O wyższości inseminatora nad ginekologiem (!?)

W sobotę 2 marca bieżącego roku w godzinach wieczornych wieść marsowa lotem błyskawicy obiegła krasnostawskie zaułki, bruki, strychy, wychodki, piwnice, pustostany i chaszcze, by dać upust swej mrocznej furii na rynku. W efekcie piroklastycznego podmuchu „klon klęczący” zaległ plackiem na jedną zdrowaśkę, a karpie z fontanny stanęły na głowach i przemówiły po hebrajsku. Twierdząc, że jak tak się rzeczy mają, to one chcą być „po żydowsku” i na tę okoliczność błyskawicznie wyrosły im pejsy! Pomnikowy Bojarczuk nie odstawał od reszty tylko zarwał się na równe nogi, chcąc uciekać na Latyczów przepalikować krowy, bo sobie przypomniał, że akuratnie pora. Ale jak to chłop! Nie mógł się zdecydować to w bezradności swojej tylko westchnął donośnie, by znów klapnąć na cztery litery…

Tak przedmioty martwe i jeden ożywiony, symbole grajdołu obmierzłego, jakim jest Krasnystaw zareagowały na fakt, iż „najmądrzejsze jajo” w powiatowym gnieździe oraz „historyk z własnej ulotki wyborczej” medyk Leszek Janeczek nie będzie startował z miejskiej listy PiS do rady powiatu w najbliższych wyborach samorządowych. I to mało powiedzieć, no gdzież… On Leszek „Ginekolog Lubelszczyzny” uhonorowany za to wybitne osiągnięcie statuetką oraz wiecznym piórem nigdzie nie będzie startował! Tak postanowił i żadnej listy swym zacnym „autorytetem”, jak i dorobkiem nie wesprze. Wraca do ginekologicznej macierzy, bo w politykę nie wierzy!

Na takie dictum „nóż się otwiera w kieszeni” … ale są i zadowoleni! No cóż… i o nich również trzeba wspomnieć. Za tak fartowny obrót sprawy na msze dziękczynne dają właściciele nieruchomości, na których znajdują się jakiekolwiek tablice, jak i posiadacze aut. Radość tych pierwszych wynika stąd, że coś z rok temu nasze „mądre jajo” upatrzyło sobie tablicę na Specjalnym Ośrodku – Szkolno – Wychowawczym im. Janiny Doroszewskiej. Żądał domorosły inkwizytor z zapałem neofity zmiany jej treści, bo ta obecna wedle jego rojeń zakłamuje historię stosunków polsko – niemieckich. Insynuował na sesjach rady powiatu, dociekał i prał bezmyślnie kilka miesięcy, a to w zarząd powiatu, a to w Stowarzyszenie Absolwentów I LO im. Władysława Jagiełły, a to w samego Nowosadzkiego. Ten miał przez to serię bezsennych nocy, bo śnił koszmar, że do domu na ul. Piekarskiego dokwaterowali mu Janeczka z Mojżeszem i jego tablicami. W tym śnie Janeczek kłócił się z leciwym Żydem i chciał mu na tablicach osobiście pisać nowe przykazania znacznie lepsze od poprzednich. Nowosadzki w koszmarze jak to on ma w zwyczaju nie mógł się zdecydować czyją trzymać stronę. Po tym wszystkim musiał Marek kupować nowe piżamy, bo stare nie nadawały się nawet na ścierki do podłogi.

Ale w „realu” i w wojnie z tablicą na SOSW skończyło się na tym, że „historyk z własnej ulotki” nic nie wskórał. Nawet mu nie odpisywali na głupawe apele, bo ktoś uznał, że należy mu się pozwolić wyszumieć i wszystko „zlać” tym i owym, ku uciesze urologów.  A część obserwatorów pukała się w głowę, patrząc z zażenowaniem i pewną wyrozumiałością na jego dokazywania. Zyskał przez to opinię, której do biografii raczej sobie nie wpisze, a tym bardziej na wyborczą ulotkę. Tyle i aż tyle… Poza tym istniało całkiem uzasadnione podejrzenie, że jak przy tablicy na SOSW ochoty nabierze to czepi się innych. A w drugim wariancie dotyczącym posiadaczy aut to jak powszechnie wiadomo każdy pojazd ma dwie tablice, nie wspominając o tych „znamionowych” pod maską. Tu można weryfikować pod dowolnym zarzutem i w nieskończoność. Wariantów szaleństwa jest więcej niż drzew w lesie. Tak że jest dobrze przynajmniej dla jednych i nie ma co zapeszać, choć to dorobek wygłupów medyka zaledwie z ostatnich 12 miesięcy.

Wspomniany już Nowosadzki również świętował dość hucznie jak na jego skromne możliwości wynikłe z pielęgnowanej do granic obłędu cykorii. A było co, albowiem ubył mu kolejny pretendent w wyścigu do powiatowego paśnika z miasta. Tu, jak wiadomo jest tylko pięć mandatów a chętnych z widokami kilkunastu. Wedle „fałszywych pogłosek krążących po mieście” widziany był wieczorową porą w ambasadzie Niemiec, to jest w Kauflandzie, gdzie kupował całą „kratę” szampana Piccolo o smaku landrynkowym. Ponoć później pił go w domu prosto z butelki, śpiewając przy tym do białego rana żurawiejki i sprośne przyśpiewki. A z „landrynek” wydmuchał dziewięć promili. Nic to jednak! Bo rześki i wesoły pojawił się na niedzielnych obchodach „630 Rocznicy” nadania praw miejskich dla Krasnegostawu! A to już pośredni dowód na to, że brak Janeczka na listach PiS spowodował chwilowe zawieszenie praw fizyki…

No dobrze, ale tak ciut poważniej wypada to, co „wywinął” Janeczek skomentować i objaśnić. Po mieście tłukła się od jakiegoś czasu, jak dusza pokutna informacja jakoby Janeczek „walczył” o „jedynkę” dla siebie na liście PiS. Pisze o tym „Najmądrzejszy Tydzień” w ostatnim numerze. Znając jego rozdęte ego jest to możliwe, a nawet nie wypada w to nie wierzyć, bo byłoby to doprawdy niegrzeczne. Zbliżające się wybory to dla niego najlepszy czas by zabłysnąć. On uwielbia jak go proszą, błagają, słodzą mu i kadzą. To jak nie skorzystać z takich okoliczności !? To przecież „żniwa pochlebstw” i prawdziwa uczta. Niosą miejskie ploteczki, że skoro nie dali mu „jedynki” to się obraził. Trzasnął drzwiami i „przyjaciołom” z PiS zrobił na złość. Oczywiście „mądre jajo” nie wpadł na to by skomentować. Milczy wymownie, czym tylko potwierdza istnienie głębokiego „niezadowolenia”, bo u niego milczenie jest znamieniem urażonego ego i te egzemplarze tak mają.

Leńczuk może w takiej sytuacji palnąć sobie w łeb, bo ma co prawda „jedynkę”, ale Janeczek swoim posunięciem całej liście odebrał kilkaset głosów i ją wydatnie osłabił. Po tej operacji lista przypomina Janeczkowy słynący z cudów licznych narodzin oddział w powiatowym SP. ZOZ, gdzie wieje pustką i nudą na dyżurach, ale że dobrze płacą to idzie wytrzymać taką „niedolę”. Teraz to i „ciapowaty” Leńczuk nie ma pewności, czy w ogóle złapie mandat, bo trzeba pamiętać, jak było pięć lat temu u Korkosza z PSL, który co prawda miał „jedynkę”, ale za plecami wielkie nic. Trzeba zwrócić uwagę, że cały długaśny proces ocieplania stosunków na linii „Leńczuk – Janeczek” poszedł w ułamku sekundy psu w dupę i na budę, i to może nawet jest pies samego postkomuszego Piwki. Wszystkie ofiary, które położono na ołtarzu porozumienia również poszły się czochrać. Widać z tego, że z Janeczkiem nic zbudować się nie da, bo to prawdziwy dopust boży i utrapienie złośliwe, zarozumiałe, pamiętliwe i megalomańskie. O zaorane trzy palce by wojował „kładąc pokotem” wszystko, by tylko jego było na wierzchu.

A gdy się pamięta, jak między oboma ostatnio było dobrze, to aż dziw bierze jak szybko, to przemieniono w stertę dymiących zgliszczy. Przecież w czerwcu zeszłego roku na sesji absolutoryjnej „mądre jajo” Janeczek tak pięknie bronił Leńczuka. Potem gdy chciano starostę odwołać, to medyk nawet o tym słyszeć nie chciał. Na tym nie poprzestał, bo po drodze to i Jarzębowskiego dyrektora szpitala również „pokochał” A może było tak, że za tą „obronę” i uczucie do dyrektora chciał zapłaty „jedynką” na liście? Zanosiło się na przyjaźń do grobowej deski i konsumpcję małżeństwa, a tymczasem wystarczyło takie „nic”, jak ta „ spróchniała jedynka” by wszystko runęło z hukiem.

Oni tymczasem dawali mu każde miejsce, tylko nie to pierwsze, bo przy Janeczka rozpoznawalności każde miejsce jest biorące… ale on „zgłupiał” na swoim punkcie i spuścił „kolegów” po brzytwie. Jak te „miejscówki” w praktyce mają się do „rozpoznawalności” i wyniku, to wystarczy rekapitulować przypadek z wyborów parlamentarnych fircyka z Wołomina niejakiego Ryśka Madziara, co to z „dwójki” przepadł, jak Wieśka kalesony z balkonu. Janeczek jako historyk – czyli taki co umie wyciągać wnioski – powinien to w mig pojąć, ale tu znów mamy kolejne objawienie. Jako że medyk jest samozwańczy „historyk z własnej ulotki wyborczej” to nie mógł takowy „cudak” zrozumieć sensu zdarzeń z jesiennych wyborów. Jak widać, pewnych braków warsztatowych zamaskować się nie da mimo szczerych chęci. A jak się czasami słuchało prognoz historycznych, którymi raczył słuchaczy na sesjach to był ubaw, ale i trwoga. Łącznie z przesławną „wyprawa kijowską” z jesieni 2022 roku, która już „obrosła legendą”.

Jest jeszcze coś, co przemawia nawet do mało rozgarniętych, ale bez oznak megalomanii. Do Janeczka to nie trafi, bo on skażony tym drugim, ale warto na koniec zabawić się w „odwrócenie sytuacji” Otóż ci z PiS nie mogli mu dać „jedynki”, ponieważ Janeczek nie jest członkiem PiS, a do tego, coby nie myśleć o Leńczuku jest to „urzędujący” starosta i jego członek od 2006 roku. Nie wypada, by „jedynką” był ktoś inny niż Leńczuk, i to jest żelazna zasada uniwersalna w innych dziedzinach, nie tylko w polityce. A teraz do puenty… Bo czy przemądrzały Janeczek uznałby wyższość i przewodnią rolę na swoim oddziale inseminatora nad ginekologiem? Podejrzewam, że skończyłoby się to targaniem za łby, a argument tego pierwszego, że on na tych samych „organach gra” tylko w innych „okolicznościach przyrody” byłyby oliwą na święty ogień oburzenia naszego „megalomańskiego utrapienia”.

PS. To nie koniec ! Nasze „mądre jajo” dostało propozycję od drugiego „jeszcze mądrzejszego jaja” Bogusia Domańskiego. Propozycja dotyczyła startu z list Konfederacji, której Boguś przewodzi i które zarejestrował. Tu Janeczek mógłby liczyć na kilka jedynek… ale ostatecznie się nie zdecydował. Nam wypada czekać, kiedy medyk wydorośleje i zostanie mu przywrócony pełny kontakt z rzeczywistością.

 

 

29
15

7 komentarzy do “O wyższości inseminatora nad ginekologiem (!?)”

  1. Ja bym mu dał jedynkę – ale z lekcji historii, etyki i socjologii.
    Cytując klasyka „polityk jak z koziej d…. trąbka”. Powinien pójść pobrać krew i zbadać na cholesterol. bo widać jakieś niedotlenienie arterii odżywiających ważny organ ciała.

    10

    4
    1. Polityk z doktorka żaden ale za to umiejętnie i praktycznie połączył religijność z rachunkowością. W pandemię chodził do kościoła żeby liczyć wiernych i odstępy między nimi. Co świr to świr😉

      10

      5
    2. … a może aktualny poziom cholesterolu można określić na podstawie analizy wyników historycznych… ?

      6

      2
  2. Coooż ty mówisz Wierny. Nie robisz czasem sobie jaj ? Latał i mierzył ? No chyba odległość mierzył. A czym mierzył ? Krokami czy taśmą. Tam chyba miało być 5 metrów człowiek od człowieka. To chyba taśmo mierzył bo ona ma przeważnie 5 metrów. Krokami to tak by było trudno. Ale to ktoś musiał mu trzymać jeden koniec miarki żeby się nie zwijała. Kto to był ten pomocnik, bo chyba nie kościelny? A jak się odległość nie zgadzała to to co, przesuwał ludzi? A kiedy mierzył przede mszą, czy w trakcie. Chyba w trakcie, bo przed to ludzie cały czas dochodzą to się i ruszają, jak tu wtedy mierzyć. I tak sie nie wstydził tego robić? A czego ty jak masz takie rewelacje trzymasz 3 lata i nic wcześniej nie gadasz? No no. Kto by pomyślał.

    9

    5
  3. „Wieprze pod prąd Wieprza”.
    „Wieprzem pod prąd”.
    Ale chyba prawdziwsze jest:
    „Wieprze zawsze z prądem Wieprza”. Bo tak zawsze najłatwiej.

    3

    0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *