Imperatorki, gwardzistki, radne, sołtyski

Mamy już „model boruński” gdzie „rządzi” jednoosobowo Grażyna, ale na drugim północnym skraju gminy inicjuje się drugi, familiarny i klanowy, a przez to bardziej elastyczny. Rzecz się dzieje w Żdżannem, a dziś z przymrużeniem oka o obu albowiem 1 kwietnia za pasem.

Na Żdżannem wybrali nowego sołtysa. Po abdykacji Ścibakowej wieś bezkrólewia nawet nie powąchała i wszystko odbyło się tak płynnie, jak atak pozycyjny „Barcy” w jej najlepszych latach. Kandydatów było dwóch. Jeden był mężczyzną a drugi synową Wiesi Popik, radnej, bardzo oddanej polityce i instrukcjom płynącym z UG.

40 dusz i już

Wybory skupiły zainteresowanie u ponad 40 żdżańskich dusz i te wybrały synową Wiesławy, która też z sołtysowej dynastii, z sąsiednich Wierzchowin. Tym samym Wiesia scaliła władzę w obrębie swojej familii i chyba pozazdrościła tym samym koleżance Grażynie z Borunia. Tylko że ona poszła inną drogą, ale i tak jest fajnie, a wójt raczej zyskał wiernego wykonawcę i admiratora. Jeśli synowa, choć w połowie tak oddana, jak teściowa polityce pryncypała Leszka, to tak oddanych „gwardzistów” mógłby pozazdrościć nawet Kadafi. Ten wiedział w czym rzecz, bo miał gwardię w biustonoszach i z kałachami, zamiast spódnic, w liczbie do 40 Pań. Póki co, to jeszcze trochę wójtowi brakuje do wspomnianej liczby i szkopuł w tym, że one i tak go nie obroniły, ale próbować można.

Prawie jak Thatcher

Jakby się kto spodziewał naśladownictwa Margareth Thatcher, to srodze zawiedziony będzie, bo w tym wypadku tylko płeć się zgadza. Mamy za to model familiarno-klanowy, ale co tam, ważne żeby było wesoło. O to ostatnie Wiesława zadba, albowiem wrodzoną fiskomika posiada w stopniu większym niż wystarczający.

Imperatorowa Grażyna

Ale z drugiej strony, to gdzie tam Wiesi do Grażyny, ta to dopiero skumulowała władzę w jednej garści! Stalin nawet takiej nie miał, bo był tylko pierwszym sekretarzem i zawsze powtarzał: co ja mogę!? To dopiero przemawia do wyobraźni, a jest Grażyna wszak radną, sołtysem i jeszcze ma pod sobą KGB. To ostatnie po rozszyfrowaniu nie jest tak „złowieszcze”, a tylko podobne do sowieckiego pierwowzoru z inicjałów. Ostatnio na FB zmienili nazwę na Koło Gospodyń Wiejskich Boruń, czym rozwiali wszelkie wątpliwości.

Kiedyś nawet na zdjęciu Grażyna prezentowała się w sutannie i trzeba przyznać, że bardzo jej twarzowo w tej kreacji. Zdjęcie mogło wywołać palpitację serca u co niektórych, ale to tylko taki psikus był, bo Grażyna jeszcze do tego ma ciągoty sceniczne i w inscenizowanych kabaretowych występach bierze udział. Tak, że ksiądz może spać spokojnie, wikarego miał nie będzie. Ale jakby się Grażyna uparła, a ksiądz zaniemógł, to i mszę odprawi, i kazanie rąbnie, nawet lepiej niż Szpak.

Secesja Borunia!?

Jest wszak Grażyna multiinstrumentalistka, jeszcze śpiewa w chórze i lepi pierogi na obie nogi. I jakby chciała, to może nawet ogłosić secesję Borunia i w efekcie jego niepodległość. Świetlicę już ma i pełnię władzy, niezależność energetyczną, bo las wkoło, a jak las się skończy, to się węgla „Manem” ze Śląska przywiezie. To, co jej tam za różnica!? Sama jedna, jak widać zapewni wsi wszystkie potrzeby i żelazną ręką porządek, i ład w siole utrzyma. Politykę zagraniczną też udźwignie, do Ziobry drogę zna, list podpisała. Kiedyś to nawet jej sołectwo pierwsze miejsce w przyroście naturalnym zajęło, ale to może przez te lasy!? A stąd to już krok do założenia dynastii, swojego księcia Karola ma.

Koniec końców, Żdżanne jeszcze tym się od Borunia różni, że jest dopiero na początku swojej drogi i „boruńskiej góry” nie mają, ale zawsze można w czynie społecznym górę usypać, tak, jak Kościuszce kopiec w Krakowie. Co jest zdecydowanie lepszym pomysłem niż PSZOK pod cmentarzem…

28
8

Z historii powtórka, co lepsze kawałki z gminnego podwórka- część 2

Dziś część druga, ale znając realia wcale nie ostatnia, albowiem „gieńiusze” z UG ostatniego słowa nie powiedzieli i na polu „wciskania ciemnoty” jak również mnożenia absurdu swoje do zrobienia jeszcze mają. A z tego co wróble ćwierkają wiosna zanosi się bardziej niż ciekawą. Tak że wynik można jeszcze podkręcić. Ale my póki co jedziemy na wesoło, żeby nie przedłużać.

Kolejna ciekawostka to sprawozdania wójta z tego co robił między sesjami. Garstka ludzi wie, że ten punkt pojawił się na wniosek właśnie Korkosza. Ale nim się pojawił to wszystko zaczęło się od tego, że Andrzej znów w Statucie wyczytał, iż to obowiązkowy punkt każdej sesji. W takiej sytuacji Pani Anna Fornal powinna być dumna z Korkosza, gdyż jak widać zaszczepiła w nim tak skuteczne czytelnictwo, kiedyś go przecież uczyła, wójta chyba też…

I znów Statutu nie doczytali

W ogóle kiedyś, a mówimy tu o latach sprzed końcówki roku 2015 sesje to był jakiś cyrk, w którym tylko słonia na piłce brakło i foki z piłką na nosie. Te, trwały śmiesznie krótko, wszystko było jakimś widowiskiem z pogranicza komedii absurdu czy innego surrealizmu. Jakieś spotkania towarzyskie, czy coś w ten deseń…Wójt wchodził, siadał, gapił się przed siebie i tak mu leciało. Spowiadać się z tego co robił, nie musiał, bo nikt tego nie żądał. Dopiero po uwagach Korkosza, „spowiedź” weszła na stałe do repertuaru, ale zanikły podziękowania i to nie tak od razu. Trzeba było je obśmiać, a przecież dziękowano sobie za byle co.

Podziękowania jako „produkt regionalny”

Podziękowania były tutejszym wkładem w Ustawę o Samorządzie, a miały tak rozbudowany ceremoniał jak przy hinduistycznych obrzędach, tyle, że bez kadzideł i sypania płatków kwiecia. Wstawały sołtysy, albo radne, jak „meksykańska fala” i jeden przez drugiego laudowali: za wykoszenie, podsypanie i inne, w sumie duperele i głupoty. Gdzieś po drodze nikomu do łba nie przyszło, że adresaci hołdów mają sowicie płacone, łaski nie robią i kim oni u licha są!? Toż to chłopskie syny!?. Oczywiście facjaty adresatów laudacji jaśniały radością, taką szwejkowską, a ego podskakiwało jak skwarka na patelni.

Bywało i tak, że podziękowania były zacięte jak derbowe mecze piłkarskie, tylko się iskry z piszczeli sypały! W takim jednym pojedynku, Proskura wygrał z Banachem 6 do 5 i to rzutem na taśmę sołtyski z Baraków, w ostatniej chwili. Ta prawie szczupakiem zanurkowała z tym swoim podziękowaniem! Emocje były prawie jak na meczu Brazylia – Polska na mundialu we Francji 1938 roku, kiedy Ernest Wilmowski 4 gole „kanarkom” wbił.

Podpisy jak zło konieczne

Zbieranie podpisów to też praktyka niemile widziana przez Proskurę, choć tu jest mały wyjątek. Jeśli zbierają podpisy w jego interesie i żeby dokopać staroście Leńczukowi i pisowym w powiecie, to i owszem. Ale gdy już Leszek jest celem, to wtedy nie bardzo… Tak właśnie było „nie bardzo” ze zbieraniem podpisów za budową chodnika w Rudce. Ileż to się Korkosz nasłuchał, a po co, a na co? Przecież wicestarosta Czerniej był i to wystarczy.

Swoją drogą, to jakim „gieńiuszem” trzeba być, by budować drogę od podstaw i nie zbudować w miejscach niebezpiecznych chodnika, a na łuku zakrętu zlokalizować przystanek bez bezpiecznego dojścia i jeszcze wywalić przejście dla pieszych wprost do rowu i w las?

W 2015 roku „Dziennik Wschodni” opisał sytuację i Banach pytany o wszystko odrzekł, że sprawy nie zna!? To jest dopiero kumulacja urzędowej głupoty i arogancji, jak w totku. Przecież „naddyrektor” pięć razy w tygodniu, dwa razy dziennie do roboty przez Rudkę jeździł!? Ale z „banachowymi urzędowymi wywodami” jest tak, że jak się komu wydaje, że już większej głupoty nie da się palnąć, to wystarczy Banacha „poprosić” i on to zrobi…a dowodem powyższe tłumaczenie w „Dzienniku Wschodnim”  

A po co ludzie mają wiedzieć?

Korkosz zawsze był zwolennikiem przejrzystości i transparentności działań władzy. Upominał się całą zeszłą kadencję, by umieszczać na stronie Biuletynu Informacji Publicznej protokoły z sesji. Zawsze spotykał się w tej kwestii z przysłowiową ścianą i betonem. Tłumaczył się Proskura zawsze tym, że to nie obowiązkowe, ale Korkosz odpowiadał, że skoro nie obowiązkowe to i nie zabronione i wystarczy dobra wola!? Lesio zawsze w tym momencie milczał, bo gdzieś dobra wola, to nie do końca jego „bajka” Ale oniemiał Korkosz, jak wysłuchał na jednej z komisji tyrady radnego, którego nazwisko znów przemilczymy ze zwykłej litości o tym że „ Po co ludzie mają wiedzieć o czym my tu rozmawiamy?” Takie niestety standardy wyznaje obóz władzy i to jest kultywowane po dziś dzień…

Fundusz Sołecki: poród z komplikacjami

Tu dopiero była jazda, ile się Korkosz natłumaczył, tylko on wie, ale w końcu jakimś cudem, przegłosowali. Co ciekawe „Fundusz Sołecki” funkcjonuje w Polsce od 2009 roku i służy pewnemu usamodzielnieniu mieszkańców. Ile zatem przez ten czas gmina straciła środków, które można uznać za dotację? Tłumaczenia by w to nie wchodzić były różne i sprowadzały się do jednego: nie, bo nie.

Stara gmina pod młotek

Pod młotek poszła „Stara Gmina” za marne 122.000 złotych, budynek w dobrej lokalizacji i z historią. Może liczyć nawet do 130 lat, przeciw sprzedaży było dwóch radnych: Korkosz Andrzej i Mochniej Andrzej. Specjalnie sentymentów nie było, podobnie jak przy sprzedaży „Ośrodka Zdrowia” Szybka decyzja jak przy rzucie karnym. Cała operacja wpisuje się w politykę historyczną prowadzoną w gminie, gdzie 11 Listopada świętuje się 9 listopada.

Miał być bal, wyszła stypa

Na koniec kadencji zorganizował Proskura spotkanie z radnymi i ze Szpakiem w nowo oddanej do użytku świetlicy na Boruniu. To miał być wiec wyborczy, a wszystko było owiane mgłą tajemnicy i woalem elitarności. I tak to było robione żeby tylko Korkosz tam się nie pojawił, ale jeden z wójtowych radnych zagaił, czy to celowo, czy nieświadomie do Korkosza: czy składkę na imprezę dał? Wszystko działo się w ostatniej chwili, bo może Korkosz nie pójdzie, może czasu miał nie będzie, ale poinformowany został! Cwany wybieg i obliczony na, to że może się uda. Ale Jędrek, tak jak wilk krew, tak on zwietrzył o co biega i jednak wszystko zrobił żeby być. Jak przyszedł to radość była taka jak u tego chłopa, któremu ósma córka się urodziła i podrożała gorzała, a wszystko w jedno popołudnie. Miny zrzedły biesiadnikom, nosy poopadały a wódka smakowała jak woda z sedesu, siedzieli w tej świetlicy jak na stypie… A jak tę składkę brała główna organizatorka, to pierwszy raz w życiu pieniądz nie sprawił jej radości, tylko zakłopotanie…

Stłamsić wszystkich

Kiedyś gdy rządzili sami i nikt im na ręce nie patrzył, mogli robić co chcieli. Zapadała decyzja gdzieś w kuluarach, albo jak se Proskura coś wieczorem zamyślił to rankiem robił i nikt nie wdawał się w dyskusję, tak jak w tej chwili. Stworzyli to dziwadło, tego potworka, nazwali to „Siennicka Zgoda” i wedle niego dobierali sobie radnych, a jak się trafił „nadpobudliwy”, to zakrzyczeli i tyle. Czasem zdarzało się tak, że przez sito przecisnął się jakiś „ciekawski”, a choćby Korkosz. Obecnie najbardziej wiernymi wzorcowi „Siennickiej Zgody” w radzie są Górny, Knap i Zaworska. Z tego co się słyszy, to od dwóch lat jeszcze głosu żadne nie zabrało, ale żywi są na pewno, bo wchodzą do sali sami i tak i z niej wychodzą.

To co się teraz na komisjach i sesjach dzieje jest żywą ilustracją ich mentalności i tego co w nich siedzi. Tylko że dziś nikt się zakrzyczeć nie pozwoli. Oni zupełnie nie potrafią rozmawiać i dyskutować, w nich ta arogancja siedzi jak Żyd za szynkwasem, ale pojawił się jeszcze dodatkowo strach, bo się śmieją z nich i wszystko wyłazi na światło dzienne. Nawet zwolennicy nieśmiało zaczynają łby podnosić i krytykować. A jeśli już ma być zgoda to na ich warunkach. Rządy bez krytyki i opozycji doprowadziły do stanu oderwania od rzeczywistości i „wykoślawienia” władzy. Z drugiej strony coś przez te ostatnich pięć lat się zmieniło na plus. A choćby przyznanie „Funduszu Sołeckiego” Zanosi się, że jak już wyżej wspomniano na ciąg dalszy głupich pomysłów i jeszcze głupszych tłumaczeń.

22
4

Z historii powtórka, co lepsze kawałki z gminnego podwórka

Dziś trochę absurdów, które wydarzyły się w poprzedniej kadencji, jest to przegląd „ lepszych kawałków” jak również tłumaczeń ssanych na poczekaniu z palca. Doskonale korespondują z aktualnymi absurdami, z resztą to ciągle ci sami twórcy, zmieniają się tylko okoliczności. Prezentujemy  część pierwszą, gdyż  jest tego pokaźna ilość i rozumem tego nie pojmiesz a wzrokiem nie obejmiesz. No to jedziemy w oparach absurdu i na wesoło.

„Odkrycie” przez Banacha 20 procentowego wzrostu ilości śmieci na skutek częstszego ich odbioru w ciągu tego samego okresu rozliczeniowego to dobry punkt wyjścia do przypomnienia jak to kiedyś bywało z wymyślaniem różnych dyżurnych głupot, by dociekliwego zbyć i wyprowadzić na manowce. 

W tym wypadku nieocenionym źródłem są wspomnienia Jędrka Korkosza z czasów gdy był radnym kadencji 2014-2018. A to wspomnienia malownicze, niemalże jak te z wojska albo z wieczoru kawalerskiego. Wtedy to się działo, a to jak Korkosz wchodził w to wszystko, jak go próbowano temperować, przycinać, to dopiero materiał na scenariusz siennickiej wersji „Rancza”

Niesforny koalicjant

Były nawet takie sugestie, gdy Andrzej zaczął pytać i drążyć różne drażliwe kwestie, że przecież startował z komitetu PO więc obowiązuje go lojalność, przecie na szczeblu rządowym jest koalicja! Korkosz zawsze zbywał i odpowiadał, że jego ludzie wybrali i takie argumenty nie mają żadnego znaczenia. Doszło do tego, że w pewnym momencie zainteresował się sam „Pan Janek”, który był ambasadorem PeŁo we wsi, po tym jak na sesję jesienią 2015 roku przyszło kilku mieszkańców Rudki w sprawie chodnika. A to była pamiętna sesja, trwała ponad 4 godziny, co było wtedy rekordem. To wtedy Proskura pierwszy raz publicznie oberwał za dziki, że aż wiór się z niego posypał, a „Nowy Tydzień” to ślicznie opisał. Oberwał też Stasiuk Rysiek, za „nasze NKWD” Zaskoczenie było wtedy zupełne, bo nikt się takiego obrotu sprawy nie spodziewał. Potem było już z górki, bo się Korkosz w pojedynkę wziął za samorządową partyzantkę.

A po co do gazet!?

Na komisji rewizyjnej latem 2015 roku jeden ze „znacznych” w otoczeniu wójta, którego nazwisko przemilczymy ze zwykłej litości, powiada: „Stała się rzecz przykra i smutna, tu u nas…” Korkosz jak to usłyszał to pomyślał, że pewnie umarł kto i zaraz na wieniec zbierać będą. A tu się okazało, że to o niego samego idzie!  Wszystko o to, bo się wypowiedział do gazety z kilkoma rolnikami z terenu gminy na temat szkód łowieckich i bezczynności wójta, jak również jawnego konfliktu interesów, gdyż Lechu myśliwy w Kole Łowieckim „Szarak” z którym największy problem. Oczywiście biadolenie się zaczęło nad radnego głową, że jak tak można, przecież trzeba było przyjść i porozmawiać, i, że w ten sposób cierpi „siennicka zgoda” Korkosz wyśmiał to wszystko i stwierdził, że gazety są od tego żeby pisały, o tym, co władzy nie wygodne i skoro władza „leci w kulki” to niech się nie dziwi. Za rok jak powstał „Dziennik Siennicy” to wszystko się ziściło, co do joty i jakby jeszcze bardziej.

Struski miał ubaw

Z problemem szkód łowieckich też była jazda bez trzymanki z elementami woltyżerki. Przecież Proskura tak naprawdę o to ma do dziś kłopot, albowiem od tego wszystko się zaczęło. Bo ile można było znosić impertynencję „towarzyszy” od św. Huberta i głupawe tłumaczenia jego samego? I do czego to podobne, żeby w tak „świetnie zarządzanej gminie” jak Siennica rolnicy spali po polach, jak zwierzęta pilnując zasiewów? Proskura migał się jak mógł, organizował spotkania z Kołami Łowieckimi a sam siadał z boku. W zasadzie użyczał tylko sali, bo przecież jemu bliższa myśliwska brać niż chłopstwo. To ostatnie ma tylko płacić podatki i korzyć się przed jego wójtowskim majestatem.

Sytuacja diametralnie się zmieniła gdy na przełomie roku2015/16 grupka rolników poświęciła kilka dni i odwiedziła parę instytucji. Jak po sznurku poszli z wizytą- Związek Łowiecki w Chełmie, Dyrekcję Lasów Państwowych w Lublinie i Sejmik Samorządowy, jeszcze wtedy peeselowski. W tym ostatnim Dyrektor Wydziału Rolnictwa Sławomir Struski gały przecierał ze zdziwienia, gdy posłuchał o porządkach w proskurowej Siennicy. Przecie cała śmietanka PSL/PO zjeżdżała do Siennicy na „Opłatki Ludowe”, a Proskura się puszył jak hrabia, jaki to on menadżer, gospodarz. Tylko że nikt nigdy słowem się nie zająknął jak tu jest naprawdę. Po tej wizycie u Struskiego „coś” do Lecha dotarło, dostał tą wizytą, rzec by można, jak kaczym śrutem z solą i podejście musiał zrewidować.

Teraz każdą chłopską inicjatywę w sprawie szkód łowieckich poprze, a i skorzysta z prawa do uczestnictwa w ustalaniu limitów odstrzałowych. Tylko że na razie spokój, ASF wytłukł dziki do nogi w Siennicy. Do tamtego czasu było tak jak wyżej wspomniano – Proskura tylko słuchał, salę udostępniał i miał z głowy. Jeszcze powtarzał „co ja mogę, co ja mogę” i wzruszał przy tym  teatralnie ramionami.

Własnego Statutu nie znali…

Próbowano Korkosza zwalczać tym, że za młody i w związku z tym: co on tam wie… Wymachiwali jego młodością, tym „niby koronnym argumentem” ochoczo i z takim zapamiętaniem, że nie raz sami walili się nim w łeb, tak jak cepem gdy się macha bez wprawy i pojęcia. Aż kiedyś Korkosz przeczytał „Statut Gminy” i nie dość, że go przeczytał, to go jeszcze zrozumiał.

Zapytał po jego lekturze, gdzie plany pracy Komisji Rady? Wszyscy oczy w słup, nikt nic nie wie, jak w tej scenie z „CK Dezerterów” kiedy cwany Czech udawał Hucuła i na każde pytanie odpowiadał „ichś wajś nichśt” W swojej pogoni za wiedzą poszedł Korkosz znacznie dalej. Wyszedł skądinąd ze słusznego założenia; skoro jest młody to trzeba mu się uczyć i w związku z tym zapytał równolegle jeszcze o wszystko służby Wojewody. Te odpisały, że Gmina prawo złamała brakiem planów pracy dla komisji, a szczególnie dla Komisji Rewizyjnej, dla tej ostatniej jest to obligatoryjne, wynikające wprost z treści ustawy. Przewodniczącym Rewizyjnej był „naddyrektor” Banach i wstyd z tego powodu był, jak diabli, tego bezhołowia było kilkanaście lat!? Banach w pewnym momencie nawet minę taką zrobił jak „Kot ze Shreka” i jak by go kto nie znał, to, by jeszcze przytulił. Powiada „naddyrektor” do Korkosza „A po co było do Wojewody pisać, trzeba było przyjść i powiedzieć…” Korkosz wtedy go wyśmiał i odpowiedział „Przecież ja za młody i wedle was, co ja tam wiem!? To wy tyle lat w samorządzie i własnego statutu żeście nie przeczytali, przecież musieliście go przegłosować i przyjąć. To ja wam mam mówić, jak wam nie wstyd!?”

Pływające torfy

Kolejna dyżurna bzdura wymyślona na poczekaniu to „pływające torfy” na zalewie w Siennicy. Różne rzeczy i persony unosiły się na marszczonym bryzą lustrze tego akwenu, a to ksiądz z wędką na łódce. Albo myśliwy w łódce, a potem pod łódką, bo pod wodę jak kowadło poszedł gdy się ta wykopyrtnęła, ale tylko się wody ożłopał i strachu najadł. Widać jeszcze nie pora na niego. Pływały ryby, ale inaczej niż natura by chciała, bo do góry brzuchami. Pływały łabędzie, kaczki i ptactwo wszelakie. Torfów pływających nikt jednak nie widział, te się „cudownie” pojawiły gdy Korkosz zapytał, czemu kiedyś miało być kąpielisko, a potem nagle zrobili z tego łowisko? Odpowiedział mu Waldek Nowosad z miną odkrywcy, że radny jest za młody i poza tym, to tu są torfy pływające, ucinając tym wszelkie dyskusje, a zły był przy tym jak chłop na babę! Ale potem przecież, składali wniosek na kąpielisko z całym zapleczem. Cały projekt kosztował ponad 90 tysięcy. Widać te torfy gdzieś w międzyczasie popłynęły, przepadły, a może wylazły na wał i poszły na „busa” pod Kościołem na przystanek? Jak widać fantazja naszych samorządowców nie opuszcza i niektórzy winni rozważyć czy na emeryturze jakich bajek dla dziatwy nie pisać, bo jak widać, potencjał jest.

CDN

27
2

O torcie na wesoło

Jak się komu wydaje, że sołtysy stanęli na wysokości zadania to będzie „lekko pół średnio” zawiedziony, ale trza ich zrozumieć i rozgrzeszyć. Albowiem, owszem stanęliby tylko, że na ich drodze postawiono przeszkodę nie do obejścia, bardziej zdradliwą niż biebrzańskie mokradła.

Otóż  postawiono tort, a tego raczej nie przewidzieli. Tort czym jest, każdy wie, kupa cukru, słodkie to, w związku z tym siłę rażenia i wabienia ma i wielu na to leci, co kończy się albo nadwagą, albo cukrzycą, albo…zupełnym zbiciem z tropu i odwróceniem uwagi.

Bo było, tak, że sołtyska ze Żdżannego złożyła insygnia władzy. Widać powiedziała se w duchu jak Chylińska w piosence „Kiedy powiem sobie dość” Po porostu skończyła kobita z sołtysowaniem i właśnie z tego powodu był ten tort na piątkowej audiencji u Lecha. Tak na słodko ją pożegnali i podziękowali. Natomiast wójt cwanie tort uczynił słodkim gwoździem spotkania. W marcu- 11 był Dzień Sołtysa to może ten tort po trosze i z tej okazji ? Tak czy siak, Proskura jednym cukierniczym wyrobem dwie okoliczności załatwił, a gorzkie sprawy słodyczą potraktował…

Jak już tort zagościł w brzusiach sołtysów, to się atmosfera rozluźniła, stres puścił. Ktoś tam z sali zapytał o cenę śmieci, a wójt odpowiedział, że dużo ludzi zgłosiło chęć kompostowania. Ktoś zapytał, co z wymianą glikolu w instalacji solarnej, bo naród by chciał wiedzieć? I też nic specjalnego i godnego uwagi Proskura nie odpowiedział. A tort tymczasem cały czas w robocie i glukoza we  krwi… Jeszcze powiedzieli, że z tą fotowoltaiką to nie tak różowo, bo okresy rozliczeniowe są co dwa miesiące i to wcale nie takie dobre. Bardziej się Leszek otworzył na PSZOK, zaczął tłumaczyć po swojemu, że to wszystko niepotrzebne i oni to tylko planowali, a przecież w tej chwili mają dobre miejsce. No, i bardzo mu się żal sołtyski z Dużej Siennicy zrobiło, bo w sprawie PSZOK to jej się oberwało, jego zdaniem nie słusznie i po co ta afera, i komu zależało na tym wszystkim. Potem jeszcze Proskura poopowiadał o tym, że „Pałac Sztuki” w Siennicy powstaje i sołtysy pojadą na wycieczkę do Chojnic. Tymczasem cukier coraz szybciej zaczął krążyć w krwiobiegu i w efekcie było po spotkaniu…Tak że przez żołądek do serca trafić można, a Proskura to wie i skrzętnie z tego skorzystał.

Sołtys z Dużej oberwała, ale tylko dlatego, że nie nadaje się na Sołtysa, taki jest wniosek „pokontrolny”, sama sobie winna. Bycie Sołtysem to nie tylko chodzenie po chałupach i roznoszenie nakazów podatkowych, i kwitów na wodę czy ścieki. Na wsi był problem, a ona zawiodła, nie zrobiła nic, przynajmniej nigdzie jej słychać nie było, przy zbieraniu podpisów przeciw PSZOK powinna być. Pewnie jak roznosiła nakazy, to i w tamten koniec Dużej Siennicy trafiła, ale widać wychodzi z założenia, że chodzi tylko wtedy jak jej się opłaci. Podobno za każdy nakaz dostarczony do mieszkańca sołtys ma 2 złote…A sołtyska niech ma żal do Proskury, bo bałaganu, to on z Banachem i Turzynieckim narobili.

Po spotkaniu wiemy, że PSZOK zostaje na Siennicy Małej, póki co. W sumie to jest miejsce nienajgorsze, ale do ideału to mu sporo brak. Zaletą dla Proskury jest to, że Zenek Bobrowski jest jedynym przeciwnikiem tej lokalizacji i raczej „Westerplatte” z tego nie wyjdzie, a jak Proskura użyje tego swojego ludowego czaru, to Zenka przekona. Ale jest jeden warunek o którym Proskurze nie wolno mówić. Bo żeby to wszystko z PSZOK koło Zenka wypaliło, to Zenek musi być sam, bo jeśli „Zenków” przybędzie i „Zenki” zbiorą podpisy to… nawet przyczepa tortów nie pomoże. Amen

27
6

Dwadzieścia procent stu procentowego Banacha

Jeszcze trochę to orzeł z godła odwróci się kuprem do sali a skrzydłami złapie  za łeb, bo nie strzyma. Taka konkluzja nasuwa się po „paranukowych” odkryciach Banacha. Ten jest chyba w życiowej formie. O szczegółach tychże w satyrycznym felietonie, tym razem traktującym o epizodach śmieciowych i nie tylko z sesji i komisji. No to wszyscy do walca, były drogowiec zaprasza i jedziemy na wesoło!

Pierwsza propozycja ceny za odpady wynosiła 18 złotych ale wspaniałomyślnie zjechano do 17 złotych, to miało miejsce jeszcze jesienią. Specjalnie nad tym obóz rządzący gminą się nie rozwodził. Mimo tego i tak 17 zł sytuuje nas na pozycji samodzielnego lidera, ale nikt z tego liderowania w gminie nie puchnie z dumy. Chełm i Krasnystaw mają po 12 złotych. A trójce królewiąt jest wszystko jedno. Zza spiżowej bramy UG posłali taki komunikat i nikomu nie muszą nic tłumaczyć, złotówka w dół, mieli gest. Ale jaskółka nadziei i rozsądku jest, cała sprawa ma wrócić pod obrady komisji. Tylko że łatwo nie będzie, bo jest Banach i jego teoria, o czym za chwilę.

Ciut statystyki

Gmina Siennica Różana liczy 4116 zameldowanych mieszkańców. Z tego co wiadomo złożono w UG 3244 deklaracje na odbiór odpadów. Różnica między zameldowanymi a złożonymi deklaracjami wynosi 872 osoby. Do końca nie wiadomo co w tej liczbie się zawiera i jakoś nikt z UG tego nie drąży Ponadto 2900 osób zadeklarowało kompostowanie a 344 osoby będą płacić 17 złotych ponieważ nie przysługuje im żadna ulga. Nie wiadomo też, ile osób z tych 3244 zalega z opłatami.

Nie drażnić elektoratu tylko, że tu jest pies pogrzebany!?

Do rozpoznania  jest skala zjawiska zgłaszania do deklaracji zaniżonej liczby domowników. Najlepiej by było gdyby płacili wszyscy, ale niejednokrotnie wójtowie boją się mieszkańców ponaglać, bo to drażnienie elektoratu. A przecie taki wójt to swój chłop w ich mniemaniu, bo niczego nie egzekwuje i przymyka oczy. To jak taką symbiozę burzyć?! Podnosi się wtedy ceny śmieci dla tych którzy płacą regularnie i rzetelnie, to oni utrzymują cały kram na swoich plecach. Jest to komunistyczna sprawiedliwość, ale sytuacja jest dynamiczna i zanosi się na to, że śmieci będą drożeć. To tylko kwestia czasu gdy taka filozofia nakładania obciążeń na jednych, by niwelować cwaniactwo drugich runie z hukiem.

Wyjście jest jedno, należy wyegzekwować w miarę rzetelne deklaracje przy jednoczesnej zachęcie w postaci obniżenia ceny. Płacimy wszyscy, ale płacimy mniej. W innych gminach dla licznych rodzin są specjalne zniżki. Z resztą od wymyślania koncepcji  jak to zrobić jest wójt. Wbrew pozorom, to da się osiągnąć, tylko trzeba chcieć. Wójt musi zaprząc w to także swój autorytet. W naszym wypadku przecież Lechu go ma, bo zyskał 70% poparcia. Dla wielu, to, on jak rabin. Tak że nic tylko brać się do roboty…

Teoria Banacha albo gnę się przed tobą jak trzcina, tajfunie mądrości…

Teraz o obiecanej teorii Banacha słów kilka, ale wcześniej należy się skontaktować z lekarzem bądź farmaceutą albowiem pachnie to piramidalnymi bredniami. „Nad dyrektor” doszedł do wniosku, że podwyżka musi być, bo ilość śmieci w gminie wzrosła o 20% z tego powodu, że odpady będą odbierane dwa razy w miesiącu. No i w sumie on to by chciał być dobrze zrozumiany ale… A przecież płacimy za ilość ton!? W ogóle Banach ma jakąś tajemną wiedzę i przyobserwował to zjawisko. Tylko cholera jak to możliwe!? Ci sami ludzie, ta sama populacja. Nawet covid nic nie pozmieniał a Banach twierdzi, że ludzie nagle 20% więcej wyprodukowali i wyprodukują, bo od kwietnia do października odpady mają być odbierane dwa razy w miesiącu! 

Tymczasem statystyki GUS mówią, że w 2018 r. w skali kraju zanotowano wzrost produkcji odpadów o 4,3% w porównaniu z 2017 r. W 2019 r. zanotowano wzrost o 2,1% w stosunku do 2018 roku. A jakby odbierać cztery razy w miesiącu, to pewnie wzrost byłby o 40%!?

Jeszcze mu Turzyniecki wtóruje, że tak u nas jest! Sam w Krasnymstawie śmieci mając po 12 złoty. Przecież zwiększenie produkcji śmieci uzależniona jest od czynników cywilizacyjnych. Ta tendencja występuje wtedy gdy zmienia się tryb życia na bardziej konsumpcyjny. To wynika z zamożności i dostępność towarów i nigdy nie dzieje się gwałtownie. A może nagle wystąpiły jakieś anomalie anatomiczne i ludziom zaczęły pojawiać się bliźniacze układy pokarmowe? Albo wyrastać po cztery nogi? A może ci których brak w deklaracjach zaczęli produkować!? Ale to również ślepa uliczka.

Co ma piernik do wiatraka?

Ciekawe czy duet naukowców „Pat i Mat” zbadał to zjawisko w innych samorządach? Kijem w sumie ta teoria podparta, jakoś tego po cenach śmieci u sąsiadów nie widać i co ma jedno do drugiego!? Podobno w Izbicy wzrosło w blokach, tylko Banach nie wie czemu Izbica ma mimo tego niższą cenę!? Ciekawe czy Lewczuk wie o tym odkryciu. I jakich Banach narzędzi użył do tych badań? O ile można się zgodzić z Banachem w tym, że poszczególne frakcje mogą drożeć i będą wzrastać ceny za składowanie, to 20% wzrost ilości śmieci wywołany poprzez częstszy odbiór w tym samym  czasookresie jest kompletną bzdurą, a teoria to konsekwencja zupełnie czego innego. 

Cała historyjka jest naciągana jak wiele wcześniejszych. Po prostu jesteśmy świadkami metod jakimi się rządzi w Siennicy od lat. Kiedyś podobne w duchu historie wymyślał Tusk, a choćby inwestora z Kataru dla Stoczni Gdańskiej albo osławione trzy lokalizacje PSZOK autorstwa naszych luminarzy. Banach jako reprezentant władzy upiera się przy „rządowym projekcie”, a potem w jego obronie  rzuca na szalę co ma pod ręką, bez zastanowienia, stąd historyjka o 20 procentach. Oczywiście wymachuje przy tym  „swoim autorytetem” jak ormowiec lizakiem. Kiedyś to działało i z przyzwyczajenia gada o jakiś wzrostach, straszy, puszy się jak indor. Powtarza że on wie, bo ma doświadczenie. Z jego „doświadczeniami” jest tak, że kilkanaście lat Komisja Rewizyjna, której przewodniczył, pracowała bez planu pracy. On się nawet ze statutem gminy w tym zakresie nie zapoznał, a komisji przewodniczył. Co kontrolował, za co brał pieniądze? A jaki bajzel na placu ZDP zostawił? Przecież to wstyd tak dbać o mienie publiczne, ale mędrkuje co rusz, bo coś mu się wydaje.

12 złoty już wystarczy 

Alicja jest księgową z doświadczeniem, które zdobyła pracując w prywatnych firmach i instytucjach budżetowych, wie co mówi, dlatego tak panicznie Proskura i jego kompania reagują na jej słowa. Przedstawiła kilka symulacji cen śmieci skalkulowanych na 14, 13 i 12 złoty. Cena śmieci wedle wyliczeń Alicji Pacyk mogłaby być na poziomie 12 złotych i też by się wszystko spięło. A poza tym w zeszłym roku zmieścili się w zakładanych kosztach. Tu cały czas ścierają się dwie wizje, ta radnej, gdzie próbuje się łagodzić wzrosty opłat, z tą drugą, urzędową, robioną z perspektywy biurka.

Radna Pacyk zawsze na jedno zwraca uwagę. Otóż wedle jej obserwacji ludzie mają świadomość podwyżek i nawet to rozumieją, ale nie można podnosić obciążeń o 70% tak jak zrobiono w przypadku śmieci i do tego jednorazową decyzją. Takie stawianie sprawy mieszkańców irytuje. Wszak nie tylko odpady poszły w górę, poszło wszystko i to czuć w portfelach. Podwyżki zdaniem Alicji, jeśli już nieodzowne należy wprowadzać stopniowo i powoli a nie na przysłowiowego chama, dopychając kolanem i przede wszystkim trzeba rozmawiać i tłumaczyć. Ludzie czują się przez takie podejście upokorzeni i traktowani jak stado baranów. Proskura, Trzyniecki i Banach żyją z mieszkańców i dla nich bardzo dochodowe to urzędnicze „przerzucanie papierów”, stać ich zapłacić nawet 30 złoty za śmieci.

Banach na dechach

Po tych teoriach Banacha miała miejsce scenka rodzajowa. Alicja stwierdziła, że na gadki Banacha trzeba brać poprawkę i przypomniała, że w listopadzie na komisji upierał się przy tym, że monitoring jest obowiązkowy na PSZOK. Tymczasem okazuje się, że racji kompletnie nie miał, albowiem monitoring jest wymagany gdy PSZOK prowadzi Gminny Zakład Gospodarki Komunalnej, a jeśli Gmina, to nie ma takiego obowiązku. Wytknęła mu to prosto w twarz z czym się musiał skwaszony Banach zgodzić. I taka jest wiedza i metody działania Banacha, ostatnie słowo musi być jego i nie ważne, że głupie. Banach jak widać wali jedną głupotę za drugą, taśmowo, prawie tak jak się asfalt leje. PSZOKU na Dużej też bronił, bo nie u niego pod oknem, by później wiać przed Tomaszewskim.

Jaka praca taka płaca

A na sesji w czwartek Andrzej Korkosz zawnioskował żeby wprowadzić do porządku obrad punkt dotyczący obniżenia diet radnym sołtysom i przewodniczącemu rady gminy do poprzedniego stanu. Zawnioskował również o obniżkę pensji wójta i sekretarza. Trochę się adresaci podgotowali na ten wniosek, ale Banach go odrzucił i skierował na obrady komisji. W sumie po ostatnich wypadkach, festiwalu samowoli, po co przepłacać? Radni od Proskury klepią prawie wszystko, co ten im podsunie, jeszcze do tego opowiadają głupoty albowiem teoria o 20 procentach jest odzwierciedleniem Banacha w 100 procentach. To jeszcze za to płacić!?

W takich okolicznościach trzeba pomyśleć nad nowym wariantem, należy każdemu radnemu który bzdury plecie, nakazać całą dietę wpłacać do świnki skarbonki. Banach niech wpłaci 1200 złotych na poczet przyszłych głupich pomysłów. Bo u niego to tak jak w tym powiedzeniu, że dzwonią tylko nie wiadomo w którym kościele. W efekcie „opłat za emisję głupot” może być tak, że po roku będziemy mieć nadwyżkę budżetową, jako jedyni w powiecie i to dopiero będzie powód do dumy, a nie jak do tej pory najdroższy sekretarz i 17 złotych za śmieci. Amen

36
4

Morawiecki o RIO: w samorządach nastąpiło za duże przybliżenie kontrolowanych i kontrolujących

Taka refleksja sprzed 4 lat…

Nie szykujemy żadnego bata, ale chcemy, aby mechanizmy kontrolne były niezależne (…) w wielu miejscach w samorządach nastąpiło za duże przybliżenie kontrolowanych i kontrolujących. Dlatego sądzę, że pewne odświeżenie struktury się przyda – o zmianach dotyczących Regionalnych Izb Obrachunkowych mówi Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister rozwoju i finansów.

• Morawiecki zaznacza, że o tym, co dokładnie zmieni się w przepisach będzie można mówić dopiero po zakończeniu procesu legislacyjnego. 

• Nowe rozwiązania – według rządu – mają wzmocnić kontrolną i pomocniczą wobec samorządu terytorialnego funkcję RIO.

• Nowela daje RIO szersze pole do kontroli. Zgodnie z nią inspektorzy będą badać nie tylko jak dotąd, legalności wydatków, ale też gospodarność. 

Morawiecki odniósł się do ostatnich zmian dotyczących Regionalnych Izb Obrachunkowych, dotyczących m.in. zasady wyłaniania prezesów izb i rozszerzających uprawnienia nadzorcze izb nad jednostkami samorządu terytorialnego.

„Nie szykujemy żadnego bata, ale chcemy, aby mechanizmy kontrolne były niezależne. Przez 20 lat miałem okazję uczestniczyć w życiu korporacyjnym profesjonalnych firm. Wiem, że audyt, kontrola to bardzo ważny mechanizm. Tymczasem w wielu miejscach w samorządach nastąpiło za duże przybliżenie kontrolowanych i kontrolujących. Dlatego sądzę, że pewne odświeżenie struktury się przyda” – powiedział Morawiecki. „Co dokładnie nastąpi to zobaczymy, jak zakończy się proces legislacyjny” – dodał.

W czwartek Senat opowiedział się za nowelizacją ustawy o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, która zmienia zasady wyłaniania prezesów izb i rozszerza uprawnienia nadzorcze izb nad jednostkami samorządu terytorialnego. Odrzucono wniosek senatorów PO o odrzucenie ustawy w całości. Ustawa trafiła do podpisu prezydenta.

Regionalne Izby Obrachunkowe (RIO) to państwowe organy nadzorujące i kontrolujące jednostki samorządu terytorialnego w zakresie gospodarki finansowej oraz zamówień publicznych. Do ich zadań należy m.in. nadzór nad uchwałami budżetowymi jednostek samorządu terytorialnego, w ramach którego wskazuje na ewentualne nieprawidłowości i termin ich usunięcia. Prowadzą również działalność informacyjną i szkoleniową w sprawach budżetowych.

Nowe rozwiązania – według rządu – mają wzmocnić kontrolną i pomocniczą wobec samorządu terytorialnego funkcję RIO. Przewidują m.in., że premier nie będzie już musiał zasięgać opinii sejmików wojewódzkich przed wydaniem rozporządzenia w sprawie m.in. dot. siedzib izb, zasięgu terytorialnego ich działania, organizacji, czy liczby członków kolegium w każdej z nich.

Nowelizacja wprowadza też zmiany w zasadach przeprowadzania konkursu na prezesa izby. Do tej pory kandydata na prezesa wybierało w konkursie kolegium izby spośród członków kolegium i pozostałych kandydatów spełniających wymogi, które pozwalają zasiadać w kolegium; w skład komisji konkursowej wchodziło trzech członków kolegium. Zgodnie z nowymi przepisami, prezesa izby powołuje i odwołuje premier na wniosek szefa MSWiA; kadencja prezesa ma trwać 6 lat.

Źródło: portalsamorzadowy.pl

10
4

O sołtysach i ich przypadłościach z przymrużeniem oka

W piątek 19 marca w UG ma się odbyć spotkanie wójta Leszka „po cichu” Proskury z personelem pomocniczym tj. z sołtysami. Ciekawość zżera jak ów personel się zachowa. Czy powie, co we wsi piszczy, czy spuści wzrok i zacznie oglądać fakturę płytek podłogowych albo „ Pejzaż Siana” autorstwa Jutrzenki- Trzebiatowskiego, co to wójt ściany nim upstrzył. A w gminie tymczasem wrze, jak w ulu, ludzie są wkurzeni i nie przebierają w słowach. Śmieci dziś rozgrzewają wyobraźnię albowiem cenę Siennica ma taką jak nikt. Tak Leszek gminę wyróżnił, jakby najdroższego sekretarza w powiecie było mało.

Żołnierze władzy z wyjątkami!?

Sołtys wedle ustawy to przedstawiciel wójta w terenie. Tym samym jest przedłużeniem jego polityki i pasem transmisyjnym w kontaktach z mieszkańcami sołectwa. W interesie wójta jest, by sołtys był z jego namaszczenia, ale tak czasem nie jest. Są wyjątki, a w Siennicy jest nawet jeden. Zgodnie z ustawą samorządową wójt ma realizować politykę wychodząca naprzeciw potrzebom mieszkańców. To ma być jego dekalog, imperatyw i dogmat. Tym samym sołtys robi za „apostoła” takiego wójta i tak realizowanej polityki. Jest dobrze gdy wójt postępuje jak wyżej lub choć się stara. Problem jest gdy wójt robi na opak bo tak mu wygodnie i tak to sobie wszystko uprościł. Jest przy tym a jak żeby, apodyktyczny, uparty, złośliwy i wydaje mu się, że wyjątkowy. Wtedy sołtys poddany takiej „obróbce” miewa dylemat, czy postawić się wójtowi i mówić głosem wsi, wieś wszak go wybrała, czy jednak milczeć, przemilczać, uciekać od problemów, bo Gmina płaci!? Z tym płaceniem jest tak, że to my płacimy. Wójt z własnej kieszeni nie daje nic, płaci publicznym groszem. Wójt raczej myśli jak z gminy wziąć niż dać. Bo brać jest co, przykładowo ekwiwalent za urlop. Pozycja takiego sołtysa, który jest trubadurem wójta „dyktatora” przypomina kałabanię w jakiej znalazł się literacki Kmicic Andrzej po tym, gdy Radziwiłł kazał mu przysięgać, a potem wyznał, że jednak Litwę Szwedom oddał. Przykład trochę odbiegający od prawdy historycznej, ale dobrze oddaje istotę problemu. Tak to niestety po gminach wygląda.

 

Każdy ma swoją cenę

Jeśli sołtys ma przysłowiowe „gonady męskie” to się postawi, a jak nie, to zostanie bezwolnym narzędziem w rękach wójtowskiego aparatu władzy. Ale bywają takie przypadki, że sołtys żadnych dylematów nie ma, dla niego jest ważna czerwona tabliczka na domu i cień wójta za plecami i tyle. Ta tabliczka znaczy czasem więcej niż herb dla szlachty. Wieś ma go słuchać, bo on władza. Jak mu się kto poskarży albo co krytycznie powie o pryncypale, to jeszcze doniesie na takiego. Będzie widział biegające psy tylko tych, którzy władzy podpadli a swojego, który też biega, tylko mu łeb odskakuje już nie widzi, no bo jak!? Często bywa i tak, że sołtys sam się pakuje w kłopoty, bo nie myśli albo myśli, że taki cwany. Wystarczy jeśli wójt zatrudni w jednostce sobie podległej członka rodziny sołtysa, to wtedy ten staje się uległy i interes wsi nie jest już jego interesem. Można wtedy na takiego wpływać, robić z nim co się chce. Wójtowie jakby mogli, to w urzędach pozatrudnialiby po jednym członku rodziny, wtedy mieliby na nich bat. A familianci robiliby za żywe tarcze. Jest w tym zionąca dysproporcja materialna, kiedy taki wójt czy sekretarz zarabiający sto kilka tysięcy na rok perswadują sołtysowi, że ma robić wszystko w ich interesie, podczas gdy on zarabia symboliczne „ogryzki” Ale widać każdy ma swoją cenę.

Można wymyślać najlepsze ustawy, ale jeśli te trafią w łapki „miejscowych reformatorów”, to ci wszystko przerobią pod swoje potrzeby, tak jak kiedyś przerobili liberum veto. I tyle na dziś…

26
3

Tłumaczenia Proskury jak palec Lichockiej

Dziś o tym, czego brak w protokole z listopadowej komisji oraz kto się zawieruszył podczas jego pisania. Dowiemy się jak sobie poradził z PSZOK sąsiedni Kraśniczyn. No to jedziemy na wesoło.

 

Wójt się tłumaczy tak jak kiedyś posłanka Lichocka ze słynnego gestu, gdy pokazała środkowy palec. Dla niej było to jedynie poprawianie grzywki, akurat nim. Natomiast dla Proskury zbieranie podpisów było niepotrzebne, bo on jak zwykle jest niczemu nie winien.

Prezentujemy stenogram z pamiętnej listopadowej komisji. Ten jest bardzo ciekawy i obszerny, rzuca jeszcze lepsze światło na „cyrkuśne tłumaczenia Leszka”

Alicja Pacyk:

A do pana wójta mam prośbę , coś o tej dokumentacji budowy pszoku, gdzie planowane to jest i co ?

Banach lub wójt ( jest szumi ciężko zrozumieć kto)

Pszok…? w Zagrodzie ….(śmiech)

Wójt:

Podjęliśmy takie wstępne rozmowy, bo to przecież mamy działkę w Siennicy Królewskiej Dużej, przy cepeenie. Działka jest dość spora, przy drodze głównej . I to jest myślę, że tam. Chcieliśmy sprzedać tą działkę, ale jest gaz, gaz jest tam, nikt nie dostanie pozwolenia na jakieś tam wielkie inwestycje. Chcemy to ogrodzić i zrobić, bo myślę , że z roku na rok będą podnoszone te kryteria pszoków, żeby się dobrze do tego przygotować, ogrodzić to nawet betonowym jakimś płotem i zrobić z prawdziwego zdarzenia to na przyszłość .

Turzyniecki:

Po sąsiedzku jest stacja CPN, więc całą dobę tam ktoś jest, wtedy jest mniejsze zagrożenie, że ktoś podjedzie, podrzuci coś.

Banach:

Ja jeszcze dopowiem, jeżeli chodzi o wymagania odnośnie pszoku : w tej chwili sytuacja jest taka , że WIOŚ czyli Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska życzy sobie monitoring całodobowy online, że oni mają możliwość kontroli tego co się dzieje , widzą po prostu kamery .Oni decydują w którym miejscu kamery są rozłożone i jak tego. Obowiązkowo musi być waga , czyli każdy kto przywozi to musi być zważone, musi być prowadzona ewidencja . Pszok w tej chwili wchodzi w całkiem inny system wymagań i tutaj po prostu no musi być to zrobione zgodnie z rozporządzeniem, bo niewykonanie tego to są ogromne kary, ogromne kary!

A tak wygląda protokół:

Radna Alicja Pacyk zwróciła się z pytaniem gdzie planuję się budowę tego PSZOKu.

Pan Leszek Proskura Wójt Gminy odpowiedział, że zostały podjęte na razie wstępne rozmowy. Gmina ma działkę w Siennicy Królewskiej Dużej przy stacji paliw, działka jest dość spora, przy głównej drodze. Gmina chciała sprzedać tę działkę, ale przebiega tam gaz i nikt nie dostanie pozwolenia na większe inwestycje.

Radny Piotr Banach Przewodniczący Rady Gminy poinformował, że jeżeli chodzi wymagania odnośnie PSZOK to w tej chwili sytuacja jest taka, że Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska życzy sobie żeby były tam całodobowy monitoring połączony online, żeby mieli możliwość kontroli, obowiązkowo również musi być waga, musi być prowadzona ewidencja. PSZOK w tej chwili wchodzi w całkiem inny system wymagań i musi być to zrobione zgodnie z rozporządzeniem, ponieważ niewykonanie tego wiąże się z ogromnymi karami.

Turzyniecki się zgubił

W protokole brak wypowiedzi sekretarza Turzynieckiego. Jak widać nasze „bezinteresowne orły” oczyma wyobraźni tak jak Wyspiański „widział swój teatr ogromny” tak i oni już widzieli PSZOK na Siennicy Dużej.

Historia zna takie przypadki

Wójt na czwartkowej sesji podniósł na swoją obronę argument „ przecież nic żeśmy nie przegłosowali” Akurat głosowanie w systemie „rządów po cichu” to żaden problem. Ot, nie przegłosowali, bo nie zdążyli.

W historii był już taki przypadek i to nie jeden. Ale ten jest wyjątkowo jaskrawy. W 1941r. 22 czerwca Hitler napadł na Stalina. I do dziś jest uznawany za agresora, ale od początku było wiadomo, że Adolf tylko uprzedził atak Józia. Wszyscy się dziwili skąd w strefie przygranicznej tyle lotnisk, ciężkiego sprzętu i dywizji pierwszego rzutu i czemu umocnienia obronne zrównali z ziemią miłujący pokój sowieci? I dlaczego artylerzyści mieli mapy tylko obszarów na zachód od swoich pozycji? Po wojnie nikt o tym głośno nie mówił, taki był interes polityczny. Z czasem wszystko wyciekło, od samych Rosjan i stało się oficjalne.

Żaden to argument w ustach Proskury, a na dodatek brzmi jak zwykła paplanina. Przecież 17 złoty za wywóz śmieci przegłosowali z marszu, na komisje przyszli z gotowym projektem. Ktoś to musiał wcześniej wyliczyć, a Proskura swoim radnym przedstawił. Tego jak działa rządzenie chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć.

Logiczna pułapka

Wpadł Proskura w logiczną pułapkę, którą sam na siebie zastawił, a ludzi nie szanuje obrażając ich inteligencję swoimi głupawymi tłumaczeniami. Chciał się przenieść z PSZOK z Siennicy Małej, ponieważ Bobrowski protestował i w tym miejscu miał być PSZOK tylko na okres jednego roku. Naturalną rzeczą jest, że musiał szukać innej lokalizacji. Znalazł ją, na Dużej pod Tomaszewskiego oknem…A resztę wszyscy już znają

Stare śmietnisko w niełasce

Ta komedia jak niektórzy komentujący na stronie sądzą, wcale szybko się nie skończy, bo teraz będą szukać nowych „punktów zapalnych” Tymczasem miejsce wszak jest, idealne, na starym śmietnisku w polach i naturalnie zadrzewione. Do najbliższych domostw jest około 700 metrów. Nawet jeśli trzeba przeprowadzić energię elektryczną i wodę to nie są to ogromne koszty. Jeśli już o kosztach mowa to warto przypomnieć, że Proskura lekką ręką Turzynieckiemu dał prawie 30.000 więcej niż miała poprzedniczka. Sam ekwiwalent wziął w wysokości 26.000 złotych.

Dodatkowo, ile to lat szkoła miała dwóch wicedyrektorów? Za ten  jeden zbędny etat też trzeba było płacić z kasy gminnej. W tym wypadku jednym z wicedyrektorów była Regina Banach, małżonka wtedy Przewodniczącego Komisji Rewizyjnej a obecnie Przewodniczącego Rady Banacha i radnego z Dużej Siennicy. A teraz, jak widać z przebiegu wypadków, wielkiego admiratora PSZOK pod oknem Tomaszewskiego. Nagle teraz koszty zaczęły mieć znaczenie. Ale wracając do wątku to można ubiegać się o wsparcie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

 

W Kraśniczynie dali radę

Wójt tymczasem grzebie się z tym wszystkim nieudolnie, a w sąsiednim Kraśniczynie „baba” co jest wójtem pierwszą kadencję, już uwinęła się z PSZOK. Kończy właśnie etap projektowania i odwiertów na działce. Potem tylko wniosek do NFOŚiGW o dofinansowanie i realizacja. Lokalizacja na działce przy oczyszczalni ścieków, jest już po wszystkich uzgodnieniach z zainteresowanymi instytucjami. Monice Grzesiuk chce się prowadzić politykę informacyjną na stronie UG i własnym FB, raczej o „rządzeniu po cichu” nie słyszała. To z charakteru i pesela wynika, oraz doświadczeń zawodowych. Wcześniej pracowała w ARiMR, a tam trzeba było z ludźmi rozmawiać…Amen

30
3

Tomaszewski swoje wie…

Dziś o sesyjnym epizodzie „polowania na czarownice” Dowiemy się również co sądzi o tym Łukasz Tomaszewski. Poznamy związki chirurgii plastycznej z prawami natury oraz zdrowym rozsądkiem. I co w Siennicy  znaczy „ po cichu” i kto jest dla kogo  „busolą” No to płyniemy po wzburzonych przez władzę wodach, na wesoło.

 W siennickich realiach wygląda to tak, że wszystkich ludzi wykołować też się jednak nie da. Jest spora grupa mieszkańców którzy nie pozwolą sobie wcisnąć przysłowiowej „ciemnoty”. Wypisz wymaluj, jak w poniższej anegdocie o cwanym, wydawałoby się chłopie :

Poszedł chłop do kliniki chirurgii plastycznej, bo natura obdarzyła go zbyt małą męskością. Mówi lekarzom, że ma pieniądze i żąda żeby mu przeszczepić w miejsce tej małej trąbę słonia. Lekarze popatrzyli, posłuchali, a, że mieli na stanie trąbę od niedużego słonia, to mu pięknie przyszyli. Chłop zadowolony, zapłacił i poleciał z męskości korzystać. Minął rok, a ten wrócił do kliniki z płaczem.  Wrzeszczy przy tym w niebogłosy, żeby mu trąbę odpruć i przyszyć tamtą męskość. Ale medycy dopytują, bo ciekawość ich zżera, jaka przyczyna reklamacji!? Czy koledzy zazdrośni?  Czy może u pań powodzenia nie było? A może satysfakcji osobistej nie odczuwał? Chłop jak to usłyszał, to już prawie wył i tak strasznie zaszlochał. W końcu przez łzy wydukał. Panowie! Wszystko w porządku, był podziw mężczyzn i powodzenie u kobiet, zadowolenie osobiste też. Tylko żebyście wiedzieli, ile ja żem se przez ten rok jabłek w d… nawciskał!?

 

Zrobić po cichu

Na ostatniej sesji radni z wójtem pilnie poszukiwali winnych zamieszania z PSZOK. Proskura jako wprawny myśliwy zainicjował to polowanie. Na sesji gadał tym razem sam nie tak jak dotychczas, poprzez działającego jak zestaw głośno mówiący wart 115.000 zł- sekretarza Turzynieckiego. Oczywiście Leszek znów przestrzelił tak, że kula poszła w sośniaki. Znów powtórzył bajkę o trzech lokalizacjach tą samą którą wymyślili na grudniową sesję. Bo skoro  PSZOK na Dużej był jedną z trzech rozważanych lokalizacji, to dlaczego wójt o tym nie mówił na pamiętnej komisji z listopada, tylko później, po tym jak rozpętała się burza? Dziura logiczna w tym jest, ważne, że Leszek przekonał samego siebie.

Natomiast Alicja Pacyk po odsłuchaniu serii wynurzeń, by  dyskusję sprowadzić z poziomu bajek dla dzieci na poziom faktów, odczytała fragment protokołu z komisji rewizyjnej. Ten był już kilkukrotnie cytowany na tej stronie. Można to powtórzyć, choć to oczywista oczywistość, że wynika z niego, iż PSZOK na Siennicy Dużej był planowany i co do tego nie ma wątpliwości. Wyasygnowano nawet konkretną kwotę w tym celu. Jego treść  jest bezlitosna i nie pozostawia żadnych złudzeń.

Władza, jak to często ma w zwyczaju, chciała „zrobić po cichu” Jedynie opór mieszkańców spowodował rejteradę Proskury z kompanami. Warto wspomnieć, bo w transmisji tego nie było widać, ale na obrady przyszło czterech mieszkańców żywotnie zainteresowanych PSZOK. Banach ich przywitał, ale został zaskoczony takim obrotem sprawy. Potem były momenty na sesji, że się w Banachu gotowały płyny ustrojowe i nie tylko.

Odsiedzieli Panowie bite trzy godziny i nasłuchali się wywodów wybrańców narodu. A pięknie gadano…Wiesia Popik po swojemu, żeby spokój zachować, nie mącić. Boguś Kargul stwierdził, że to co zaproponował na grudniowej sesji, czyli żeby radni przemyśleli, gdzie u siebie na wsi mógłby być PSZOK jest dobre. Bo jest dobre, trzeba mu przyznać, co nawet Alicja Pacyk potwierdziła, ale jest spóźnione i tym samym typowe dla ekipy „oczadzonej” Proskurą

Niekalibrowana busola

Całe to polowanie na czarownice jest nieudolna próbą zdjęcia z siebie odpowiedzialności i formą przekierowania uwagi na jakiegoś wichrzyciela lub grupę wichrzycieli. O tych nie mówi się wprost, ale między wierszami. Wedle takiej dewizy- „No przecież nic się nie stało, wyście źle zrozumieli, to wszystko przez nich, bo podsycali emocje ”

W Proskurowej Siennicy tak jest, że winien jest ten co się zbuntował przeciw głupocie i ten co głupotę opisał. Zawsze winne przysłowiowe „krasnoludki” ale nigdy decydenci. Za komuny, z której Leszek wyrósł winnymi na etacie byli „ zachodni rewanżyści i zaplute karły reakcji” Jak widać czasy się zmieniły, ale metody i założenia pozostały. Być może jest to zasługa odrealnienia i degeneracji systemu wodzowskiego, któremu bezkrytycznie oddali się radni. Wójt jest busolą w ich politycznym światku, co Leszek zaordynuje to tak ma w wielu przypadkach być. Tylko że ta busola  nigdy niekalibrowana. Być może wystarczająca do nawigacji po przydomowym oczku wodnym albo łazienkowej wannie. W warunkach większego akwenu pakuje łódkę na skały albo mieliznę.

Na szczęście jest trzech radnych Pacyk Alicja, Korkosz Andrzej i Kołtun Piotr. Ci nie ulegają „ czarowi ludowej busoli”. Komicznie to wygląda jak po sztormie wraca rozsądek i zaczynają się podnosić głosy mówiące o przemyśleniu całego zagadnienia na spokojnie. Aż korci zadać pytanie: Gdzie żeście pomazańcy byli wcześniej? Dlaczego dopiero teraz mówicie w miarę rozsądnie? Całą debatę należało odbyć już rok temu, w chwili gdy wójt chciał PSZOK lokować na Zagrodzie. Wtedy był odpowiedni czas, teraz już jest po wszystkim. No i w końcu co to za radni, skoro ulegają presji słabego w przekroju „wodza”, a jest ich przecież dwunastu?

Tomaszewski przeczołgał

Mieszkańcy z Dużej szczególnie Tomaszewscy, ale i ci wszyscy którzy powiedzieli „nie” głupawym pomysłom PSZOK na swoich wioskach ściągnęli vetem władzy portki do kostek, a zanosi się na to, że portki mogą na wysokości kostek zostać dłużej, może i do końca kadencji? Ale dobrze, że coś w głowach radnych zaświtało. Powoli bankrutuje system rządów „po cichu”.  W taki sposób to sobie może Turzyniecki, Proskura i Banach rzadzić w swoich prywatnych chałupach, a od publicznych rzeczy- wara. Ci którzy oglądali relację z sesji i których cała hucpa dotykała zareagowali natychmiast. Łukasz Tomaszewski odniósł się do „polowania na czarownice” w komentarzu który publikujemy poniżej. 

Bardzo dziękuję wszystkim za zainteresowanie, wsparcie i podpisy w sprawie PSZOK-u w Siennicy Dużej. Cała afera z pszok-iem ciągnęła się od grudnia, więc trochę czasu to trwało zanim udało się ustalić jakieś konkrety. Dziś na sesji Rady Gminy padła deklaracja o wycofaniu się z lokalizacji pszoku w tym miejscu. Padły też słowa o podsycaniu i nakręcaniu afery, co jest oczywiście nieprawdą, gdyż zgodnie z informacjami zawartymi w protokole z obrad komisji Rady Gminy pojawia się tam konkretna lokalizacja działki, obok naszego domu.
Dnia 8 stycznia 2021 r. mieszkańcy działek najbliżej zlokalizowanych przy „nowym pszoku” złożyli pismo ze sprzeciwem na które gmina odpowiedziała – iż temat pszoku będzie podjęty na najbliższych posiedzeniach komisji Rady Gminy – stąd nasza wtorkowa wizyta w Urzędzie Gminy, gdzie dowiedzieliśmy się, że temat PSZOKu nie będzie dziś poruszany więc to nasza obecność wymusiła podjęcie tematu, inaczej temat byłby przemilczany.
Co do załatwiania spraw… przez telefon, to można zamówić pizzę, a nie dyskutować o sprawach urzędowych i mamy na to wyraźny dowód.
Cieszy mnie również fakt, że sesja była transmitowana w nieco lepszej jakości, ale do dobrej to jeszcze trochę brakuje (zwłaszcza to co mówi wójt) – „dobra zmiana”. Tematem, który będzie przewijał się nadal to cena wywozu śmieci, patrząc na inne gminy da się wszystko zorganizować taniej, wystarczy chcieć.     Łukasz Tomaszewski

Początek końca Banacha!?

Jak widać najwięcej zdrowego rozsądku i trzeźwej analizy sytuacji mają mieszkańcy. Wszyscy patrzą na to samo zdarzenie, ale jak widać jedni widzą je takim jakim jest a drudzy, w tym wypadku radni z wójtem, przewodniczącym i sekretarzem, widzą tak jakby chcieli żeby było.

Na Siennicy Dużej koncertowo zawalił Banach, na nic się zdały jego tyrady i bufonady, ludzie już wiedzą. Tak Piotruś wsi „pomogł” jak Putin na Krymie, a te 60 podpisów zebranych pod petycją przeciw lokalizacji, było podpisami przeciw niemu i jego egocentrycznej, aroganckiej polityce, rodem z głębokiego prowincjonalnego PRL. To co planowali, a nie wyszło było Himalajami głupoty. Wielu zwróciło uwagę na fakt, że Banach nigdy nie zajął oficjalnego stanowiska w sprawie lokalizacji, nawet na sesji unikał jego sformułowania. Wielu żartuje, że te wstępne rozmowy o których mowa w protokole z listopadowej komisji rewizyjnej odbyły się między nim i Proskurą, tylko zapomnieli dopisać.

Wniosek końcowy z tego epizodu sesyjnego jest taki, że natury jak i wszystkich ludzi nie omamisz, ci obronią się sami. Nigdy w historii, żadnemu reżimowi nie udało się zapanować nad ludzkimi umysłami, zawsze znalazła się grupka z silnym instynktem oporu i zdrowego rozsądku. Ta nigdy nie kupi idei pożenienia przysłowiowej trąby z innym zastosowaniem, niż to zgodne z prawami natury. Rządzenie nie jest łatwe i przede wszystkim  wymaga świadomości tego. Najgorszym wyjściem jest gdy próbuje się upraszczać, to co z natury jest zawiłe. Właśnie tak zrobił Proskura ze swoimi radnymi. Zamiast wszystko upublicznić chciał „po cichu” Wyszło z tego jeszcze większe zamieszanie, naturalnie zaczęto szukać winnych. W sumie zgubne prostowanie rzeczy skomplikowanych dla własnej wygody jest drugim wnioskiem z anegdoty o nieszczęsnym chłopie, on też chciał po cichu i na skróty. Zaś nasza rola jest taka, żeby nie dać sobie wmówić, że stan patologiczny jest normalnością, bo komuś akurat tak wygodnie. Gdy nie będziemy władzy na rączki patrzeć, to skończymy jak ten chłop z dowcipu z jabłkiem w d… i jeszcze z przydomkiem „trąby” Amen.

PS Określenie „rządzić po cichu” zaczerpnąłem z komentarza użytkownika o nicku „Geg”

Geg W imieniu mieszkańców Siennicy Królewskiej Dużej dziękuję panu Łukaszowi a także tym którzy złożyli podpis przeciw budowie pszoku na Dużej. Pokazaliśmy im że skończyło się rządzenie po cichu bez zgody ludzi.

Określenie celne i na stałe zagości w lokalnym dialekcie jeśli tylko ktoś o praktykach władzy wspomni.

 

 

43
4

Darek „strażak” Leszka

Dziś o tym kto kogo odwiedził i co z tego wynikło. Przekonamy się jak ważny jest meldunek dla urzędnika. Dowiemy się co dalej z PSZOK i czy ksiądz ze Żdżannego może spać spokojnie oraz skąd się wzięło 17 złotych za śmieci. Wszystko na wesoło i z przymrużeniem oka.

Od wtorku ruszyła wyczekiwana seria audiencji u miłościwie panującego wójta Lecha Proskury. Najpierw komisje a we czwartek posiedzenie rady. Nazywać to audiencją, to żadna przesada. Ostatnia odbyła się jeszcze w grudniu, i z tego co widać, to chyba nasz włodarz robi wszystko żeby sesje odbywały się zgodnie z ustawowym minimum, raz na kwartał. To że mieszkańcy siedzą jak na szpilkach, to już Lecha jakoś nie wzrusza. Widać wychodzi z założenia, że czas gra na jego korzyść. Tylko że Lechu, takiego obrotu spraw jak we wtorek, to się nie spodziewał. Ale żeby lepiej się w temat wgryźć, to najpierw dowcip o wielbłądach, który doskonale obrazuje siennickie porządki.

Wielbłąd prawdę ci powie

Mały wielbłąd pyta swojego tatusia: Tato dlaczego antylopki i zeberki mają takie ładne błyszczące kopytka, a my mamy takie wielgaśne i niezgrabne? Ojciec wielbłąd odpowiada: Ty się tym nie przejmuj, bo my chodzimy w karawanach po pustyni i one są potrzebne żebyśmy się w piachu po kolana nie zapadali…Ale za chwilę mały znów pyta: Tato! Dlaczego mamy taką kudłatą i długą sierść, a zeberki i antylopki taką gładką? Ojciec znowuż: Synu ty się tym nie przejmuj, bo my w karawanach po pustyni chodzimy, a tam jest różnica temperatur między dniem, a nocą. To jest po to, żebyśmy nie zmarzli…Mały jednak dociekliwy i kolejny raz pyta: Tato!? A dlaczego zeberki i antylopki mają takie ładne plecy, a my taki garb brzydki!? Stary wielbłąd tradycyjnie: Synu ty się tym nie przejmuj. My chodzimy po pustyni w karawanach, po parę tygodni, a tam nie ma co pić. W tym garbie jest zapas wody i tłuszczu…Już się wielbłądowi wydawało, że mały zaspokoił ciekawość, ale ten wszystko przemyślał i podsumował: Tato!? No dobra? Ale, po co, nam to wszystko jak my w ZOO siedzimy!?

Banach „zawodzi”

 Niby wszystko w Siennicy jest jak w ustawie zostało napisane, tylko gdy przychodzi co do czego to na radnego ze swojego okręgu liczyć wyborca nie może, musi sam sprawy w ręce brać. Tak jak wtedy gdy Kozacy do Władysław IV przyszli ze skargą na samowolę szlachecką. Król im odpowiedział: A to szabel nie macie!?

Oczywiście „zawodzący” radny to Banach, którego „autorytet” sypie się jak droga na Maciejowie. Nomen omen droga naprawdę się sypie jak zamek w Krupem. Boguś Kargul znów przyniósł na komisję zdjęcia i lamentował. Ale wracając do wątku to dwóch mieszkańców Siennicy Dużej pofatygowało się na posiedzenia kilku wtorkowych komisji. Tomaszewscy, bo o nich mowa przyszli bronić swoich racji w sprawie lokalizacji PSZOK na działce obok ich posesji. Nie przyszli z pustymi rękami, przynieśli petycję mieszkańców liczącą około 60 podpisów. Żadna to tajemnica, ale biją się o swoje dla wszystkich z UG już od grudnia.

Nie kijem go, to meldunkiem

W trakcie jednej z komisji wywiązała się impulsywna dyskusja odnośnie PSZOK. Urzędnicy „rzucili” się na jednego z Tomaszewskich z podziwu godnym zapałem. A zaczęło się od tego, że Tomaszewski zapytał panią; specjalistkę od gospodarki odpadami, czy zgodziłaby się na PSZOK za własnym płotem. Ta na pytanie nie odpowiedziała, ale za to sięgnęła po ulubiony urzędniczy oręż. Zbić go z tropu chciała i zapytała czy Tomaszewski zameldowany!? Ten ze spokojem odpowiedział, że właśnie przed chwilą się zameldował. Wtedy ona rzutem na taśmę odpaliła: To proszę przyjść po deklarację na śmieci! A może jednak pani urzędniczka zaszarżowała się nieco? Wszak za śmieci płacą tylko osoby zamieszkujące daną gminę, a nie w niej zameldowane.

Potem jeszcze i Turzyniecki zameldowanie podniósł do rangi problemu w całej dyskusji. Jak widać urzędnik zawsze chce mieć ostatnie słowo i lubi petenta wziąć pod but. Ale póki jest „Dziennik Siennicy” to ostatnie słowo należy do nas… A tak w ogóle, co do sprawy PSZOK ma meldunek? Przecież Tomaszewski na Dużej się wychował, to jego ojcowizna. Nawet gdyby nie miał meldunku, to i tak nie traci wpływu na otoczenie swojej nieruchomości. Sekretarz dla odmiany zameldowany w Krasnymstawie.

Poza tym Turzyniecki niezadowolony faktem, że Tomaszewski zasypuje UG pismami. No i Darek musi odpisywać, przez co odrywa się od innych zajęć. A przecież mógłby zadzwonić, a nie pisać…Ta ostatnia myśl warta głębszej uwagi. W takim razie, Turzyniecki gdy będzie na sesji Rady Miasta, to niech zaniecha pytań w kierunku burmistrza Kościuka. Niech weźmie telefon i do niego wcześniej zadzwoni, to se wyjaśnią. Może Darek swoje rady wypróbować na sobie, tak by było najlepiej.

Nie pchać głowy do ula

Przypominamy również „temperamentnemu” Darkowi, że jako sekretarz ma obowiązek organizować tak pracę urzędu, by na bierząco odpisywać na korespondencję. Zarabia wszak 115.000 zł, z naszych podatków. Niech wreszcie odłoży arogancję na półkę, bo będzie tylko gorzej. Takie żale może wylewać w pustym, dźwiękochłonnym pomieszczeniu. Wojowanie z Tomaszewskimi sensu nie ma, to takie efektowne jak wsadzenie facjaty w parny dzień do ula po uprzednim kopnięciu weń. Tomaszewski jest u siebie i walczy o swoje, no i ma przy tym „łeb na karku” A jeszcze jak się zameldował to podatki tu zapłaci. Nie tak jak Darek z Lechem w Krasnymstawie.

Ale z całego zamieszania można wysnuć wniosek, że jednak lokalizacja na Dużej Siennicy nie wchodzi już w rachubę. Rakiem i niezdarnie władza wycofuje się z tego pomysłu, sypiąc na prawo i lewo różnymi kontrargumentami. Konsekwentny opór lokalnej społeczności zrobił swoje, a władza zyskała nowych „wielbicieli”

Wiesia chce pod cmentarzem, Marzena zostaje na Woli a Sęczkowski prawie w macierzy

Jednak to nie koniec, bo tak jak w czasie trwania wojny trzydziestoletniej „armia pomysłów” pomaszerowała dalej i zmienił się jedynie teatr działań. Marzena Dubaj stwierdziła, że jak jechała do Chełma, to widziała PSZOK między domami i ona nic nie ma przeciw, żeby ten był przy drodze, do lasu na Woli, bo gmina ma tam działkę.

A Wiesia Popik też błysnęła pomysłem, jak ruski złotym zębem na bazarku jak chłopu tandetę wciskał, i powiada, że można by PSZOK zrobić przy cmentarzu na Żdżannem! Będą we wsi sołtysa wybierać, bo poprzedni abdykował, to ona temat poruszy. Jednego Wiesia może być pewna, nikt z „mieszkańców” cmentarza nie będzie protestować i podpisów pod petycją zbierać. To jest mocny atut tej lokalizacji i całego pomysłu. A ksiądz ponoć wyrozumiały. Tylko coś mi się zdaje, że pleban może zupełnie nic o tym pomyśle nie wiedzieć. A jak się ksiądz wnerwi to Wiesi taką pokutę wysmaruje, że ruski rok popamięta.

Jeszcze Sęczkowski wymyślił, żeby PSZOK wcisnąć koło RSP Zagroda. Przy drodze jak się na Rejowiec jedzie, bo tam jest działka, a i waga blisko. A mnie się wydaje, że stamtąd to już jest całkiem blisko do dawnego śmietniska, może wreszcie „towarzystwo” przejrzy na oczy i wróci do macierzy? Ale nie ma co narzekać, bo wywiązała się dyskusja która obrodziła w jakieś pomysły.

Szatańskie wersety Korkosza

Wreszcie na wokandzie stanęła sprawa ceny za śmieci. Oczywiście Korkosz rozdawał na każdej komisji zestawienie cen śmieci w okolicznych gminach. To zestawienie prezentujemy poniżej:

Lp. Gmina Odpady segregowane +kompostowanie

od osoby

Odpady segregowane od osoby Odpady niesegregowane

od osoby

1. Siennica Różana 15 zł 17zł
2. Krasnystaw 10 zł 14zł
3. Kraśniczyn 14 zł 15zł
4. Łopiennik Górny 9,5 zł 12 zł
5. Gorzków 8zł
6. Izbica 12zł do 5 osób,

Od 6 wzwyż po 2zł

7. Żółkiewka 14zł do 6 osób, od 6 wzwyż bezpłatne 15zł do 6 osób, od 6 wzwyż bezpłatne
8. Rudnik 11zł 23zł
9. Fajsławice 13zł
10. Leśniowice 10zł 20zł
11. Rejowiec Osada 12zł do 5 osób

10zł od 6-8

8zł od 9 wzwyż

25zł

Ona temu winna…

Zestawienie zaintrygowało Marysię Kiliańską i się zadumała. Co jak co, ale Marysia liczyć umie. A potem zaczęli radni dociekać, kto te 17 złoty wymyślił i skąd ten „szczęśliwy numerek” Padło na skarbnik Ewę Antoniak. Ewa, jak to Ewa, zgoniła by na węża, a potem Adama. Ale że nic takiego pod ręką nie miała, to powiada, że to wyliczała ta koleżanka od odpadów co tak Tomaszewskiego „gorąco witała” No i zrobiło się jak w czeskim filmie. Wiemy tym sposobem, że skarbnik nic z tym „szczęśliwym numerkiem” wspólnego nie ma i nie bardzo wie, jak rachują dwa pokoje dalej, ale to w sumie nie dziwi, bo Ewa ma tylko pilnować, żeby cyfry, tabele i słupki się zgadzały.

Powinien Proskura Turzynieckiego do OSP zapisać. Dać mu mundur, czapkę i wciągnąć w poczet druhów. Albowiem Darek strażakiem już jest, ale takim osobistym. Był już w historii taki przypadek. W czasie II Wojny Światowej Hitler wysyłał, Waltera Modela na najbardziej zagrożone odcinki frontu. Przez co ten ostatni dorobił się przydomka „strażak” We wtorek Proskura prawie nic się nie odzywał, co staje się już normą. A Turzyniecki powinien przestać narzekać i jęczeć na swój za 115,000 zł rocznie urzędniczy los. Mógł przecież w Opolu Lubelskim zostać, miałby spokój. Tam „Dziennika Siennicy” i Tomaszewskich nie mają. A tak to „cierp ciało, jak żeś w Siennicy pracować chciało” Amen

54
9