W mieście rozgorzała walka o burmistrzowski zydel, a tymczasem miłościwie panujący burmistrz Robert Kościuk, co by przyćmić konkurencję zatrudnił „najemników” którzy robią show i przez to jako jedyny ma „profesjonalną kampanię”. Najemnicy sprawdzają się w pewnych operacjach, ale czy tu „zatrybi” to się okaże. Dlaczego tak, a nie inaczej to wyjaśnimy na koniec.
Ciekawe czy nie można takiej firmy wynająć po wyborach do rządzenia? W jego przypadku byłoby to uzasadnione, bo z tym „rządzeniem” u Robka nie jest za dobrze, i te jego pięcioletnie „rządy” z profesjonalizmem miały tyle wspólnego co Piwko z lewicą… a wystąpienia Zielińskiego ze zdrowym rozsądkiem. Kościuk pełnił i pełni swoją funkcję poprzez ciągłe zarządzanie kryzysem, i to mu weszło w krew. To teraz, jak to „kryzysowe zarządzanie” wyglądało w telegraficznym satyrycznym skrócie.
Początek Roberta rządów obrodził w cudowne przeistoczenie i zapowiadał epokę dziwów i cudactw. Nie zawiedliśmy się i nawet wymagający widz był ukontentowany. A to dzięki temu, że do współpracy na odcinku promocji miasta w maju 2019 wziął sobie Krzysia Zielińskiego, który z przedsiębiorcy z własnej ulotki wyborczej przeistoczył się w „eksperta od promocji” po maszynach spożywczych. To, że firma z ulotki gdzieś się po drodze rozpłynęła zakrawa na kolejny „cud” O, i to dopiero był intelektualny zaciąg! Co jego wtedy opętało, co pogryzło to do dziś nie wiadomo!? Tym posunięciem promocji nie miał przez jakiś czas, ale nie chodzi o szeregowych pracowników tylko o „kerownika od koncepcji” Krzyś nie ma do takowych głowy, bo, rycie i grzebanie w cudzych oświadczeniach majątkowych, ewentualnie trumnach zmarłych cudzych rodziców jest chyba jego powołaniem i nieskrywaną pasją. Lubi chłop grać w kości… Jakieś tam budowanie relacji to nudne jest i po co to jak można pogrzebać, to w jednym to w drugim.
Dobrze, że te kobitki co tam pracują to poczciwe i robotne jak „japońskie synowe”. Wiedziały co mają robić i jakby nie one, to by się to wszystko zupełnie rozsypało. Krzyś, jak tylko do Roberta przyszedł, to pochłonęło go artystyczne rycie pod Jakubcem wicedyrektorem PUP, radnym miejskim z PZK i krytykiem poczynań Kościuka na forum rady miasta. „Pyś” w obronie Roberta, jako że jest radnym w powiecie odgryzał się na forum powiatu pytaniami o to, kiedy zlikwidują wice dyrektorski etat w PUP, na którym siedział sobie Jakubiec. O i tak! Do tego Krzyś prowadził swoją wojenkę z Nowosadzkim, również z PZK, bo sobie ubzdurał, że ten mu wice starostwo zagarnął. Dziś już są kolegami na jednej liście „u Szpaka na Trzeciej Nodze”, tak na marginesie. O hybrydowej wojnie z poseł Tereską Hałas dla Krzysia „Rudą” nie wspomnę, bo to „oczywista oczywistość” Dziedzictwem „Pysia” i niebagatelnym wkładem był nacisk na „promocję” „Dnia pocałunku”, po którym już wszyscy w miasteczku wiedzą, kiedy i w co się całować. A także świeżych jak bułki od Greli odkryć na temat krwiożerczej natury dinozaurów. No i żeby tradycji stało się zadość to „Pyś” u Roberta w promocji wytrzymał krócej, niż kartofle w „grządkach”, bo się sam wykopał i pocałował nomen omen klamkę, zwalniając się w 2021 roku tuż przed Chmielakami.
A to ów krwiożerczy dinozaur, którego Krzyś odkopał na wykopaliskach…w jednym przedszkolu. Taki był z „przedsiębiorcy” „szef promocji”😀😀😀
W „międzyczasie” wydarzyła się Robertowi wojna z zamaskowanymi złoczyńcami (tak dobrze, że nie wiadomo, czy w ogóle byli) z wiosny 2021 roku, którzy blokowali mu środki, i to również kawał legendy w „zarządzaniu kryzysem”. Ubawić się można co niemiara, czytając tylko nagłówki w „Nowym Tygodniu” z tamtego okresu. Treści też im dorównują, bo jakżeby inaczej. Najpierw Robert komunikuje, że ktoś mu blokuje środki, a Stępień „Nowego Tygodnia” docieka! Eee !Może to „mściwy” Jakubiec?! Nie! A może jednak…? Chyba tak! Eee nie, jednak nie! A może!? Eee! Zdecydowanie raczej chyba nie!? Nie no! Kurde, może jednak tak!? Oczywiście podejrzanych wielu, bo jak Robert o tym mówił to mógł, to być zwykły przechodzień. Robert zdradził w końcu, że powie w stosownym momencie, kto to taki. Do tej pory nie powiedział tak na marginesie! Wreszcie padło co musiało paść, że może tym „blokującym” jest Tereska Hałas. No tak! Bo to ona była adresatem właściwym i tylko trzeba było poczekać. Głupi ten co tego nie przejrzał.
Stępień walnął tytuł, coby nieboszczyka ruszył i dawaj do niej z pytaniami! Ta patrzy na niego jak na wariata, bezradnie rozkłada ręce i mówi, a idź Pan w cholerę!? Ja nic z tym wspólnego nie mam! A czas leci… i tak zleciało pół roku, a potem był kretynizm dekady, czyli „Afera Chmielnikowa”. Bardzo podobna do tego, co wyżej, bo tu w końcu po trzech tygodniach wylazło, że znów o Hałasową chodzi, która stała się „dobra” na wszystko!
Pomysł budowy osiedla tanich mieszkań wylazł z Roberta gabinetu i trudno na trzeźwo zrozumieć idee budowy na cudzym gruncie, gdzie rośnie plantacja chmielu! Chmielu, który jest kontraktowany, a plantacja świeżo doinwestowana, a do tego użytkuje to szkoła rolnicza! No ale cel uświęca środki trzeba się pożreć, by utrzymać trend! Tym bardziej to pachnie kaftanem jak się miało i ma swój teren pod budowę za bazą PKS, i to jest to słynne kartoflisko znane bliżej jako „Grunt na Medal” Chodziło jedynie, i to trzeba powtarzać do znudzenia i jak mantrę o to, aby Krasnostawiaków czymś zająć i żeby ci mieli co przeżywać. Wielu się na to złapało i myślało, że to wszystko na poważnie. Pomysł zasadzał się na legendzie, że Robert, jest ten dobry, co chce miasto uszczęśliwiać, a ci z powiatu to są ci źli, bo oni stoją w poprzek Roberta pomysłom.
Oczywiście za wszystkim stoi złowroga Tereska Hałas, bo ona Leńczukowi zabrania sprzedać „Chmielnik” Sprzedać też niewłaściwe słowo, bo Leńczuk miał go „oddać” po preferencyjnej cenie, jaką zaproponowałby Robert. Istny dom wariatów z tego wyszedł i brakło, tylko żeby na „Chmielnik” spadła ruska rakieta, a Janeczek znalazł w wiklinowej kołysce małego Mojżesza. A i co ważne po drodze mamy wojnę na Ukrainie! Choć co tam ona jak my mamy swoją, tu w powiecie. A jakby dobrze poszukać, to nawet kilka! W końcu ci z powiatu dla świętego spokoju odsprzedali mu działki na ul. Granicznej. Kompromis! Nareszcie! Szampan się leje! Dobrze będzie… Ale gdzie tam! Krasnostawiaki, które mieszkają w okolicy zaczęli buczeć na te pomysły i całkiem słusznie, że im ściany nowo budowanych blokowisk zabiorą światło. Robert z tego wszystkiego „obniżył” bloki, i odpowiedział błyskotliwie, ale i tradycyjnie głupio, że jakby mu odsprzedali Chmielnik, jak chciał, to by słońca było dla każdego pod sam korek. No tak… Mądry to on widać dopiero będzie. Gazety piszą do tej pory, bo są odpryski tego idiotyzmu, a choćby te protesty uszczęśliwionych sąsiadów i ludzie mają co czytać. Radni z powiatu w osobach Szpaka, Zielińskiego, Piwki mieli o co pytać na sesjach. „Interes teatralny” kręcił się w najlepsze, ale nic się nie zmieniło w kwestii wiekopomnych inwestycji w mieście.
Jak się nie obrócić dupa z tyłu. No i tak! No ale tu nie chodziło o rozwój miasta tylko o udawanie, że się chce, a ktoś mu przeszkadza. To miał być twórczy ferment i maskowana ciąża urojona. Zwariować można, ale to się wydarzyło naprawdę, a Kościuk robił wszystko, żeby nie stanąć w jednym szeregu z posłanką, bo on realizował zemstę polityczną może nawet nie swoją tylko jego protektorów, a jakich? To wyjdzie przy Madziarze…
Jeszcze w tak zwanym „międzyczasie” pojawiła się „błogosławiona pandemia” O! Ta to dopiero była pięknym usprawiedliwieniem i wypełnieniem czasu! I tu zdarzył się zabawny incydent, bo Robert miał wiceburmistrza, którego sam znalazł i dobrał. Karczmarczyk mu było i znali się od dawna. Chłop pracowity z niego był jak góralski karosz co w Gorcach klocki na zrębie zrywa. I ten „cierpliwy” wiceburmistrz w trakcie pandemii stracił cierpliwość, czego pojąć niepodobna! Ponoć „atmosfera” w ratuszu była, taka jak w męskim internacie, gdzie nocowali zapaśnicy po zawodach, a prysznice były nieczynne i kible zapchane. Zwiał chłop i rzucił papierami, taki był finał. To trochę przypomina sytuację, kiedy ktoś szuka schronienia w płonącym domu, bo się źle czuje w „niepłonącym”, ale wypełnionym dziwnym towarzystwem. No i tak to u Roberta w ratuszu było…
Potem były jeszcze malownicze jak kurpiowskie wycinanki, przepychanki z Hałasową o CPK, gdzie Robert uważał, że jako jedyny zadba o interes miasta w sprawie szybkiej kolei. Ludzie dopytywali jak to zrobi? Czy zdjęciem z Sasinem postraszy, czy rzucaniem uroków? A od wiosny zeszłego roku można mówić o inwazji Madziarów, ale nie tych znad Dunaju tylko z Wołomina. Szczególnie jeden wart uwagi i udany jak „babki placek na Wielkanoc”. Rysiek go wołali. Podobno sam Sasin trzymał go do chrztu i wcisnął naszym geniuszom, by ci promowali go na posła. Jak to się mówi znalazł „zaangażowanych wykonawców”. A ci go przyjęli, bo jak Jacek prosi, to nie wypada odmówić. Oddali mu caluśki powiat w arendę do spółki z ciamajdowatym Leńczukiem i Nieściorem z powiatu.
Oczywiście Robert nie był sam w tym przedsięwzięciu, bo miał „po prawicy” 73-letniego Cichosza, „świetnego i błyskotliwego mówcę” który przybył do ratusza wiosną zeszłego roku ze stadniny w Janowie Podlaskim, by „odmłodzić otoczenie” i zostać wiceburmistrzem, a tak naprawdę to, po to by Hałasowa nie znalazła się na listach PiS do wyborów parlamentarnych. Lucjan z wrodzoną sobie „pieczołowitością” pilnował i zabiegał o to gdzie tylko mógł. Cel osiągnął, tylko że „Mamrotliwy” Rysiek usadzony na tak wyrychtowanego powiatowego „ogiera”, na którym miał wjechać na Wiejską zleciał z niego tu w powiecie, a ten go jeszcze kopnął i pogryzł. Powiatowi wyborcy PiS mieli Ryśka w dupie, woleli postawić na Jarosława Sachajko. Dlatego straszliwie przerżnął, jak i cały PiS 15 października, i to był piękny finał rządów Roberta, jak i pokaz jego politycznego zmysłu, wyczucia i planowania. Brawo… ale i wstyd.
Były i jasne strony, o których trzeba rzec, bo w kolejnym „międzyczasie” po Karczmarczyku, a przed Cichoszem wiceburmistrzem został Krzysztof Sugalski, który cudownym zrządzeniem losu odszedł do Cukrowni Krasnystaw na fotel prezesa. To właśnie jego zastąpił Cichosz. Sugalski po jakimś czasie doszedł do wniosku, że Cukrownia nie może się obejść bez Pani Kościukowej i tak żona Roberta znalazła pracę… a Robert po tym jak PiS nie stworzył rządu odciął się od niego i założył swój komitet. Stał się na powrót Robertem… Po drodze zrezygnował z funkcji szefa powiatowych struktur PiS i tyle było wszystkiego.
Dlatego jak w takich okolicznościach nie korzystać z dobrodziejstw firmy. Przecież teraz to udawanie i wojny domowe trzeba jakoś zapakować, przepakować, przypudrować i wcisnąć wyborcom. Gdybym był mieszkańcem miasta, to na takiego włodarza bym się wypiął, bo nie lubię i chyba nikt tego nie lubi jak się z niego robi idiotę. Jeśli już coś robiono spektakularnego w mieście, to drogi powiatowe, ale w obrębie miasta, ale kto tam rozumie czyje te asfalty i dla zwykłego mieszkańca jak droga w mieście, to widać miejska musi być i, w tym dla Roberta nadzieja. Opowiada Robert o tym moście co ma być nad Wieprzem, no i niech tam, ale to by inaczej wyglądało, gdyby nie było głupawki z „Chmielnikiem” i pisaniny w cały świat i wojny domowej.
Korzystać z dobrodziejstw firmy pasowałoby, gdy się startuje za pierwszym razem. Gdy się idzie po władzę, ale kto bogatemu zabroni. Wtedy to ma sens, bo wtedy trzeba się dostać za „wszelką cenę” Potem jak się człowiek wgramoli i głęboko na urzędzie okopie, to wystarczy tak robić, coby przez kadencję wyborcom tak się zaanonsować by znów wybrali. No, tylko że w przypadku Roberta to „wystarczy” to nie wystarczy, bo on jest jakiś inny. On jest zagadką i jeszcze takiego Krasnystaw nie miał. Normalny burmistrz ciągnął by środki i budował, budował… nawet z samym diabłem. Wtedy to budowanie plus władza z jej możliwościami to samograj, który napędza i działa jak firma od promocji przez całą kadencję i jest „za darmo” To przecież nie, kto inny tylko Mao Ze dong mówił, że nie jest ważne, czy kot jest czarny, czy biały, byle łowił myszy. Robert widać o tym zapomniał albo nie wiedział, albo mu nie powiedzieli, że na tym polega cała ta zabawa w samorząd. Dlatego teraz wynajął firmę, żeby ta przekonała profesjonalnymi czarami wyborców do jego osoby i oprawiła w złote ramy „bohomazy z pięciu lat”. To jest, jak wciskanie ludziom białej kartki oprawionej w ładną ramę jako pejzaż zimowy z okolic Oslo, i to za spore pieniądze! Fajne te cyrkowe metody i miłe dla oka, ale tego, że się pięć lat przebimbało przykryć trudno. I to by było na tyle…