym więcej…Głowił się Jan czemu takie prawo, bo zaiste to trąci absurdem ale może w innych okolicznościach ma to znaczenie i jest wskazówką?

Historyczny mechanizm

Zaistniał we wszystkich głosowaniach pewien mechanizm, który nasuwa historyczną analogię. W 1812 roku 23 października wybuchł w Paryżu spisek generała Maleta. Ten rozpuścił plotkę o śmierci Bonapartego w Rosji i przejął władzę. Szybko stłumiono bunt ale Napoleon przekonał się o słabości swojej władzy w Paryżu i kruchości jej podstaw. Większość otoczenia poparła spiskowców albo stała bezczynnie. Napoleon wcześniej w razie swojej śmierci na następcę wyznaczył syna, a tego nie poparł nikt… . Tak samo o tym co „piszczy” w swoim otoczeniu dużo dowiedział się Gontarz po obu głosowaniach, mógł nawet nabrać dodatkowej pewności, że dobrze iż postawił na Jurkiewicz. Tym bardziej, że szukał wśród kadry chętnych i nie znalazł. Postawienie na kogoś nowego, z kim się „na papierosa” przez kilka lat nie chodziło i kogoś kto w efekcie właśnie tobie to zawdzięcza jest z punktu widzenia zarządzania słuszne i uzasadnione, bo zaufanie to podstawa. Co ciekawe to te dwa głosowania były efektem jego pomyłki. Powinien zarządzić jedno i tajne, a nie jawne. Musiał je powtórzyć gdyż w przeciwnym razie organ nadzoru uchyliłby mu decyzję ale w efekcie zyskał bezcenną wiedzę na temat kolegów i koleżanek. Ale i zarząd powiatu przekonał się o tym, że Nowosadzki to „filar kulejący”… Dopytywał i Zieliński czym kierował się Nowosadzki ale Leńczuk odpowiedział, że w tej kwestii musi Marka pytać. Znając uczucia gorące jakie żywi Zieliński względem Nowosadzkiego, to Krzyś z Marka przy nadarzającej się okazji wytopi z wiadro tłuszczu i wyrwie kawał mięcha. Musi Marek do następnej sesji obmyślić treść odpowiedzi albo liczyć, że niedyspozycja znów go dyskretnie dopadnie i położy do łóżka…

Przesadna troska o wizerunek

Marek wyczuł widać słabość otoczenia i napór „rebeliantów” od Janeczka i zaczął rozpychać się w swoich kompetencjach, jak UE w stosunku do Polski ale rzeczywistość jest jeszcze bardziej złożona. Tego nikt głośno nie powiedział ale to wszystko jest jednak wymierzone w poseł Hałas Teresę. Lidia Jurkiewicz przez niektórych jest kojarzona z nią, a to już wystarczy tak jak Gołąb Andrzej, w którego sprawie wypowiadał się nie raz Janeczek. Widać Nowosadzki to wie w końcu rozmawia ze wszystkimi z racji stanowiska. Pod wpływem Janeczka który ciągle marudzi o tajemnych wpływach Teresy zaczął się obawiać że ten zacznie mu zarzucać służalczość, brak reakcji i w rezultacie ucierpi jego kryształowy wizerunek. Tak jakby jego trwania przy Szpaku przez 16 lat nigdy nie było. Janeczek może sobie bić brawo, bo ktoś wreszcie chyba uwierzył w jego propagandę, ale z drugiej strony wystraszony Nowosadzki to żadne trofeum. Do eksponowania nad kominkiem zupełnie się nie nadaje. Gdyby Nowosadzki przeszedł nad tą nominacja spokojnie dziś by problemu nie miał a Zieliński na następnej sesji będzie dopytywał i rwał niego kawały mięsa.

Moim zdaniem Nowosadzki próbuje się dystansować i demonstruje to w taki sposób, wie, że Hałasowa publicznie mu nie nawtyka, a Janeczek może. Można w konsekwencji tego zaobserwować tendencję, że na chłostę krytyki i pod pręgierz stawia się ludzi kojarzonych z poseł. Traktuje ich się jak ofiary składane na ołtarzu swoich słabości, bo nie ma się odwagi być stanowczym. A nie są to ludzie z łapanki, którzy 30 lat podnosili szlaban w PGR. Wręcz przeciwnie, mają mocne, a nawet bardzo papiery ale to nie ma znaczenia. Mimo że Gołąb ma zarządzanie, to ta biologia urosła już do rangi słonia w menażerii, a przecież na tym stanowisku kierunkowe wykształcenie nie jest wymagane. Na drogim biegunie jest „ormostwo przemilczane” byłego starosty a „etyczny” Nowosadzki nigdy publicznie kierowany „dobrym obyczajem” Szpakowi uwagi w tej kwestii nie zwrócił i nie poprosił o wyjaśnienie. A gdy na sesji w 2017 roku rozdano uzupełnienie Janusza życiorysu, to o mało Nowosadzki nie zemdlał. A teraz gdy kogoś trzeba pod ścianą postawić, to padło na nich, a zbiegło się to z wojną na górze i lokalnymi porachunkami. I te dwie rzeczy mają odrębne życia i toczą się równolegle…

Marketing polityczny

Jeszcze tylko trochę Marek poćwiczy z zakładaniem nogi na nogę to będzie krasnostawską Jaworowicz, bo medialnie zasygnalizował środowisku, że dba o nie i podkręcił sobie licznik interwencji. Nie szkodzi, że to do złudzenia przypomina sytuację kiedy bokser chce podgonić sobie bilans walk zakończonych nokautem i przeciwników dobiera wśród pensjonariuszy domu starców, bo takie są prawa marketingu politycznego. Ten niestety przeszedł w pewnym momencie w spacer po brzytwie. Skoro Nowosadzki chciał zyskać u Janeczka, Nieściorowej czy innych, to stracił u Hałas Teresy, której zawdzięcza wszystko. No ale ona ma etykietę PiS- widać można w nią lać bez opamiętania. To może wydawać się irracjonalne i pozbawione sensu, aczkolwiek polityka takich zachowań nie jest pozbawiona. Jerzy Rakoczy Książę siedmiogrodzki najechał w sojuszu z Chmielnickim i Szwedami na Rzeczpospolitą w 1657 roku, bo mu naopowiadali, że odkuje się terytorialnie. Mimo że stosunki miał dobrosąsiedzkie i cała awantura nosiła znamiona szaleństwa. On jednak dał się namówić i w efekcie czego zebrał taki łomot, że stracił pozycję, księstwo, a na koniec i życie…To co się dziwić irracjonalności Marka? Za Szpaka Marek był przewodniczącym rady powiatu i takich demonstracji nie robił, a było ku temu okazji przez 16 lat co niemiara.

Ludwik XIV z ul. Piekarskiego

Ma Nowosadzki „polityczną skłonność” do przesadnego i trącącego groteską wartościowania problemów, do dzielenia włosa na czworo i obsesyjnie-małostkowego patrzenia na banalnie proste sprawy. Jest też więźniem własnej wyszukanej etykiety… To trochę przypomina zachowanie starzejącego się Ludwika XIV, który tak dopracował swój absolutyzm, że absolutnie decydował o wszystkim w taki właśnie małostkowy sposób. Kierował kampaniami wojennymi, będąc kilkaset kilometrów od teatru działań. Kurierzy czekali na instrukcje, nim ten wstał odbył cały ceremoniał, zgodnie z etykietą i łaskawie zerknął w papiery. Bo jemu się zdawało, że wojna mogła poczekać, priorytetów nie uznawał. W efekcie przegrał kluczową bitwę pod Blanheim i całą Wojnę o Sukcesję Hiszpańską. Ale na tym nie koniec podobieństw, tak jak Burbon- Nowosadzki, co widać, uprzedza się do ludzi, a to bywa zgubne…Ludwik swego czasu spotkał na swoim dworze „kurduplowatego” Eugeniusza Sabaudzkiego, który chciał zaciągnąć się do jego armii ale, że był niskiego wzrostu to go wyśmiał i popędził. Mimo że ten miał „solidny papier” i dobrze rokował. Habsburgowie już tacy głupi nie byli, przyjęli go z otwartymi ramionami, a nawet w niego zainwestowali. Ten się pięknie odpłacił i z nawiązką zwrócił. Lał i to dosłownie wojska francuskie, tylko wióry leciały w czasie wspomnianej „ Wojny o Sukcesję Hiszpańską” Za kilkadziesiąt lat w uznaniu jego wojennego geniuszu Bonaparte wymieniał go jako jednego z siedmiu najwybitniejszych wodzów, a to już jest jakaś rekomendacja.

Alpinista polityczny

Życzyć wypada Markowi Nowosadzkiemu by startował w wyborach do rady powiatu dokąd uzna za stosowne i by zdobywał mandat. Mało kto wie ale ma skończoną Administrację i Zarządzanie, zna się na urzędniczej materii. Takiego ma kształconego żona męża, syn ojca a matka syna i ulica Piekarskiego mieszkańca… Bywa czasem rozsądny ale pod jednym warunkiem, że nie myśli w kategoriach „co ludzie powiedzą” Ale skoro wspomniane myślenie go zdominowało już definitywnie i w tym wypadku  „wskrzeszenia Łazarza” nie będzie, nie można mu powierzać niczego więcej prócz tego co sam zdobył, czyli mandatu. Jest to uwaga w formie instrukcji na przyszłość dla potencjalnych chętnych do koalicji z nim. W taki sposób rządzić się nie da, piłując gałąź na której się samemu siedzi. Nowosadzki nie jest w stanie pojąć, że właściwy teatr działań wojennych, to ten na który trzeba odpierać ataki Szpaka i bzdurne rojenia Janeczka i innych. To tam powinien zabierać głos, tym bardziej, że jeśli o Szpaka chodzi to pamięta jego porządki. Jest Nowosadzki „polityczny alpinista” potrafi zdobyć mandat ale już go zagospodarować i wypełnić pożądaną treścią nie jest w stanie, bo strach skutecznie go paraliżuje.

 

Do tych wspominanych wystąpień i papierowych „ Opus Magnum” i oper mydlanych Nowosadzki nie miał żadnych podstaw, ani pretekstu. A jaki ten ostatni jest ważki to o tym opowiada historia angielskiego żeglarza i przemytnika Jenkinsa, któremu w 1738 roku podczas kontroli statku Hiszpanie w sprowokowanej bójce czy pojedynku ucięli ucho. Po wszystkim cwany przemytnik obwoził je po świecie i pokazywał jako dowód na hiszpańskie okrucieństwo. W efekcie czego przekonał angielski parlament do zbrojnej interwencji i wojna trwała 9 lat. Do historii konfliktów przeszła pod nazwą „Wojna o ucho Jenkinsa” Jak widać on choć miał „swój” pretekst i takiej wielkości, a Nowosadzki nie ma nawet tego.

37
10

Lepszy Powiat według Piwki

Dziś o talentach aktorsko-oratorskich Marka Piwki i jego lewicowej wrażliwości na dźwięk. A także o jego mrożącej krew w żyłach prawie antyklerykalno-muzealnej krucjacie w środku nocy. Spróbujemy również rozgryźć co znaczy jego enigmatyczne hasło z kampanii wyborczej 2018 roku „Lepszy powiat” oraz uchylimy rąbka tajemnicy: kim chciał być gdy był brzdącem i co z tych marzeń się ziściło. Wszystko oczywiście na wesoło, bo jakżeby inaczej.

System ostrzegania przeciwpożarowego zamontowany w Muzeum Regionalnym liczy 26 lat. Podczas gdy jego pełna użyteczna sprawność oscyluje w granicach lat 10, a przy łucie szczęścia można go wydłużyć do 15. Zarówno czas jak i uderzenie pioruna w 2008 roku nie przeszło bez uszczerbku dla jakości jego funkcjonowania i prawdopodobnie z tej przyczyny załącza się samorzutnie co jakiś czas. Wyje prawie tak donośnie jak radny Piwko na ostatniej sesji rady powiatu opowiadał o nim swoje kocopały…

Z okazji „Dnia Chłopaka” spóźnione… ale szczere życzenia, zdrowa, szczęścia i  pełni chłopięcej radości dla radnego Marka- składa  jakże cierpliwy suweren. Ale  jednocześnie suweren korzystając z okazji i będąc  świadom wielkiego nawału obowiązków związanych z globalno-kosmicznym kryzysem z alarmem w muzeum zapytuje nieśmiało: kiedy będzie obiecane kąpielisko na Chmielniku i co z ufundowaniem stypendium dla uzdolnionego sportowca, o którym Marek mówił w kampanii wyborczej 2018 roku?

Pytania świeżo powitego

Związanych z ponad normatywnym „wyciem” wspomnianego alarmu interwencji PSP było na przestrzeni ostatnich lat grubo ponad 200 ! „Niesforne” czujki załączają się nie tylko w muzeum, ale i w dwu pozostałych instytucjach zlokalizowanych pod tym samym dachem tj. Bibliotece Powiatowej i Młodzieżowym Domu Kultury. Problem notowano już w czasach dyrektora Fedorowicza. Natomiast radny Piwko, zmarszczywszy brew pyta… tak jakby się wczoraj urodził, a zważywszy na jego „fizis” ciężko w to wczorajsze powicie uwierzyć. Pyta dopytuje, troska się… Prawie jak o parking pod „Biedronką” dwa lata temu, chcąc być jednocześnie poważnie traktowanym…Radnym nie jest pierwszą kadencję, o nie! To już osobistość co paluszki maczała w powiatowej i miejskiej melasie trochę wcześniej. Był radnym powiatowym w kadencji 2010-2014 i zapewne musiał słyszeć alarm w budynkach kolegium pojezuickiego, jak również wiedzieć o przyczynach tego stanu. Ale teraz słyszy jakby bardziej. Teraz w jego interesie jest słyszeć i pytać. A może ma to związek z tym, że wtedy starostą był Szpak Janusz. Ale i to ciekawe czy wtedy zgłaszał ten „wyjący problem” z takim samym zapałem, jak czyni to obecnie? Dziś jest pewne, że jest potrzeba, a ta jest matką i wynalazków i takich działań jak to Piwkowe pytanie. Widać trzeba radnemu zabłysnąć, pohukać i nie ważne, że się wygłupi, bo jednak ten powiatowy Paryż jest wart mszy. On też by chciał coś wyszarpnąć i coś sobie w polityczne CV wpisać, a choćby taki bzdet.

30 września- „Dzień Chłopaka”

Sesja na której dokazywał z kolegami wypadła nomen omen 30 września, w „Dzień Chłopaka” Wrażenie można było odnieść, że radni to chłopcy, a przynajmniej ich część i właśnie w najlepsze celebrują swoje święto. To chyba tylko ich niefrasobliwość albo niewiedza sprawiły, że niektórzy nie pozakładali krótkich portek na szelkach, i nie pobrali ze sobą łopatek i plastikowych wiaderek. A przewodniczący rady powiatu Boruczenko nie wjechał na środek sali, z taczką piachu żeby mogli w nim grzebać, kopać tunele, robić babki i sypać go sobie we włosy albo za koszulę. Dziecięcy instynkt naszym kinder-radnym podpowiadał, by przedłużali „obrady” w opór. Pletli więc, dokazywali, wygłaszali płomienne brednie, które zajęły im prawie 2 godziny na 4 trwania sesji. W tych ostatnich równych sobie nie miał Janeczek, ale tylko póki co. Konkurencja mu rośnie i to w oczach, w postaci właśnie Mareczka Piwki, który na lewym skrzydle robi co może. Ten ma potencjał i słowiczym głosikiem potrafi takie głupoty wyćwierkać, że ortodoksyjny Żyd po ich wysłuchaniu: zjadłby Torę, pejsy obciął i uciekł do Jordanii przechodząc na islam.

Jak był mały chciał być strażakiem

Właśnie on, w tej „rozgdakanej kakofonii” jako pierwszy zabrał głos. Problem był ważki i Piwko na co dzień dyrektorujący w podległym miastu CIS- który w tych okolicznościach jest akronimem „Ciszy i Spokoju” Właśnie o te dwie wartości oparł clou wystąpienia. Zaczął z grobową miną opowiadać, że straż pożarna przyjeżdża na kościelny plac na sygnale. To wszystko dlatego, że w muzeum włącza się czasem alarm. Popijał Marek w trakcie tych płomiennych bajań wodę, bo widać gadanie o straży wzmogło w nim łaknienie i spotkały się żywioły, do tego migotający strażacki wóz musiał radnemu dziecięce marzenia odczopować. Pewnie kiedyś tam, będąc małym Piwkiem- tak jak wielu rówieśników chciał zostać strażakiem i jeździć czerwonym wozem z sikawką, na włączonym kogucie. Ale gdy dorósł to wyśniony wóz strażacki zamienił się w SLD i tylko, to co ocalił z dziecięcych marzeń, to czerwone barwy ale bardzo intratne. Tak się czasem marzenia materializują dziwacznie, ale to tylko żart ale i dowód na to, że Pan Bóg ma poczucie humoru.

Nocny bój Marka o świeckie państwo 

Mieszkańcy pojęcia nie mają, jak Marek się narażał dla ich bezpieczeństwa i idei świeckiego państwa, gdy oni smacznie spali. Wykazał się w całym zajściu odwagą tych co Pałac Zimowy szturmowali, bo nawet poszedł w pojedynkę w „paszczę lwa” na plac kościelny, przed muzeum, czym nie omieszkał się pochwalić. Czy tę peregrynację odbył w tureckim szlafroku, z cygarem i szklaneczką whisky, tak jak na kawiorową lewicę przystało. Czy może w ciapach, szlaftmycy i piżamie… tego nie wiadomo, bo się nie pochwalił. Ale może sobie do politycznego CV wpisać również tę wyprawę, jako prawie krucjatę w obronie świeckiego państwa. Bo jak na człowieka lewicy przystało, był pod wrotami przybytku konkurencji w walce o rząd dusz. Czarzasty jak się dowie, to go schwali, a  Spurkowa udzieli mu przywileju w formie koncesji na nieograniczone spożywanie jaj na śniadanie i w kanapkach. Bo może nie wszyscy to wiedzą, ale ta ostatnia wieszczka z Brukseli zakazała swojemu otoczeniu konsumpcji jaj!? Wędkować też chce zakazać…Takie koleżanki partyjne ma radny Piwko.

Dusze czyśćcowe

Wracając do trwożliwej relacji z nocnej eskapady pod watykański przybytek, to Piwko stanowczo Leńczukowi wydał polecenie, żeby mu wyjaśnić: czemu to tak wyje po nocy. Ale można domniemywać, że mogą to być czynniki spoza tego wymiaru, i wyją nie tyle wadliwe alarmy, co dusze pierwszych sekretarzy krasnostawskiego PZPR. Piwko powinien brać to pod uwagę. Teraz on jest ich spadkobiercą w prostej linii i niech lepiej w pokucie duszom czyśćcowym nie przeszkadza, taka jest mądrość etapu. Nigdy nie wiadomo co z jego duszą będzie, a tę ma na pewno i to w rozmiarze XXL. Ale póki co, to się widać biedaczysko nie wysypia. Wiadomo że krótszy sen, to i metabolizm gorszy i się ponoć od za krótkiego spania tyje, tak mawiają uczone dietetyczki.

Teatr jednego aktora

Jak się Piwko uporał z muzeum, to wylał całą kadź żalów pod adresem „krwawego dyrektoriatu”, który powiatem rządzi, ale nie całego, bo Nowosadzki jest bardzo „cacy”. Jak on biedny jęczał. A że się odezwał i go za to spotkały represje w postaci prześmiewczego opisania w internecie, i jakichś anonimów. A innych to do komisji etyki skierowali. I co wy tam jeszcze szykujecie dla radnych- dopytywał ? Że też dla wzmocnienia przekazu i podkreślenia osobistego dramatu nie wyszedł na środek sali, i nie stanął w teatralnej pozie, najlepiej w todze z prześcieradła z cytrą w dłoni i tak jak Neron nie wyśpiewał swoich żali w kierunku „krwawego zarządu powiatu” A jakby się na koniec rozpłakał teatralnie i pchnął prosto w serce sztyletem, takim jakich używają aktorzy, to dostałby owacje na stojąco. Po takiej demonstracji na pewno zmiękłyby serca „katów z zarządu”

 Tymczasem dyrektor muzeum „Krwawy ciemiężyciel i kat z Rudnika” złożył wniosek do ministerstwa o nowy system. Aż dziwne czemu w sprawie przyczyny braku reakcji na problem alarmu przez te wszystkie lata nie zwołali radni pod przewodnictwem Piwki komisji powiatowej. To też by można sobie w CV wpisać. A tu mogłyby być ciekawe wnioski. Wszak poprzednik Gołębia- Majewski „Anioł Bezskrzydły z Turobina” urzędował 3 lata.  Ścieżkę do „Wielkiego Chana” z PSL Janusza Szpaka, wtedy starosty, miał wydeptaną jak słonie drogę do wodopoju na sawannie pod Kilimandżaro. Trzeba nie mieć o czym gadać żeby takimi „pierdołami” wypełniać interpelację. To jak strzelanie do muchy z armaty. Zawsze w takiej sytuacji ośmiesza się kanonier.

 

Sodomici na horyzoncie

Zatrwożył się i upomniał o pieniądze, a jest wszak absolwentem ekonomii na UMCS, nie tej marksistowskiej, tylko tej drugiej, ale jest w SLD o dziwo dzięki tej pierwszej. Bo całe SLD jest dzięki niej… Jego uwagę zwróciło pismo-list Waldemara Budy ministra, który na portalu samorządowym skierował apel, by samorządy złagodziły stanowisko wobec szerzenia ideologii LGBT. Piwko zakomunikował, że przez takie coś możemy nawet 5 milionów z „Funduszy Norweskich” nie dostać. A to jest ciekawy watek, bo swego czasu, a dokładnie w 2019 roku samorząd wojewódzki przyjął uchwałę w sprawie rodziny i żeby było ciekawiej to głosami PiS i PSL. Dziś Szpak wrzeszczy w drugą stronę, że przypomnę jego klekot z 24 września z Siennicy . A gdy Piwko pojękuje w sprawie „sodomitów”, to ten sam sejmik wycofał się z części uchwały z 2019 roku. Kocioł jednak jest i nie trudno spostrzec, że wszystko się robi żeby walić na oślep w PiS, a przy okazji i w perspektywie czasu w siebie. Gdzieś radnemu umyka, że to wszystko szantaż finansowy.

 

Posprzeczali się na koniec z Witoldem Boruczenko, który twierdził. że rada powiatu zajęła tylko stanowisko, a nie podjęła uchwałę. A poza tym to było zdanie tylko kilku radnych. W efekcie tych tłumaczeń  Boruczenko zaplątał się we własne portki i wyrżnął orła. Niestety Piwko miał racje, bo uchwała była całej rady na co przedstawił stosowny dokument podpisany przez samego Boruczenkę… Ale ten też dobrze kombinował, bo o każdym przegłosowanym akcie prawnym większością można powiedzieć, że jest stanowiskiem części radnych, posłów, a nie wszystkich i to będzie zgodne ze stanem faktycznym. Finalnie „łopieński Nowosadzki” stwierdził, że na zarządzie będą się do tego odnosić. A Piwko jak zwykle: co starosta na to? A tymczasem starosta w tej sprawie może porechotać, bo przecież radnym nie jest ale powiada, że jak środków nie dostaniemy to nic nie zyskamy… ale i nic nie stracimy. Tym samym wpisał się w logikę, którą narzucił Piwko w obu swoich interpelacjach…

Paradoks Piwki

Dworek starościński jest uroczy i stanowi perełkę architektury w krajobrazie tego konającego miasta. Również jest esencją polskiej tradycji i kultury, a siedzi w nim spadkobierca krasnostawskich sekretarzy i lewicy co to jeszcze niedawno panów z dworów wypędzała, a je przerabiała na obory albo chlewy. Gdy trzeba było to je równała z ziemią. Piwko o tym wie, bo sam docenia urok tego miejsca. Można to odebrać jak, co by nie mówić- pośmiertny triumf szlachetczyzny i tradycji, jednak korzenie są ważne. Ale mimo tego lewica dziś z tradycją znów walczy, przy pomocy „nowej tradycji” jaką niesie LGBT. Do tego radny chwali się rodziną i słusznie, ale wspomniane cztery litery walą właśnie w rodzinę, jako przeszkodę na drodze do zatomizowania społeczeństwa i stworzenia z ludzi „glajszachtu” masy ludzkiej, oderwanej od właśnie własnych korzeni. Wszystko po to, żeby szybciej stworzyć europejski związek radziecki. Czy się Piwko na te frukty załapie… Wątpię. Bo z reguły rewolucja czyści z wielkim zapałem swoje szeregi. Dziś już Jaruzelska jest faszystka, a Rafał Woś- publicysta „Polityki” został z niej wykopany, bo za mało radykalny i rozsądnie mówi o celach i istocie lewicy.

 

Wypada to jakoś podsumować…Dla mnie, to już nie jest samorząd, tylko zabawa oraz pajdokracja pełną gębą. Muzealne bajdurzenia Piwki są szczególnym przypadkiem, a to tylko ułamek tego co się działo na sesji… On za takie „bzdety” bierze 14.496 złoty rocznie.  Jak widać siedzenie w przeuroczym miejscu, jakim jest CIS, odcisnęło się na osobowości Marka tak, że zdziecinniał. To zapewne wina tego kwiecia i strzechy oraz kwitnących wokół krzewów. A dobrze mu tam, jak wiejskiemu proboszczowi tym bardziej, że kościół za miedzą. Jedyne i sensowne wyjście to niech sobie kupi stoppery do uszu- po 2,99 za komplet-stać go, a potem niech siebie posłucha. Gwarantuję mu że stopery założy. A na przyszłość  niech na litość Boską, czy w kogo tam wierzy, nie przychodzi na sesję z takim głupotami. Może się rozchorować jak Nowosadzki który na sesji nie był. Skoro to tak ma wyglądać, to tylko czekać jak za chwilę zacznie się radny staroście skarżyć, że schabowy źle wysmażony, a kartofle twarde i buty go piją. Piwko to jest jednak lewica i przypadkiem tam się nie znalazł, tam wszystko na głowie stoi od płci po stosunki własnościowe. Ale może on to tak rozumie i tak ma wyglądać ten „Lepszy Powiat” z jego ulotki wyborczej!?

 

36
14

Jak to z hołotą było…

 

Dziś prezentujemy echa wyczynów „mistrza” Jutrzenki-Trzebiatowskiego w Chojnicach. Są to artykuły z tamtejszej prasy i sprzed 11 lat...

 

 

 

 

Finster przeprasza za hołotę

Piątkową konferencję prasową burmistrz Arseniusz Finster rozpoczął od słowa przepraszam. Włodarz skierował je do wszystkich mieszkańców Chojnic, którzy poczuli się urażeni wypowiedzią Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego udzieloną w ostatnim numerze tygodnika „Czas Chojnic”. Krakowski artysta, który już we wrześniu otworzy w miejskiej baszcie swoją galerię, zapytany przez dziennikarkę o to ile zajmie zwiedzanie obiektu odpowiedział: „Hołocie zwiedzanie zajmie trzy minuty, koneserom trzy godziny”.

– Chciałbym w imieniu Janusza Jutrzenki Trzebiatowskiego przeprosić za tę wypowiedź. On ubolewa, że coś takiego powiedział – mówił burmistrz. – Jest pełen pokory i te przeprosiny wyartykułuje bezpośrednio jak tylko wróci, ponieważ teraz jest w Krakowie. 

Ponadto Finster tłumaczył, że Trzebiatowski żył przez ostatnie dni w stresie związanym z przenosinami do Chojnic swoich dzieł i zbiorów. Malarz miał być zmęczony i przepracowany, gdyż od rana do wieczora spędzał czas w baszcie, pilnując wszystkiego osobiście. Nie najlepsza kondycja miała być właśnie przyczyną tej niefortunnej wypowiedzi.

 

Czy jest to jednak wystarczające usprawiedliwienie dla kogoś, kto chce być ambasadorem sztuki wyższej w naszym mieście? Czyż nie właśnie osoba nazywana przez burmistrza mistrzem ma dawać przykład innym, że kultura powinna być  zawsze i wszędzie pisana przez duże K? Tym bardziej że możliwość jej szerzenia artysta otrzymał od mieszkańców Chojnic. To bowiem z ich podatków na utworzenie Centrum Baszta poszło prawie 800 tys. złotych.

W Siennicy też zaanonsował się z przytupem, zagroził odpowiedzialnością karną Alicji Pacyk. Jednocześnie chcąc „ukulturalniać” mieszkańców gminy w dworku wyremontowanym między innymi z ich podatków. Dla mnie to abstrakcja może nawet biologiczno-polityczna.

21
5