„Naturszczyki” o bezpieczeństwie

17 grudnia w sali konferencyjnej UG w Siennicy Różanej odbyła się konferencja poświęcona bezpieczeństwu na terenie gminy Siennica Różana. Udział brały władze i zaproszone służby mundurowe oraz sproszeni smsem mieszkańcy. Było jak zawsze wesoło, ale o to zadbały nasze tytułowe „naturszczyki” w większości zwolennicy naszego szachinszacha Leszka Proskury. Poniższa relacja jest ukłonem w ich stronę i jedno jest pewne, że bezpieczniej może nigdy nie będzie, ale wesoło już jest. Zapewne zaproszeni goście szczególnie ci mundurowi przyjadą i za rok, bo wielu z nich miało ubaw słuchając wywodów Ryśka Stasiuka. Natomiast o niebezpiecznych praktykach dowie się czytelnik pod koniec relacji…

 

 

Jak Wójt dał sygnał do dyskusji to się zaczęło… Pierwszy wyrwał się Mielniczuk Maniek ze swoim przemyśleniem o bezpieczeństwie. Swoją opowieść zaczął bardzo tajemniczo. Powiedział, że jechał kiedyś samochodem. Patrzy!  A tu nogi wyciągnięte z rowu wystają! Wprost na drogę i pod koła jego blaszanego rumaka!. Nóg było nie cztery tylko dwie. Czyli stół to nie był, ani pijany koń. Kończyny zapewne były ludzkie i na pewno nie Mańkowe, bo te miał przy sobie w samochodzie. „No i tak było, że oho ho” – tak niespodzianie skwitował na koniec swoją mrożącą krew, ale głęboko moralizatorską opowieść. Na te niewątpliwe rewelacje jeden z policjantów zaproszonych na spotkanie odrzekł, bo chyba jakimś cudem wyłowił sens tej zagmatwanej przypowiastki, że jeśli ktoś nie czuje się na siłach by udzielić pomocy to powinien dzwonić na 112. Z wypowiedzi Mańka Mielniczuka biła duma taka bohaterska, że po tych wystających piszczelach jednak nie przejechał i że swoją opowieścią zaimponował zgromadzonym. A co tam taki Cejrowski albo Martyna Wojciechowska, schować się mogą! On Marian to ma dopiero przygody!  Lubi Maniek takie odkrywcze ciekawostki opowiadać. Kiedyś na komisji opowiadał, że za granicą polskich dzieci więcej się rodzi niż teraz w Polsce. A jakąż minę odkrywcy przy tym miał! Choć ta para ciekawostkanie miała nic wspólnego z tematem obrad komisji. To on, ot tak sobie powiedział, bo się powstrzymać nie potrafił.

Rysiek Stasiuk – Edison z Wierzchowin!

Potem zabrał głos Rysiek „Nasze NKWD” Stasiuk, który co prawda pozbył się już mandatu radnego, ale nie swojego czerwonego notatnika, który dzierżył jak ksiądz brewiarz. Wstał i zaczął po swojemu i z tym notatnikiem w rękach na wysokości piersi jak ksiądz, co z tacą po ofierze chodzi. Z jego gadaniny jedynym zrozumiałym słowem było –dziękuję. Przynajmniej na początku laudacji.
Dziękował Policji, że ta na drodze stała jak wożono buraki przez Wierzchowiny tylko, że jak odjechała to znów zaczęli jeździć. I jak coś tam to Napoleon kucnie i jak coś tam to Napoleon kucnie. Powtarzał to kilka razy a wszyscy, szczególnie mundurowi zaproszeni na debatę uśmiechali się pod nosem, bo pewnie nikt nie wiedział, o co Ryśkowi chodzi i czemu ten Napoleon kucał.

Rozbrykał się w tych swoich uwagach do tego stopnia, że zarzucił Policji nadmiar biurokracji. Albowiem on –Rysiek jak dzwoni na Policję to się przedstawiać musi. I zmuszony jest mówić, kiedy się urodził i czyim był synem i tak dalej. Bardzo to Ryśka zbulwersowało, bo przecież on były członek elitarnej formacji ORMO to nie powinien w ogóle nic mówić. No może –tu mówi Rysiek z Wierzchowin przyjeżdżajcie, bo ja dzwonię!. Tu mu policjant odpowiedział, że niestety takie są procedury a te wynikają z przepisów prawa. To wcale Ryśka nie zniechęciło, bo poszedł za ciosem i przerósł samego siebie. Nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi przedstawiciela Straży Pożarnej, który mówił o czujnikach czadu. Rysiek doszedł do wniosku, że te powinny być w sprzedaży żeby ich było, choć ze trzy we wsi. Było to bardzo zagadkowe i nie wiadomo, po co tylko trzy na całe Wierzchowiny? Można było odnieść wrażenie, że Rysiek chce żeby były w sprzedaży w spożywczym na Wierzchowinach. Potem Stasiuk powiedział, że w sklepie są alkohole na wystawie i inne rzeczy a nie ma odblasków! Wymyślił żeby Policja przyjechała i chyba dała ekspedientkom te odblaski by je rozdawały klientom. Tu się dusza wynalazcy w Ryśku odezwała. Może Rysiek widzi to w ten sposób, że do każdego sprzedanego wina tudzież butelki wódki powinno dodawać się odblask? Jeśli tak to jest to cenna inicjatywa i trąci wyjątkową troską o życie i zdrowie swojego elektoratu. Ale jest to jednocześnie świadectwo, jaki ten elektorat jest. Skończył wreszcie te swoje perory i siadł a wszyscy odsapnęli.

 Bogdanowe dramaty drogowe

Zreflektował się i Boguś Kargul, że przecież i on ma coś do powiedzenia w kwestii bezpieczeństwa, bo ma drogę w Maciejowie, po której buraki wożą. Nie dość, że wożą to jeszcze jeżdżą bardzo szybko. Zawsze jest na Maciejowie tak, co roku. Tylko czy Kargul ma tego świadomość, że te jego występy w obronie drogi to się już robią nudne i trącą jakąś komedią. Zamiast do odpowiednich instytucji odpowiedzialnych za sytuację na drodze skierować pisma- Kargul tylko gardłuje i nic z tego nie wynika. Można odnieść wrażenie, że boi się formalizacji i co za tym idzie rozwiązania tego drogowego pata. Bo jeśli to nastąpi to nie będzie miał, o czym rozprawiać i udowadniać, że jest wiosce potrzebny.

Janusz z Grażyną jednym głosem

Zabrał głos i El Komendante Janusz Dobosz nasz nieustraszony, niezastąpiony strażak, spawacz, były radny i mąż swojej żony oraz ostatni żywy komunista w gminie i człowiek, który płomieniom się nie kłaniał. Powiedział, że mu się dobrze współpraca z Państwową Strażą układa, ale tu w gminie to się dobra osobiste narusza!

No, bo w Internecie piszą jakieś takie rzeczy, co mało, kto wie, o co w tym chodzi i to potem gdzieś tam poleci i tak jest!. No i co z tym robić?.

A on był prawie dwa lata temu na Policji, zeznania złożył i mu powiedzieli, że to niska szkodliwość i on teraz pyta. Co z tym robić? Ruszać to czy czekać, że śmiercią naturalną umrze? Tu się Rysiek Stasiuk odezwał i powtórzył po Doboszu, bo mu się ta naturalna śmierć spodobała tak jak kiedyś NKWD i komuna. A może nie ruszać i co z tym robić? Bo tu całą strażacką formację obrażają i co z tym robić? Bo oni jeszcze będą dalej pisać i my to wiemy! I co z tym robić? Tak powtarzał zafrasowany. Odpowiedział mu Policjant, że nie bardzo rozumie, o co chodzi, bo sprawy nie zna. Janusz powiedział, że on te wydruki to ma i zostawił sobie na pamiątkę! Taki sentymentalny strażak z niego. Zawtórowała Doboszowi krystalicznie uczciwa sołtyska Grażyna Łoza. Widać jej dobra też ktoś naruszył? Tylko nie wiadomo, jakie bo nie mówiła, czy jej, kto rower gwizdnął czy kurę podprowadził. Dziwne to, bo to przecie dusza kobieta miła sympatyczna i jakby mogła to zrobiłaby tu ludowy raj na Ziemi. Ona by nigdy nikomu żadnej przykrości nie zrobiła. Nigdy o nikim źle nie mówi, bo to „kobieta święta, co nic nie pamięta”.

Troskliwa Marysia

 

Wiadomo, że takie debaty nigdy nie mogą odbyć się bez paru uwag ze strony Marii Jeleń „od dwóch wcieleń”, bo jak wiadomo jest i sołtysem i radną. Dorabia też, jak się w trakcie jej wypowiedzi okazało, jako strażnik Texasu na Siennicy Małej. Upomniała się o osoby samotne żeby objąć je pomocą, bo idzie zima i jeszcze dopytała jak to zrobić żeby komuś pomóc jak ten ktoś nie chce. Na te słowa zareagował dzielnicowy Radosław Zaraza i stwierdził, że przecież był w sprawie tych starszych osób właśnie u niej. Tu się Marysia zaparła jak Św. Piotr jak jeszcze świętym nie był, że nic o tym nie wie. Ale po jakimś czasie coś w Marysi strumieniu świadomości się odczopowało i odzyskała pamięć, przyznała dzielnicowemu rację. Ma widać kłopoty z pamięcią a tu tyle obowiązków na głowie, bo funkcje ma przecie dwie! Wytłumaczył też cierpliwy funkcjonariusz, że jak chce Marysia, kogo na siłę uszczęśliwiać to może dzwonić, bo Policja nie ujawnia danych takiego „misia ratowniczka”. To teraz na Siennicy Małej, jeśli zajedzie do kogoś Policja w celu uszczęśliwienia to już będzie wiadomo, kto taki na wsi troskliwy. Szkoda, że Jeleniowa per jednoosobowa „Armia Zbawienia” nie potrafiła zająć stanowiska, jako szefowa gminnych struktur KGW w sprawie tych 50 złotych, co je Kryśka przytuliła.

 

Banach nawrócony?

A na sam koniec odezwał się nasz prawie Święty Piotr. Bardziej znany, jako Dyrektor Banach. Powiedział, że to przejście dla pieszych, co jest na wprost ZSCKR to on się postara tak oznakować żeby było bardzo bezpieczne. Trzeba na marginesie zaznaczyć, że nasz Piotrek jest od jakiegoś czasu bardzo miły i grzeczny. Proszę zgadnąć, dlaczego?

Hydrofornia nic nie nauczyła…

 

Na zakończenie trzeba wspomnieć o tym gdzie jest tak naprawdę  zagrożone bezpieczeństwo. Tym miejscem jest Szkoła Podstawowa w Siennicy Różanej. Tam,  tuż przy drzwiach, znajduje się stolik[fotografia poniżej] na którym leżą jak gdyby nic skoroszyty zawierające imiona uczniów uczęszczających do tutejszej placówki jak również  numer pesel. Tym samym spełniają wszelkie kryteria danych osobowych i ich prawnej ochrony. Natomiast w placówce kierowanej przez Dariusza Michalaka jak widać  nikt  się tym nie przejmuje. Można śmiało wejść sfotografować  zawartość skoroszytów lub wziąć je same… Znalazłem pośród nich dane własnego dziecka, które już od nowego roku szkolnego tutaj nie uczęszcza. Dla przypomnienia-od maja tego roku  obowiązuje RODO. W Siennicy wiele rzeczy stoi na głowie ale przecież te nowe standardy wyznaczył nie, kto inny tylko Wójt Proskura instalując na hydroforni firmę. Więc jaki „Pan taki kram” a Dyrektor Michalak nie może być gorszy od swojego chlebodawcy.

 

Tak się w Siennicy zabezpiecza dane osobowe. Leżą sobie pod kaloryferem i najpewniej nie zmarzną. 

 

52
39

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *