Żydzi, Rzymianie…i Krasnostawianie

W Krasnymstawie Rzymem powiało z czasów Wespazjana. Stan finansów przypomina skarbiec stolicy imperium po awanturze „roku czterech cesarzy”, bo jest tak samo zasobny w przestrzenie puste… Wtedy po śmierci rudzielca Nerona wszyscy bili się ze wszystkimi i ogołocili go do samego dna, bo wojna to kosztowna zabawa.

Z tamtego zamieszania zwycięsko wyszedł Wespazjan, który przy okazji założył nową całkiem udaną dynastię, choć krótko panującą. Ale jak zobaczył co zastał to ciężko westchnął i opodatkował szalety. Jego syn Tytus obdarzony umiejętnością podrabiania dowolnego charakteru pisma, nosem na taki pomysł kręcił, ale jak mu ojciec pod ten sam nos podsunął sesterca i kazał go powąchać, a ten stwierdził, że nic nie czuje w lot pojął tatową koncepcję i już zastrzeżeń nie miał. Dzięki temu zabiegowi mamy na tę okoliczność powiedzenie „pecunia non olet”, czyli pieniądze nie śmierdzą.

A tu w Krasnymstawie też pieniądz wkrótce może nie śmierdzieć, bo są na to znaki. Sam Lech Berezowski radny „od Kościuka”, ale z „Krasnostawian” „poszedł za potrzebą” na ostatniej sesji rady, nie ruszając się z miejsca i zasugerował budowę wychodka, bo dać sobie ulgę w ustronnym miejscu to ważna sprawa jest. No i jak taka świątynia zadumy powstanie za choćby złotówkę, to Rzym jak nic z tą tylko różnicą, że Wespazjan opodatkował zawartość, a tu może być płatny wstęp, czyli doświadczymy podatku od luksusu. Miciuła nie ma takiej władzy jak cesarz, a zamiast senatu ma coś znacznie gorszego… „Krasnostawian” którzy są hybrydą demokracji to jest najgłupszego z ustrojów i żydowskiego rabinicznego judaizmu.

Dlatego Marcinowcy jak Żydzi naginają rzeczywistość w stopniu niepokojącym, próbując robić durni ze wszystkich dookoła. Przyczyn ich zapiekłość można szukać w tym, że Miciuła również zburzył na podobieństwo syna Wespazjana Tytusa nie Jerozolimę ze świątynią, ale pewną wizję i zaplanowany porządek, który zakładał Kościuka w ratuszu, a nie jego. Dlatego dziś jadą po nim jak po przysłowiowej łysej kobyle i nie pomoże mu nawet fakt, że Żydowi z Hollywood Jesse Eisenbergowi miasto nadało tytuł honorowego obywatela.

Krasnostawianie traktują Miciułę z dziwną manierą wyczuwalną w charakterze składanych interpelacji. Tak mówią do niego, że aż ciarki po grzbiecie przechodzą i takim tonem, jakby Miciuła był już burmistrzem co najmniej kilka kadencji i mimo próśb i ponagleń z jakichś przyczyn czegoś tam zrobić nie chciał. Żydzi podobny zabieg zastosowali na osobie Jezusa, bo on, opowiadając o tym, że jest Synem Bożym psuł im interesy. Dla nich jego przyjście akurat wtedy było nie na rękę, a czas pokazał, że oni chcą decydować, kiedy i kto jest Mesjasz. Wystarczy teraz zapytać dowolnego rabina co o nim sądzi to można usłyszeć, że Jezusa nie było w ogóle i o co chodzi? Jak rabin ma dobry humor, to w jego przypływie wspomni, że może gdzieś tam był jakiś Joszka co dokazywał z kolegami, ale żeby Mesjasz!? Dlatego czekają na pierwsze nadejście w najlepsze.

Krasnostawianie pomysł zastosowali z wielkim powodzeniem tylko odwrócili wektor i jak tamci odmawiali istnienia, to ci wmawiają istnienie i teraz rozmawiają o Miciule, jakby był od bardzo dawna i jak tak to wszystko jego wina. Oni są oczywiście od kwietnia i wszyscy niepokalani. Czyli śmieci, most i ogólny rozgardiasz w mieście to wina tego okularnika z Olszanki co w poprzedniej kadencji przebierał się za Kościuka! No kto by pomyślał, że tak można!?

Gdzie oni takiej biegłości nabyli to chyba wiadomo? Nie wiadomo tylko jak to się odbyło. Czy to są jakieś seanse połączone z piciem dekoktów, naparów i innych wspomagaczy? Rąbka tajemnicy co do lokalizacji „miejsca mocy” uchylił Lucjan Wąsiura w swojej interpelacji. Powiedział, że trzeba jakoś zagospodarować plac targowy między PSP a Lidlem. To słuszna uwaga i użył sformułowania, że „czas tam się zatrzymał” widać coś wie i tam trzeba szukać miejsca mocy Krasnostawian, bo taka anomalia, gdzie czas stoi to może mieć szersze zastosowanie… Jak się o niej dowie naczelny fircyk powiatowy Nowosadzki, to się tam ze śpiworem wyniesie, bo uzna, że zachowanie wiecznej urody jest sprawą wagi państwowej, a powiat musi mieć swojego Ibisza. No i pewnie Janeczek „ober doktor” również z tego miejsca, gdzie czas stoi jak stójkowy korzystał, bo nie mógł o nim nie wiedzieć. On przecież wie wszystko i dowodem, że korzysta z magii tego miejsca jest to, że próżno na jego mądrej głowie szukać siwych włosów!

Oczywiście na sesji nie mogło się obejść bez tradycyjnej „szarży lekkiej brygady” Agnieszka Pocińska Bartnik ją poprowadziła, bo któż by inny podołał. Bezlitośnie przyparła Miciułę do muru, a przynajmniej tak jej się zdawało pytaniem co on sądzi o tym, że w MPGK zatrudniono urzędnika, a nie człowieka do łopaty. Bo tu się mówi o złej kondycji przedsiębiorstwa, a się zatrudnia…

Miciuła przekierował szarżę na wilcze doły i poprosił o szczegółowe wyjaśnienia prezesa MPGK Pastuszaka, bo to był pomysł z jego koncepcji, którą przedstawił na konkursie parę miesięcy temu. A on już wyjaśnił, że takiego mu trzeba, coby wszystko poukładał. Miciuła ze swojej strony dodał, że się nie będzie wtrącał do rządzenia prezesowi co ma swoją koncepcję, bo Daniel żonie do garów też nie zagląda, ale za jakiś czas bez litości go rozliczy, a wtedy różnie może być…

W całym tym zamieszaniu nie padło nazwisko tego nieszczęśnika zza biurka, który już za nim siedział od poniedziałku, bo sesja była w czwartek 24 października. A szarża Agniechy przypadła na okres, kiedy jej małżonek czekał w blokach startowych na objęcie stanowiska w nieodległym starostwie powiatowym.

Nazwisko jednak padło, ale w okolicznościach co najmniej talmudycznych, bo w Nowym Tygodniu w artykule Stępnia pod wszystko mówiącym tytułem „Kadrowe kontrowersje w PGK”. No i okazało się, że tym nieszczęśnikiem zza biurka jest sam Wojciech Kaczmarczyk były zastępca burmistrza Kościuka i jego serdeczny kolega, który w środku pandemii rzucił papierami, a potem trzasnął drzwiami i uciekł w podskokach z ratusza. To jest ten sam, który za Kościuka był dobrym, prawym i pełnym przymiotów heroicznych, a tylko dlatego, że akurat wtedy Krasnostawianie sterowali Kościukiem, a jak tak to i Kaczmarczykiem. Może to przemilczenie było aktem łaski, ale wielu uważa, że cała szarża było zupełnie niepotrzebna, a Agnieszka zwyczajnie się wygłupiła, bo jak wyżej małżonek akurat w tym czasie obejmował stanowisko w starostwie i można by zapytać, dlaczego akurat on i czy to też nie zasługuje na miano kontrowersji? Ogólnie to Agniecha w tych szarżach okrutna i jeńców nie bierze, bo czasu nie ma, a to dlatego, że sama po nosie zbiera.

Do tego na stronie facebookowej Krasnostawian, gdzie Marcin informuje przy pomocy „ogłoszeń duszpasterskich” obywateli o tym, jak im nieba przychyla w relacji z sesji nie ma słowa o wystąpieniu Agnieszki. Cicho jest w tej materii jak makiem zasiał i są tylko interpelacje oraz wspominek o Jesse Eisenbergu. I dopiero Stępień odkrył personalia tajemniczego urzędnika zza biurka i może to była jego inwencja, bo Krasnostawianie jakoś się tym chwalić nie chcieli… Albo go dyskretnie poprosili jak to Żydzi czynili w szabas, kiedy do zakazanych prac wykorzystywali gojów. I takie to są krasnostawskie przepychanki nad łóżkiem babci, która dogorywa w ZOL. Bo tak jest z tym miastem, że jego się już naprawić nie da można co najwyżej opóźniać zgon…

Reasumując to „Krasnostawianie” nie są wielkim zagrożeniem. Są zabawną formacją, która przy właściwym podejściu przynosi więcej radości niż kłopotów. Bo problem leży w samym Danielu… Jeśli uwierzy we własną wielkość i w to, że wszystko, co osiągnął to tylko dzięki sobie to będzie początek jego końca. Bo taka wiara to „różany krzew maskujący skraj urwiska” i wielu już takich było a marnie kończyli. Jest ponadto w gierkach politycznych nuworyszem i podobnie tak jak Wespazjan przyszedł z sektora prywatnego, a tam jest inaczej, bo nim wspomniany cesarzem został miał „firmę” co na mułach woziła to i owo, ale że w tak zwanym międzyczasie został senatorem to, dzięki temu nauczył się mechanizmów władzy i meandrów polityki. Przeżył „humory” Nerona a to już jest jakaś rekomendacja. Nie miał lekko, bo tak jak Miciuła pochodził spoza lokalnej sitwy ze stanu ekwickiego, a nie senatorskiego. Miciuła, jeśli dostatecznie szybko tego nie pojmie, że musi nauczyć się rozbrajać miny przed ich nadepnięciem by sprawnie poruszać się w lokalnym żmijowisku to skończy jak Warrus, który w Lesie Teutoburskim w 9 roku p.n.e. słuchając, złego doradcy w osobie Arminiusza zgubił trzy legiony, a siebie w geście rozpaczy nadział na własny miecz…

28
10

Pan Bartnik…

Kto jest Agnieszka Pocińska Bartnik radna miejska „Krasnostawian” przedstawiać nie trzeba. Ale z kronikarskiego obowiązku wypada skreślić krótką charakterystykę.

Bo jest to przede wszystkim moja faworyta, a to dzięki płomiennym przemowom na sesjach rady miasta, w których nie liczy się ani z umiarem, ani ze zdrowym rozsądkiem. Bez względu na podłoże i warunki atmosferyczne dąży do celu. W jej skrzyni biegów wstecznego „niet”. Ma przy tym tyle ognia w oczach, że teraz już rozumiem, w jakim celu co sesja jest wśród zaproszonych gości komendant Państwowej Straży Pożarnej. Podobno gaśnicę ma dyskretnie schowaną za pazuchą, bo jakby tak iskra z tych rozgorączkowanych oczu przeskoczyła na coś łatwopalnego to nieszczęście gotowe. Wtedy, gdyby przegapił ten moment to wszystkie gaśnice z ARPAPOL-u byłyby bezradne. Dlatego jest i czuwa bo taka z Agnieszki „ognista Walkiria”.

Każda jej wypowiedź przypomina salwę katiuszy, jeśli chodzi walory widowiskowe, ale i o celność może nawet przede wszystkim. Ona jedna jest w stanie zastąpić całą zmianę celników na przejściu granicznym w Dorohusku tyle w niej zapału drzemie. Nikt, tak jak Agnieszka zagadnienia nie „wytrzepie” Czasem można odnieść wrażenie, że pomyliła salę plenarną urzędu miasta z salą tronową Pałacu Buckingham… Jak zacznie pytać, dociekać to końca nie widać ani zmiłowania. Inna rzecz, że na burmistrzu Danielu Miciule adresacie tych kąśliwych zaczepek wrażenia to nie robi, a nawet zaczyna mu się to podobać. Wyniosła przy tym i przekonana o swojej nieomylności, że ojej i kiedyś to ją zgubi, ale że jest dużą dziewczynką to pewnie wie o tym. Jest też bardzo obrażalska, ale dziś o tym pisać nie będę.

Bo tymczasem w nieodległym starostwie powiatowym schedę po Dariuszu Pylaku emerytowanym komendancie Państwowej Straży Pożarnej, który ogarniał zarządzanie kryzysowe przez kilka miesięcy po zmarłym Arturze Sysa obejmie nowy i bardzo kompetentny Pan. Ten Pan to nie, kto inny jak małżonek wielce szanownej i wspomnianej, radnej Agnieszki Pocińskiej Bartnik. Pan Bartnik, bo tak go należy tytułować obejmie swój wakat 1 listopada…

I teraz, gdyby ktokolwiek chciał mu zarzucać brak kompetencji albo cokolwiek to niech szczeźnie, przepadnie i zamilknie na wieki. Pan Bartnik musi być kompetentny, albowiem praktykę ma, i to jaką!? Jest mężem Pani Agnieszki i kompetencji oraz biegłości w sztuce zarządzania kryzysem nabył w okolicznościach niepozostawiających wątpliwości co do ich wysokiego poziomu. Bo skoro żona Pani Agnieszka przez kilkanaście lat małżeństwa zadawała mu jako mężowi choćby 10% pytań z taką samą gracją, nieustępliwością i częstotliwością jak robi to na sesjach rady miasta obecnie, a nie ma podstaw by sadzić, że tego nie robiła a mimo to tworzą bardzo udane stadło to on musi mieć szczególny dar do meandrów zarządzania kryzysowego. I do tego w jednym palcu!

Nie ma siły we wszechświecie na taką szkołę, a wszystkie dyplomy MBA, czy akademie wojskowe mogą być co najwyżej kwiatkiem do kożucha. Dlatego ja jestem za, bo jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

PS. A tak na poważnie to Bartnik jest, stąd, że Jelonek szef klubu „Koalicji Ubywatelskiej” w powiecie i radny powiatowy też chce mieć jakiegoś „dyrektora” Póki co ma Bartnika, ale wkrótce do starostwa 4 listopada na osiołku wjedzie następny. Długo się na ośle nie nawozi, bo z ZDP blisko…

30
10

Co gryzie Marcina?

Polityka w mieście czy powiecie utkana jest z małych zawiści, traum, prywatnych uraz, czy niespełnionych ambicji. I jak sięgniemy pamięcią, to w radzie powiatu poprzedniej kadencji było epicentrum głupoty. Każdy z każdym o wszystko darł koty. Widać Marcin doszedł do wniosku, że skorzysta ze sprawdzonych wzorców, bo ma powody.

Marcina trauma sięga czasów, jak z Robertem Kościukiem w poprzedniej kadencji wpadli sobie w ramiona. Był to romans na oczach całego miasteczka, i to musiało się tak skończyć, bo Robert z dwójką radnych nie był na samorządowym rynku matrymonialnym żadną partią. Sztandar miał co prawda PiS-owski, ale poszarpany jak dziadka portki, w których koło domu chodził.

W 2019 dzięki dreptaniu Lucjana Cichosza przy Sasinie dokleili mu pełnomocnictwo PiS na powiat i wtedy pytano retorycznie, po co? Po czasie okazało się, że był to „przyczółek” do wojny z Tereską Hałas, ale to już inny wątek i nie na dziś.

W mieście te PiS-owskie błyskotki nie znaczyły nic i był tu Robert w miasteczku, przykładając do niego standardy towarzyskie pierwszej Rzeczypospolitej zubożały szlachcic, któremu po sławie przodków ostał się herb mocno nadwyrężony, wspomnienia, zardzewiała karabela i kulawy wałach. Marcin natomiast to już większy „cwaniak” ze swoją piątką radnych! On, jak ormiański kupiec ze Lwowa co na handelku z Multanami dorobiony, ale bez widoków na karierę, bo nieherbowy. Dlatego aby przebić szklany sufit awansu omotał „herbowego golasa” Kościuka i się udało.

Był co prawda jeszcze z siódemką radnych wyniosły Prusak i zimny jak styczniowy poranek w Jakucji Andrzej Jakubiec, ale u Roberta na samą myśl o nim zadawnione urazy odzywały się jak zgaga. Bo nie daj Boże, jakby doszło do ożenku to Robert miał wizję siebie siedzącego w kuchni i obierającego kartofle dla niego. A trzeba wiedzieć, że Prusacy w kartoflach gustują. Dlatego Wilkołazki zagościł w Roberta serduszku na bliżej nieokreślony czas…

Efektem tej płomiennej współpracy był „dżentelmeński układ”, bo jak nam tak dobrze teraz, to czemu tego nie kontynuować? Polegał na tym, że jak Robert wygra, a Marcin wykręci dobry wynik to oczywiście koalicja, ale przede wszystkim weźmie go na „wice” A za 5 lat tak „podrasowany” Marcin już samodzielnie wystartuje na burmistrza, bo Kościuk już nie będzie mógł. Ta impotencja to już wynika z ustawy, która mówi, że można „być” najwyżej dwie kadencje z rzędu, czyli 10 lat.

To, że Robert nazbiera radnych to nawet nikt nie zakładał, bo sadząc po składzie list były to nazwiska wybłagane albo z łapanki. I jakby to wypaliło, to wtedy Marcin miałby piękną drogę do upragnionego fotela w ratuszu. Drogę bezpieczną, pewna i z piękną emeryturą, bo do niej to ma coś z czternaście lat. Nic nie stałoby na przeszkodzie, aby Marcin potem wziął Roberta na wice. Zmienialiby się jak żurawie w kluczu i dotrwali do emerytur. Ale  jak wiemy ten zabieg „chirurgii politycznej” zupełnie się nie udał, bo zza pleców wyskoczył Miciuła, który skazywany na pożarcie wygrał i „namieszał”.

Jednak nim do tego przykrego końca doszło ratował Marcin Kościuka jak mógł i jak już mógł w drugiej turze. Zadecydował o jego poparciu jednoosobowo, a cała formacja przy tej czynności pełniła rolę statystów. Desperacji w tym akcie było więcej, jak rozsądku, bo mieszkańcy przecierali oczy ze zdumienia. Skoro trąbi się o zmianie na fotelu, to skąd wsparcie „lichutkiego” Kościuka którego ta zmiana z pierwszej tury miała dotyczyć? No bo jest „dżentelmeński układ”, ale kto tam o nim wiedział! Co prawda w tak zwanym międzyczasie pojawił się Kamil Hukiewicz jako kandydat „Krasnostawian” na burmistrza, ale mimo że to kolega ze stowarzyszenia był bardziej pomysłem własnych teściów i Marcina swoim kandydowaniem zmroził. Marcin unikał pokazywania się z Kamilem i wspierania jak tylko mógł i przez ten czas paznokcie ogryzał z nerwów zamiast płatków na śniadanie.

To były chwile dla niego trudne jak jasna cholera. Bo gdyby Hukiewicz burmistrzem został to tak, jakby się w jedno popołudnie dowiedział, że zlikwidowali jego etat w I LO, spaliło się muzeum, gdzie też dorabia, a do tego ruska rakieta wysadziła tylko jemu mieszkanie w bloku. Kandydatura Kamila była również odpowiedzią na Miciułę z PZK i próbą przejęcia kontroli nad Krasnostawianami przez nowego drapieżnika w postaci Piotra Jelonka byłego porucznika SB i „teścia rzekomego” Kamila. Tylko że jego do stowarzyszenia to Marcin sam sobie wpuścił mamiony wizją pomocy Jelonka przy organizacji listy do rady powiatu w nadchodzących wyborach samorządowych.

Bo trzeba pamiętać, że Marcin w poprzedniej kadencji szczęśliwym splotem okoliczności miał w radzie i zarządzie powiatu radnego Piotrka Suchoraba. I po takim współrządzeniu smaku nabrał i dlaczego by nie spróbować znów. Tylko Jelonkowi wszystko się pozmieniało po jesiennych wyborach parlamentarnych, gdzie Koalicja Obywatelska z przystawkami mogła stworzyć większościowy rząd. No i jakby nie daj Boże Kamil wygrał to wtedy teście Kamila kręcili by Krasnostawianami, a Marcin siedziałby w schowku na szczotki, ale szczęśliwie Hukiewicz malowniczo poległ. Po tym „morderstwie przy urnie wyborczej” na Hukiewiczu nastał szczęśliwy koniec, a wszystko w drugiej turze zdawało się wrócić do „normy” i nadzieja odżyła. Ale nie „zgrało”, bo to ostatecznie Miciuła z PZK zmiótł Kościuka i teraz Marcin z tej złości co ma pod ręką to bierze, coby przylać w niego. Niczym nie pogardzi…

Teraz są akurat śmieci, ale za jakiś czas to może być coś innego i ogranicza go tylko jego wyobraźnia. Ma czego żałować i za czym płakać i ten żal w nim siedzi jak drzazga za paznokciem, a boli jak jasna cholera. A jeszcze jak pomyśli, że burmistrz wyżej stoi to nic tylko się powiesić z rozpaczy.

Do tej batalii za swoje urazy zapędził „Krasnostawian”, jak ruscy oficerowie sołdatów pod niemieckie cekaemy, ale tylko po to, żeby to lepiej wyglądało i nosiło znamiona poważnej oddolnej inicjatywy, a oni robią za drzewa w lesie, za którymi przebiega wilk Wilkołazki. Wszystko tam jest wyreżyserowane poza granice przyzwoitości. Oni statyści polityczni idą niechętnie i jeszcze bez słowa krytyki, bo jakby tam, który powiedział coś nie pomyśli to podpadnie liderowi i niech zapomni o karierze, bo to Marcin decyduje, kto trafi na listy. Dobrze to jednak o ich „rozumie” nie świadczy, ale co zrobić… Szczególnie „Panie Krasnostawianki” potulne w tym procederze, ale widać taki tam islamski patriarchat panuje i gdzie „prawa kobiet”? Na wsi o takich sytuacjach mówi się porzekadłem, że „jak byk pierdzi to obora słucha!”.

No i co tu na koniec powiedzieć? Chyba tylko tyle, że po 21 kwietnia wszystko, co spadło na Marcina Wilkołazkiego jest winą Miciuły i przyzwyczajmy się do tego, bo inaczej to nie będzie. Jak po tej dacie wdepnie w psią kupę na chodniku w Zamościu, to bezdyskusyjnie jest wina Daniela, bo ten ma aż dwa psy i nieważne, że jeden z nich mieści się w plecaczku najmłodszej córki. Mógł przecież z nimi być w tym mieście i zmusić, coby się sfajtały na chodnik, bo może Wilkołazki tu przyjedzie i wdepnie. I taka tam „wojenna logika”.

27
6

Wścieklizna i chryzantemy

Marcin Wilkołazki lider Krasnostawian, przewodniczący rady miasta, nauczyciel i człowiek renesansu jest w trakcie prywatnej wojny. Zwalcza w niej zaciekle dwóch wrogów jeden to burmistrz Daniel Miciuła, a drugi to „zdrowy rozsądek” Z tym drugim idzie mu zupełnie dobrze. Swój już wykończył, a teraz bierze się za ten „zbiorowy” W tym celu wypuścił radnego Ciechana Marcina, a ten, znając powinność swej służby odleciał prawie jak słynny profesor i „powiatowy kompozytor”, co to ostatnio zwyzywał burmistrza od śmieci i zalecił jego utylizację.

Teatrem wojny jest batalia o podwyżkę śmieci w mieście. Ale tu i weterynarz miałby pełne ręce roboty, bo spór zaczyna ewoluować w kierunku „wścieklizny politycznej”. Marcin usłużnymi rękoma swoich janczarów alias „Krasnostawian” postawił na swoim i wbrew ustawie, która mówi, że gospodarka odpadami ma się bilansować przeforsował na sesji 14 października swoją wersję, podnosząc cenę wywozu odpadów o 4 złote, a nie o 8, jak zaproponował burmistrz. Ta połowiczna podwyżka nic nie zmienia, a wręcz wprowadza jeszcze większy chaos i dziura w budżecie jak była tak jest. On, jednak za nic ma logikę, ekonomię i zdrowy rozsądek, bo stwierdził, że jest to problem pani skarbnik. Tylko jeśli zasypie się dziurę w odpadach to braknie na inwestycje, bo tu króluje zasada naczyń połączonych. I w takich okolicznościach to, kto ucierpi? Ucierpią ci sami mieszkańcy, na których „dobro” Marcin się powołuje. No i czy w takiej sytuacji nie jest potrzebny wyżej wspomniany weterynarz? Przecież to już czystej próby „wścieklizna polityczna”

Na tych objawach nie stanęło, bo zapytani przez wiceburmistrz Monikę Sawę, na jakich danych opierają swój projekt zbyli to milczeniem. Okazało się kolejny raz, że ci w ratuszu co takie kalkulacje robią od lat i tą na 8 złotych również, co się rozumie samo przez się są niewiarygodni, a eksperci od Wilkołazkiego już tak! Uzasadnienie do uchwały, żeby nie było „Krasnostawiany” robili naprędce i w przerwie sesji. I tylko nie wiadomo na czyim kolanie.

Takie działanie to nic innego jak rewolucyjna zasada w praktyce. Sformułowana przez niejakiego Kyrylenkę, która mówiła, że zapisy prawa mają odzwierciedlać cele rewolucji. A te 4 złote to efekt przewagi w radzie i czystej złośliwości. Czystszej nawet niż kosmiczna próżnia. Interes mieszkańców to tylko parawan. Coś jak maskowanie jedwabiem sterty nawozu. Równie dobrze mogłaby być to inna kwota, byle nie te 8 złotych, bo to „ósemka” Miciuły a jego nie lubimy i tak dalej…

Ponadto powstała w wyniku udawanej podwyżki dziura ma bardzo praktyczne zastosowanie, bo jest „polityczna” i stanowi doskonały punkt zaczepienia oraz „inwestycję na przyszłość”. Jest czymś na kształt wiecznego „casus belli” „otwartej rany” po to coby za jakiś czas można było Danielowi zarzucić, że liczyć nie umie i znów się z nim wykłócać. Oni gotowi w najbliższej przyszłości powiedzieć, że to Miciuła sam przegłosował 4 złote, a oni chcieli 8, bo na tej sesji pokazali wystąpieniem Ciechana, w jakim kierunku to zmierza i jak można wykoślawić rzeczywistość.

„Bezcenny” Marcin Ciechan nauczyciel i radny z „Krasnostawian” palnął, tak że inny „Krasnostawianin” Kamil Hukiewicz może czuć się zagrożony na fotelu lidera w opowiadaniu „nieprzemyślanych przemyśleń”. Marcin znalazł można powiedzieć coś na kształt przejścia do innego wymiaru w kwestii szukania usprawiedliwień na sytuacje nie do obrony z matematyką w głębokim tle, ale „matematyką wuefisty”. Ciechan uczy wychowania fizycznego, a tam gibkość i wyginanie ma znaczenie, ale i są tego granice, o których widocznie zapomniał albo nie chce wiedzieć.

A co odkrył Ciechan? Ano nic specjalnie mądrego, ale on czuł się pewnie jak Kolumb na widok lądu w czasie pierwszej wyprawy, gdy recytował swoje rewelacje. Najpierw powiedział, że teraz to „Krasnostawianie” mają przewagę w radzie, a nigdy nie mieli! I trzeba było widzieć, jaki ogień przy tym w oczach miał! Tą deklaracją „puścił farbę o tym, co im na wątrobie leży i co będzie przez dalszą część kadencji” A leży im rewanż za wszelką cenę nawet własnym kosztem jak to mówią w internetach „Niech masło kosztuje 20 złotych, byle Kaczyński nie rządził”. Nawet jakby to ich spopielić miało to teraz oni się odegrają za wsze czasy i za wszystkie upokorzenia, te wydumane również albo przede wszystkim. Tylko cholera, na kim!? Bo z dawnego PZK ostał się tylko „kieszonkowy pancernik” Turzyniecki. Jednym słowem wojna ma być, i to krwawa!

Potem euforia Ciechana poszła w kierunku udowadniania, że w radzie poprzedniej kadencji to PZK miało przewagę w głosach! A to już trąci stanami medycznymi, i to jest właśnie to wyżej wspomniane przejście do innego wymiaru w szukaniu usprawiedliwień.

Pewnie stąd taka narracja, że dotarły do nich opinie, bo ulica wcale taka głupia nie jest jakby „Marciny”  chciały, że przecież odpowiedzialność za zaniechania przy podnoszeniu i ukrywaniu stanu finansów między innymi oni ponoszą, bo rządzili z Kościukiem. Ciechan „nieszczęsny” w tym szale zapomniał, ilu radnych jest w mieście. Aby jego teza miała sens musiałoby ich być 13 albo 14! No tak bywa jak rozsądek ma wolne!?  Tymczasem od dawna jest 15 i co z tego, że PZK miało 7, skoro Krasnostawianie mieli 5, a do tego było dwóch od Kościuka i jeden z Lewicy. Łącznie było ich 8. Co po zawiązaniu koalicji dawało im możność przegłosowania wszystkiego. 7 głosów PZK było „studnią, ale bez wody” Doprawdy wypadało by wiedzieć, że większość decyduje, a nie co innego. I jakby nieszczęść było mało to i Hukiewicz nie mógł się doliczyć, ilu właściwie tych radnych w radzie jest!? I ciekawe jak w takim razie rozwija się jego firma, skoro tak liczy? No mają „Krasnostawiany” problem z matematyką na poziomie liczenia na palcach i jak tak to podwyżce o 4 złote wbrew logice i ekonomii stąd nogi wyrastają.

Na tym nie był koniec, bo byłoby zbyt trywialnie. W przerwie Ciechan podbiegł do radnej z PZK Emilii Wiśniewskiej i wręczył jej listę radnych z poprzedniej kadencji z takim samym ogniem w oczach. Listę, z której nic nie wynika no może jedynie to, że radny kipi emocjami jak dziecko. Do tego Emilia Wiśniewska w przypływie „świętokradczej bezczelności”, bo jak tak mogła!? Zwróciła się w czasie sesji do radnych Krasnostawian, ale tych, co są w radzie pierwszy raz z zapytaniem co sądzą o całej sytuacji ze śmieciami. Odpowiedź utknęła im przeponach i Emilia się jej nie doczekała, bo widać mieli zakaz otwierania ust. Za to mogli swobodnie oddychać przez nosy co też czynili bez zastanowienia i z pasją.

To nie żadna tajemnica, że tam trzeba mieć zezwolenie na złożenie interpelacji od samego Marcina, i to taki dryl, jak w pruskiej armii, gdzie szeregowcy bardziej bali się swoich oficerów niż wroga…

Natomiast Emil Witkowski brat dwóch innych Witkowskich wbił kołek osikowy w serce Marcina propozycją, aby radni obniżyli sobie diety solidarnie. Wilkołazki odniósł się, i to jak! Ogłuchł błyskawicznie i politycznie, po czym i czym prędzej przeszedł do następnego punktu sesji… I to, że w innych miastach regionu stawki opłat poszły w górę, bo jest w gospodarce inflacja, wojna i socjalizm to również nie interesuje Marcina, bo trzeba dokopać Miciule.

Źle Wilkołazki konsumuje swój sukces wyborczy, oj źle. Zapomniał, że w każdym sukcesie jest ziarno przyszłej klęski. Rzecz w tym, żeby mieć tego świadomość i nie pozwolić mu wykiełkować. Tylko że zaślepiony Marcin robi wszystko, aby wykiełkowało. Ulica, tymczasem sympatyzuje z Miciułą, bo jest inny i im bardziej Wilkołazki mu dokucza to ulica za Danielem, a jak tak to może niech tak zostanie… I za niespełna 5 lat Miciuła znów może wygrać, a Marcina wyniosą nogami do przodu na „polityczny cmentarz” i niech wtedy spróbują znaleźć chryzantemy po 4 złote za sztukę. Amen!

 

35
11

Pamięć krótka jak grzywka czyli biadolenie nad miejskimi śmieciami

 

Burmistrza Miciułę opozycja w radzie miasta próbuje wpędzić w obłęd. Opiera się Daniel, jak może, bo jeszcze młody i zdrowy, ale ci się starają nad wyraz. Żadnej okazji nie przepuszczą, a jak im idzie na tym polu wystarczy posłuchać debaty z ostatniej sesji rady miasta dotyczącej podwyżki ceny odbioru śmieci. Z nim również nie jest dobrze, bo ataki są bardziej kosztowne niż obrona. Pamięć im szwankuje…

To co wyprawia „formacja” to czystej próby GÓWNIARZERIA. Marcinowi Wilkołazkiemu w uzasadnieniu proponowanej przez burmistrza podwyżki z 17 na 25 złotych nie pasuje nic, dosłownie! Wszystko jest w tym projekcie  podejrzane, źle skalkulowane i brak procentów, bo jak nie ma procentowego wzrostu kosztów w danych przedłożonych przez ratusz to już wszystko nadaje się do nomen omen na śmieci.

No i nie było wcześniej dyskusji Marcin powiada… dlatego oni się nie godzą. No cóż, ale skoro pamięć szwankuje to trzeba przypomnieć dlaczego. Przed sesją tradycyjnie odbyły się komisje, na których z reguły się dyskutuje, ale „Krasnostawianie” milczeli jak kościelne organy po śmierci organisty. A wszystko stąd, że dostali taki od Marcina rozkaz. Na taki wniosek rzuca światło wypowiedź Marcina Worotyńskiego, który w przypływie szczerości powiedział, że nic mówił nie będzie, bo musi skonsultować się z klubem.

Nawet średnio rozgarnięty wie, że Wilkołazki Marcin trzyma swoich krótko i za „pysk”, jak kiedyś powiatowy ormowiec swoich peeselowców. Piękna hipokryzja i trzeba pamiętać, że komisje nie są transmitowane. A lider „Krasnostawian” zna zasady dobrego widowiska i te wszystkie płomienne przemowy, groźne miny szykował na sesję, gdzie kamera pracuje non stop i tak to wygląda.

Dlatego złośliwe to i gówniarskie ponad miarę. Widocznie Marcin wziął sobie do serca historię Kopciuszka, gdzie szurnięta macocha na wszelkie możliwe sposoby gnębiła pasierbicę wybieraniem jak nie grochu z popiołu to maku… Można i tak!? I jak tak to, czy w takich okolicznościach to jeszcze samorząd, czy już poczekalnia w Abramowicach?

Posiłkują się również „Krasnostawianie” fałszywą troską o mieszkańców, która aż się przelewa jak Nysa Kłodzka w Kłodzku. Wiadomo… Ta musi być, bo bez niej nie byłoby takiej szampańskiej zabawy! Społeczeństwo trzeba dopieścić, nawet jak ono o tych pieszczotach pojęcia nie ma.

W tym wydziwianiu lider Marcin gorszy niż baba w ciąży, co to czekoladę zagryza kiszonym ogórkiem i jeszcze woła o gruszki w syropie. Nawet padają „argumenty” „Coś” trzeba powiedzieć, jakiś pozór moralnego uzasadnienia być musi, ale tych nie można traktować poważnie. Bo jednocześnie nikt z „Krasnostawian” się nie zająknął o tym, że przez ostatnie lata to oni jako współrządzący, bo sterując marionetkowym Kościukiem odpowiadają za obecną sytuację w śmieciach. Zamiast podnosić cenę ich wywozu sukcesywnie co rok, czego mają świadomość to wolą ten incydent wyprzeć z pamięci i uciec od odpowiedzialności solidarnie, kierując dyskusję w taką stronę, która przypomina licytację przedszkolaków przy „pisaniu listu do Świętego Mikołaja”.

A w takich okolicznościach zaczynają mimowolnie pojawiać się elementy komiczne, bo inaczej być nie może. Dla przykładu prezesom miejskich spółek „Krasnostawianie” nie wierzą! Ale jak to możliwe, skoro… jeden z nich pamięta Kościuka, z którym pięknie współpracowali? Wtedy prezes nie miał problemów z wiarygodnością. Brak takowej pojawił się, w momencie kiedy ciapowatego Roberta zastąpił Miciuła, który po drodze odprawił z kwitkiem Hukiewicza. Ostatnie to wyjątkowy kamień obrazy dla niego. Dlatego na tej sesji Kamil „wziął zemstę w swoje usta” i bez krzty litości pastwił się o dziwo nad… resztkami własnego rozsądku, tak jak miesiąc temu fryzjer nad jego osławioną grzywką, ale o tym w osobnym akapicie, bo Kamil zasłużył.

Pastuszak nowy prezes MPGK, ale w ratuszu od „ostatniego zlodowacenia” to już nie ma po co żyć! On musi „kłamać” i jego wiedza nic nie warta, bo został prezesem za Miciuły i taki to nigdy prawdy nie powie! Jemu tylko suchy konar i mocny sznur!? Agnieszka Pocińska-Bartnik alias „Wilkołazki w spódnicy” powtarza tezy Marcina i od siebie dołożyła „wielkie oczy ze zdziwienia” tym, że przez ostatnie lata nikt radnym nie powiedział o rosnących kosztach w spółkach miejskich! Z tego powodu zirytowała się skarbnik, która z kolei pamięta samego Jakubca. Na zarzut Agnieszki odpowiedziała kontrargumentem, że radni otrzymywali co roku raporty na temat ich kondycji, tylko że trzeba czytać z uwagą. Akurat to można wytłumaczyć tym, że może radna Pocińska nie czyta tego, co dostaje w materiałach Bartnik albo na odwrót.

Oczywiście skarbnik miasta również jest w kręgu ludzi „potępionych” którym wierzyć nie wypada. Sekretarz takoż!? Obie Panie za czasów Kościuka pławiły się w zaufaniu, a teraz przyszedł czas posuchy. Można odnieść wrażenie, że Krasnostawianie chcą stworzyć efekt, że wszyscy, którzy są w otoczeniu obecnego burmistrza Miciuły zostaną napiętnowani „brakiem zaufania” i przy każdej uchwale, czy jakimś innym działaniu, które wyjdzie spod ich rąk będą zbierać cięgi. Może taka presja ma doprowadzić do tego, aby zmusili Miciułę do dobrowolnej abdykacji, a jak i to nie pomoże, to do wyrzucenia go z gabinetu oknem… Bywały w historii takie „precedensy”.

Ale ponad wszystko niedoszły burmistrz Hukiewicz Kamil skradł wszystkim widowisko, i to bezdyskusyjnie był jego „Dzień Dziecka” Trochę odwleczony, ale huczny. Brakło tylko tortu i malowania twarzy oraz śmiesznych czapek. Najpierw stwierdził, że nie zagłosuje i nie poprze podwyżki dla samej podwyżki. Bo on w 2021 poparł, a potem nic się nie działo przez 2,5 roku. Żadnej edukacji dotyczącej segregacji odpadów nie było i on teraz za tamten despekt nie będzie głosował „za”. Powtórzył to ze dwa razy i kiedy się go słuchało to można było odnieść wrażenie, że w jego przypadku żadna edukacja już nie jest potrzebna, nawet coś na poprawę pamięci zbędne… W jego stanie tylko ksiądz z ostatnim namaszczeniem. Bo tak może mówić człowiek w malignie, w ostatniej godzinie na łożu boleści.

Kamil zaszlachtował zdrowy rozsądek, jak wieprzka na Wielkanoc, a rozsądkiem nie grzeszył… Przecież to wszystko, o czym mówi dotyczy okresu rządów Roberta Kościuka, gdy i on był radnym. Tego samego Kościuka, na którego w drugiej turze w ostatnich wyborach przekazał głosy. Jeśli to nie Kościuk zawalił edukację to kto!? Może sami „Krasnostawianie”, bo nie naciskali na prezesów spółek. O tym, że Kościuk chodził na pasku „Krasnostawian” to już nie ma co opowiadać, bo o tym było wyżej, i to truizm.

Miciuła jest burmistrzem zaledwie od maja, i to, co zastał jest pokłosiem działalności poprzednika i tych którzy go wspierali. Musi sprzątać bajzel po „Krasnostawianach” i ciapowatym Kościuku… który nie podnosił ceny wywózki śmieci przed wyborami, bo to było nie polityczne, ale konieczne. Myślał a „Krasnostawianie” razem z nim, że tym narażą się wyborcom. Jak się okazało myślenie było złe i popełnili ten sam błąd, jaki kiedyś popełniła Hanna Mazurkiewicz. Wszyscy już zapomnieli awantury, gdy unikanie przez nią sukcesywnej podwyżki takiej rok w rok, doprowadziło do podwyżki skokowej i szokowej. Szkoda, że Kamil tego nie rozumie, bo można odnieść wrażenie, że oprócz słynnej grzywki ucięto mu coś jeszcze.

Ale Kamil nie spoczął na laurach i jako że poczuł się pewnie w tych szarżach na jednak ślepej kobyle to dołożył jeszcze stwierdzenie po wymianie zdań z Turzynieckim, w której była mowa o Jakubcu, że kiedyś i on głosował przeciwko podwyżce cen śmieci. Wyszło z tego, że Kamil chce iść tropem Jakubca i ten stał się dla niego wzorem!? W tym momencie wypadałoby postawić pytanie, czy trzeba się wzorować na kimkolwiek, jak się ma zdrowy rozsądek i ciut „przyzwoitości”, bo przecież każdy wie, kto współrządził z ciapowatym Kościukiem i dlaczego nikt nie podnosił ceny śmieci sukcesywnie? Ale przecież Kamil go właśnie przed chwilą zaszlachtował to widać, stąd te ciągoty pro Jakubcowe, które jako żywo w swoim ciężarze gatunkowym przypominają tłumaczenie pijaka, co to za wszelką cenę własne zasikane spodnie wyjaśnia tym, że kolega obok też takie ma, a w związku z tym i jemu wypadało się w swoje zeszczać… Tak jakby nie można było się wyszczać normalnie!? Ot gówniarzeria i aż ciarki przechodzą na myśl, że chłopak mógł zostać burmistrzem i cieszyć się należy, że taki meteor ominął Krasnystaw. Dinozaury tyle szczęścia nie miały…

Oczywiście cała debata kręciła się jak chomik w kołowrotku, czyli „nihil novi sub sole” Padł nawet wniosek racjonalizatorski chyba tylko po to aby rozbawić i dyskusję jeszcze bardziej odkleić od meritum. Radna Karolina Gołębiowska, przysłuchując się dyskusji nie wytrzymała i chciała zostawić po sobie ślad. Dlatego zaproponowała, aby zielone odpady kompostować w specjalnych kompostownikach na balkonach w blokach. Zdziwił się prezes Kras-eko Poniedziałek na takie dictum i odrzekł, że pierwsze słyszy. Bo w domkach jednorodzinnych to i owszem, ale żeby w blokach? Cóż można dodać… Kiedyś za komuny na balkonach trzymano świnie, które spełniały rolę żywego kompostownika, albowiem świnia niewybredna i żre to samo, co człowiek. Widocznie wracamy do sprawdzonych rozwiązań i może na następnej sesji radna Karolinka przemyśli i zaproponuje świnię… „Krasnostawianie” już jedną Miciule podłożyli to, co tam dla nich.

A na koniec wypada podsumować całą sesję, i to, co się tam działo takim obrazkiem, w którym jegomość zarzuca swojemu rozmówcy, że ten ma brudne buty, a sam, tymczasem stoi w gównie po kolana…

 

 

35
9

Włoskie małżeństwo i spór o pierzynę, czyli jak esbek ograł ormowca

3 września Stępień popełnił artykuł, który zawartym tam przesłaniem dowodzi, że „radomski korespondent wojenny chełmskiej gazety dla krasnostawiaków” swoich czytelników uważa za zgraję kretynów. Tak w nim namotał, że można dojść do wniosku, że obecnie taka panuje potrzeba, aby pewne „zapachy spod pachy” przedstawiać gawiedzi jako „wonie szlachetne”. No to dziś rozprawimy się z tym „smrodem” mimochodem.

Wykwit traktuje o zmianie dyrektora w DPS na ulicy Kwiatowej w Krasnymstawie i nosi tytuł „W DPS będzie nowy dyrektor” W nim oczywiście cała masa niedopowiedzeń i zdawałoby się pozornie ślepych uliczek, że zostawić ot tak nie wypada?! A przecież to, co nienapisane wprost to dopiero jest ciekawe!

Początek wielce obiecujący…

Początek wielce obiecujący i brzmi, tak że doktor Józek Goebbels uznałby go za plagiat ze swoich płomiennych przemówień… „Po zmianie władzy w powiecie krasnostawskim wydawało się, że nowy zarząd w podległych starostwu jednostkach zrobi czystkę na kierowniczych stanowiskach. Tak się jednak nie stało. Starosta Janusz Szpak tuż po objęciu rządów jasno określił, że nie planuje rewolucji kadrowych. I rzeczywiście do tej pory żadnych roszad nie było.”

W tym fragmencie Stępień kreuje Szpaka jako kogoś wszechmocnego, od którego wszystko zależy albo prawie wszystko, ale mówiąc potocznie to „gówno prawda”. Dziadunio może co najwyżej planować, jakie gacie założy rano i które buty wzuć. O skarpetach też może decydować, ale reszta już leży w gestii koalicjanta i o tym za chwilę. Jelonek ma „trzech” w zarządzie powiatu i ta arytmetyka jest bezlitosna dla ormowca z Latyczowa. Czytelnik ma być również urzeczony Janusza wspaniałomyślnością i wielkopańskim gestem. Ot dobry Pan co nikogo nie wywali na zbity pysk. 

Dalej Stępień pisze…

 „Pierwsza zmiana szykuje się, natomiast w Domu Pomocy Społecznej w Krasnymstawie. Ewa Kowalik, która stanowisko dyrektora jednostki objęła w poprzedniej kadencji, przechodzi na emeryturę. Wniosek w tej sprawie złożyła do zarządu powiatu krasnostawskiego.” O i proszę mit dobrego i ludzkiego Pana nagle padł, jak byk na suchoty, ale nie to jest istotne, bo w tym fragmencie brak przede wszystkim „tła historycznego”, a bez tego, jak bez prawego oka i prawej ręki. Inna rzecz, że tu nie ma się czym chwalić, bo tło to „kupa gówna” która takie samo „gówniane światło” rzuca na całą operację w DPS.

Anonim który pogrążył Szpaka

Trzeba wiedzieć, że akcja podmiany dyrektora dzieje się tam, gdzie swego czasu wybuchały afery dęte i przelewane na anonimy tworzone przez tych, którym zamiana Anety Mróz ulubienicy ormowca z Latyczowa na Ewę Kowalik nie przypadła do gustu. Jak „rządziła” Aneta wspominać nie ma tu sensu, a przede wszystkim miejsca, ale najlepiej podsumowali to sami mieszkańcy i część pracowników DPS na spotkaniu ze Szpakiem na sesji nadzwyczajnej w czerwcu 2022 roku. Oberwał wtedy koncertowo, aż skołowany po tym wszystkim do drzwi wyjściowych trafić nie potrafił.

Ale DPS zasłynął przede wszystkim z tego, że na sesji rady powiatu 5 maja 2022 roku Szpak wtedy jeszcze lider „głupkowatej opozycji” przeczytał anonim „przecudnej urody” bijący na oślep w dyrektor Ewę Kowalik i pracownicę DPS. To dopiero była „kupa arcy gówna” Miał przy tym czytaniu masę mściwej satysfakcji i o mało nie rozsadziło go z dumy. Ech! Tyle frajdy miał jak Belerofont po okiełznaniu Pegaza. Wydawało mu się, że oto trzyma ormowskim zwyczajem wszystkich za pysk i on tu światu pokaże, bo jest na tropie wielgaśnej afery!

Ale jakież było jego zdziwienie, gdy zarzuty zawarte w anonimie zbadał prokurator, który nie znalazł potwierdzenia w zeznaniach przesłuchiwanych na tę okoliczność świadków i wszystko umorzył. Po takim werdykcie Ewie Kowalik pozostało tylko pozwać lektora do sądu z paragrafu 212 o pomówienie. I tak zrobiła, a tam już oberwał finezyjnie, ale bezlitośnie, i to jego okiełznali jak Pegaza… Na podstawie ugody sądowej musiał ukorzyć się i przepraszać na sesji obie panie. Przy tym czytaniu przeprosin ormowska dusza wyła w nim jak porzucony pies, bo jak to tak!? Jego pozwali!? Jego!? Janusza starostę ludowca!? Przełknąć tego nie mógł i zapamiętał. Oj, zapamiętał!? Oczywiście w tym wszystkim swojej winy nie widzi… Bo widać inni mają znosić pomówienia i „smarowanie gównem” w imię jego widzimisię. On ponad prawem!?… Kosztowało go to również około 10 tysięcy złotych, bo na tyle opiewały koszty adwokatów obu pań…

I po tym wszystkim jakoś tak wyszło, że pierwsza zmiana musiała mieć akurat miejsce tam, gdzie Szpak został upokorzony, i to nawet nie jest właściwe określenie, bo upokorzył się sam głupkowatym czytaniem plugawego anonimu zamiast zanieść go do prokuratury. Tak więc Ewa musiała „iść na emeryturę”!!! No jaki zbieg okoliczności!?

Bajka w którą nikt nie uwierzył

O tym, że nikt w to nagłe i dobrowolne odejście nie uwierzył mówi nie, kto inny tylko sam Szpak!!!– „Na pewno nie jest tak, że ktoś zmuszał panią dyrektor do odejścia, a takie sygnały do mnie docierały – mówi Janusz Szpak, starosta krasnostawski.” Ta wypowiedź nie ma sobie równych w głupocie i lepiej już się nie da. I przede wszystkim nie pozostawia złudzeń, bo wpisuje się w pewien „odruch” który swego czasu pięknie ubrał w słowa książę Aleksander Michajłowicz Gorczakow, mówiąc, że nie wierzy w niezdementowane informacje. Natomiast prosty lud może mniej finezyjnie, ale o takich sytuacjach mawia przysłowiem „Na złodzieju czapka gore”

Szpak się boi Ewy

To nie koniec, bo potem jest już tylko „lepiej” i oddajmy głos Stępniowi – „Radcy prawni, zatrudnieni w starostwie, rozmawiali na ten temat z dyrektor Kowalik i wspólnie z nią ustalili warunki jej przejścia na emeryturę. Zarząd na ostatnim posiedzeniu je zaakceptował.” W tym miejscu warto wspomnieć, że Szpak w tej operacji błysnął odwagą taką w stylu ormowskim i schował się za cudzymi plecami. Do rozmów z Ewą wydelegował Marka Szkodę, który jako kierownik PCPR ma DPS-y „pod sobą”. Właśnie jego plecy służyły mu za parawan albo i tarczę którą pewnie jak szedł do ORMO również go wywianowali oprócz gumofilcy, pały i beretu. Widać jemu odwagi nie starcza, bo wykorzystywanie anonimów publicznie to nie jest atrybut bohatera ani człowieka poważnego i skąd my to znamy, ale również świadczy o wadze sprawy i zapachu, jaki od niej bije bez względu, czy z wiatrem, czy pod wiatr.

Bał się konfrontacji oko w oko z kobietą, bo pewnie ta by mu nawtykała. Skoro miała odwagę pójść z nim do sądu w obronie dobrego imienia, to co to dla niej taki Szpak po raz drugi! Jest się, kogo bać! A zarząd wszystko przyklepał, bo czemu miał tego nie zrobić i tu większość ma już Jelonek, który w tym wszystkim miał „interes”, o czym za chwilę. I jakież to warunki ustalili? Gdy je poznamy to posiądziemy wiedzę, kto tak naprawdę rządzi i czy Szpak powiatowy jest „ptak ozdobny”

Przemilczane porozumienie i jego warunki

O tym w następnym fragmencie i niech znów przemówi „radomski korespondent” „Jak ustaliliśmy, Ewa Kowalik przez najbliższe tygodnie będzie wykorzystywała urlop, a z końcem września br. przejdzie na emeryturę. Niewykluczony jest też jej powrót do pracy w DPS, ale do działu księgowości, gdzie była wcześniej zatrudniona.”

Urlop odebrać rzecz oczywista, ale powrót na poprzednie stanowisko pracy do działu księgowości to „najprawdziwsza prawda”, a nie jak napisał Stępień „niewykluczone” Ewa wraca na swoje poprzednie stanowisko na mocy zawartego POROZUMIENIA podpisanego 27 sierpnia tego roku przez Szpaka, w którym pracodawca dyrektora, czyli Janusz zobowiązuje nowego dyrektora do jej zatrudnienia od 21 października na pełny etat. A to oznacza, że Szpak został przeczołgany i bezlitośnie ograny właśnie przez ekipę Jelonka, który aż cmokał z warunków całego porozumienia i rozpływał się w ochach i achach. Widać musiał być „spełniony” i raczej nie udawał, bo aktorem nie jest aż tak dobrym! Kształt porozumienia to oczywiście robota prawników, pośród których Jelonek ma swojego przedstawiciela w randze „ambasadora albo wicekróla” Szpak na takie dictum tylko bezradnie dziób zwiesił i dziwił się, że Ewa wraca na pełny etat.

O czym marzył Szpak 

No nie tak miało być, nie tego się spodziewał! Znając Januszka ciągoty, charakter polityczny oraz brak hamulców przechodzący w sesyjne chamstwo i pieniactwo bezrozumne, którym raczył wszystkich przez ostatnie 5 lat, a którego i ja doświadczyłem na własnej skórze to jemu się marzyło, by Ewa poszła z nim w wymianę ciosów i nie chciała dobrowolnie odejść. Ten brak dobrowolności zaowocowało by wojną pełnoskalową. W grę wchodziłaby w takiej sytuacji jedynie „dyscyplinarka” i wszystko, co się z tym po drodze wiąże. Znając Janusza metody i skłonności to pojawiły by się anonimy, które w jego uprawianiu polityki są nieodzowne i już on tam wie jak z nich korzystać, bo raz go czytał, a kilkanaście lat temu wykorzystał przeciw Fedorowiczowi na posiedzeniu zarządu powiatu za co zrugał go w „Echu Krasnegostawu” nieodżałowany Romcio Żelazny… Jemu się mamiło, aby Ewa odeszła zupełnie i jeszcze ze smrodem w papierach, a usłużne media przedstawiłyby wszystko jak należy.

…i jak go ograł Jelonek

Ale że Jelonek jest w pobliżu to „jego ludzie” skonstruowali porozumienie, które Szpak musiał podpisać, bo w zarządzie jest w mniejszości. Ono zamyka mu drogę do odegrania się na Ewie tak jak chciałby i jest tak atrakcyjne, że żal nie skorzystać. Oto emerytka idzie na emeryturę, ale nie do końca, bo zaraz wraca i ciągle jest w grze, ale na innej pozycji. W jednej chwili prysły Janusza plany jak mydlana bańka. Ale Jelonek nie zrobił tego z miłości do Ewy tylko ze złości na Szpaka, bo ten mu dokazuje oraz, by mu pokazać, kto tu „rządzi” Równowaga ma być, ale mimo to koalicja gnije! No boki zrywać, ale co tam! Od salwy śmiechu trzeba się powstrzymać, bo za chwilę będzie ku temu wyśmienita okazja w następnym i niestety ostatnim fragmencie!

Mariusz „Awariusz”

„Z kolei nowym dyrektorem ma zostać Mariusz Rysak, który obecnie kieruje Domem Pomocy Społecznej w Bończy. Przejdzie do DPS w Krasnymstawie na zasadzie przeniesienia pracownika z jednostki do jednostki” Rysak! Ten póki, co jest spekulacją, ale w „ORMO landzie” wszystko jest możliwe. Wielu zachodzi w głowę, czy to nie żart, bo ostatnie osiągnięcia Mariusza przysporzyły mu przydomku „Awariusza” i są „szeroko znane w wąskich kręgach” Prasa to zamilczała i ciekawe czemu. Toż o Gołębiu z muzeum rozpisywali się ponad miarę i zdrowy rozsądek. Taka widać teraz u nich mądrość etapu!? Mariusz Rysak zdołał osiągnąć coś, co zdawało się niemożliwym. Otóż koncertowo przerżnął prokuratorsko sądowy bój z pracownicą DPS Bończa Małgorzatą Guz. Bój, którego nie miało prawa być, bo przy takim kredycie zaufania, jakim obdarzyła go załoga to się zwyczajnie nie miało prawa wydarzyć. Ale… i na mocy wyroku z 27 czerwca Małgorzata została uniewinniona od stawianych jej zarzutów. Wstyd, jak cholera i widać jak Rysak umie rozwiązywać problemy…

Co kuriozalne to „przerżnął” w sytuacji, kiedy został mu oddany do dyspozycji cały „potencjał wojenny” starostwa, co się rozumie jako bezgraniczne zaufanie, poparcie i co tylko można sobie wyobrazić. Oczywiście to było jeszcze za ciamajdowatego Leńczuka, ale Rysak to człowiek Papy Szpaka od zawsze, a do tych ciapowaty Andrzejek miał jakąś bliżej nieokreśloną skłonność i im ufał miast być ostrożnym. To czym dysponował Rysak i w jakiej był sytuacji było odwrotnością sytuacji Andrzeja Gołąba z Muzeum Regionalnego, bo temu, jak wiadomo rzucano kłody pod nogi w ilościach hurtowych… I paradoksalnie to Gołąb chciał się dogadać, a Rysak wręcz odwrotnie, ale to może wynika z jego zapaśniczego behawioru. Mariusz „Awariusz” to były zapaśnik i planuje najwyżej na trzy minuty do przodu, bo tyle trwa jedna runda w zapasach… Ludzie tym czasem pytają, czy to normalne, aby po takiej kompromitacji w nagrodę dawać dyrektorowanie w jeszcze większym DPS.

Ale to można wytłumaczyć tym, że takie postępowanie wynika z „sowieckich wzorów” którymi przesiąknięty jest obecny starosta były ormowiec Szpak. W sowietach w czasie II wojny oficerom, którzy wygubili pułk dawano nie zarzuty i sąd wojenny tylko dywizję, a jak i tę wygubili to armię i, a potem grupę armii… Stąd straty Armii Czerwonej zdaniem niektórych sięgały nawet 14 milionów zabitych, i to są „ostrożne” szacunki.

A na koniec jeszcze jeden passus z „nieśmiertelnego Stępnia” któremu znów zwierzył się „latyczowski Biden”. W ostatnim numerze „Nowego Tygodnia” z 16 września w artykule „Emeryt w starostwie mile widziany” Zagajony o Ewę Kowalik chlapnął, że jeśli chodzi o jej ewentualne dalsze zatrudnienie po przejściu na emeryturę to ono pozostanie w kompetencji nowego dyrektora DPS, który zostanie zatrudniony przez zarząd powiatu po ustaniu stosunku pracy z Ewą w dniu 27 września 2024 roku. Janusz słowem się nie zająknął, że sam osobiście podpisał zobowiązanie, które ma charakter aktu wykonawczego i nowy dyrektor ma to jedynie wykonać i koniec, klamka zapadła!

Bo jeśli nie to Ewa krokiem defiladowym pomaszeruje z nim do sądu i znów wygra. I albo Szpak nie rozumie tego, co podpisał, albo wie tylko mota, bo został wystrychnięty na przysłowiowego dudka i przełknąć tego nie może. Bardziej prawdopodobna jest druga możliwość, ale mimo wszystko ormowcy to nie był specjalnie lotny element socjalistycznej rzeczywistości. Na pocieszenie wypada wspomnieć, że Szpak zauważył i choć to jedno dobre, bo może mu ktoś szepnął, że to nie zarząd zatrudnia w jednostkach tylko dyrektorzy. To bardzo ciekawa refleksja na przyszłości i zobaczymy niebawem, czy to, aby prawda.

Wszystkie te torsje refluksy i spazmy to efekt szarpaniny w koalicji wynikłej z niezgodności charakterów małżonków. Jednym słowem kołdra jest krótka i jeśli Jelonek zakryje nos, to dziaduniowi z Latyczowa wieje po kulasach. Ale tym razem to esbek ograł ormowca, i to koncertowo. Mimo to „włoskie małżeństwo” trwa, ale trzeszczy w szwach i jak długo potrwa nie wiadomo. To od początku chyba tylko było „dla seksu” i jest tak „dobrze”, że małżonkowie mają się spotkać w ten piątek 20 września aby omówić co dalej, bo „uczucie” wygasa i w takich okolicznościach pożycia być nie może. Gnije nam jak nic uśmiechnięta koalicja w powiecie, oj gnije…

 

 

39
5

Co ten Daniel kombinuje (!?)

 

Jedni zachodzą w ciążę, a inni w głowę co też w duszy gra nowemu burmistrzowi Miciule i kto on tak naprawdę jest! Wszystko przez to, że ostatnio zrobił sobie takie zdjęcie, że niektórzy pukają się w czoło, czy nie lepiej było sfotografować zachód słońca nad zalewem w Tuligłowach albo wiadukt na Piłsudskiego. Daniel „szczęścia” do fotografii nie ma i tym bardziej powinien uważać, ale to już zrobił sobie „sam”.

Jakoś tak przed Chmielakami na swoim profilu „Daniel Miciuła Burmistrz Krasnegostawu” przypiął fotografię z „Kukuńkiem” Wałęsą i jak z niej wynika radości obaj mają co niemiara. Lecho siedzi w białej koszuli z Matką Boską „w klapie”, ale z meksykańskiego Guadelupe, bo ta jasnogórska prawdopodobnie połapała się w jego cymbalstwie i „nieudawanej głupocie” Zwyczajnie powiedziała „non possumus”. Daniel ściska go za grabę być może tą samą, którą kwitował kasę od ubecji i podpisywał porozumienia sierpniowe!?

Obaj to ludzie sukcesu i optymiści, a wszystko miało miejsce na gali „bardzo ważnego” plebiscytu któremu może tylko dorównać ten z „Kuriera Lubelskiego”, w którym ober doktor Janeczek przy „pomocy” 40 głosów został „ginekologiem Lubelszczyzny”. Plebiscyt organizowała fundacja Mariusza Pujszo „Jestem Optymistą” co w Wiszenkach Kolonii gmina Skierbieszów ma agroturystykę na czterech hektarach słynącą z walorów, jakich świat nie zasmakował, ale generalnie to jest postrzelony warszawiak. Do tego podobno aktor, reżyser i scenarzysta znany z tego, że jest znany dalej niż w Wiszenkach Kolonii. I właśnie tak się złożyło, że cudownym zbiegiem okoliczności, bo tam, gdzie Wałęsa to i cuda to miasto Krasnystaw zostało nagrodzone statuetką, dyplomem i cholera wie, czym jeszcze, ale przede wszystkim tytułem „Optymistycznego Miasta 2024 roku”

A na dokładkę optymistą roku wybrali właśnie Lecha wspomnianego wyżej Wałęsę… i żeby nie było gala odbyła się w sierpniu, kiedy do końca roku było jeszcze ponad cztery miesiące. By ten fenomen pełnego roku bez czterech miesięcy zrozumieć to trzeba oprzeć się na cudami słynącej biografii Wałęsy, w której takich „cudaczności” jest bez liku. A choćby taki pierwszy z brzegu cud, jak Lecho seryjnie wygrywał w toto lotka i sam z dziećmi i Danką komunę obalił, bo jak powiedział do portugalskiej telewizji w 2005 roku, że z nimi musiał, bo ludzi nie miał…

Ten cały plebiscyt to pies go trącał, i to wielkie nic. Ot taki żart, może nawet śmieszny… Tylko że na świecie dzieją się rzeczy dużo ważniejsze, które wypadałoby jakoś skomentować i się do nich odnieść na swoim profilu, jak się jest młody, prężny i spoza lokalnej watahy. Daniel, tymczasem idzie w elementy przemysłu rozrywki i niektórzy uważają, że tymi uściskami z głupkowatym Lechem, z którym się wałęsa po idiotycznych plebiscytach to on już zasygnalizował swój światopogląd i stosunek do rzeczywistości. I „Nie o take Polskę my walczyli”, parafrazując wąsatego i nie za mądrego elektryka.

Tymczasem Daniela prawie rówieśnik prezydent Chełma Jakub Banaszek pokazuje że można i nogi nie odstawia. Komentuje jak nie wypowiedź bezczelnego ukraińskiego ministra, który z bestialsko pomordowanych Polaków na Wołyniu robi kpinę, to „otwarcie igrzysk w afrykańskim i sowieckim Paryżu”. Na którym kąpano katolików w czyściutkim gównie i które komentowali szeroko zwykli mieszkańcy Krasnegostawu, żeby nie było. Daniel oczywiście krzty odwagi nie znalazł i milczał w obu przypadkach.

Dlatego wielu pyta, gdzie ten On z kampanii, kiedy odnosił się do każdego zarzutu i każdej potwarzy. Sądzili a mieli ku temu solidne podstawy, że taki stosunek do rzeczywistości będzie u niego zjawiskiem trwałym, a nie „figurą na wybory”, bo czemu nie, i to byłoby coś nowego i ożywczego w tym grajdole. Zyskałby wiele w oczach wyborców za tak w sumie niewiele… I to byłoby dopiero coś! Poza wszelką wątpliwością jest to, że wypadało burmistrzowi ustosunkować się szczególnie do obsrywania katolików, bo jest mąż ojciec i do konfidencji na przysiędze przy obejmowaniu urzędu samego Pana Boga dopuścił, żeby mu pomagał w rządach, w tym nieszczęsnym padole pełnym emerytów, pustostanów, banków, ciuchlandów i Wilkołazkiego Krasnostawian. A to było i odważne, i piękne. Bo skoro Pana Boga się za brodę szarpie, to należy być konsekwentnym…

Daniel, tymczasem włazi w stare śmierdzące buty i ciekawe przez kogo podsunięte, ale jak chce, żeby nogi mu cuchnęły przy każdej okazji to, co zrobić. Jest przecież powiedzenie dotyczące skrajności w gustach, które mówi o tym, że są tacy co lubią jak im gra cygańska muzyka, ale są i tacy co lubią jak im śmierdzą nogi. Widać on z tych drugich… Dorosły jest i chyba wie, co robi… Idzie jak nic w kierunku bycia kolegom wszystkich, co się u nas zwie „znowosadczeniem”, a akuszerem tego terminu i postawy jest nie, kto inny tylko sam Marek Nowosadzki, który już na wszystkich powiatowych kobyłach siedział i nie zawsze zgodnie z kierunkiem ich jazdy. Marek Daniela historii w szkole uczył to może i było się, gdzie tym bakcylem zarazić.

Ale jak chce chłopak z Olszanki być jak te słynne buty szyte w Tyszowcach co pasowały na obie nogi, jakbyś je nie zakładał, to droga wolna. Tylko że burmistrzem się bywa, a Danielem jest i niech tam robi po swojemu i czeka cierpliwie końca…

Tak na koniec to warto wspomnieć, że nie jest dobrze i weź tu znajdź „plusy ujemne i plusy dodatnie” w takiej sytuacji, a „nie chcę, ale muszem” jakoś to podsumować… To może tak! Daniel coś kombinuje i widzą to ci co obserwują dłużej politykę niż on w niej jest. Widzą że wykonuje takie posunięcia które przypominają umizgi i o których dziś nie ma sensu wspominać, bo może przyjdzie na to właściwszy czas. Ale bardzo często przypomina w nich o dziwo Wałęsę i ta fotografia z nim staje się niechcący symboliczna. Bo Lechu zasłynął z tego że wzmacniał lewą nogę a Daniel robi to samo. Jak się to skończyło to wiemy bo Lecho został między nogami i skoro tak to i Danielowi taki los pisany. Mimo tego są jeszcze tacy, którzy „są za a nawet przeciw” i jeszcze mają tyle cierpliwości do Miciuły, że wolą się denerwować na niego, niż wstydzić za „grzywkę Hukiewicza”.

 

34
8

Podsłuchane w starostwie. Gorączka sobotniej nocy na SOR

 

Siostro a co tu tak lasem zalatuje?

A to Panie doktorze od tej sosnowej gałęzi…

To jakieś części zamienne dla Pinokia? I co to tutaj robi?

Panie doktorze przywieźli to razem z pacjentem w karetce.

Co takiego!? To karetkami wozi się drewno!? To leśniczy jakiś był, czy stuknięty ekolog, co się łańcuchem do drzewa przypasał jak w Rospudzie na Podlasiu?

Gorzej Panie doktorze to nasz wicestarosta…

E no nie wierzę, a co ten znowu nawyrabiał?

Panie doktorze, bo to było tak, że w piątek wieczorem tak się cieszył z tych matur w naszych szkołach, że polazł na spacer… No i zaczął obdzwaniać wszystkich znajomych i się chwalić wynikami i że to jego zasługa. I jak tak gadał i, gadał, i szedł, to wlazł do lasu… tylko że on nigdy wcześniej w tym lesie nie był, bo on tylko z domu do starostwa albo czasem do sklepu i na własnym trawniku ma jako taką orientację. No i wziął, i zginął…

W tym lesie co do niego doszedł zginął siostro, żebym dobrze zrozumiał!?

Tak Panie doktorze w tym lesie zginął. Ale żeby tam od razu las! Parę drzew i trochę krzaków, ale dla niego to już była puszcza!

I co dalej?

Panie doktorze ciemno się zrobiło, a on to nie jest za odważny i wyobraźnia zaczęła mu pracować. Podobno Smerfów się wcześniej naoglądał i ten Gargamel tak go wystraszył. No i wie Pan! Ciemno, coś tam w krzakach zaszurało, a on hyc z tego strachu na drzewo!

Na to, z którego ta gałąź?

Tak! Na to samo! Panie doktorze i tu się zaczyna dopiero historia, bo jak on się tam wdrapał to do dziś nie wiadomo. Bo gałąź jest osiem metrów nad ziemią i ona jest pierwsza! Musi ze strachu tak podskoczył, a my się tu od dwóch dni zastanawiamy jak on się musiał bać, że tyle metrów poszedł w górę.

Siostro a mało to się na przeskakiwał z koalicji do, koalicji? To może tam się naumiał?

Panie doktorze, ale tam to się „w bok” skacze a nie do góry.

No tak siostra ma rację, ale co dalej?

A nic! Przesiedział na tej gałęzi do rana. Komary go tylko zgryzły i kleszcze oblazły. No i się jeszcze żywicą wysmarował jak nieboskie stworzenie. To dla tego musieli go strażacy wycinać, bo odkleić się sam nie dał rady.

A kto wezwał straż i pogotowie?

A jakaś kobita z rana poszła psa wyprowadzić i patrzy, że na drzewie coś jęczy i stęka. Trochę się wystraszyła, bo myślała, że to jakiś ruski spadochroniarz albo wisielec, ale jak zaczął się ruszać i gadać po naszemu to się wydało, kto on.

A wiadomo co go tak wystraszyło?

A to też dobre i tu jest cały on! Panie doktorze w tych krzakach to licealiści z tego liceum co on nie chciał do niego wracać, bo wolał być wicestarostą świętowali dobrze zdane matury. Wino rozpijali jak to kiedyś i grali w butelkę!

No to jak on te osiem metrów nad nimi siedział to można powiedzieć, że samorząd u nas na wysokim poziomie!

Tak Panie doktorze, ale tylko wtedy jak siedzi ze strachu na drzewie…

No to niezły siostrzyczki miały weekend!

Ale co też doktor opowiada to była zaledwie sobota rano jak tego wicestarostę przywieźli! Gdzieś po południu tak w obiad wparował tu z wrzaskiem ten drugi!

Który drugi?

No Janusz! Ten, no… starosta ozdobny…

A czemu ozdobny?

Bo Panie doktorze on ma tyle władzy, że spełnia funkcje ozdobne. Może tylko po dożynkach i pogrzebach, i innych takich obiema łapami trzymać mikrofon i gadać od rzeczy. Ci z Koalicji Obywatelskiej pilnują, żeby nic nie mógł, bo ma być równowaga… No i jak coś chce po swojemu, to ci go trach! Po łapach. No i właśnie on tu w sobotę przyleciał z siną całą prawą łapą. Widać dali mu po niej i stąd taka sina była.

No to fajnie, ale co dalej?

A normalnie jak to on zaczął się drzeć, że nas wszystkich pozwalnia jak kupi ten szpital i że ma zięcia „farmaceutę”, a potem zażądał, żeby mu sprowadzić tego chirurga Andrzeja, co jest radnym!

No i co, Andrzej przyszedł?

E, gdzie tam!? Panie doktorze! No bo jak miał przyjść jak poleciał do Grecji na wczasy.

To jak żeście sprawę załatwili ?

A na sam początek tośmy wysłali do niego lekarzy z Ukrainy? On tam za młodu jeździł po nauki to myśmy myślały, że się ucieszy.

I co, ucieszył się ?

I to jeszcze jak! Od samych drzwi zaczął się drzeć na nich „paszła won!” Oni się poczuli jak u siebie, bo to u nich jak u nas „dzień dobry”

No to rozumiem, że operacja się nie powiodła, ale jak to się skończyło?

Ażby się Pan doktor zdziwił, ale bardzo dobrze! Bośmy wpadły na genialny pomysł i posłały do niego taką młodą pielęgniarkę. Ona przyjęta po znajomości i łokieć myli z kością ogonową, ale ma inne zalety.

A jakie?

No jakby to powiedzieć… Wystarczy, że jeden guzik rozepnie rzęsami zatrzepocze i największy furiat spokojny jak osesek przy cycu…

I co? Tu zadziałało?

No ba! Panie doktorze jeszcze mu naopowiadała, że na niego głosowała i że jest jej „samorządowym bohaterem” A jak mu zaczęła cytować Senekę, to się rozpłakał.

A ona rzeczywiście głosowała na niego?

No gdzie tam! Dziewczyna z Lublina i zielonego pojęcia nie ma, ale na takie sytuacje to lepszej nie ma. Dyrektor to nawet myśli, że jak odejdą anestezjolodzy to nią zaczniemy „znieczulać” Taka dobra! A Janusz po tym opatrunku to był taki zadowolony i oczy miał takie maślane, że nic tylko na chleb i smarować. Do ciemnej nocy z nią siedział! Nawet nie jęknął, jak go bandażowała, tym bardziej żeby był zadowolony to mu opatrzyła zdrową rękę, a on się nie połapał z tego wszystkiego i jeszcze mu telefon dała… do swojej babci, że niby to jej. Wyleciał po tym od nas w podskokach, jak jelonek w rui! Wyłożył się na parkingu po ciemku co prawda, ale my wtedy drzwi na klucz i światła zgasiłyśmy i niech się tam drze. U nas „gwarancja jest do bramy, a potem się nie znamy”

No siostrzyczki, ale domniemam, że to nie koniec gorączki sobotniej nocy?!

Dobrze doktor kombinuje, bo przecież jest po sobocie niedziela!

No to zamieniam się w słuch!

Gdzieś tak po trzeciej po południu przynieśli nam na drzwiach od toy toya Marcina przewodniczącego rady miasta…

Na drzwiach!? A co się stało?

Panie doktorze to jest opowieść niesamowita z dosłownie mrożącym zakończeniem!

No słucham siostra opowiada…

Marcin uwziął się, że wreszcie coś sam wygra, bo jak Pan wie w naszym miasteczku wszyscy widzieli go burmistrzem, tylko że on nie wystartował, a teraz ma pretensje do całego świata, że do niego nie mówią „Panie burmistrzu”.

No ale siostro, bo nie rozumiem!? Jak mają mu mówić jak on nie startował?

No właśnie Panie doktorze! Tylko że jemu tego nie można wytłumaczyć, bo za cholerę nie chce tego zrozumieć. On jest nauczyciel informatyki i może złapał jakiegoś wirusa albo po wyborach się zawiesił jak komputer. Sama nie wiem, ale cudak z niego pierwszorzędny. No ale z tego wszystkiego to jak już mówiłam zawziął się, że wreszcie coś wygra i padło na półmaraton chmielakowy, bo on co roku w nim startuje. Dlatego poszedł w południe, w największy upał trenować. Czapki se nie wziął… i słońce zrobiło robotę i dostał udaru. Jak go znaleźli, to cały był strzaskany jak rak i majaczył, że jest burmistrzem. Wpakowali go na te drzwi i przynieśli do nas.

I co z nim?

No z nim to prosta robota była. Wylądował w piwnicy na posadzce, a głowa w wiadrze z lodem. I to jest to mrożące zakończenie. Już po godzinie zaczął odzyskiwać kontakt z rzeczywistością i pytać, jaki ma czas. No to my żeśmy mu powiedziały, że najwyższy, ale nie zrozumiał tradycyjnie. Pod wieczór to już sam do domu polazł, ale czy coś zrozumiał to ciężko powiedzieć… Oczywiście kolor mu został, ale jak się z komunistami zwąchał w wybory to niech ma i niech go tam skóra piecze. I tak to z nim było…

No to niezły koniec!

Panie doktorze co Pan taki optymista! Niedzielne przygody jeszcze się nie skończyły, bo po dziesiątej w nocy przyszedł sam burmistrz Daniel!

Matko, a temu co?

W sumie nic, ale o własnych siłach przyszedł z podrapaną prawą ręką.

Podrapaną?

No tak jakby podrapaną, pogryzioną albo pokąsaną…

Jak to!?

A tak to Panie doktorze, bo gazety napisały i choć raz prawdę, że Daniel tym radnym z rady miasta od Marcina co mają większość w radzie.

Tego, co go na drzwiach od toy toya przynieśli?

Tak ! Od tego samego! To właśnie Daniel wyciąga do nich rękę, a oni mu tę rękę wyciągniętą na zgodę kąsają. I to widać, stąd ta jego wizyta.

No to niezła „wścieklizna” w tym miasteczku…

Ano Panie doktorze niezła, i to mało powiedziane!

A coś poza tym na szpitalu się wydarzyło? Może u doktora Leszka się coś urodziło podczas mojej nieobecności?

Gdzie tam Panie doktorze, jakby się urodziło to na Lublin 112 już by o tym pisali. Co Pan nie wie jak tam u niego jest!?

No siostrzyczki, tak czy siak bieda idzie i mają szpitale zamykać i łączyć! Co to będzie jak ten nasz zamkną? Kto tych wszystkich VIP leczył będzie i się z nimi użerał?

No kto Panie doktorze? Nie będzie tak źle póki są jeszcze weterynarze na ul. Granicznej!

 

40
6

Pomidorowa na rosole czyli o Nowosadzkim w „szkole”

 

 

Jak ktoś myśli, że poniedziałkowa pomidorowa nie jest na rosole z niedzieli to jest zwyczajnie naiwny, a jak ktoś myśli, że Nowosadzki ma coś wspólnego z „wyśmienitymi wynikami matur” krasnostawskich liceów to też ma tę samą przypadłość. Marek kocha się chwalić i teraz ma żniwa, bo uwielbia się podpinać pod nie swój „sukces”, tym bardziej że jest ku temu okazja, albowiem w „grze”, ze „starego układu” ostał się tylko on. Można powiedzieć, że ci, co ocaleli historię piszą…

 

Nim rozwiniemy zagadnienie „matur” to parę słów wyjaśnienia, dlaczego co tekst to zawsze jest coś o naszym „prowincjonalnym Adonisie”. Powód jest banalnie prosty i można go znaleźć na FB starostwa. Tam w relacjach z czegokolwiek Maruś jest obecny w stopniu zatrważającym. Są i takie, gdzie jest na 80% ujęć, wykadrowany poza granice śmieszności przez swój nieodstępujący go na krok fraucymer. Dlatego „Dziennik Siennicy” podjął wyzwanie i skoro tak to w miarę naszych możliwości również Marka wciskać będziemy, gdzie tylko się da, ale na naszych warunkach, tak jak wciskali kawę i wuzetkę w „Misiu”. Sam to zaczął, a my mu zrobimy taką promocję, że jego służby paznokcie ze złości i zazdrości do krwi ogryzać będą i z nich też się pośmiejemy. Oczywiście to się nie spodoba, bo oprócz fioła na swoim punkcie Maruś posiada drugiego fioła, a ten już jest cenzorski! Chciałby dyktować co o nim pisać i jak. Ile to ja się nasłuchałem co robię nie tak z jego osobą i jak to powinienem się wstydzić i go przepraszać. Tu, jednak jego władza nie sięga i jak tak to będzie wesoło…

 

A jak fioł jest wielki, to wystarczy za dowód, że ostatnio na rajdzie rowerowym wręczał zgrzewkę cukru, że niby chyba taki słodki i jego spec służby musiały to uwiecznić, bo jakby tego nie zrobiły to byłaby dziura w niebie. I to że znów coś pod namiotem, gdzie częstowało koła gospodyń z Kraśniczyna wciskał w siebie również musiało zostać uwiecznione by potem trafić na stronę FB. Czekać tylko na fotorelację z drugiej części, w której wciśnięte górą smakołyki szczęśliwie osiągają linię mety na dole… No jak wyścig ma start to musi mieć i metę nomen omen! We wrześniu Nowosadzki skończy 60 lat, jakby ktoś nie wiedział i póki, co będzie najbardziej wyrośniętym sześciolatkiem w powiecie. Chyba na prezent trzeba mu dać pluszowego misia, klocki i coś na słodko.

 Czyja to sprawka?

A teraz to już do rzeczy i w takim razie, kto stoi za „świetnymi” wynikami matur w liceach, gdzie przypomnijmy I LO miało 97% zdawalności a II 95%. Skoro to nie Nowosadzki, to kto? W pierwszym rzędzie są to „woły robocze”, czyli nauczyciele i sami maturzyści, bo jednym i drugim się chciało. Co do tego nie może być wątpliwości. Kierownictwo również może liście wawrzynu do wieńca sławy czepiać, bo czemu nie. Szczególnie Anna Antyga z II LO, jej Nowosadzki nie lubi, dlatego że jest odważniejsza od niego i lubuje się w dopiekaniu jej, jak tylko może.

Organ… tańcujący na studniówkach

Ale jeśli chodzi o udział, w tym wszystkim tak zwanego „organu prowadzącego”, a na studniówkach żrącego, bo się namolnie dzieciom pcha, no i co tu ukrywać dzięki głupocie rodziców tychże, bo ci z jakichś przyczyn uważają, że jak organ przyjdzie to będzie lepiej pachnieć. A to towarzystwo na studniówki przyłazi, tylko aby się tam za darmola najeść i poskakać. I tu Nowosadzki jako przedstawiciel organu jest na szarym końcu, a nawet, i to za dużo. Jego powinno się przegnać precz, lejąc kijem od miotły po grzbiecie tak samo jak Papież Juliusz II lał Michała Anioła za obsuwę przy freskach w Kaplicy Sykstyńskiej.

Zgłupiał nasz intrygant

Maruś taki ambasador oświaty, że lepiej takiego nie mieć niż mieć. Ostatnio próbkę jego odwagi widzieliśmy niedawno, bo za poprzedniej władzy w marcu tego roku… Na posiedzeniu zarządu powiatu wtedy wicestarosta Marek – odpowiedzialny za oświatę tak jak i obecnie – zgodził się na konkursy dyrektorów podległych powiatowi szkół. Każdy konkurs był na zarządzie głosowany osobno, a Nowosadzki za każdym głosował obiema rękami i gdyby potrzebne były do tego jeszcze nogi, to też by się nie zawahał. Wtedy wiedział, że Szpak, gdyby „chyci władzę” to pchałby swoich i ci, za którymi głosował nie mieliby szans, a wśród tej piątki była jego faworyta Anna Patejuk z I LO.

Tylko że jak Maruś trafił na listę Trzeciej Drogi to na sesji zwołanej właśnie o te konkursy, które zdaniem Szpaka były przedwczesne, bo jak twierdził powinien je organizować nowy zarząd, to na tej sesji Nowosadzki, gdy przyszło głosować zaparł się swojego wcześniejszego postanowienia i wstrzymał od głosu, choć to durne głosowanie nie miało żadnej mocy sprawczej i było zwykłą dętą demonstracja cholera wie, po co!? Zgłupiał więc nasz intrygant, w tym „głosowaniu” w ułamku sekundy, i to całkiem!

 

Ryczeli ze śmiechu z niego wszyscy i kpili z takiej odwagi, a Nieściorowa miała ochotę rozerwać go na strzępy za głupotę hipokryzję i tchórzostwo. I to właśnie Ewunia teraz już „Żalaznoboka”, jak lwica broniła decyzji o konkursach w takim a nie innym terminie. Szpakowi wywaliła wszystko, co miała na wątrobie, a tę ma niemałą i w wywalaniu jest całkiem sprawna. Nowosadzki nawet próbował się do jej odwagi przykleić i chować pod jej spódnicą. Coś, w związku z tym zaczął pobrzękiwać, ale tak na niego spojrzała, że zamilkł.

Ona temu winna

No i właśnie doszliśmy, kto za tym „maturalnym” sukcesem stoi od strony nieszczęsnego organu prowadzącego i może to się wydać przerysowane, ale bliższe jakiejś tam „prawdy”, bo przewodniczący komisji coś do powiedzenia ma! Tym bardziej ktoś, taki jak Ewa Nieściory vel „Nieścioressa” i „Żelaznoboka” radna z Gorzkowa. W poprzedniej kadencji przewodnicząca właśnie komisji Oświecenia Powiatowego i Kultury… To ona miała ostatnie słowo we wszystkim co dotyczyło oświaty. I właśnie na tej sesji, o której wyżej wygarnęła Szpakowi, w jakim stanie szkoły zostawił i ile musieli po nim sprzątać. Nowosadzki spełniał w tym wszystkim tylko funkcje ozdobno – pomocniczo – wykonawcze, ale sam się w takiej konstelacji z własnej woli znalazł i umościł. Ileż to godzin spędzili u niego w gabinecie na rozmowach o oświacie!

 

W nich to Ewunia narzucała temat i rozwiązania, a Nowosadzki mógł się jedynie zgodzić i ewentualnie dolać Ewie wrzątku do herbaty czarnej z cytryną i niesłodzonej. Byłem świadkiem kilku takich spotkań na wysokim szczeblu co prawda przez chwilę, ale widok był cudny i któż ten opisać zdoła!? Ewa za stołem rozparta i żywiołowo gestykulująca, a Marek obok przycupnięty jak wymiętolony krasnoludek. To była groza majestatu, jak posłuchanie u samego Hulagu-chana. Gdy jej się herbata kończyła, to nawet nie musiała mówić, bo Nowosadzki cały czas śledził poziom płynu w filiżance która była wiadrem z uchem, bo Ewa nie lubiła minimalizmu. Plastyczna to była kompozycja jak jasna cholera i można nią zilustrować różnicę potencjałów w czasie spotkania Stasia Poniatowskiego z carycą Katarzyną II w Kaniowie.

 

Czasem jak Marek był grzeczny to pozwoliła mu coś powiedzieć… Była coś ze dwa lata temu na komisji sprzeczka między nimi o coś, co dotyczyło liceów i nie pamiętam dokładnie, ale pamiętam finał. Nowosad czak próbował coś powiedzieć, ale gdzie tam! Ewcia zgasiła go jak gromnicę i musiał uznać jej prymat. Dlatego, choć Ewa nie była postacią z mojej bajki, bo też ulegała instynktom stadnym dominującym w radzie poprzedniej kadencji to do „pognębienia” strachajły i intryganta Nowosadzkiego lepszej nie znajdzie.

Kozły ofiarne i bezrozumne złośliwości

O jego bezrozumnej złośliwości, bo osobniki pozbawione odwagi cywilnej tak mają niech świadczy fakt, jak to się troskał dwa lata temu w prasie o poziom wyników matur z matematyki w II LO. No tak się złożyło, że akurat był konkurs na dyrektora i startowała Antyga i trzeba było się troskać nie przy kawie i dyskretnie tylko do prasy. Sam dyskrecję uwielbia, ale tylko jak ma w tym interes…

To jest gość, który nigdy za nic odpowiedzialności brać nie chciał, a jak go do niej zapędzą, to szuka kozła ofiarnego, byle tylko na niego żaden cień nie padł. W starostwie jak trzeba odpowiadać na interpelacje, w których gdzieś tam może być Nowosadzki to jest łapanka na takiego kozła. Zawsze się złości jak przypominam, jak lat temu dziesięć wycofał papiery z konkursu w I LO, bo się wystraszył, a w 2016 mógł startować na dyrektora II LO, ale wolał nie składać papierów w starostwie tylko z papierami latał gdzie indziej…

 

Nie przeszkadzało mu być bezmyślnie złośliwym w stosunku do Gontarza, gdy ten postawił na Lidię Jurkiewicz jako swojego zastępcę, tak jakby puścił w niepamięć sytuację sprzed paru lat, kiedy jemu zastępcę wybierali. No i wyszło, że jemu nie dogodzisz, bo jak to skwitował w placówce są inni, którzy by chcieli być, a do tego wyszło, tak że Lidia nie pasowała ani w starostwie jako naczelnik, ani u Gontarza! I to on będzie mówił, gdzie, kto ma być i jak robić… On który niczym nie kierował, a wszystkich by pouczał i chyba tylko dlatego, a innego powodu nie znajduję jak to, że kierowniczej wprawy nabrał, gdy „powoził” wózkiem w Tesco, kierował myszką od laptopa i autem. Tym ostatnim to najdalej do Lublina, bo jakoś w Polsce albo za granicą to go nie widzę. Tam przecież tyle skrzyżowań i zakrętów, na których trzeba się zdecydować a z tą decyzyjnością to wiadomo jak u niego jest.

 

No i na koniec parę klapsów… Do szkoły miał wracać, ale wybrał stołek wicestarosty, czyli do poświęceń to on nieskory, tym bardziej że innych do takich namawia. I jak to może być, że facet co nie chce wrócić do szkoły do pięknej pracy, do pięknej młodzieży, którą tak kocha, bo powtarzał to w kółko to sprawdza matury i bierze za to czasem 1200, a czasem 1500 złociszy. No niby wszystko od strony prawnej zgodne, ale jest coś takiego, jak umiar i wymiar etyczno moralny. W tych ostatnich wymiarach to się nasz „Adonis powiatowy” rozsmakował, ale tylko jak trzeba innym szpilę wbić !? Bo jak nie chciał do szkoły wracać, to po cholerę ciągnie z niej kasę przecież wybrał lepiej płatne wicestarostwo i co do tego nie można mieć wątpliwości. A jak ktoś mi powie, że przez to chce mieć kontakt ze szkołą to go wyśmieję, bo najlepszy kontakt jest wtedy jak się do niej wraca, a nie dorabia ideologię do zwykłej pazerności…

 

36
7