List Muszkieterów do Ministra Ziobry

Trzej Muszkieterowie siennickiej władzy: Janusz Szpak – były starosta, Leszek Proskura – urzędujący wójt i Piotr Banach (przewodniczący RG) przechodzą do annałów historii najnowszej polityki na poziomie ogólnopolskim. Ciągną za sobą tajemnicze zastępy pomniejszych, ale też ważnych tuzów naszej gminnej polityki: radnych z Komitetu Proskury i jego sołtysów oraz część szefowych KGW – na podstawie Supertygodnia – i przedstawicieli innych organizacji, pewnie OSP. Czymżesz zasłużyli się ci zacni Mężowie i cnót pełne Niewiasty dla historii Siennicy?!

Po męczącym maratonie cyklicznych spotkań w terenie nasze najtęższe głowy spisały prawdziwą epistołę, którą wysłały aż do Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry! Owa epistoła miała za cel rozsławić (a faktycznie skompromitowała do szczętu) naszą gminę w samej stolicy. Winni blamażu nie są mieszkańcy, lecz jej autorzy i sygnatariusze, którzy, niestety, napisali to rzekomo w ich imieniu. Niemal herosem tego epokowego przedsięwzięcia jestem ja – skromny żuczek, jako administrator „Dziennika Siennicy”. W skrytości mniemam, że po aż takiej kampanii reklamowej Dziennika, ów zacznie być czytany, ba, cytowany, w samej Warszawie – po ministerstwach i urzędach centralnych. A może się omsknąć nawet o kancelarię Prezydenta.

Na lokalnej niwie kampania reklamowa rozsławiająca nasz Dziennik w wykonaniu owych, historycznych już, Mężów i Niewiast również zapowiadała się z hukiem. Otóż któryś z Muszkieterów osobiście dostarczył „List do Z. Ziobry”do redakcji m.in. Nowego Tygodnia i Supertygodnia z prośbą, aby „z uwagi na podniosłość podjętego w nim problemu”, opublikować go w całości, bo jego treść ma „szerokie poparcie mieszkańców Gmina Siennica Różana”! Te redakcje jednak dotkliwie zawiodły nasz ludowy aktyw. Supertydzień w samym, dolnym rogu na czwartej stronie krótką wzmianką wspomniał o tym epokowym wydarzeniu. Nieco hojniejszy był Nowy Tydzień.

 

Dziennik Siennicy” nigdy nie zawodzi i spełnia prośbę naszych Trzech Muszkieterów po całości. Nas nie trzeba dwa razy namawiać. Podczas lektury Listu apelujemy tylko o należytą powagę i cierpliwość, a także doczytanie go ze stosownym namaszczeniem – do samego końca. Doszukiwanie się w nim wzajemnych sprzeczności, nieprawd i półprawd, sytuacji komicznych, a tym bardziej parskanie śmiechem podczas lektury surowo zabronione!

Ze swojej strony solennie obiecuję, że poczynię wszelkie starania, by rzeczona epistoła została wpisana do kanonu obowiązkowych lektur szkolnych naszej dziatwy, a wybrane jej wersety poloniści będą zadawali do uczenia się dzieciom na pamięć. Następnie będą recytowane na szkolnych akademiach i gminnych uroczystościach . Ze względu na dziejową już jej wagę, historycy z naszej gminy zapewne zapisali ją złotymi zgłoskami w podręcznikach nowożytnej historii Siennicy. Dzieci będą potem przepytywane na wyrywki, który z naszych społeczników podpisał się pod tym naukowym elaboratem, a który nie. Ci ostatni zostaną okrzyknięci wrogami ludu. Dzieci, które nie będą znały nazwisk sygnatariuszy lub pomylą ich tak społecznie odpowiedzialne funkcje nie dostaną promocji z klasy do klasy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Piotr Ślusarczyk.

P.S. Za jakiś czas odniosę się do tego Listu już merytorycznie.

Bardzo mile będą widziane Wasze komentarze, bo temat – jak widać –jest przełomowy

 

77
57

Rozruchy w powiecie

Powoli, ale sukcesywnie idą zmiany w powiecie, także personalne. Będziemy oceniać je po owocach. Przy okazji wychodzą na publiczną powierzchnię wielkie personalne ambicje. Wszyscy twierdzili, że najlepsi wyjechali już z naszego powiatu. Nie, ludzki kapitał u nas – jak widać – jest jeszcze przeogromny.

W ubiegłym tygodniu komisja konkursowa pod przewodnictwem Justyny Przysiężniak (primo voto Hałas) wybrała nowego dyrektora szpitala w Krasnymstawie. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że w rzeczonej był Witold „Witia” Boruczenko, albo jak wolą żartownisie – łopieńska odpowiedź na hiszpańskiego Don Kichota. Ale o tym później.

Komisja wybierała spośród pięciu kandydatur. Szczęśliwcem został Andrzej Jarzębowski. Cursum honorum tego pana jest dość obfite – był m.in. dyrektorem szpitali: w Biłgoraju, Skarżysku-Kamiennej i… prawie w Wadowicach. Kurier Lubelski napisał, że jegomość ten jest człowiekiem posła Zawiślaka. Zadłużył szpital w Biłgoraju na 12 mln zł, za co został zwolniony przez pisowskiego starostę w 2010 roku. Ponoć za to z PiS później wyrzucono starostę. Z tego, co ćwierkają krasnostawskie wróble, wybór ów jest nie w smak środowisku lekarskiemu. Można snuć domysły, że najlepszym dyrektorem byłby ktoś z ich grona. Zresztą Janeczek, doktor i radny, na sesji 12 lutego dość zdecydowanie opowiedział się za takim wariantem.

Dorota nas nie wyleczy!

Wśród ofert były również dwie jakże bliskie i znajome. Jedna z nich należała do Andrzeja Grabka, druga zaś do Doroty Sawy-Niećko. Szczególnie ta warta jest uwagi. Dorota swego czasu została namaszczona przez Szpaka, i to nie byle gdzie, bo na dożynkach gminnych w Łopienniku, na kandydatkę PSL do Sejmiku Województwa Lubelskiego. Strzał był wyjątkowo celny – szczególnie dla wiejskiej gawiedzi, bo jest ona szefową Lokalnej Grupy Działania i na lewo i prawo rozdaje fanty z publicznych środków po wioskach, szczególnie dla KGW. Jest szczodra niczym kiedyś Ciotka UNRAA, co pamiętają już tylko najstarsi.

O rozpoznawalność i dobre skojarzenie nie musiała więc się martwić, a niejedna gospodyni była przekonana, że funduje niemal z własnych. I rozdawała, bratała się z gospodyniami, gromko grzmiała, że jest niezależna, apolityczna, będzie zasypywała jakieś podziały. Zaskoczyło i głównie damska część gawiedzi postawiła na bogatą ciotkę rzekomo z Brukseli, a nie z Dobryniowa, od serdecznego kumpla Szpaka – długoletniego kolegi z tej samej organizacji. W wyborach zgarnęła ponad 5 tysięcy głosów, nabiła na listę m.in. ww. naiwne głosy, ale do Sejmiku się nie dostała, bo cały ruch lewostronnie ludowy dostał łupnia. Z góry było wiadomo, że nie miała najmniejszych szans na mandat.

Potem, jak to po wyborach – „Ta Dorotka, ta malusia tańcowała do kolusia, do kolusia”. Zamiast kolusia – do posłanki Teresy Hałas, bo fejsbuk nie kłamie. Uprzejmość goniła uprzejmość, bo LGD jest ściśle powiązana z sejmikiem wojewódzkim, a tam zaczął rządzić PiS. Widocznie chciała dobryniowianka, jak to w polityce, być na powierzchni i czemu nie na dyrektorskim stolcu krasnostawskiego szpitala? Może chciała zostać nowym, powiatowym Doktorem Judymem? Na takie jednak fanaberie jednak Bruksela nie dałaby kasy.

Piekielnie jest odważna i ma ogromny tupet, by porwać się na szpital, mając doświadczenie głównie na niwie Kół Gospodyń Wiejskich. Do tej pory zarządzała nieruchomością o kubaturze „Krasnej Chaty”, a tu taki skok! Może chciała nowych doświadczeń albo adrenaliny? Jak jeden z polityków PSL – Staszek Dobrzański, co to sprawdzić się w biznesie chciał i prezesem Polskich Sieci Energetycznych został. Ale on wcześniej był ministrem obrony… Koniec końców wybrali Jarzębowskiego, a Dorota ma kolejne doświadczenie w życiorysie. Z pewnością jesienią wystartuje na posła z PSL, bo otrzaskało się nazwisko po powiecie. Znowu się pewnie nie dostanie, ale nabije głosów na listę PSL z całego powiatu.

Czyim kosztem? Oczywiście posłanki Hałas, bo Dorota, zjeżdżając powiat wzdłuż i wszerz za sejmikowo-unijne pieniądze, wypełniając wnioski na wsparcie, a potem rozdając fanty – kampanię ma nieustającą. A cały czas sprytnie i dobitnie podkreśla, że jest „niezależna”, przytulając się jeszcze do posłanki. Ma jeszcze na to czas, bo jest młoda, sympatyczna, ma czas dla każdego i tak zdobywa kolejne polityczne doświadczenia.

Ludzki kapitał Łopiennika

Gmina Łopiennik Górny, bo przecież stamtąd ona pochodzi obfituje w ludzi bez trwogi i kompleksów. Kapitał ludzki jest tam przeogromny, a ziemia jakże urodzajna w talenta! Męskim odpowiednikiem Doroty jest wspomniany już Witold Boruczenko… Dlaczego ma coś z Don Kichota? Ponieważ, jak hiszpański pierwowzór, jest także bez trwogi i również obraca się wśród źródeł energii odnawialnej. Tylko, że ten pierwszy z lubością atakował wiatraki, a Witia swego czasu chciał je w Łopienniku ulokować, również na własnym polu. Widział w nich wymierny zysk, a dopiero potem rzekomy postęp. Dopiero potem połapał się, że wpadł w wiatraczną pułapkę, jak Łopieńczaki zbuntowały się przeciwko nim i potężną ich farmę, która miała stanąć w najlepszej części gminy – po obydwu stronach krajówki od Lublina – skutecznie zablokowali. O biogazowni pod cukrownią już nie wspomnę. Zawsze szedł z postępem, jeszcze jako młodzieniec, pisząc się do ZSMP. I zawsze parł do władzy, jeszcze tej czerwonej.

Ma też Witek cechę, która czyni z niego skrzyżowanie Adama Słodowego z MacGyverem – na wszystkim się zna, każdy problem rozwiąże – drogę wybuduje, dyrektora wybierze, powiat z marazmu wyprowadzi, a jeszcze trochę, to w krasnostawskim szpitalu porody odbierał będzie, nadzorował połogi i chirurgów przy operacjach pouczał. Miał, co prawda tej zimy problem z odśnieżeniem drogi w Łopienniku, bo musiano o tym na tej stronie pisać, na co Witold później skarżył się na zebraniu wiejskim, ale jak jeszcze opady opanuje, meteorologię i powiatowe prognozy pogody będzie zapowiadał na swoim FB, to jak nic – przejdzie do panteonu wiejskich bohaterów i herosów, jakich wielu w tej gminie.

Nauczycielkę do OSP

Do powiatowej historii przejdzie, jak nagrodził nauczycielkę T. z Łopiennika, za to, że jej uczeń zajął 7. miejsce w krajowej Olimpiadzie Wiedzy o Pożarnictwie. To był lokalny epos na miarę epoki. Taka łopieńska forma Legii Honorowej! Otóż Witold na sesji rady powiatu 28 lutego pochwalił się tym, że nauczycielkę T. za owe wydarzenie przyjęto na mocy strażackiej specuchwały w uznaniu zasług w poczet członków OSP w Łopienniku Górnym, gdzie on jest strażakiem! Dzięki temu przełomowemu aktowi ta pani stała się strażaczką, a w ten sposób spełniło się jej największe i głęboko skrywane marzenie. Pewnikiem o niczym innym nie marzyła, jak o strażackim uniformie i kasku – tylko ciekawe, czy jej to kupili? A może i nie, bo im pieniędzy zabrakło? A przypomnijmy, że wspomniana jest już w wieku emerytalnym. Witia ze swego genialnego strażackiego posunięcia na sesji był tak dumny, że trudno ubrać w słowa. Urósł w wodzowską moc niczym Napoleon po Austerlitz. Czuł się jak gminny komendant po wygranych zawodach przez jego druhów. A w Łopienniku strażacy wszyscy wysportowani, młodzi i trzeźwi… Umundurowane ich torsy tylko błyszczą w orderach.

Ot, trafił się PiS-owi barwny koalicjant. A jak się zdjęcia uwielbia, urasta już do klasyki. Instynkt do swego uwieczniania na każdym kroku ma przy tym, że hej! Lepiej fotografów wyczuwa niż policyjny alkomat chuch z gorzały! Wszędzie jest, gdzie się tylko nie obejrzysz. Częściej na fotografiach można ujrzeć już tylko rzymskie Coloseum. Już teraz zdecydowanie przebił Mirka Księżuka – też strażaka. Mirek musi uważać, bo Boruczenko niebawem wypchnie go z kadru, jak nic, albo co gorsza – posłankę zadepcze.

Jak słowotoku na lutowej sesji dostał, ciężko było słuchać, bo co radnych obchodzi, gdzie był i co widział? Szczęściem nie mówił co jadł… Same ogólniki i komunały, niegodne powiatowej sesji. Widać blask władzy go łechce i cieszy się nią, jak dzieciak. A do posłanki lgnie, jak pisklę pod żarówkę. Zimno mu? Pewnie jest już duchem w PiS, bo jak mu ten zaraz po wyborach przewodniczącego rady zaproponował rzekł, że zawsze był za „dobrą zmianą”. Szkoda, że nie dopowiedział, że w wyborach na wójta Łopiennika gorąco popierał tego, związanego ze Szpakiem i Kuchtą. Taki jest szczery. A gdzie stał wcześniej? Tego na pewno nie powie, ale Dziennik Siennicy wie i kiedyś napisze.

Zmiany, zmiany, zmiany…

W wydziale rolnictwa zmiana. Janek Chorągiewicz, były wójt Kraśniczyna – ten co kiedyś od Sapiechowej, szwagierki naszego Proskury, cięgi w wyborach zebrał i wójtem być przestał – przestał być naczelnikiem wspomnianego wydziału. Ma Janek pecha, albo zezowate szczęście. Najpierw Sapiechowa, później – jak kumkały żaby nad Łopą – zaczepić się chciał u Kuchty na wice wójta, wciskany mu przez Szpaka. Ale Jasio, jeszcze wtedy nie opierzonym wójtem będąc, ale pełną gębą pułkownikiem, postawił na nowszy model i dlatego zastępcą wójta w Łopienniku został Pan Karol. W końcu szczęście jednak do Janka Chorągiewicza się uśmiechnęło, choć tylko półgębkiem, i się „zaczepił” w Lublinie. Lecz długie dojazdy są nużące i jak się Wołyniak w końcu na emeryturę zdecydował, wtedy Szpak Jankowi powiedział: właź na stołek! Janek schedę objął, ale nie na długo, bo Szpak przegrał wszystko, co tylko miało jakąś wartość i Jankowi znów uśmiechnęło się zezowate szczęście. A nowa władza postawiła na Jacka Dzika, co na organach gra u Gzika. Naczelnik jest, jak widać umuzykalniony i uduchowiony. Pracownicy wydziału mogą już bukować bilety na pielgrzymkę do Medjugorie i to będzie dobrze widziane.

P.S.

Na koniec informacja zasłyszana! Po ogarnięciu kryzysu w szpitalu, wszyscy myśliwi, ogary i nagonka przenoszą się za drogę krajową nr 17 na teren ulicy Borowej. Tam urzęduje Zarząd Dróg Powiatowych. Będzie to operacja porównywalna tylko z tym, co miało miejsce na „Łuku Kurskim” Celem jest Banach.

34
8

Awans Łopieńczanki w Lublinie!

Miło nam poinformować, że mieszkanka Łopiennika Górnego Pani Katarzyna Tokarczuk, wybrana w ostatnich wyborach samorządowych do Rady Gminy w Łopienniku z listy Prawa i Sprawiedliwości – kandydata na Wójta Andrzeja Szadury, kilka dni temu dostała nominację od Marszałka Województwa Lubelskiego na p.o. Dyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie.

Wychodzi na to, że nasza Pani Radna Kasia (nota bene radna z mojego okręgu wyborczego) po ostatnich wyborach samorządowych objęła jedną z ważniejszych stanowisk w województwie. Czy jej śladem pójdą inni mieszkańcy powiatu? Oby – dla dobra powiatu!

Poniżej link o nominacji, niestety z Gazety Wyborczej.

http://lublin.wyborcza.pl/lublin/7,48724,24549547,porzadki-pis-u-marszalka-jest-nowy-dyrektor-wojewodzkiego-urzedu.html

Pani Kasiu, wioska i gmina składa Pani najszczersze gratulacje!

W imieniu mieszkańców,

Andrzej Sawa

22
19

A ludzie chcą remanentu w powiecie

Dotarło wreszcie do naszego Janusza, że bez władzy jest nikim. Dla ludzi jego pokroju – nawykłych do splendorów, laudacji i rozstawiania innych po kątach bycie tylko radnym to w sumie bycie nikim. Choć okrągła rocznica jego urodzin już majaczy na horyzoncie i targa tort z 70 świeczkami, on jeszcze marzy. Marzy, by dwa razy wejść do tej samej rzeki, która Władza się nazywa.

Ależ to musi być potwarz i obraza dla niego, że ktoś z nimi wygrał, że kto inny rządzi. Lat 16 władał i ciągle mu mało! Kozaka zgrywa a może skokami się zauroczył? Swego czasu ludowcy Apoloniusza Tajnera namówili do startu z ich list do Europarlamentu, a w 2011 r. na listę do Sejmu namawiali samego Małysza. Wszak mamy zimę astronomiczną i sezon skoków w pełni, a kraj jak długi i szeroki śledzi zmagania naszych orłów. Może i Janusz im pozazdrościł i też chciał poskakać i tym samym do historii tej dyscypliny dołożyć swoje trzy grosze? Bo jak nazwać jego popisy na lutowej sesji?

Zamiast skoków wyskoki

Ze skoku wyszedł wyskok, który miał być chyba jakąś wielką reaktywacją i prężeniem muskuł po październikowym łomocie w wyborach samorządowych. Co z tego, że były starosta i obecnie tylko radny sylwetkę dojazdową poprawił i hełm strażacki założył? Zamiast z progu się wybić, to się o niego potknął. A w powietrzu to już był dramat.

Na sesji najpierw dostał podmuch od Janeczka a potem tymiankiem zapachniało i dmuchnął mu Domański – ten z Krautexu i z Pis-u. I to tak z grubej rury! Musiał więc Janusz w takich okolicznościach grzmotnąć o zeskok tak, że aż ptasie pióra mu puściły. Bo szpak nigdy nie będzie orłem, a nazwisko, że lotne to jednak nie lata.

Nim się Janusz frontalnie rzucił radnych z PIS-u, to Witia Boruczenko chwacko uwinął się z porządkiem obrad. Tak jak ksiądz z pogrzebem, bo się akurat na partyjkę pokera śpieszył. No i przyszło na wolne wnioski i się zaczęła szpacza rapsodia…

Ulica dla Adamowicza!

Janusz zaczął w swoim kaznodziejskim tonie którego nie jeden ruski pop mógłby mu pozazdrościć. Spostrzegł wśród widzów przewodniczącego rady miasta Janusza Rzepkę i za jego pośrednictwem zawnioskował, by ten jakoś cudownie wpłynął na rajców, aby jedną z ulic miasta nazwali imieniem Pawła Adamowicza. Wedle opinii Szpaka był z niego wielki samorządowiec i Polak. No tak, tylko że Marcin Gortat to dopiero wielki Polak i to dosłownie! A ulicy nie ma i co ma Adamowicz wspólnego z Krasnymstawem? Być może, tam nad Motławą nawet nie wiedzą, że takie miasto nad Wieprzem istnieje? Co tak Szpaka w Adamowiczu  urzekło? Tego nikt nie wie. Gdy betonem zalewano miejsce po katowni przy krasnostawskim rynku, nigdy oficjalnie głosu w tej jakże kontrowersyjnej sprawie nie zabrał. Nigdy też nie wnioskował, żeby którąś ulicę w mieście nazwać imieniem jakiegoś „Żołnierza Wyklętego”. A on Adamowicza na cokół! Coś mu się już kiełbasi.

Mało na OSP!

Larum wszczął o wysokość kwoty przeznaczonej na nagrody w konkursie wiedzy o pożarnictwie. Zarząd powiatu w tym roku przeznaczył na niego 3 tysiące złotych. Wcześniej „za Janusza” było 4 tysiące i ten tysiączek tak go rozsierdził. W jego mniemaniu to skandal i prawie zamach stanu. Toć wiadomo czemu tak wrzeszczy – straż to jego wyborcze hufce i chce pokazać, jak bardzo o nie dba. No i jest powiatowym komendantem Ochotniczych Straży Pożarnych. Tak po prawdzie nie ma o co tak gardłować, bo te 3 tysiące starczy, aż nadto. Zapomniał też Janusz a to wina pewnie metryki jak kilkanaście miesięcy temu, gdy interpelował Księżuk w sprawie sprzedaży mieszkań vis a vis I LO to on Szpak wcale nie był skory sprzedawać je po niższych cenach. Tłumaczył się wtedy tym, że powiat musi dbać o finanse.

Zapomniał wół…

Powinien też pamiętać i o tych licealistach, co to dla uczczenia wyjątkowej żywotności pewnej staruszki pojechali rowerami na Dobryniów. W drodze rewanżu i nagrody miało być dla młodzieży ognisko – tylko sponsora na parę stówek brakło. Ognisko się jednak odbyło, bo odsiecz przybyła tylko, że w sutannach. A jak Żyśkę wbrew logice i ekonomii w PCPR zatrudniał też pewnie zapomniał. Czy wtedy patrzył na finanse? No i na koniec, jak Janusz postąpił ze sławetnymi „rozszerzeniami” w I LO? Miały być, potem ich nie było, znowu a potem znów były tylko, że po burzy z piorunami. A tu wrzeszczy o marny tysiąc. Ot, zapomniał wół jak cielęciem był.

Ucieczka Mateja

Ale jak się Janusz o Mateja zaczął upominać i o to, co w szpitalu to dopiero wtedy można było oczy ze zdumienia przecierać. Po prostu uruchomił w sobie pokłady humanizmu, troski i co tam tylko można sobie wyobrazić. Z jego opowieści wynikło, że podły i mściwy PiS wywalił całe kierownictwo na bruk. No i jak tak można?! Takich fachowców! Tu się Leńczuk odezwał i ze stoickim spokojem, jak nobliwy profesor, który musi rozhisteryzowanego nastolatka uspokoić, odparł, że radny Szpak się myli, bo dyrektor Matej sam odszedł a prawdopodobnie całe kierownictwo poszło solidarnie z nim. Ba! Nawet w pewnym momencie chciano Mateja zatrzymać ale ten stwierdził, że jednak odchodzi. Do riposty Starosty dołączyli Suchorab z Janeczkiem. Szczególnie zdaniem tego drugiego polityka kadrowa byłego dyrektora wyglądała zupełnie inaczej z perspektywy pracowników szpitala i nie napawała optymizmem. Nie od dziś wiadomo ,że dyrektor zawsze ma przekichane – jest tak nawet w Leśnej Górze. Najwidoczniej Matej wcielił w życie „ucieczkę do przodu” by tym samym uniknąć rozliczeń i trudnych pytań. Z tego, co słychać długo pracy nie szukał, znalazł angaż w Puławach. Miał zapewne i tego świadomość, że naraził się wielu i być może przyjdzie mu odpowiadać za nie do końca swoje decyzje. Wiadomo wszak czyim tak naprawdę poligonem był krasnostawski SPZOZ.

Symbol powiatu

Za wszelką cenę Szpak próbuje dokleić obecnej ekipie gębę radykałów, mściwych poza granice przyzwoitości. Tylko, że ulica mówi coś zgoła odmiennego. Mianowicie uważa, że „ta obecna władza” wręcz za mało wyrzuca i oczywiście wszyscy tak twierdzący mają na myśli Banacha, który jest tam, gdzie był. Bo Ten jest podwójnym symbolem, zarówno minionej władzy – jej arogancji, momentami zwykłego chamstwa, jak i symbolem prawdziwej zmiany. Innymi słowy, gdy Piotrka popędzą z ZDP, dopiero wtedy ulica powie, że coś wreszcie w powiecie drgnęło. Chyba tylko zamieszanie w ZOZ prolonguje Banachowi żywot na stołku dyrektora. Mamy taką nadzieję.

Raportu brak

To nie koniec tego westernu z Dzikiego Wschodu. Janusz jak samowar się zrobił, gdy Janeczek zasugerował, żeby wreszcie podzielił się treścią tego spec-raportu, którego właśnie pomysłodawcą był doktor, a na który Szpak wtedy na tej sesji, co Gzik urząd chrystianizował, przystał. Tu Janusz strzelił focha i zrobił prawie tak, jak te polskie dzieci, co to we Wrześni nie chciały gadać pacierza ale po niemiecku. On! Janusz powiedział, że też nie będzie gadał, bo był przygotowany na sesje tuż przed Nowym Rokiem i teraz to już jest za późno. Jeszcze dodał, że na Zarządzie Powiatu była dyskusja o jego wystąpieniu, żeby jednak mu głosu nie dawać, bo cała uwaga skupi się na jego osobie i skradnie widowisko. Takie rewelacyjne rewelacje przedstawił i na koniec powiedział, że może głupio wygląda, ale głupi to nie jest i że mówić to on potrafi. Tak się wyłgał z danego słowa…

Tron dla monarchy

Na sam koniec to się tak uniósł, że ojej! Bardziej niż płk Kuchta na słynnej łopiennickiej sesji. Zezłościł go fakt, że przed sesją każdemu przydzielono miejsce z tabliczką z imieniem i nazwiskiem. Bo jak to ujął jemu przez 30 lat nikt nie mówił, gdzie ma siadać. Tu Janeczek wspaniałomyślnie postąpił i prowokacyjnie ,że może mu swoje miejsce odstąpić. W całej tej scenie brakło jeszcze dwóch nagich mieczy…

Szpaka boli to, że z dala od stołu prezydialnego siedzi i blisko drzwi. Może źle mu się te drzwi kojarzą? Bo może przy następnej roszadzie on już będzie za nimi? Nawet sąsiedztwo uroczej prezes banku z Kraśniczyna Anny Mróz nie osłodziło mu tego zesłania . No cóż pozostaje mu tyko pójść w ślady Rejtana i rozedrzeć koszulę i lec w drzwiach, by bronić zagrożonej demokracji, a to teraz bardzo modne. W końcu i Domański nie wytrzymał, odpalił Szpakowi grubym śrutem W naszym powiecie jest dziadostwo, co pan przez te wszystkie lata zrobił?! Wyludnienie! Młodzi wyjechali, co pan zrobił?! – krzyknął.

Szpak Domańskiemu odparł po swojemu. Wie pan czym my się różnimy Panie Radny? Tym, że ja mam wyobraźnię a Pan nie!

To bardzo ciekawa i godna analizy wypowiedź, bo to powiedział aparatczyk Szpak, który prawie całe życie przepracował w budżetówce do jegomościa, który od podstaw zbudował prężną firmę. A ta daje pracę, kupuje zioła u rolników, płaci podatki i eksportuje na cały świat. To komu tu brak wyobraźni?

 

49
50

Quo vadis Europo?

W pierwszym, tegorocznym numerze pisma „Powinność”, wydawanego przez Parafialny Oddział Akcji Katolickiej przy Parafii pw. Chrystusa Odkupiciela w Chełmie, napotkałem artykuł ks. Ryszarda Winiarskiego, dobrze znanego krasnostawianom i mieszkańcom naszego powiatu. Tytuł artykułu „Tożsamość narodowa, czyli jaka?” To pytanie jest punktem wyjścia do uświadomienia czytelnikowi zagrożenia naszego bytu narodowego. Autor rozpoczyna od określenia naszego genotypu, jako pojęcia rozszerzonego o fenotyp. W dużym uproszczeniu, to kim jesteśmy zależy od naszego zestawu genów, tradycji katolickiej, historii narodu i kultury. Intuicyjnie wiemy, że jesteśmy inni od Niemców, Bułgarów czy Holendrów. Jesteśmy Europejczykami, ale nie przestaliśmy być Polakami. Celebrujemy obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości, kilka dni temu wspominaliśmy żołnierzy wyklętych, ale czy mamy świadomość zagrożenia naszej państwowości?

Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. To już nie jest EWG, projekt gospodarczy. Unia Europejska jest projektem politycznym, którego cele wyznaczają czciciele Karola Marksa. Np. czwartego maja 2018 r. w niemieckim Trewirze odbyły się uroczystości upamiętniające 200. rocznicę urodzin Karola Marksa. Wziął w nich udział szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. To nie jest kolejny wybryk nietrzeźwego polityka, to jest jasna deklaracja poglądów politycznych. Tu przytoczę dłuższy fragment tekstu autorstwa ks. R. Winiarskiego: ” ..nad przepastnymi wrotami Parlamentu Europejskiego umieszczono i mię i nazwisko włoskiego komunisty – Altiero Spinellego. W tzw. Manifeście z Ventotene …zostały ukryte prawdziwe intencje i cele, jakie przyświecają elitom brukselskim. Ciekawe, ze do tej pory nie istnieje, autoryzowany przez UE, przekład na język polski tego dokumentu, który stanowi inspirację dla łamania tożsamości narodowej w imię enigmatycznie rozumianej tożsamości Europejczyków. Gołym okiem widać, że różnice historyczne, kulturowe, mentalne, obyczjowe, kultura prawna itp. są tak wielkie, że próba zniwelowania ich równa byłaby próbie zniwelowania Alp…..Jednak w manifeście możemy przeczytać: Aby odpowiedzieć na nasze (tzn. czyje?) potrzeby, europejska rewolucja musi być socjalistyczna, to znaczy, mieć za cel wyzwolenie klasy robotniczej i stworzenie dla niej bardziej humanitarnych warunków życia.[…] Prywatna własność ma być likwidowana, ograniczana, korygowana albo rozszerzana w zależności od sytuacji, nie zaś dogmatycznie dla zasady.[…] Kwestia, która musi być rozwiązana jako pierwsza, bo bez niej wszelki postęp w innych dziedzinachbędzie jedynie pozorny, to zniesienie podziału Europy na suwerenne państwa narodowe” (podkreślenie red.) To dlatego lewicowi politycy, którzy ciągle jeszcze dysponują większością, forsują koncepcję Stanów Zjednoczonych Europy.”

Dlatego obecny rząd Rzeczpospolitej Polskiej jest tak zajadle atakowany przez Timmermansa, Verhofstadta. Panie Hubner i Thun pracują w grupie Spinellego, a „chrześcijański demokrata” J. Buzek inspiruje się i zachwyca myślą Spinellego. I dlatego Marsz Niepodległości z 11 listopada 2018 i 2017 r. to były dla w/w marsze faszystów, a dla nas marsze patriotów. Proszę o refleksję nad naszą sytuacją, nad sytuacją naszego Państwa, byśmy znowu, po kilku latach niepodległości, nie musieli ruszyć tropem wilczym. Proszę o podejmowanie działań już teraz.

Mirosław Ignacy Kaczor

Dla osób chcących pogłębić temat: http://www.historiasztuki.com.pl/strony/021-12-00-ANTYKULTURA-SYSTEM.html

29
41

O źródle energii, o apatii i meksykańskim wietrze.

 

„Dokąd płyniesz bracie, dokąd gnasz. Po co tak zabijać się? W jednym punkcie przecież trwasz. Tylko czas do przodu mknie.” ten tekst Budki Suflera chodzi za mną od dłuższego czasu. Może być ilustracją nastroju po wyborczej, samorządowej bitwie. Jeszcze zbyt wcześnie by kusić się o jakieś oceny, ale przecież „czas do przodu mknie”, więc trzeba rozglądać się po świecie.

W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się, jak niesprawiedliwy jest los dla mieszkańców naszej części ziemskiego padołu. Była kiedyś przyznana nagroda Nobla za wynalezienie np. aspiryny, a firma Bayer do dnia dzisiejszego zarabia na tych tabletkach nieźle. Z kolei producent niebieskich tabletek, które miały pomagać na serce, a pomagają na brak witalności tak skutecznie, że często serce nie wytrzymuje, również zarabia kokosy. To jest w zachodniej części świata. A w Polsce niejaki Stefan N. udowodnił, że w tym aspekcie życia, znacznie skuteczniejsza od niebieskiej tabletki jest fasolka po bretońsku. Łóżko nie wytrzymuje, ale serce jest ok. Nadwyżka mocy przy tej diecie jest tak duża, że ślubna systematycznie wysyłała Stefana „na miasto” bo nie mogła sprostać jego potrzebom. Czyżby nowe źródło OZE? I po co amerykańska elektrownia jądrowa? Fasolka jest tańsza. Za swoje odkrycie, Stefan nie dość, że nie został zgłoszony do komitetu noblowskiego, to jeszcze musiał zrzec się immunitetu. I gdzie sprawiedliwość? Ba, fasolkę jak przypuszczam podawano również w łopiennickim barze, więc ponoć dlatego działo się dużo i też bez immunitetu.

Kolejnym szlagierem poznawczym, okazało się odkrycie dlaczego Polacy nie lubią Katza. Autor odkrycia, niejaki Katz – żydowski ekspert, z nieznanej nauce dziedziny – praktykujący w Izraelu, stwierdził, że wysysamy to z mlekiem matki polki. A dotychczas wszyscy, nie tylko Polacy, optowali za teorią mówiącą o wypijaniu, a nie wysysaniu. Nie od matki tylko z butelki lub kieliszka i nie mleka ale alkoholu w postaci piwa, wina i innych wódeczek, koniaczków, rumów, dżinów itd. itp. Pozostaje jeszcze wyjaśnienie dlaczego nie lubią Katza: Niemcy, Francuzi, Amerykanie i Żydzi. Co i gdzie wysysają te, i inne niewymienione nacje.

26 lutego w południe, wybrałem się do Miasteczka w celu zakupienia markera mogącego wykazać przyczynę nie lubienia Katza, kaca i Katza. Od rana były moje imieniny więc nastój miałem pogodny i jak zawsze o tej porze roku, lekko nostalgiczny. Było prawie słonecznie i wiał wiatr – jak na amerykańskich filmach, w opustoszałych miasteczkach Nowego Meksyku choć fruwające śmieci nie były tak filmowe jak toczące się kule pustynnych roślin, ale kurz i puste ulice wpisywały się idealnie w opisywany klimat. Ryneczek obok straży też pusty, a kilku sprzedawców idealnie spełniało definicję stosunku do stosunku po stosunku, czyli apatię. Widać było, że oddziały Kmicica miast walczyć z wszechogarniającym, pozimowym brudem, również apatycznie zaległy gdzieś w okolicznych oczeretach i burzanach. Burzany nad Wieprzem, czysta poezja. Szedłem sobie ku centrum i tam dopiero zobaczyłem co to jest nowoczesność. Zrewitalizowany „park – rynek” nie wymagał interwencji kmicicowych hufców z miotłami, bo wiatr załatwił wszystko, wywiał wszelkie przedmioty, nie umocowane do podłoża. Na wypolerowanych granitowych płytach nawet szczuplejsze staruszki miały problem z utrzymaniem równowagi. Ale przy ścianach kamieniczek było dużo. Ciekawe co widzi przez okno ratusza burmistrz, niegdyś „czystego, przytulnego miasteczka” – wg opinii turystów ze Śląska i Warszawy. Czy chodzi po ulicach, czy jeździ?

Mirosław Ignacy Kaczor

14
36