Stronnicy „opozycji totalnej” muszą mieć doprawdy niezwykle mocne mięśnie powiek. Trzeba nie lada siły, by zdołać zamknąć oczy na to, jakim obciachem i pośmiewiskiem jest całe to towarzystwo, które pompatycznie stroi się w takie przymiotniki jak „demokratyczny”, „europejski” czy „obywatelski”.

Reakcja „totalnych” na przedwyborcze zapowiedzi była oczywiście do mdłości przewidywalna, PiS jak zwykle zagrał na pewniaka. Po pierwsze, jednym chórem zakrzyknęli politycy PO i jej „przystawki”, „piniędzy nie ma i nie będzie”, to nieodpowiedzialne rozdawnictwo, populizm, prosta droga do ruiny budżetu i kupowanie wyborców, czyli „korupcja polityczna”. Po drugie: to wszystko przecież nasze postulaty programowe, nasze pomysły, które PiS nam ukradł.

To naprawdę nie była jakaś wpadka – że Schetyna powiedział tak, a Neumann czy Kopacz inaczej, bo się w porę nie umówili co do „przekazu dnia”. Obie narracje od wielu dni funkcjonują w przekazie opozycji równolegle i najwyraźniej opozycja nie dostrzega między nimi sprzeczności, tak, jak pani Janda nie widzi nic dziwnego w tym, że w jednym wpisie przechwala się swą wrażliwością na cierpienia zwierząt, a w drugim zachwala „fois gras” pałaszowane właśnie w wykwintnej restauracji.

Dłubię w politycznej publicystyce od bez mała trzydziestu lat (pierwszy felieton wydrukowałem w pierwszym numerze „Najwyższego Czasu” w roku 1991), miałem już przez ten czas do czynienia z niezliczoną liczbą głupot i nonsensów, w jakie nasze życie publiczne zawsze obfitowało, ale nie przypominam sobie w ciągu tych wszystkich lat czegoś tak kuriozalnego, jak list reżyserów i filmowców, potępiający Jarosława Kaczyńskiego za to, że na konwencji PiS zacytował słowa Agnieszki Holland „walczymy o to, żeby znowu było tak jak było”. Filmowcy nie posuwają się aż tak daleko, by negować, że pani Holland tak powiedziała, przemawiając na demonstracji KOD-u, bo słyszała to przecież cała Polska (ja też) – ale zacytowanie przez Kaczyńskiego obraża ich zdaniem ich koleżankę, bo ona mówiąc to miała na myśli co innego, niż zdaniem autorów listu miał na myśli Jarosław Kaczyński ją cytując.

Co tak naprawdę może mieć na myśli pani Holland trudno dociec. Ona z kolei podpisała się pod innym listem (te nieustannie podpisywane zbiorowe listy to sama w sobie komedia, reliktowy instynkt salonów – jak u Bułhakowa, obcięło Berliozowi głowę, to trzeba natychmiast napisać jakiś list, podpisać zbiorowo i gdzieś wysłać), a mianowicie pod listem broniącym wicedyrektora warszawskiego muzeum przed konsekwencjami dyscyplinarnymi za to, że po morderstwie na Pawle Adamowiczu rozpowszechniał grafikę, na której profil Jarosława Kaczyńskiego wpisany był w rękojeść noża. Zdaniem podpisanych, w tym pani Holland, owa grafika to nic złego, „sztuka krytyczna”. A mnie wciąż dźwięczy w uszach ta sama pani Holland mówiąca Tomaszowi Lisowi, że plastelinowe figurki-karykatury pani Pieli w TVP Info to „faszyzm”. Tak, nie „sztuka krytyczna”, tylko „faszyzm”. Może od osoby, która ze śmiertelną powagą i skruchą przyznała się, że kogoś kiedyś pozbawiła życia poprzez nakłuwanie szpilką laleczki vodoo nie powinno się wymagać więcej niż od pałaszującej fois grais miłośniczki zwierząt, ale przecież opozycja świadomie czyni z obu tych pań swoje autorytety i ikony.

Osobiście czekam teraz na list np. Towarzystwa Dziennikarskiego, które potępi cytowanie sławnej „jedynki” na której „Gazeta Wyborcza” biła na alarm, że PiS chce dać podwyżki nauczycielom, pielęgniarkom i innym – bo „Gazeta Wyborcza”, pisząc to co napisała, nie miała na myśli tego co napisała, co zresztą napisała wyraźnie odcinając się od siebie samej jeszcze tego samego dnia. Przy czym pierwszy potępił tytuł i grafikę na pierwszej stronie redaktor Bartosz Wieliński, widniejący na tejże pierwszej stronie jako redaktor prowadzący wydania. Jak widać, składanie tzw. samokrytyk i odcinanie się od własnych błędów i wypaczeń ma michnikowszczyzna głęboko w DNA i nic tego dziedzictwa „drużyn walterowskich” nie jest w stanie w nim stłumić. Nie była to przecież pierwsza taka farsa – dopiero co odcinała się „Wyborcza” od własnego, również czołówkowego materiału o kopercie Birgfellnera, po tym, jak publicznie wyznaczył właściwą interpretację sprawy mecenas Giertych. A wcześniej rozsyłała prenumeratorom specjalne objaśnienie, na czym polega odkryta przez nią „afera”, bo tak ją opisała, że nikt, nawet zawodowcy, nie mógł zrozumieć, o co w tekście chodzi – a miał to być, przypomnę, wedle jej zapowiedzi, tekst, który wstrząśnie Polską, zmieni scenę polityczną i raz na zawsze skompromituje PiS.

Ewa Kopacz, opowiadająca z przejęciem w telewizji, jak jaskiniowcy polowali na dinozaury obrzucając je kamieniami, i to „miesiącami”, nie jest wszak jakąś szeregową członkinią PO – to była premier, obecnie wybierająca się do Parlamentu Europejskiego, jakby mało tam było jednej Róży Thun. I to właśnie ona wyznacza poziom umysłowy opozycji. Tylko ludzie równie jak wspomniane panie inteligentni i mądrzy mogą  wierzyć, że potęgę PiS złamie koalicja wszystkich ze wszystkimi z programem wszystko dla wszystkich. Koalicja, w którą na dodatek na plan pierwszy wysunięto symbolicznie praktycznie nieistniejącą w sondażach ani wyborach kanapową partię Zielonych, której dwoje przewodniczących wystąpiło w akcie założycielskim na równych prawach z liderami PO, PSL, SLD i Nowoczesnej (Zieloni mają dwoje przewodniczących, męskiego i żeńskiego, dla parytetu – co moim zdaniem jest otwartym seksizmem, jeśli nie faszyzmem, bo skoro już w przeciwieństwie do zwykłych partii stosują parytet to gdzie są współprzewodniczący homo i trans?)

Środowiska tworzące Zielonych głoszą, że jedzenie mięsa to „holocaust zwierząt”, domagają się zamknięcia farm futerkowych i drobiowych, w ogóle zakazu hodowli, chcą zakazać nawet dojenia krów (ja nie żartuję!). Po prostu idealny koalicjant dla PSL, jakby mało już było wiejskim wyborcom sojuszu z rozwydrzonymi perwersami od LGBT.

To wszystko – a każdy dzień to kolejna „beka” – nie jest żadnym przypadkiem, tylko logicznym skutkiem. Wszystkie opisane tu nonsensy mają jeden wspólny mianownik, jeden, ten sam powód, który sprawia i to, że „Wyborcza” potępia z oburzeniem podwyżki dla pielęgniarek, i to, że Janda rozpowszechnia rzekomą wypowiedź prezydenta będącą tak prymitywnym i oczywistym fejkiem, że zauważyłby to nawet mój york, i to, że Holland i inni Kali raz potępiać faszyzm, a raz chwalić „sztukę krytyczną”. Tym mianownikiem jest nienawiść do Kaczyńskiego (a w nim – do tej gorszej, „niewyedukowanej”, „kupionej za pińset” Polski, dla której pogarda wyłazi z Jaśnie Oświeconych na każdym kroku). Nienawiść tak wielka, że dobre jest wszystko, absolutnie wszystko, czym można w PiS uderzyć – nawet za cenę oczywistego nonsensu, zaprzeczania sobie samemu i innego rodzaju samokompromitacji. Których zresztą antypis w nieustannym moralnym wzmożeniu graniczącym z obłędem już nie jest w stanie zauważyć.

Rafał Ziemkiewicz