Z historii powtórka, co lepsze kawałki z gminnego podwórka- część 2

Dziś część druga, ale znając realia wcale nie ostatnia, albowiem „gieńiusze” z UG ostatniego słowa nie powiedzieli i na polu „wciskania ciemnoty” jak również mnożenia absurdu swoje do zrobienia jeszcze mają. A z tego co wróble ćwierkają wiosna zanosi się bardziej niż ciekawą. Tak że wynik można jeszcze podkręcić. Ale my póki co jedziemy na wesoło, żeby nie przedłużać.

Kolejna ciekawostka to sprawozdania wójta z tego co robił między sesjami. Garstka ludzi wie, że ten punkt pojawił się na wniosek właśnie Korkosza. Ale nim się pojawił to wszystko zaczęło się od tego, że Andrzej znów w Statucie wyczytał, iż to obowiązkowy punkt każdej sesji. W takiej sytuacji Pani Anna Fornal powinna być dumna z Korkosza, gdyż jak widać zaszczepiła w nim tak skuteczne czytelnictwo, kiedyś go przecież uczyła, wójta chyba też…

I znów Statutu nie doczytali

W ogóle kiedyś, a mówimy tu o latach sprzed końcówki roku 2015 sesje to był jakiś cyrk, w którym tylko słonia na piłce brakło i foki z piłką na nosie. Te, trwały śmiesznie krótko, wszystko było jakimś widowiskiem z pogranicza komedii absurdu czy innego surrealizmu. Jakieś spotkania towarzyskie, czy coś w ten deseń…Wójt wchodził, siadał, gapił się przed siebie i tak mu leciało. Spowiadać się z tego co robił, nie musiał, bo nikt tego nie żądał. Dopiero po uwagach Korkosza, „spowiedź” weszła na stałe do repertuaru, ale zanikły podziękowania i to nie tak od razu. Trzeba było je obśmiać, a przecież dziękowano sobie za byle co.

Podziękowania jako „produkt regionalny”

Podziękowania były tutejszym wkładem w Ustawę o Samorządzie, a miały tak rozbudowany ceremoniał jak przy hinduistycznych obrzędach, tyle, że bez kadzideł i sypania płatków kwiecia. Wstawały sołtysy, albo radne, jak „meksykańska fala” i jeden przez drugiego laudowali: za wykoszenie, podsypanie i inne, w sumie duperele i głupoty. Gdzieś po drodze nikomu do łba nie przyszło, że adresaci hołdów mają sowicie płacone, łaski nie robią i kim oni u licha są!? Toż to chłopskie syny!?. Oczywiście facjaty adresatów laudacji jaśniały radością, taką szwejkowską, a ego podskakiwało jak skwarka na patelni.

Bywało i tak, że podziękowania były zacięte jak derbowe mecze piłkarskie, tylko się iskry z piszczeli sypały! W takim jednym pojedynku, Proskura wygrał z Banachem 6 do 5 i to rzutem na taśmę sołtyski z Baraków, w ostatniej chwili. Ta prawie szczupakiem zanurkowała z tym swoim podziękowaniem! Emocje były prawie jak na meczu Brazylia – Polska na mundialu we Francji 1938 roku, kiedy Ernest Wilmowski 4 gole „kanarkom” wbił.

Podpisy jak zło konieczne

Zbieranie podpisów to też praktyka niemile widziana przez Proskurę, choć tu jest mały wyjątek. Jeśli zbierają podpisy w jego interesie i żeby dokopać staroście Leńczukowi i pisowym w powiecie, to i owszem. Ale gdy już Leszek jest celem, to wtedy nie bardzo… Tak właśnie było „nie bardzo” ze zbieraniem podpisów za budową chodnika w Rudce. Ileż to się Korkosz nasłuchał, a po co, a na co? Przecież wicestarosta Czerniej był i to wystarczy.

Swoją drogą, to jakim „gieńiuszem” trzeba być, by budować drogę od podstaw i nie zbudować w miejscach niebezpiecznych chodnika, a na łuku zakrętu zlokalizować przystanek bez bezpiecznego dojścia i jeszcze wywalić przejście dla pieszych wprost do rowu i w las?

W 2015 roku „Dziennik Wschodni” opisał sytuację i Banach pytany o wszystko odrzekł, że sprawy nie zna!? To jest dopiero kumulacja urzędowej głupoty i arogancji, jak w totku. Przecież „naddyrektor” pięć razy w tygodniu, dwa razy dziennie do roboty przez Rudkę jeździł!? Ale z „banachowymi urzędowymi wywodami” jest tak, że jak się komu wydaje, że już większej głupoty nie da się palnąć, to wystarczy Banacha „poprosić” i on to zrobi…a dowodem powyższe tłumaczenie w „Dzienniku Wschodnim”  

A po co ludzie mają wiedzieć?

Korkosz zawsze był zwolennikiem przejrzystości i transparentności działań władzy. Upominał się całą zeszłą kadencję, by umieszczać na stronie Biuletynu Informacji Publicznej protokoły z sesji. Zawsze spotykał się w tej kwestii z przysłowiową ścianą i betonem. Tłumaczył się Proskura zawsze tym, że to nie obowiązkowe, ale Korkosz odpowiadał, że skoro nie obowiązkowe to i nie zabronione i wystarczy dobra wola!? Lesio zawsze w tym momencie milczał, bo gdzieś dobra wola, to nie do końca jego „bajka” Ale oniemiał Korkosz, jak wysłuchał na jednej z komisji tyrady radnego, którego nazwisko znów przemilczymy ze zwykłej litości o tym że „ Po co ludzie mają wiedzieć o czym my tu rozmawiamy?” Takie niestety standardy wyznaje obóz władzy i to jest kultywowane po dziś dzień…

Fundusz Sołecki: poród z komplikacjami

Tu dopiero była jazda, ile się Korkosz natłumaczył, tylko on wie, ale w końcu jakimś cudem, przegłosowali. Co ciekawe „Fundusz Sołecki” funkcjonuje w Polsce od 2009 roku i służy pewnemu usamodzielnieniu mieszkańców. Ile zatem przez ten czas gmina straciła środków, które można uznać za dotację? Tłumaczenia by w to nie wchodzić były różne i sprowadzały się do jednego: nie, bo nie.

Stara gmina pod młotek

Pod młotek poszła „Stara Gmina” za marne 122.000 złotych, budynek w dobrej lokalizacji i z historią. Może liczyć nawet do 130 lat, przeciw sprzedaży było dwóch radnych: Korkosz Andrzej i Mochniej Andrzej. Specjalnie sentymentów nie było, podobnie jak przy sprzedaży „Ośrodka Zdrowia” Szybka decyzja jak przy rzucie karnym. Cała operacja wpisuje się w politykę historyczną prowadzoną w gminie, gdzie 11 Listopada świętuje się 9 listopada.

Miał być bal, wyszła stypa

Na koniec kadencji zorganizował Proskura spotkanie z radnymi i ze Szpakiem w nowo oddanej do użytku świetlicy na Boruniu. To miał być wiec wyborczy, a wszystko było owiane mgłą tajemnicy i woalem elitarności. I tak to było robione żeby tylko Korkosz tam się nie pojawił, ale jeden z wójtowych radnych zagaił, czy to celowo, czy nieświadomie do Korkosza: czy składkę na imprezę dał? Wszystko działo się w ostatniej chwili, bo może Korkosz nie pójdzie, może czasu miał nie będzie, ale poinformowany został! Cwany wybieg i obliczony na, to że może się uda. Ale Jędrek, tak jak wilk krew, tak on zwietrzył o co biega i jednak wszystko zrobił żeby być. Jak przyszedł to radość była taka jak u tego chłopa, któremu ósma córka się urodziła i podrożała gorzała, a wszystko w jedno popołudnie. Miny zrzedły biesiadnikom, nosy poopadały a wódka smakowała jak woda z sedesu, siedzieli w tej świetlicy jak na stypie… A jak tę składkę brała główna organizatorka, to pierwszy raz w życiu pieniądz nie sprawił jej radości, tylko zakłopotanie…

Stłamsić wszystkich

Kiedyś gdy rządzili sami i nikt im na ręce nie patrzył, mogli robić co chcieli. Zapadała decyzja gdzieś w kuluarach, albo jak se Proskura coś wieczorem zamyślił to rankiem robił i nikt nie wdawał się w dyskusję, tak jak w tej chwili. Stworzyli to dziwadło, tego potworka, nazwali to „Siennicka Zgoda” i wedle niego dobierali sobie radnych, a jak się trafił „nadpobudliwy”, to zakrzyczeli i tyle. Czasem zdarzało się tak, że przez sito przecisnął się jakiś „ciekawski”, a choćby Korkosz. Obecnie najbardziej wiernymi wzorcowi „Siennickiej Zgody” w radzie są Górny, Knap i Zaworska. Z tego co się słyszy, to od dwóch lat jeszcze głosu żadne nie zabrało, ale żywi są na pewno, bo wchodzą do sali sami i tak i z niej wychodzą.

To co się teraz na komisjach i sesjach dzieje jest żywą ilustracją ich mentalności i tego co w nich siedzi. Tylko że dziś nikt się zakrzyczeć nie pozwoli. Oni zupełnie nie potrafią rozmawiać i dyskutować, w nich ta arogancja siedzi jak Żyd za szynkwasem, ale pojawił się jeszcze dodatkowo strach, bo się śmieją z nich i wszystko wyłazi na światło dzienne. Nawet zwolennicy nieśmiało zaczynają łby podnosić i krytykować. A jeśli już ma być zgoda to na ich warunkach. Rządy bez krytyki i opozycji doprowadziły do stanu oderwania od rzeczywistości i „wykoślawienia” władzy. Z drugiej strony coś przez te ostatnich pięć lat się zmieniło na plus. A choćby przyznanie „Funduszu Sołeckiego” Zanosi się, że jak już wyżej wspomniano na ciąg dalszy głupich pomysłów i jeszcze głupszych tłumaczeń.

22
4

6 komentarzy do “Z historii powtórka, co lepsze kawałki z gminnego podwórka- część 2”

  1. Ojciec opowiadał jak ośrodek zdrowia czynem społecznym stawiali, a wójt w ręce prywatne sprzedał, ot siennicka polityka. Wie ktoś chociaż za ile?

    8

    1
  2. Oj trochę ma dr smulczynski był na miejscu a obecna Pani mieszka w Krasnymstawie i żeby się dostać do lekarza trzeba ze wschodem słońca po południu też różnie bywa dentysty też nie ma….

    5

    1
  3. Głównym argumentem przy sprzedaży ośrodka zdrowia, był brak windy w tym ośrodku, na którą podobno gminę nie było stać.

    6

    1
  4. cha cha cha są schodołazy , podnośniki i inne urządzenia gabinety na parterze się robi i bez windy może być ,no nie powiem niezły pretekst wymyślili dla wyborców

    5

    0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *