Życzenia Świąteczne…i prośba stałego czytelnika

 

Święta idą po wodzie i wypada czytelnikom życzyć. Ale, nim do nich dojdziemy to słów kilka o prośbie stałego czytelnika i co w związku z tym… Otóż stały czytelnik poprosił o ładne życzenia co się rozumie, ale chce zmiany ilustracji, bo jak to ujął rok w rok jest ciągle ta sama! Ale żeby nie było to czytelnik wierzący i praktykujący, i to jeszcze jak! Tylko widocznie mu się chyba obrazek opatrzył. Mimo że czas świąteczny to muszę popełnić rzecz mało świąteczną i niestety nie przychylę się do czytelnika prośby. Ilustracja jest taka, że… składa się z samych zalet.

I tak… złości postępowych lewicowców i wszelkiej maści antychrystów, ponieważ oddaje istotę świąt i pokazuje o co w nich chodzi. Można by zażartować, że to wizualizacja kłopotów młodego małżeństwa borykającego się z trudnościami lokalowymi co w Polsce ma swój ciężar gatunkowy. Bo teraz, jakby chcieć wydedukować o co w Bożym Narodzeniu chodzi z tych kartek czy jak je tam zwą, to można wywnioskować, że to jakieś święto poczty albo kurierów, a może i leśników, bo same paczki i choinki. Jednocześnie… nie powiem, bo próbowałem zadośćuczynić prośbie, ale tam, skąd biorę ilustracje jest takich jak ta albo w podobnym duchu, jak na lekarstwo i ta w sumie wypada najlepiej. Jest za to cała masa koślawych skrzatów, niewydarzonych reniferów oraz Mikołajów z nadwagą i z cukrzycą drugiego stopnia. No i całe zatrzęsienie choinek… Sama popelina i chłam.

Dlatego tak zostanie jak jest i drogi stały czytelnik musi się z tym pogodzić za co ja go przepraszam. Ale w trakcie tych poszukiwań doszedłem do wniosku i widzę, że idzie do nas, a nawet przyszła z zachodu dziwna moda, że pozwolę sobie zacytować jednego z „bohaterów” moich felietonów. To szczególnie widoczne na polu symboli świąt. Boże Narodzenie zaczynają w te pędy już nawet nie komercjalizować, ale posuwają się do unikania nazwy. Zaczyna zanikać dosłowności i wszystko ma być sukcesywnie zastępowane takim politpoprawnym chłamem jak koślawe Mikołaje i rachityczne renifery. Dlatego my zostajemy przy tym, co dobre i z tym będą się wiązać częściowo życzenia. Poza tym, czy kto widział, żeby co rok zmieniano wystrój Bazyliki Św. Piotra, tam jest bez mała tak samo jak przed pięciuset laty.

Co do życzeń… Życzę wszystkim, którzy sobie tego życzą – nic na siłę, by to łajdactwo w kwestiach obyczajowych i pchanie łap w nasze dziedzictwo tu nie dotarło w całej złowrogiej okazałości. Najlepiej, żeby skręciło łeb gdzieś po drodze. Można mieć nadzieję, bo leżymy na skraju i wiele paskudztw z zachodu nie zdążyło tu dotrzeć, może i teraz się uda jak Pan Bóg pobłogosławi. Bo ten nasz prosty lud to jeszcze nie jest taki głupi, jakby ci w Brukseli chcieli. Wie, że nowe to nie znaczy dobre, a Boże Narodzenie to Boże Narodzenie, a nie jakieś tam zimowe święta. Ponadto wszystkim bez względu na barwy i przekonania zdrowia życzę, bo najważniejsze, żebyśmy wszyscy zdrowi byli, bo jak zdrowie będzie to i wszystko będzie…

25
10

Kajzer i von Moltke w okopach czyli do trzech razy sztuka

 

Kajzer” Jakubiec i jego feldmarszałek Dariusz „von Moltke” Turzyniecki wracają w okopy, bo zwietrzyli szansę. Do trzech razy sztuka! Zbliżają się wybory samorządowe i prawdopodobnie na burmistrzowskim zydlu dojdzie do podmianki. Poza tym nad ratuszem ciąży klątwa kiedyś rzucona przez Jakubca i tylko on może ją zdjąć.

 Z tymi burmistrzami od 2014 gorzej i gorzej. Co jeden to „lepszy”, ale od Hani się zaczęło, wszak porzekadło ludowe mówi: Gdzie diabeł nie może tam babę pośle! I w tej bajce diabeł jest również. Rodzimy swojski, lokalny… Dwa razy nagonka Jakubca podchodziła, by ostatecznie go wysiudać, tylko że do dziś nie wiadomo, po co!? A po tym wysiudaniu to mogło być tak, bo my wszystkiego nie wiemy… że jak rozgoryczony Jakubiec opuszczał ratusz, to, nim trzasnął drzwiami od gabinetu to go pierwszy raz przeklął.

Druga porażka w 2018 też cudaczna, bo tu pojawiła się okoliczność, na którą on wpływu nie miał. Tutaj naród zakochał się w PiS i głosował na takich, co im się z, nim bardziej kojarzyli. Miał prawo być zaskoczony, bo nie rozumiał decyzji wyborców. Myślał, że 4 lata „rozkładu” za Hanny Beztroskiej narodowi wystarczy na otrzeźwienie, a on sobie wróci i posprząta. Aniołem Jakubiec może nie był, bo tu nieświęci garnki lepią, ale zły do szczętu, jak mu zarzucali to też nie. Z Kościukiem „przegrał” o zaledwie 45 głosów. Mogło go, w tym jeszcze utwierdzić widowisko, które zrobił Romek Żelazny – kiedyś zajadły krytyk, a przed drugą turą w 2018 roku wprost „przyjaciel domu jakubcowego i najbiższy przyjaciel” Tak się łasił, że o mało się do Jakubca na niedzielny obiad nie wtarabanił. tak mu się repertuar pozmieniał! A to dlatego, że startujący wtedy w wyborach Kościuk i Kmicic byli bardziej z PiS pożenieni, i to wtedy w swoim periodyku pisał jak to koliber Turzyniecki podziurawił pancernego zdawało by się Jędrka Kmicica. A już przed drugą turą to amikoszonował się Romek nieprzyzwoicie, aż Jakubiec się z oburzeniem wzdragał i dziwił co ten chce i po jaką jasną cholerę.

Mógł się poczuć usatysfakcjonowany, bo zajadły krytyk wyciąga dłoń do pojednania, a Jakubiec jej nie przyjął, bo ma swoje dwie. Widać nie chciał, żeby krasnostawski Michnik był mu „bratem”, bo brata to już ma. Przed drugą turą Romkowi bardziej odpowiadał Jakubiec, a Kościuk który był jego przeciwnikiem ostatecznie przyjął „chrzest” od PiS z rąk Czarnka na spotkaniu w KDK, czym sobie Romka ostateczne zraził. Romek, jak PiS zobaczy albo o nim usłyszy, to białej gorączki dostaje.

Tak że Jakubiec mógł ratusz przekląć drugi raz i po drugiej „śmiesznej porażce” z Kościukem. Wydusił przez zaciśnięte zęby, że jak żeście mnie nie chcieli i źle wam ze mną było, to teraz będziecie mieć takich burmistrzów, że jeszcze za mną zatęsknicie drodzy krajanie! Będziecie mieć grunty na medal, jak wam moje rządy nie odpowiadały. Będziecie mieć wiceburmistrzów po siedemdziesiątce jak wam mój Dariuszek „Hajduczek z Rońska” nie odpowiadał. Popamiętacie! No i klątwa zadziałała.

Hanna była wyjątkowo roztargniona i ojej roztargnieniu krążą legendy. Do tego została opętana przez mojego, ulubionego, lokalnego diabła Jędrka Kmicica, któremu muszę ciut czasu poświęcić. Tylko czy w przypadku czorta „poświęcić” to właściwe sformułowanie!? Bo on oprócz wersów lub strof wart pomnika albo skweru, czy ulicy swojego imienia. Jest najlepszym kusicielem w całej okolicy i jemu żadna dusza się nie oprze, a proboszcze są bezradni. Sam Watykan jest w kropce jak Jędrek bierze się za robotę. On, jak do Rzymu jedzie na wycieczkę, to go już na lotnisku pytają o prawdziwy cel podróży. Jędrek wtedy opowiada, że jest zwykłym turystą, a te rogi to od karnawału nosi! Od maleńkości czortek taki był, a niektórzy uważają, że się urodził od razu z teczką i z tym szelmowskim uśmiechem. Talenty doradczo – kierownicze to od maleńkości przejawiał, a jego rady do dziś niektórym ustawiły życie. Jedna z nich obrosła legendą! Jak to w drodze do przedszkola spotkał diabła niskiej rangi w starej wierzbie na łące, który płakał, bo mu nie szło. W piekle też się może kopyto potknąć i o awans trudno, bo tam „piekielna konkurencja” i związków zawodowych nie ma, a jedyni związkowcy co tam są to siedzą w kotłach. Podobno Jędruś z nim porozmawiał, a szczegóły tej rozmowy są nikomu nieznane oprócz ich obu. Jakieś światło na jej treść może rzucić to, co się stało potem. Otóż diabeł za rok od rozmowy z Jędrkiem został arcybiskupem i mówią, że to o Życińskiego chodzi, a poszlaką jest to, że człowiekiem roku wybrała go Wyborcza.

Tak mu widać Kmicic skutecznie doradził to, co w takich okolicznościach dla niego taka Hania!? On ją lewą ręką i małym paluszkiem omotał. Tak diabelsko, że się wycofała z wyborów i postawiła na niego. Jędrek oberwał w wyborach, ale to tylko nam się tak wydaje. On przede wszystkim uwiódł na pokuszenie ponad 1330 krasnostawskich dusz, które na niego głosowały. Dlatego jak w piekle, to zaraportuje to dostanie awans, na co najmniej generała! Ale teraz wróble na mieście ćwierkają, że Jędrka niektórzy chcą widzieć na listach PSL z miasta…a co będzie to zobaczymy.

 „Opętana” Hania to już tak pohulała, że nawet Romek Żelazny bił się w pierś, że ją popierał, ale to już później. Za jej czasów ratusz postkomunistami w typie Gałana i Piwki zaczerwienił się, jakby kto maki zasiał. Ten drugi wlazł do dworku starościńskiego, który Jakubiec postawił na nogi, a Hania zasiedliła i siedzi do dziś i lewicę parodiuje… Pieniędzy ratusz wtedy miał, tyle że palili nimi w piecach. Tak się przelewało, że nawet nikt nie myślał o czynszu za parking pod Biedronką. Cieszył się Piwko, bo jego owad rodzinny pasł się jak kaban na wesele. Dobrze było! Ale jak już wszyscy myśleli, że „lepiej” być nie może to pojawił się Robert i pchnął klątwę na wyższy pułap, przebił szklany sufit i rozbił bank. Takiego cudaka jak on świat nie widział, a Hanna Mazurkiewicz już nie jest dopust boży, bo Robert ją zdetronizował.

No i kto teraz!? W zeszłym roku wiosną gazety rozpisywały się o ewentualnych kandydatach na burmistrzowski zydel. Oczywiście Kościuk jako naturalny kandydat, ale teraz to już ze swojego komitetu. „Nowy Tydzień” wiedziony podszeptami wykoncypował, że Marek Nowosadzki ma ochotę na to przedsięwzięcie. Ale nic z tych rzeczy, bo to jak się okazuje były prognozy o charakterze prasowej „zapchaj dziury”. Zwyczajnie coś trzeba było nasmarować, coby szpalty nie świeciły pustkami. Co prawda Marek nabrał nawet apetytu i smaka na takie prognozy z nim jako burmistrzem i chodził cmokał rozmarzał się, co by było, gdyby… Ale on się niestety do takich przedsięwzięć nie nadaje i gdyby go wybrali burmistrzem, bo co jak co, ale wybieralny to on jest to taki triumf byłby jak pierwszy szpadel wbity w grunt cmentarza, na którym w mogile spocznie. Marek ni siły ni woli do samodzielnego „kierownictwa” nie ma. Jeśli już to najlepiej czuje się w fotelu pasażera, ale dla bezpieczeństwa podróży lepiej go wozić w bagażniku. Żeby być burmistrzem trzeba być „twardym sukinkotem” A o jego przymiotach można powiedzieć to samo, co o przymiotach generała Sosnkowskiego, który słynął z podobnej przypadłości charakteru. Stanisław Cat – Mackiewicz zilustrował je sytuacją człowieka stojącego nad rzeką, który w sposób inteligentny i spokojny tłumaczy, dlaczego do tej wody wejść nie może…

No tak, ale w PZK jest grupa „pruskich militarystów” i ta ostatnio zwietrzyła szansę na powrót do władzy, bo czemu nie. Jakubiec już wyjął z szafy pikielhaubę i rozpisano plan godzinowy, który polega na tym, gdzie i kiedy ma się znaleźć, która dywizja. Bo trzeba wiedzieć, że po upadku PiS otworzyła się zupełnie nową perspektywę i „kręgi militarystyczne” w PZK zwietrzyły szansę, a poza tym, co jest innego do roboty niż startowanie w wyborach na burmistrza dla emerytowanego burmistrza w takim miasteczku, jak Krasnystaw ? A „von Moltke” Turzyniecki PiS nie cierpi i najchętniej wydusiłby ich wszystkich gołymi rękami. Przecież Jakubiec nie będzie w kółko oglądał powtórek „Klanu” ani chodził z psem na spacer. Będzie startował, bo czemu nie i do trzech razy sztuka.

 

 

25
2

Jak kanonik z pierwszym sekretarzem za łby się wzięli czyli krasnostawski spór czyj interes ważniejszy

 

Ksiądz Bronisław Bozowski powtarzał, że nie ma przypadków, a są tylko znaki. W Krasnymstawie to spostrzeżenie można rozwinąć i dopowiedzieć, że są znaki, które są znakami znaków. A niektóre znaki leżą na wznak !

Ksiądz kanonik Jarosław Wójcik z parafii Franciszka Ksawerego to bardzo obrotny kapłan, prawie jak karuzela w wesołym miasteczku. Można go spotkać w „siennickim tworze sztuki” i na imieninach starosty Leńczuka. Ten ostatni często odwiedza Jarka, bo tak zwany starosta musi mieć swojego Jarosława. Na Nowogrodzką daleko, a tu jest bliżej i można tam dojść pieszo w samych ciapkach. Poza tym chłopaki się lubią, bo przecież koncerty „Gloria Vitae” gdzieś trzeba organizować, a wnętrze kościoła nie tylko jest piękne, ale ma również dobrą akustykę.

Jarek jak żona Lota

Kanonik Wójcik doskonale akomodował się do obecnej sytuacji politycznej w regionie i w obmierzłym grajdole. Kiedy przybył tu w 2019 roku z Tarnogóry i został proboszczem kanonikiem „ u Franciszka”, powitał go kwiatami Lucek Cichosz, który wtedy akurat robił kampanię do wyborów parlamentarnych. Potem czerpał pełnymi garściami z dobrodziejstw rządów PiS i Tereski Hałas. Specjalnie nie zwracał uwagi na szczegóły, kto co i dzięki komu. Gdy Tereska załatwiła mu duże pieniądze na renowację fasady kościoła, nie przejął się tym specjalnie. Kiedy ją później podduszano, by ostatecznie usunąć z listy PiS i zrobić miejsce dla Rysia Madziara z Wołomina to jej wcześniejsza pomoc dla kanonika nie miała większego znaczenia. Przy wołomińskim idolu to Jarek milczał jak żona Lota zamieniona w słup soli. Siedział w tym stanie obok Ryśka w studio TVP Lublin, gdy ten pośrednio przypisywał sobie zasługi przy pozyskaniu środków na renowację jego kościoła. Widać uznał, że milczenie jest złotem, a tego kościołowi nigdy dość, a i politycznie zapomniał, bo akurat wypadało, że Jan Paweł II kiedyś powtarzał „Nie lękajcie się” Nic mu przecież nie groziło, to nie te czasy, gdy duchownym zdzierano paznokcie przypalano petem, bito do nieprzytomności, a potem topiono w Wiśle. Dobrze by było, żeby Wójcik się odezwał i powiedział, kto za tym stał, i można było, jak uważają niektórzy, z szacunku dla samego siebie nie brać udziału w tym cyrkowym widowisku.

Znaki na ścianach

No, ale teraz to już grubsza sprawa, i księdzu zaczyna się interes na łeb walić i pokazują się na tę okoliczność „znaki”. Na murach kościoła od strony ulicy Piłsudskiego pojawiły się spękania, aż po samo sklepienie. Ksiądz kanonik jak zobaczył, że miejsce pracy grozi zawaleniem, to mowę odzyskał i od razu zdiagnozował, gdzie jest pies pogrzebany. W miasteczku ogłosił, że winny ten ruch kołowy, a szczególnie wysokie tonaże, które wjeżdżają na rynek z zaopatrzeniem. Auta jeżdżą, ziemia drga, ściany pękają, sama fizyka w najczystszej postaci! Wykoncypował, że ograniczenie potrzebne w formie znaku zakazu do 3,5 tony!

Ale samo się nie zrobi, i trzeba działać, bo bezrobotnym zostać, to mu się nie uśmiecha. W te pędy wszystko załatwił, może nawet szybciej niż Pan Bóg świat stworzył. Opinię policja wydała jak należy, a jest ich kapelanem, a do tego jest spowiednikiem Leńczuka! W starostwie naczelnik wydziału komunikacji Bereza powinność swej służby zna, i też się nie ociągał i zaopiniował jak należy. Wszystkie pozwolenia ksiądz kanonik pozbierał jak koperty z kolędy, bo sprawa słuszna, jak najbardziej, a zabytek trzeba ratować dla przyszłych pokoleń! Tym bardziej, że tak pięknie odrestaurowany staraniem Teresy Hałas, że zaniechać to grzech marnotrawstwa! Dlatego znak stał się tylko formalnością i jest już gotowy ! Nic tylko go wieszać, stawiać, i niech tam ostrzega i ode złego broni!

Leńczuk safanduła sprawę pokpił

Tylko znów kałabania, bo chętnego, coby go zamontował, nie znaleźli w całym starostwie! Jak zwykle wylazło safandulstwo rządzących. W międzyczasie o znaku dowiedział się taki co ma interes w tym, coby go nie było, bo tam na ulicy Piłsudskiego vis – a – vis kościoła ma nieruchomość w stanie surowym. Ten ktoś to nie kto inny tylko radny  Maruś Zdzisio Piwko i ta surowa nieruchomość z białego pustaka to jego. Jest radnym powiatowym, i jak mu postawią znak, to pewnikiem zacznie buchtować i robić Leńczukowi na złość, bo przecież Leńczuk sam go wyhodował do takich rozmiarów politycznych, że teraz postkomunista wszędzie się szarogęsi. Leńczuka wobec takiej perspektywy tradycyjnie niemoc decyzyjna dopadła…i znak padł na wznak!

Piwko i Biedronka bis

Piwko doświadczenie w takich sytuacjach ma i zapisał się złotymi zgłoskami w historii krasnostawskiego grajdołka. Szczególnie jeśli chodzi o lobbowanie na rzecz familijnego biznesu z ulicy PCK. Szeroko rozpisywał się o tym Romek Żelazny w „Echu Krasnegostawu” 18 lat temu. Chłostał Marka Zdzisława wtedy radnego miejskiego za „Biedronkę” bezlitośnie, bo ten jako radny latał za swoimi sprawami, nie bacząc na etykę. Dobrze wiedzieć, że i tam oprócz innych zgryzot był problem z dowozem zaopatrzenia, bo ulica taka bardziej osiedlowa. Teraz widać, że postkomuszek zapobiegliwy i „wy naumiał” się jak trza. Lata do księdza i po starostwie, histeryzuje, byle tylko familijny biznes w przyszłości nie ucierpiał. Bo jakby w tym budynku znów, jaki sklep wcisnąć, to jak do niego dowieźć towar jak mu zakaz postawią? Toć Piwko nie będzie w garści, ni na grzbiecie nosił. Do takiej roboty to czerwony kasztelanic nie nawykł, i niech proletariat zasuwa, a on będzie swymi ustami pił w jego imieniu szampana i wcinał kawior. Marek Zdzisław chciałby, żeby w zasadzie zostało po staremu, bo jego zdaniem jest dobrze, i nic się złego nie dzieje. U niego źle się dzieje tylko wtedy, jak ma z tego jakąś korzyść i to on decyduje co akurat jest złe.

Zmarnieje nam Marek Zdzisław

Jesteśmy jednocześnie świadkami sytuacji, w której ścierają się dwa interesy a jeden to nawet się sypie. Oba w randze świątyń, tylko innego „obrządku”. Z jednej strony kościół jako świątynia katolicka z długą tradycją i poza ziemskim kapitałem, a z drugiej ewentualna świątynia konsumpcji w postaci jakiegoś sklepu, pewnie oddanego we franczyzę. No i zobaczymy, który, któremu da radę. Wójcik głupi nie jest, ten znak ma stać taki, jakim go wymyślił, i żadne wyłączenia nie wchodzą w rachubę, bo w sumie wyłączenia dla transportu zaopatrzenia nie zmieniałyby nic. A on wyszedłby na głupiego. Ograniczenie nie obejmuje służb komunalnych, bo nikt nie chce utonąć w śmieciach a Krasnystaw nie Neapol. W sumie znak z wyłączeniami byłby tylko urozmaiceniem krajobrazu, ewentualnie robiłby za grzędę dla miejskiego ptactwa, a pies Piwki, z którym chodzi na spacery, miałby co obsikiwać. Piwko jednak chce powrotu do stanu pierwotnego i zrozpaczony takim obrotem sprawy, bo dowożenie małym transportem psuje mu szyki. Ewentualny najemca będzie kręcił nosem. Jak nic z tego wszystkiego straci apetyt i zmarnieje nam spadkobierca pierwszych sekretarzy… Sytuacja jest patowa i albo kościół, albo interes postkomunisty. Rozsądek podpowiada, że jednak kościół ważniejszy, a nie pełny brzuszek Marka Zdzisława.

Wszystkiemu winna zbyt powolna laicyzacja

Wszystkiemu winna zbyt powolna laicyzacja społeczeństwa i tu się Piwko powinien zezłościć na głupi naród co zbyt wolno ulega duraczeniu i jeszcze do kościoła chodzi. Musi się w oku łza kręcić Zdzisławowi za dawnymi czasy, kiedy za towarzysza Lenina w kościołach i cerkwiach montowano magazyny albo zostawiano na pastwę losu i warunków atmosferycznych. Dla niego najlepiej, gdyby kościół się w cholerę zawalił. Bo w sumie nic nie trwa wiecznie, a ksiądz, jak taki obrotny, to znajdzie robotę gdzie indziej. Niech się zawala tylko on, a muzeum niech zostanie, bo w nim Piwko ma wśród części ogłupionej własnymi pomysłami załogi wiernych admiratorów. Im krzywda stać się nie może, bo kogo on będzie wyzwalał i gdzie będzie knuł swoje prymitywne bolszewickie intrygi?

Ale i tu jest problem a trzeba wiedzieć, że Piwko cichcem do Krasnostawian się przykleił. Już tam się z nimi pokazuje i łazi za Marcinem Wilkołazkim, który ostatnio wymyślił, a bardziej spostrzegł, że Krasnystaw powinien postawić na turystykę. Jak tak, to kościół jest niewątpliwą atrakcją i w takim razie w hierarchii potrzeb stoi wyżej niż interesiki Piwki.

Na zakończenie wypada poradzić postkomuszemu Piwce, że przyparty do muru może „kupić” kanonikowi Wójcikowi arcybiskupi kapelusz. Pieniądze Marek Zdzisław ma, i jako przewidujący przedsiębiorca powinien mieć taki odpowiednik funduszu kościelnego. To jednak sprawy nie rozwiąże, bo jest ryzyko, że następny proboszcz może znaki na ścianach zauważyć i historia się powtórzy. Definitywnie sprawę załatwiłoby wykupienie kościoła, ale tu musieliby się zrzucić wszyscy krasnostawscy towarzysze, a chyba na taką solidarność i ofiarność nie może Piwko liczyć… Mógłby na koniec ograniczyć Piwko swoje apetyty, bo ma na to wpływ od początku do końca. To, że w centrum miasta wywalił wielkogabarytową nieruchomość mądre nie jest, a raczej dowodzi braku spostrzegawczości. Teraz chce cudzym kosztem wychodzić z opresji, w którą sam się wpakował. A jeśli Leńczuk dalej będzie się ociągał w sprawie zamontowania znaku, bo on tak się zachowuje jak, wtedy gdy bronił Gołębia i pomagał posłance, to w takiej sytuacji ten zostanie postawiony w jego gabinecie, ewentualnie u kanonika w zakrystii, bo Leńczuk znany jest z takich kompromisów.

 

35
7