Słone paluszki i kultura

Dziś na poprawę humoru o wybiórczej wrażliwości wójtowych „jastrzębi” oraz o tym, jak słuchać ze zrozumieniem i co Wiesia Popik ma wspólnego z archaniołem Gabrielem. A także o tym, komu Grażyna oddała serce i co paluszek solony ma wspólnego z kulturą…

Grudzień dobiega końca następna sesja tuż, tuż, bo 30 grudnia, a tu nie było słowa o sesji rady z 3 grudnia. To teraz parę wesołych słów właśnie o niej…Podatki wspaniałomyślnie nie zostały podniesione, co jest gestem godnym odnotowania i uwiecznienia. Ale znając zapał Proskury za jakiś czas zrobi to ze zdwojoną siłą i to wodospadu, jak te tabletki z reklamy, co z taką właśnie siłą czyściły protezy zębowe. Bo co jak co, ale zęby na tym, jak ludek siennicki sprytnie wykiwać, obduraczyć i wmówić mu, że inaczej się nie da, to nasz wiejski strateg zjadł i to wszystkie, łącznie z ósemkami.

Sławek -kaznodzieja-mechanik-człowiek…

Sam z siebie głos zabrał Sławek Knap w sprawie gardłowej. I widać to owoc nasiadówek garażowo-warsztatowych, aż po świt, w klubie dyskusyjnym „Pod Urwanym Korbowodem”  Nasz mechanik-cudotwórca palną taką filipikę, że nie jeden wikary mógłby mu pozazdrościć takiego owocnego kazania. Mówił co prawda tylko kilkanaście sekund i bardzo szybko, na jednym oddechu, jak lektor z reklamy, ale powiedział co chciał. Brzmiał Sławek w tym wywodzie, jak silnik po kapitalnym remoncie! Oczywiście dodawał co rusz od siebie ozdobnik „co nie!?” I brzmiało to mniej więcej tak: trzeba poprawić zjazdy -co nie, do posesji-co nie, bo ludzie co nie prosili” Co nie-pozostanie zapewne bez odzewu i na pewno wójt tej płomiennej i jedynej w swoim rodzaju interwencji wyjdzie w sukurs i zjazdy naprawi. Bo czego to się nie robi dla tak uroczego radnego, który ma wymagania żadne, a zadowala go wójtowski uścisk dłoni i fakt, że może postać obok Banacha, swojego niegdysiejszego nauczyciela, a teraz przewodnika i mentora…

Polowanie z jastrzębiami

Wójtowe „jastrzębie” siadły na Korkosza albowiem radny z Rudki popełnił rzecz haniebną i urągającą dobremu obyczajowi. Normalnie należała mu się anatema, przepadek mienia i chłosta pod kościołem, tak z 20 batów na goły tyłek ale władza nasza jako, że jest ludowa i wyrozumiała więc skończyło się na słownym upomnieniu, bez wpisania w akta…Poszło o to, że Rudka- wioska Andrzeja korzystając z Funduszu Sołeckiego i własnymi siłami budując altankę na placu pod remizą przekroczyła zakładany koszt inwestycji o 1400 złotych. Właśnie ten czyn łobuzerski z pogranicza kradzieży zuchwałej przelał czarę goryczy i Marysia Kiliańska, słynąca z odwagi i bezstronności upomniała, żeby na przyszłość już tak nie robiono, bo to bardzo zły przykład. Ale ona wcale nie były jedyna albowiem wcześniej, na komisji w tym tonie pouczyła radnego niezawodna Marzena, radna z Woli. Grzmiał na komisji nad Korkoszem radny i „jastrząb z Kozieńca”- Sęczkowski. Równie słynący z rozwagi, mądrości co z krystalicznej uczciwości i bezinteresowności…

Tylko że rzecz w tym, że to wszystko dęte i nosi znamiona zwykłej infantylnej, głupawej złośliwości, takiej samej jak opisywana wcześniej na tej stronie sytuacja, kiedy służby Proskury kazały Korkoszowi poinformować mieszkańców podpisanych pod petycja w sprawie śmieci o dalszych jej losach. Skarbnik wyjaśniła na sesji, że Rudka niczego w sumie złego nie zrobiła, bo musiała dokończyć inwestycję, a winne rosnące ceny, a nie poszerzenie jej zakresu. Ale radni od Proskury musieli zrobić swoje, bo tak i już. Skoro mają większość bezwzględną, to trzeba to na każdym kroku demonstrować, nawet jak korzyści z tego żadnych. 

Riposta Korkosza

Korkosz moralizatorom odpowiedział spokojnie, ale dosadnie, i powołał się na podwójne standardy. Przypomniał wszystkim troskającym się o finanse milczenie, gdy wójt brał z kasy gminnej ponad 26.000 tyś ekwiwalentu za urlop na który powinien pójść. Dopytywał czemu nie gardłowali gdy kupowano nieruchomość za 750.000 tyś, ewidentnie przepłaconą i w śmiesznych okolicznościach. O wicedyrektorze w szkole który był tyle lat i nie za darmo, a potrzeby nie było- też wspomniał. Dodał również, że kiedy w budżecie były przesunięcia na termoizolację remiz na innych wioskach i inne inwestycje, to on nie dyskutował tylko podnosił solidarnie rękę „za”, bo skoro się zaczęło to mimo wszystko trzeba skończyć.

Grażyny serce w rozterce i „nie” dla Godlewskich!

Gdy Korkosz powiedział swoje, to jastrzębie odpowiedziały ale tak, że trudno to powtórzyć albowiem zawsze jest problem z kimś kto mówi nie na temat. Pierwsza jak zwykle ruszyła z odsieczą Wiesia Popik i kwieciście przemawiała z takim zapałem, że szkoda wielka ,że kto nie wpadł na pomysł by to wystąpienie okrasić muzyką Wagnera, a jej samej szaty powłóczystej i miecza ognistego w dłoń nie włożyć. W tym uniesieniu przypominała, jako żywo archanioła Gabriela ale w żeńskiej wersji i na Żdżanne, ale tylko dla tych, którzy chcieli w tym wystąpieniu go zobaczyć. Tak na prawdę gadała po swojemu i ćwierkała z taką słodyczą, jak tylko to ona potrafi, a pewnie radnemu Kołtunowi z Wierzchowin, co jest pszczelarzem zawołanym, po tej erupcji słodyczy mogły się roje pszczele z zimowego letargu pobudzić. Wiesiunia przesłodka biadoliła, że na chodnik w Wierzchowinach to znowuż ona dała i rękę za nim podniosła. Tak jakby miała w tej kwestii jakiś inny wybór. Na koniec wspięła się na wyżyny umiejętności profetycznych i powiedziała, że wie, że będzie opisana! Jak na to wpadła to zdradzić nie chciała, a Dziennikowi Siennicy nie wypada zawieść ją w tej kwestii, bo to byłoby niegrzeczne. I powiedziała Wiesława jeszcze, że ona sobie nie życzy żeby nazywać ją siostrą Godlewską, bo to jej uwłacza ! A stanowcza przy tym była. jak wspomniany archanioł Gabriel, wtedy gdy wypędzał Adama i Ewę z biblijnego raju. Widać radna Godlewskich nie lubi, bo tamte są młodsze. Ale znowuż jeśli chodzi o odwagę, to Wiesia im dorównuje, a nawet w porywach potrafi je dystansować.

Grażyna „Solejukowa z Borunia” też się zagotowała, jak woda na pierogi, pewnie w geście solidarności z koleżanką, i powiedziała: żeby wszyscy wiedzieli ile to oni serca w remizę wkładają. Nie wiadomo jak to rozumieć i do czego to komu potrzebne!? Bo serca, płucka i wątróbki: ogólnie- podroby, to się często do farszu w pierogi pakuje. Ale jak to przykleić do tego co Korkosz mówił, to już Grażyna nie wyjaśniła.

Obydwa wystąpienia były jak zwykle i wpisują się w długą tradycyjne gadanie dla samego gadania i dochodzi już do tego, że adwersarze Korkosza nie rozumieją o czym on do nich mówi. A mówi poprawną polszczyzną i bez metafor, to jest prosty komunikatywny język, bez udziwnień. Nawet tłumaczenie Alicji Pacyk nie pomaga, taki jest opór materiału. Obie ludowe walkirie w samorządzie siedzą od lat, więc należałoby wreszcie nauczyć się słuchać ze zrozumieniem, a nie pleść co ślina na język przyniesie.

Wiercipięta z Kozieńca

Miał i wielkie chwile radny Sęczkowski, to był widać jego dzień, a to owocowało bardzo ciekawymi bon motami. Na przykład w trakcie krótkiej dyskusji przy głosowaniu mało istotnej uchwały, wręcz banalnej, która dotyczyła transportu, górnolotnie stwierdził, że w głosowaniu nad nią radni na komisji głosowali zgodnie ze swoim sumieniem. Zabrzmiało tak jakby głosowali za wojną albo pokojem. Ale dzięki tej deklaracji dowiedzieliśmy się, że radni posiadają sumienia i nawet mogą swobodnie nimi dysponować, co w obozie zwolenników Proskury częstą praktyką widać nie jest. A w czasie „spięcia” Korkosza z radnymi w sprawie 1400 złotych, gdy Andrzej wytknął Proskurze, że cudzymi rękami go atakuje, bo tak odebrał te komiczne pouczenia od kilku zwolenników wójta. Sęczkowski zaczął się zabawnie tłumaczyć, bo się poczuł dotknięty, a był jednym z pouczających, że wójt z tym nic wspólnego nie ma i wynikło z tego, że oni tak sami z siebie. On mógł być szczery w tym co powiedział. Tyle tylko, że to świadczy o daleko posuniętej samodyscyplinie, jak za pierwszej komuny kiedy doły partyjne robiły, to o czym nawet góra nie zdążyła pomyśleć, bo tak je wytresowano.

Sęczkowski walczy z kulturą o życie

Na sam koniec sesji, w wolnych wnioskach Alicja Pacyk przeczytała swoją odpowiedź na pismo „profesora rzekomego” Jutrzenki w którym ten „wielgi artysta” z charakterystyczną dla jego „wielgości” skromnością zarzucił radnej, że naruszyła jego dobra osobiste, jako artysty i człowieka. Czytała więc swoje stanowisko, jak Pan Bóg przykazał ale na radnych od Proskury, to już było za dużo, to były męki niewysłowione.

Zaczęli się w trakcie tego w sumie krótkiego czytania, wiercić jak dzieci. A to sobie coś szeptali, bo akurat teraz poczuli potrzebę i para „umoralniaczy” Sęczkowski z Kiliańską też. Ale nie dość na tym, bo wspomniany duet akurat wtedy wpadł na pomysł by się pakować. Sprzątali więc do toreb co tam mieli w zasięgu wzroku i było ich własnością. Sęczkowski torbę wziął na kolana i pchał w nią dobytek w te pędy, jakby po sesji czasu nie było. Jednym słowem przestali Alicji słuchać, co jest zachowaniem z pogranicza prostactwa i zwykłej głupoty, a kto nie wierzy niech zerknie na zapis sesji. Ale wspomniany Sęczkowski, jak sobie poszeptał z Kiliańską i Wiesią, a w torbie swoje skarby poupychał, to wpadł na pomysł żeby zacząć chrupać paluszki, robił to z zapałem głodnego chomika.

Może się bał, że mu Kiliańska wszystkie paluszki zje, bo i ona zaczęła podjadać i zbyt często sięgać do paluszkowego paśnika? Wciskał więc je prosto w dziób, z taką pasją, jak zamek karabinu maszynowego połyka pociski. W pewnym momencie coś poszło nie tak, widać podajnik się zapchał, i się Darkowi korek zrobił. Jak na bramkach na A2 albo na Kanale Sueskim, gdy kontenerowiec w lipcu tego roku stanął w poprzek i go zablokował. Lekko radny odkaszlnął ale maseczka do tego zaczęła przeszkadzać, bo ją miał na „górnym wlocie”, chcąc być w zgodzie z przepisami. Próbował przepchnąć następnym paluszkiem ale nie pomogło, więc w akcie rozpaczy zalał wszystko wodą mineralną. Ale gdzie tam! Pomysł był nie trafiony! Widać tam na górze, już nie korek tylko karambol się zrobił, a jak się woda z paluszkami spotkała, to się zrobił beton. Nic to!? Radny maseczkę zdjął, gały wybałuszył i kaszlać zaczął, jak topielec!

W końcu wstał ostatkiem sił, ogarnął kryzys, zabezpieczył tyły. Potem brzuch wciągnął i jak baletnica, kaszlając, przepchnął się do drzwi, w kierunku toalet, życie bezcenne ratować. Jak wrócił, za jakiś czas, to zadowolenie malowało się na licu i błogość niebiańska, bo zgon był blisko ale skończyło się szczęśliwie. Tak się kulturalnie najadł…

Alicja tymczasem już skończyła czytać, a on prawie nic z tego nie słyszał, bo taką zrobił sobie pauzę i tyle miał zajęć. I takim sposobem kultura zaszkodziła radnemu, z obu stron biorąc go w kleszcze. Bo musiał słuchać o kulturze, a z drugiej strony sam jej nie zachował albowiem w trakcie wystąpienia drugiego radnego robił wszystko tylko nie siedział spokojnie i słuchał jak ta nakazuje.

Wobec tego, do końca nie wiadomo, jak z kulturą w Siennicy jest!? Jej instytucji jest trzy, bo niebawem podwoje otworzy Dworek z Jutrzenką w środku, remiza na Dużej Siennicy pracuje pełną parą i Centrum Kultury jest od dawna. Do tego KGW, UTW i inne przybudówki. A tu jak widać zabrakło kultury, żeby spokojnie i cierpliwie wysłuchać drugiego radnego. Czyli rację mają niektórzy, mówiąc, że tyle tych jednostek kultury, że skąd jej nabrać !? I jest z tym problem, przynajmniej w radzie, bo taki Maniuś Mielniczuk parę sesji wstecz, nim Banach oficjalnie sesję zakończył, to wstał i zwyczajnie wyszedł, bo mu się znudziło i nikt go nie upomniał. Ale gdy na tej ostatniej sesji Korkosz skwitował postawę radnych mianem marionetek, to Banach go upomniał żeby tak nie mówił. Ten sam Banach któremu Korkosz co to wiecznie za młody i bez kultury, parę chwil wcześniej przypomniał, że Banacha wyborcy zwrócili się do niego żeby ten upomniał go, w ich imieniu. Gdyż ci skierowali do gwiazdora z Siennicy Dużej zapytanie na e-maila w sprawie drogi, a Piotruś przez prawie dwa tygodnie nie raczył się z nimi skontaktować…

 

39
8

Black Friday w Siennicy

Po dynamicznych komisjach, które odbyły się na dniach, ponieważ 30 grudnia ma się odbyć sesja rady gminy. Wypłynęła jak bakteria coli ciekawostka, którą należy się podzielić z siennickim społeczeństwem. Otóż, naszą miłościwie panującą władzę ogarnął szał wyprzedaży i doświadcza nas atmosfera słynnego „Black Friday”. W związku z tym w Siennicy Dużej, działka potocznie nazywana „po posterunku milicji” idzie niebawem pod młotek. Wszczęto procedury mające na celu przygotować nieruchomość do sprzedaży, a głosowanie nad wyrażeniem zgody na jej zbycie, ma się odbyć na najbliższej sesji rady. Warto przypomnieć, że powierzchnia działki wynosi niecałe 60 arów, a miejsce uzbrojone i atrakcyjne, wręcz po same zęby. Tym samym kęsek to nie lada i perełka, można powiedzieć. Chętni są i to w liczbie większej niż jeden, a pytają uporczywie. Wyceny nie ma póki co, ale jak dochodzi z kręgów decydenckich: jak będzie uchwała wyrażająca zgodę na zbycie, to się wycenę zrobi. No!? Czyli władza idzie za ciosem, a słowa, że jeszcze co wymyśli, okazały się prorocze…Jakby kto wątpił w talenty handlowe wójta, to odradzam, bo to strateg, geniusz i wizjoner. W tej transakcji są trzy strony: sprzedający, kupujący i społeczeństwo…Na pewno pierwsze dwie będą zadowolone, a stronie trzeciej nigdy nie dogodzisz, i o to chodzi😉

 

21
7

Cud w Kozieńcu!?

Jak tu nie wierzyć w chłopską mądrość radnego z Rudki- Jędrka Korkosza, który swego czasu powiedział i co rusz powtarza, że nasza umiłowana władza na czele z jaśnie oświeconym Wójtem Leszkiem Proskurą funkcjonuje wedle zasady brzmiącej: co nie ubijesz, to nie ujedziesz. I tak oto pokazały się esemesy, które w treści informują, że woda smaczna, zdrowa i czysta. Widać system informacji poruszony niewidzialną siłą zaczął działać, jak szwajcarski zegarek od Patka. W tym miejscu może należy przypomnieć sobie również inną obiegową prawdę, znaną wszem i wobec, że skoro władza „przemówiła ludzkim głosem” to albo święta blisko albo wybory… A jakby  Proskura obiecał, że nic bezmyślnego do końca kadencji nie zrobi to byłby  jeszcze i mały lokalny cud !

 

30
5

Podsłuchane w starostwie z przymrużeniem oka. Rozmowy przy ubieraniu choinki

 

Marek, masz tu bombki, światełka i ubierasz w tym roku choinkę. A tam stoi drabina… 

Ja ? A czemu ja! Poza tym ta drabina wygląda na okropnie niestabilną, jak nasza większość w radzie!  Ja od szkół i dróg jestem, a nie od wieszania bombek. A jak do tego spadnę i się boleśnie potłukę!?

Marek co ty gadasz? Przecież ty w każdej sytuacji lądujesz na czterech łapach. Koty tyle szczęścia nie mają co ty… no i o wieszanie bombek poszerzyłem ci zakres czynności. Nikt tak jak ty się elegancko nie ubiera. Ty masz zawsze tak na sobie wszystko skomponowane, że palce lizać. I skoro tak, to ty choinkę ubierzesz…

 O ! Już ty mnie nie podchodź. Zrobili ze mnie tłustego kota!

Oj tam, ty jak zwykle, ale dobrze żeś wspomniał, bo jak już powiesisz te niebieskie bombki, to nie zapomnij jeszcze tych w kształcie tłustych kotów!

Andrzej ale czemu!?

Bo to symbol i przesłanie dla radnych! Taki mój żart i zemsta człowieka kultury!

Andrzej ale ja też głosowałem i oberwałem, a jako wicestarosta diety nie biorę!

Marek!? A coś ty się taki wrażliwy zrobił? Ja jestem starosta spoza rady, a leją mnie jak w kaczy kuper ! Choć raz mam satysfakcję, że nie mam z tym nic wspólnego. Jeszcze damy tysiąc siedemset światełek, tyle ile dieta radnego!

A to ty taki człowiek kultury!?

A taki! Ja też swoją wrażliwość mam, i im dłużej z nimi siedzę, to ona mi się co raz niżej obsuwa jak portki. No ale ty już nie płacz nad swoim losem, bo dzięki tej drabinie i wieszaniu bombek zajdziesz najwyżej w swojej politycznej karierze. Pod sufitem będziesz i przez parę chwil wyżej niż ja, starosta…

Andrzej, a ta wielka czerwona bombka z namalowaną biedronką, co się w pudełku ledwo mieści, to po co ona taka duża ?

No jak to po co!? Ona symbolizuje spełnione ideały i cele lewicy, oraz stan konta ich lidera. Nawet ma tam z boku korek wlewu. Jakby znów była jakaś podwyżka z ratusza.

 Sprytne!? Andrzej, a ty to masz łeb! Niby taki z ciebie spokojny ciaputek, ale potrafisz! Powieszę ją od ściany w ciszy i spokoju niech sobie dynda…

No bo do fryzjera rzadko chodzę i muzyki słucham. Wódy nie piję i jeszcze mam jasny umysł. Choć czasami jak posłucham tych naszych radnych, to mam ochotę się w gorzale wykąpać.

Andrzej, a te zielone bombki, to gdzie wieszać?

Marek na samiuśkim dole i sznureczki daj dłuższe, żeby podłogi dotykały!

A czemu tak?

Oj Marek, niech Janusz widzi swoje miejsce i poparcie. Jak on to zobaczy to szału dostanie i się zagotuje. Zły będzie i znów zacznie głupoty gadać.

A toś wymyślił ! A ja mogę coś powiesić od siebie?

Możesz…półtorej bombki, w waszych kolorach.

Czemu półtorej?

Bo jedna to symbolizuje ciebie i dobrze żeby mocno błyszczała, a te pół to Witia. Drugie pół od Witka to nie wiadomo gdzie jest! U nas tej połówki nie ma…Sam wiesz jakie on ma pomysły.

Andrzej, a jakby skropić choinkę olejkiem z tymianku?  I jeszcze nawieszać strzykawek z połamanymi igłami, wiesz taki ukłon w kierunku Bogusia i tej jego fobii do szczepionek. Może się ucieszy i  przestanie marudzić i prychać. Co?

Olejek tak a reszta nie! On się z Krzysiem zwąchał i jak tak to tu nawet egzorcyzmy nie pomogą. Zresztą Boguś to jest zjawisko astronomiczne…

Andrzej, a jakby Krzysia spróbować docenić na choince, żeby tyle tych głupawych pytań nie zadawał?

Marek co ty gadasz, przecież to wykracza poza nasze możliwości i zdrowy rozsądek!  Trzeba by choinkę powiesić do góry nogami i ciebie też. Niech on tam dalej te głupoty gada…

Ano tak! Andrzej, a na Ewę masz jakiś pomysł? 

 Mam, sam zobacz !

Uuuu ale cacko!… Ale bombka! Ewa siedzi na kuli ziemskiej w czerwonej sukience. Prawą dłonią stawia snopki w kopki, a w lewej ma zaproszenie na studniówkę!

Marek ty wiesz jak się ten chłop od bombek umordał, nim to wydmuchał. Mówił że takiego zamówienia jak żyje nie miał. O mały włos rozedmy płuc nie dostał, ale wyszła jak żywa!

Andrzej, na czym ona lewą stopę trzyma?

No nie wiesz? To makieta Berlina!

A to już wiem o co chodzi! Że niby ona taka jak Merkel!

A nie jak Merkel? Ona tylko po niemiecku nie gada. Chociaż jak po naszemu mówi to też nie do końca rozumiem co chce powiedzieć…

Andrzej, a jaka będzie szopka, bo raczej być powinna?

Marek zastanawiałem się czy szopka potrzebna w tych warunkach, bo jak sam wiesz szopka to u nas cały rok, dzień w dzień…Ale mam tu takie coś! Patrz…Całą noc to kleiłem i zbijałem, aż sąsiedzi pytali: czemu tłukłem się w nocy!

O matko ale zgrabnie wyszło!? Święta rodzina, dzieciątko? Ale tych dzieciątek to jest cała masa!? I to nie jakaś szopka, tylko…

Tak Marek, to nie szopka w Betlejem tylko oddział ginekologii i położnictwa z naszego szpitala!

Ale dzieci tyle!?

No chociaż tu!

A te postacie w tle, co tak stoją wkoło, to pastuszkowie ? 

Marek, jacy pastuszkowie, to są te doktorowe Dyzmy!

Uuuu… Andrzej jak on to zobaczy, to krew go zaleje!

A czym ty się martwisz? Krwią to się hematologia zajmie… 

Andrzej ja się tej choinkowej operacji trochę obawiam , będzie zaraz na mnie!

Marek weź się w garść. Jakby co to się zachowasz po niemiecku i powiesz, że wykonywałeś rozkazy! A poza tym jesteś koalicjant. I powiem ci, a zapamiętaj sobie to raz na zawsze, że jak Ewa zostanie starostą, to ci zabierze drogi, szkoły i jeszcze ci chałupę znacjonalizuje. Będziesz za nią w upalne dni parasol nosił i przemówienia jej pisał. A na dokładkę zamawiał dla niej sukienki na Allegro. Tak  że trzymaj ty się mnie, bo źle to dopiero może być!

 

 

 

 

 

30
9

Od tej coli brzuch boli…

Dziś informacja o tym, że na ujęciu wody w Kozieńcu zaopatrującym około 90% gospodarstw domowych z terenu gminy wykryto bakterię coli. System gminnej informacji SMS jakoś milczy i kto może przesyła na zasadzie podaj dalej. Ale widać jaki pan taki kram. Wójt wodę ma z innego ujęcia i jak mu kto zarzuci, to powie, że na stronie internetowej gminy wisi. Tylko kto tam zagląda, i po co te SMS-y, skoro w takiej sytuacji milczą?  A tymczasem z tą colą żartów nie ma, w Łopienniku było kilka przypadków zatrucia po spożyciu takiej wody. Informujemy więc, wyręczając wójta i jego pożal się Boże służby😉


27
10

Jarmark w Berdyczowie

Kiedyś pisaliśmy o Witi Boruczence jak jechał na kocie prezesa, jak się okazało to nie dość, że się utrzymał w siodle to jeszcze na tym środku lokomocji dojechał na jarmark w Berdyczowie. Czy kota sprzedał za rower i dwa worki pszenicy tego nie wiemy. Wiemy natomiast to, że dziś wszystko na wesoło, wszak inaczej nie sposób.

 

Człowieku, życie to nie polityka! Takimi słowy zwrócił się na sesji nadzwyczajnej 29 listopada do obecnego starosty Andrzeja Leńczuka Janusz Szpak były starosta, a obecny radny powiatowy i w swoim mniemaniu „pater terra krasnostawiensis”. Akurat z tą złotą myślą ludowego Seneki z Latyczowa trudno się zgodzić, bo polityka to interakcja z innymi, a życie z nich jest utkane i nawet definicja nic nie wyjaśnia. Tym samym życie jest jednak polityką w skali mikro. Ale widać jak brak argumentów i chce się komuś swoją wyższość zademonstrować, to wypada sięgnąć po wyświechtany ogólnik, tak samo prawdziwy jak hasła z reklam. Co jednocześnie „zadziwia” w tym wystąpieniu i wielu innych, a staje się ciągłe uporczywe i permanentne, to co raz częstsze „napady braku ogłady” i szczątkowego szacunku w relacjach z obecnym starostą Leńczukiem. Jeszcze tylko krok i Szpak go odczłowieczy. Janusz tak się zachowuje, jakby nie obowiązywały go cywilizowane normy…

Miss Mokrego Podkoszulka” i brednie Szpaka

Gdyby ta koalicja rządząca powiatem była „zdrowa” to komisja etyki zajęła by się tym zjawiskiem i innymi, a jest tego bez liku. Szpak wygaduje momentami takie głupoty, że w innych okolicznościach skończyło by się to pozwem. Bo jak można z pełną premedytacją powiedzieć publicznie, że Majewski z Muzeum Regionalnego został wyrzucony? Wiadomo że odszedł do takiej samej placówki w Biłgoraja na własna prośbę. Tamtych pisowców widać bardziej lubi, zna i ma bliżej, w końcu on kiedyś tam Kaczyńskiego witał chlebem i solą. Taki jest obrotny, że kurek na wieży mógłby się uczyć od niego jak szukać politycznych wiatrów.

Koalicja w takich „okolicznościach” jest „chorym człowiekiem” ślepą uliczką samorządowej ewolucji. Jej żywot i funkcjonowanie to taki abstrakt jak udział Anny Grodzkiej w konkursie „Miss Mokrego Podkoszulka” ale komisja to rzecz wtórna albowiem od porządku i upominania radnych jest jeszcze i przede wszystkim Przewodniczący Rady Powiatu Boruczenko Witold. Na którego roli wypada skupić się na chwilę. Ten na takie „wyskoki” i inne zachowania nie reaguje, uwagi nie zwraca i nie tylko o Szpaka chodzi. Sesje w efekcie są rozlazłe i chaotyczne jak westernowa bijatyka w barze. Gada kto chce i kiedy chce, a przecież Boruczenko jest od pilnowania porządku i za to bierze pieniądze. Te są wcale nie małe, po podwyżce to 3200 złotych. Takie kwoty, i to bez podatku, po ulicach same nie chodzą, nawet w Łopienniku po zmroku. Doprowadził do takiej sytuacji „łopieński interrex”, że przewodniczący rady trzeba chyba zacząć pisać małą literą i to bez względu na kontekst. Widać Boruczenko chce być kolegą wszystkich, co wyraźnie widać, i o czym za chwilę. Jest jeszcze coś takiego jak dewaluacja funkcji, ale on zdaje się tego nie dostrzegać. Witold alias Witia jest w tej „fraternizacji” taki przebiegły jak ten ruski z ruskiej anegdoty, co to ukradł spirytus. Zapytany na komisariacie przez milicję kuda spiryt, odpowiedział, że go sprzedał. A jak dopytali co zrobił z pieniędzmi, to powiedział, że przepił!? Trzeba przyznać, że logika pokrętna i taka w skutkach jak Witkowa metoda „fraternizacji”.

Proste jak budowa szubienicy

Ta metoda jest prosta jak budowa szubienicy. Podczas prowadzenia sesji co jakiś czas po przeczytaniu uchwały Witold stosuje taki trick, że filozoficznie zawiesza głos, rozgląda się i nagle porządkuje papiery na stole, które ma przed sobą. Ma ich tyle co Janeczek siwych włosów, ale jemu akurat wtedy przychodzi do głowy robić ordnung. Po prostu spada to olśnienie na niego jak na Nieścorową marzenie o byciu starostą. Przekłada więc je, poprawia, przesuwa do kantu i trwa to kilka lub kilkanaście sekund. Szkoda, że nie wpadł na to żeby portki ładzić albo buty ściągać i skarpety, co by stopy rozmasować. To byłby choreograficzny majstersztyk i ludzie by relacje z sesji oglądali z wypiekami na twarzach, jak kiedyś losy niewolnicy Isaury. Gra tym na czas, jak widać, taki niewinny geścik ale w skutkach opłakany. W piłce kopanej to jest karane żółtą kartką, ale on nie jest na boisku, tylko w sali i gra o siebie, a to już jest powód, przynajmniej dla niego. Swoją drogą to czas do przedyskutowania i zadawania pytań jest na komisjach, po to one są. Rada jest od procedowania, a ten czas dany przez Witię wystarcza żeby radnym pootwierały się bramki na autostradach pytań i zaczęła się kanonada głupawych przemyśleń i dociekań. Wszystko w jakości kalamburów u trzylatków, gołym okiem widać jak niektórzy wymyślają o co zapytać. Oczywiście celuje w tym Zieliński, który inaczej wprost nie potrafi, i pyta, gada, plecie, przedłuża wszystko w opór, zanudza do takiego stopnia, że po paru chwilach nie wiadomo o co mu chodzi. Skrzętnie Krzyś korzysta z takich darów losu, bo żal okazji nie wykorzystać. Potem dołącza Angela Merkel z Gorzkowa wspomniana już Nieściorowa, która nawet jak nie ma co powiedzieć to i tak to powie. Widać wietrzenie organu oralnego u radnej trwa 24h, bo przecież jak nie powie, to kury przestaną się nieść, a mleko skiśnie. Znowu Janeczek celuje w rozwlekłych perorach albo lubi palnąć głupawą uwagę i burknąć gdy ktoś inny ma głos, tak jak miało to miejsce na sesji 30 września w czasie wypowiedzi Mroza Jana. Jemu się zdaje, że jest na oddziale ginekologii i położnictwa, tylko gdzieś zapodział biały kitel i stetoskop, a pielęgniarki zaraz przyjdą…

Bywa i tak, że Witia pyta wprost: czy są pytania!? Całkiem niepotrzebnie, efekt tego jest taki, że sesja przypomina jarmark i tylko czekać jak ktoś wywlecze spod stołu gęś i zacznie z niej drzeć pierze w akompaniamencie ptasiego wrzasku. A całości dopełni widok pokwikujących w drewnianej klatce rumianych prosiąt w kacie sali, i ryczącej krowy na postronku pod oknem. No i jeszcze zacznie spacerować za stołem prezydialnym w te i z powrotem chłop w sukmanie z batem i z dwóch Żydów w chałatach przemknie dyskretnie. Normalnie jarmark w Berdyczowie!? Takie projekcje można było mieć po sesji z 30 września, ale i ta ostatnia z 29 listopada miała swoje smaczki. Ogólnie każda sesja nie trzyma „cywilizowanej normy”

Koty starej panny i stosunki bilateralne

Witia nie panuje nad niczym, ale jak ma to robić, skoro on nie chce, a wręcz sam to prokuruje i nęci radnych jak stara panna, która w naiwnym pojmowaniu kociej natury przed dom wystawia miskę mleka i resztki z obiadu myśląc, że jak mruczki i dachowce pojedzą to pójdą do siebie. Dziwi się potem skąd ich tyle, jak i pamiątek po nich w doniczkach z kwiatkami i na podwórzu, że aż trudno wśród tych suwenirów nogę postawić żeby nie wdepnąć.

Dla Wici ważniejsze widocznie stosunki bilateralne ze wszystkimi niż ład, porządek i powaga rady oraz sprawowanej funkcji. Tak więc…i tym sposobem ostatnia sesja trwała blisko 5 i pół godziny. Być może ta dłużyzna jest związana z podwyżką diet. Wszak wcześniej opowiadali głupoty do 3-4 godzin mając dietę w wysokości blisko 1000 złotych. Teraz po podwyżce doszli do wniosku, że teatr musi potrwać dłużej, żeby naród widział swoich wybrańców przy pracy i stąd te pięć i pół godziny, a to nie jest ostatnie słowo i wynik można podkręcić, doba ma godzin 24. Normalnie Nowosadzki „nieformalny minister koordynator” zbiłby przeciętną sesję do góra 2 godzin. Doświadczenie ma, bo podobno tak potrafi koszulę poskładać, że się do dziecięcego piórnika zmieści i jeszcze miejsce zostaje na krawat i skarpetki. Ale Wicia widać wielbiciel barokowej rozpasanej formy, trwają więc sesje jak nabożeństwa w cerkwi.

W tej radzie, a szczególnie koalicji występuje odwrócenie wartości. To takie samo salto jak rewolucja obyczajowa w UE. Normalnie aktywny radny to skarb ale tu dochodzi do takiej paplaniny i bałaganu, że nagle milczenie staje się przysłowiowym złotem i rzeczą pożądaną. Oczywiście „rozgdakana diaspora” ma inne zdanie i uważa, że to oni mają rację i tak to powinno być, żeby mieć zawsze jakąś uwagę i pogląd, nawet jak to nie ma sensu. Tak sobie zdefiniowali na własne potrzeby aktywność i tak wynika z ich zachowań. Ale że jednak milczenie jest złotem, najlepiej puentuje tę tezę scenka rodzajowa z sesji 30 września. Radni rozdokazywali się przy cieknącym dachu na budynku Muzeum. Szczególnie rajcowało to Janeczka, tak go ta dziura bawiła, że uśmiech z facjaty mu nie schodził. Żartował bo akurat wiadomo, że pod tym dachem siedzi Gołąb Andrzej, którego on nie cierpi i któremu non stop pcha przysłowiowe rączki do Muzeum. Dołożył i do tego Krzyś swoje androny, plotąc, że zła to praktyka, bo ktoś miednicę pod dziurę podstawia. On też ma uwagi do Gołębia, widać za to, że ten kiedyś odmówił mu uczestnictwa w politycznej głupocie. Obaj z Janeczkiem tak się rozdokazywali, a obaj wysoce kształceni, Zieliński to nawet wszechstronnie. Wszystko by może miało inny finał, jakby nie prosty chłop, zazwyczaj milczący i do tego z Fajsławic- Józio Wroński. Józio szczyt intelektualno-politycznych wzmożeń miał ponad 30 lat temu, ale, że w ogóle miał, to coś mu z tego zostało i trzeźwo zapytał: ile lat ma ten dach i kto wtedy rządził? Tym samym tylko Wroński wykazał się zdrowym rozsądkiem i wystarczyło jednym pytaniem aby wszystko sprowadzić na ziemię, do naturalnej kolei rzeczy, bo dach i jego pokrycie ma już z 15 lat- więc ma prawo przeciekać. I tak to rada. Jeden milczy, drugi gada. Andrzej się waha, Marek się boi…Cudem to stoi

.

 

31
10