Lis w śmietniku, czyli gówniana rapsodia…

Niemcy mieli swojego „Lisa Pustyni” Erwina Romla co po pustyni czołgami jeździł i dokuczał Anglikom. A Izbica też ma swojego. Tylko że tam nie ma tyle piachu to ten Izbicki „w śmieciach grzebie i gównem rzuca”… bo się okazało, że go koledzy podpuścili. Chłop się widać nie szanuje, ale to jego problem. A wszystko dlatego, że ktoś się za szybko pochwalił i dziś o gównianych konsekwencjach takiej nieroztropności.

Ale najpierw, kto to jest ten Lis, tak od strony politycznej… Marcin go wołają i jest radnym z Koalicji UB-ywatelskiej do powiatu. W radzie pełni funkcję przewodniczącego komisji finansów. Jak na świeżaka, to widać, że koledzy o niego zadbali… Pochodzi z Kolonii Tarnogóra w gminie Izbica deklaruje, że jest wyznania rolniczego, bo orze i sieje. Jego polityczne sympatie i odruchy można zilustrować bocianimi nawykami. Bo „pierwsze jaja” złożył w gnieździe które uwił w Lewicy, z której startował. Potem odleciał przezimować i jego Afryką był Korwin. Marcin nawet był „za życiem”, a na koniec znowu wrócił w celach lęgowych do lewicy, bo startował do powiatu z Koalicji UB-ywatelskiej która zawiera lewicowy komponent w postaci prawdziwego nieszczęścia arcy pazyrnego Piwki…

W niej chyba zostanie do tak zwanej „usranej śmierci”, bo się ostatnio zdeklarował „gównianym występem na sesji”, przechodząc tym samym chrzest bojowy i inicjację w jednym. Po takim rytuale trudno być atrakcyjnym dla kogokolwiek, ale może być i, tak że za jakiś czas taki Lis będzie mieć branie, bo „polska polityka” co zaraz bardziej schodzi na psy!? No ale tego to my nie wiemy na pewno i możemy sobie tylko spekulować.

W Koalicji również znalazł tutora, z którym nadaje na takich samych falach, a ten to nie, kto inny jak wiecznie głodny oraz pazyrny Mareczek „Czerwony Jezusek z CIS” Piwko. Posiadacz kilku „marmurowych żłobów” w lokalnym samorządzie i jego okolicach. Dlatego Marcin jest bardzo dumny, że może usiąść obok tak wielkiego męża i polityka, jakim jest Piwko… a jak mu jeszcze robią zdjęcie z nim, to gotów z radości poplamić bieliznę. Ma takich fotek trochę i opatruje je bardzo wzruszającymi komentarzami. Pierogi też lepi, żeby nie było… tak jak kiedyś Nowosadzki na „Gotuj z Vipami”, Jak widać, do szczęścia nie wiele mu trzeba. Chyba liczy, że i jemu z pańskiego stołu cosik  jeszcze skapnie, bo z tych hektarów co je dumnie obrabia wyżyć trudno i ja to ostatnie rozumiem. Tylko nie mogę zaakceptować kosztów takich transakcji, a występ na sesji zwalił mnie z nóg.

Lis jest wykształcony, i to, tak że można było mieć nadzieję, że coś z niego będzie, ale to właśnie stanowi dysonans do tego, co zrobił na sesji… Jest absolwent dziennikarstwa, komunikacji społecznej oraz… politologii! Wszystko na UMCS! Tylko że znowu, jak wyżej! Po tym, co odwalił to widać z tych fakultetów albo nic nie zrozumiał, albo nie zapamiętał, bo zrobił co zrobił i mnie jest smutno, że o tym tak, a nie inaczej pisać muszę. Bo na papierze prezentuje się jak Real Madryt, ale papier wszystko przyjmie, a ten toaletowy to nawet więcej. Poza tym bardzo otwarty z niego człowiek, bo piszący wprost o swoich kłopotach ze zdrowiem. Nie ukrywa tego, bo widać ma taką potrzebę… każdą bolączką się ze społeczeństwem dzieli. Ale to, co tak naprawdę go dręczy i co stanowi jego prawdziwy problem to nie zdrowie, bo to w porównaniu z właśnie megalomańską głupotą i naiwnością której dał pełnoskalowy popis na sesji jest zaledwie małą niedogodnością. Wszak na głupotę nie ma żadnej kuracji ni refundacji. I albo trza zmądrzeć, albo tak żyć i czekać końca…

No dobrze, i to już wiemy, a zapewne czytelnik zechce informacji, czemu ja się tak wytrząsam nad biednym schorowanym Lisem, który chyba nie do końca taki chory jak ma siłę na rzucanie gównem… Ano wszystko dlatego, że oglądałem sesję rady powiatu z 27 marca i występ właśnie Lisa… Ale zanim przejdziemy do szczegółów występu Lisa to trzeba naświetlić tło zajścia i kontekst.

Sukces na gwałt poszukiwany

Zarząd powiatu i koalicja rządząca poszukuje na gwałt jakichś sukcesów. Łakną ich jak spękana ziemia wody albo kania dżdżu… Po epoce PiS, kiedy „było na prawie wszystko” przyszła epoka „odgryzania ręki z głodu”, tak jak przyszło wielmoży z Wielkopolski Maćkowi Borkowicowi skazanemu na śmieć głodową w wieży zamku w Olsztynie przez Kazika Wielkiego za bunt przeciw niemu. Dlatego ogryzają kosteczki do końca i chwalą się takimi rzeczami, którymi normalnie nigdy by się nie chwalili… wiadomo głód nie ciotka.

Ostatnio była droga w polach do 20 chałup w Borówku, z której zrobili serial prawie jak Niewolnica Isaura. Centrum Zdrowia Psychicznego otworzyli drugi raz… taka posucha na chwalenie! W tym rozpaczliwym poszukiwaniu paliwa znaleźli pod koniec zeszłego roku coś takiego, jak rozbudowa ZOL, czyli Zakład Opiekuńczo Leczniczy. Mówiąc prościej, to jest ta umieralnia przy szpitalu, przy której Rysiek Nieszczęście z Wołomina Madziar robił se zdjęcia.

Już stał przy płocie już witał się z gąską…

To właśnie na rozbudowę tego przybytku mieli pozyskać ponad 25 milionów i wszystko było na najlepszej drodze, bo SP. ZOZ zlecił za 20 tysięcy firmie z Połańca pisanie wniosku, a dziadulo Szpak nieszczęsny starosta już nawet stał przy płocie i witał się z gąską, aż tu nagle się okazało, że „wniosek pewniak” przepadł! Przez to dopadł naszych „weselników” szok z niedowierzaniem i jeszcze się przypałętała konsternacja, bo już wódka była w lodówce, a oranżada w piwnicy i goście pod bramą! A teraz co robić i co począć!? Wiadomo! Trzeba ustalić, kto winien! A jak powiatem rządzi ormowiec i były ubek, to tym bardziej, bo oni mają naturalną skłonność do szukania winnych toć całe życie obie służby po to były, coby winnych szukać! No to wiemy, i to oczywiste.

Ale traf chciał, że stosunkowo szybko ustalono czyja wina… i się okazało, że UWAGA! Wina był niczyja i kto to ten NICZYJA? Okazało się, że zawinił system tele informatyczny, jednym słowem siła wyższa i na to są dokumenty z Urzędu Wojewódzkiego. Ba! Cała korespondencja jest! Wojewoda Komorski jest ich człowiek i nie ma interesu kłamać… wystarczy, że się wydurnił ściąganiem krzyży ze ścian, ale to się ze sprawą nie wiąże. System się zawiesił i służby wojewody musiały słać mejle do operatora, aby system odblokował, bo nie można było przesłać dokumentów, a te były niezbędne do wniosku. Chodziło o tak zwaną Ocenę Celowości Inwestycji, za którą płaci się 4 tys. i która obowiązuje trzy lata. Dlatego służby wojewody zasugerowały by przesłali dokumenty drugi raz, i to jest fakt niepodważalny.

Potem gdy wniosek nie przeszedł to się szybko okazało, że dwa terminymi składania wniosku Oceny Celowości Inwestycji były przyczyną odrzucenia przez Ministerstwo Zdrowia… I żeby była łamigłówka to wniosek miał 66 punktów co plasowało go w pierwszej dziesiątce rankingu. Gdyby nie awaria, to wniosek by przeszedł… co ciekawe, to finansowanie wzięły szpitale mające ponad 10 punktów mniej!

Mądrej głowie dość po słowie a głupiemu to i referatu mało…

Normalny człowiek zrozumie o co chodzi, bo to proste jak „umysłowość Piwki”, ale tym z powiatu, a szczególnie z koalicji UB-ywatelskiej nie wystarczyło. Ba! Jest protokół z posiedzenia zarządu powiatu z 6 marca, w którym wszystko wyjaśnia i tłumaczy Jarzębowski dyrektor SP. ZOZ. Na tym posiedzeniu był Piwko i wiedział, co jest przyczyną. Ale dla nich i szczególnie dla niego taka prawda to żadna prawda. Szpak o dziwo ma do tego dystans i nawet „zachodzi obawa”, że rozumie, co się stało. Ale tym z koalicji potrzeba „krwi i gówna”. Dlatego widowisko trzeba zrobić i ludzi obsrać, a co!? To można zilustrować sytuacją takiego konesera co lubi wypić i jak nie ma nic klasycznego, to i wody brzozowej albo denaturatu się napije. Bo nieważne co byle coś w siebie wlać i coby we łbie zaszumiało, tak i tu!?

Za to obsrewanie wziął się sam Piwko, który w takich widowiskach to się specjalizuje, bo się w nich rozsmakował w poprzedniej kadencji. A teraz zrobił podobne tylko do tego zadania wziął sobie bezmyślnego Lisa, a wtedy miał Krzysia Zielińskiego, takiego, samego geniusza, jak i on…

Samba czy szambo?

A na samej sesji w czwartek 27 marca dziw za dziwem, dziwem poganiał. Lis ze skóry Wychodził, aby „gówniany scenariusz” realizować. Najpierw dali mu głos co nie było kłopotem, bo wszystko ukartowane, a Piwko przewodniczący rady powiatu, aż kulasami pod stołem przebierał. No i ten od razu uderzył w tony patetyczne jak Kuklinowski w Potopie, kiedy na Jasnej Górze przeora Kordeckiego namawiał do poddania twierdzy Szwedom. Lis zapewniał, że nie jest ani za, ani przeciw tylko chce wszystkich radnych poinformować jak to z tym wnioskiem było… tak jakby on w jakiś cudowny i nadprzyrodzony sposób wszedł w posiadanie wiedzy w tej materii. Jeszcze powiedział, że te wszystkie informacje to ma od zarządu powiatu! O jak tak pomyślałem to będzie widowisko, no i się nie zawiodłem. A tego już nie musiał dopowiadać, że od kolegów, którzy mają w tym interes, coby powiedzieć nie jak było. Nawet jak fakty są inne to tym gorzej dla nich. Tu prawda była pierwszą ofiarą… jak na wojnie. Bo przecież dali mu gotową interpretację, a nie tekst źródłowy, czyli dokumenty od dyrektora szpitala.

Lis nawet nie chciał samodzielnie pomyśleć. Miał zadanie do wykonania i je wykonał. No ale jak tak wygląda przy robocie dziennikarz po UMCS to, co na to UMCS? Przy takim absolwencie to ci po Kolegium Tumanum mogą spać spokojnie. Tu i ci z politologii co Lisowi dyplom dawali powinni się za łby złapać. Czy on bleszczaty na jedno oko, że nie widzi, że skoro sam reprezentuje obóz władzy, który ma w tym wszystkim interes to nie może być traktowany na poważnie? Z politologii wyszła patologia, ale Lis brnął dalej.

W takiej sytuacji jedyną osobą, która może w tej kwestii coś powiedzieć, bo ma wiedzę jest dyrektor SP. ZOZ Jarzębowski. Ale oni nim dali mu głos, to go najpierw równiutko obsrali oba z Piwką… Jarzębowski co ciekawe jak już mówił to bardzo spokojnie. Był zniesmaczony całym atakiem, bo wszystko przecież wyjaśnił na posiedzeniu zarządu powiatu 6 marca. Zachował się jak człowiek cywilizowany na widok takiego, który najpierw garścią trawy i rąbkiem własnej koszuli dupę podciera, a potem, jak gdyby nigdy nic siada do kolacji, i to się łagodniej zobrazować nie da.

No ale wracając do Lisa to opowiadał co i kiedy ci ze szpitala złożyli i jak to było jego zdaniem i zdaniem kolegów z zarządu… co chwila komentował poszczególne sytuacje, a przecież miał tego nie robić, bo on sam powiedział, że nie jest ani za, ani przeciw, bo bezstronny. Jednak emocje z niego wyłaziły, ale co chwila zapewniał, że jest bezstronny i tak wkoło Macieju. Opowiedział na przykład, jak to nie był gdzieś podpisu, a ministerstwo kazało uzupełnić. No dla niego to było coś strasznego, jakby to był koniec świata, żeby potem powiedzieć, że to nie był jednak koniec świata, bo takie rzeczy się zdarzają i kazali uzupełnić. Lis próbował nadać swojej „bezstronnej relacji” aurę strasznej afery. Dął, tak że to już w pewnym momencie zaczynało być śmieszne, bo on bladego pojęcia nie miał o tym, o czym mówił… Cały czas się starł przekonać wszystkich, że jest afera. Tak to robił, że głupi by się połapał, że coś tu cuchnie.

Oczywiście padało nazwisko pracownika, który miał pełnomocnictwo do dostarczania wszystkich potrzebnych dokumentów firmie zewnętrznej co wniosek pisała. O pracownika im też chodziło, bo trzeba było go obsrać. Dziwił się Lis, że wniosek pisała firma zewnętrzna z Połańca. Dla niego to było niezrozumiałe!?

Ręka po łokieć w Zanzibarskim Gównie

Na koniec tego swojego paździerzowego widowiska dowalił, tak że ja straciłem do niego cień szacunku. Dla mnie to wyglądało, tak jakby Lisowi gówno się skończyło w zasięgu ręki, więc wsadził w szambo łapę po obojczyk, żeby choć trochę jeszcze zebrać. Bo powołał się na krążące w przestrzeni publicznej plotki, że ktoś pojechał na urlop do Zanzibaru zamiast pracować nad wnioskiem i jego nie interesuje, czy ktoś jeździ na wczasy do Zanzibaru, czy na San Escobar… Jak to powiedział, to akurat Piwce w tym momencie uśmiech prostackiego triumfu zagościł na czerwonej facjacie. Radości prymitywnej miał, tyle że o mało bielizny nie splamił od środka. No takie mają zabawy chłopaki. Piwków Lis właśnie wykonał zadanie w pełni! I oto im chodziło, żeby to tak wybrzmiało. Ale tak na chłopski rozum, jak ktoś odnosi się do plotek, które są zwyczajnie kretyńskie, bo tak naiwne, że nie możliwe to ma dobrze pod sufitem, czy źle? I nie wierzę, że on jest aż tak głupi, bo musiał wiedzieć, że termin wyjazdu na wycieczkę nie pokrywał się w żaden sposób z terminami pracy nad wnioskiem. A to, co powiedział Lis jest kontynuacją plotek rozsiewanych chyba przez nich samych, bo one tylko im służą. Te rewelacje z Zanzibarem pojawiły się w artykule w Nowym Tygodniu pisanym przez Karola Garbacza… Widać im tego w gazecie było mało to musieli się oba jeszcze się na sesji „zesmrodzić” i tak to wyszło.

Prymitywna radość i gówniane orędzie

Oczywiście Piwko musiał na koniec tego widowiska wygłosić krótkie orędzie do narodu, żebyśmy wiedzieli, co mamy myśleć, bo sami to przecież nie potrafimy. Bo on jako jedyny ustalił prawdę absolutną. Powiedział, że jednak zawinił czynnik ludzki, a dowodem na to mają być chyba jego własne opinie i, chciejstwo, bo on by tak chciał i już, bo jemu pasuje! tylko jakoś wysokiej punktacji wniosku (66 punktów) wytłumaczyć nie potrafi i to zamilczał. Dlatego tego „pierdzenia” słuchać się nie dało i nawet Szpak milczał, który odezwał się, ale w zupełnie innym kontekście.

Ultimatum Repcia

A na koniec ustalili po targach z radnym Stasiem Repciem, który zaproponował komisję rewizyjną do „zbadania sprawy”, że trzeba wysłać do SP. ZOZ z audytem Tomka Nagowskiego. Tomek, to jest powiatowy „ober prokurator” i spec, jak on coś ustali to ma być ustalone. Znając życie to odkryje, że SP. ZOZ jest tam, gdzie był, a Andrzej Jarzębowski to ciągle Andrzej. Tomka osiągnięcia znam, bo jak ustalił w Muzeum Regionalnym listę uchybień, a potem sam w tym muzeum pełniącym obowiązki został to tak wcielał własne odkrycia, że w końcu doszedł do wniosku, że tak jak jest to może być. No cóż tu powiedzieć oprócz tego, że on się na czymś, takim jak to, co w SP. ZOZ nie ma prawa znać… No co powiedzieć!? Jaja i bicie piany z rzucaniem gówna.

Wycieczki do wycieczek i czynnik ludzki

A z wycieczkami to bardzo ciekawy trop i rozwojowy, bo skoro mają taki wielki wpływ na inwestycje i przepadają przez nie miliony, a oni to ustalili, to może teraz ustalą, ile „przepadło” przez wyjazd Nowosadzkiego we wrześniu zeszłego roku do Włoch, Jelonka do Gruzji, a Frąca do Turcji… No to, co panowie do liczydeł i rachować, bo bieda musi pofolgować… Wina czynnika ludzkiego w ustach Piwki to najlepszy dowód, że czerwony Jezusek z CIS mocno trzyma „monopol na głupotę” w jego przypadku błąd czynnika ludzkiego da się nawet policzyć i wynosi 561… To liczba ogłupionych wyborców, którzy z jakichś przyczyn uznali, że się do samorządu nadaje.

No i na koniec najlepszym ruchem byłoby zamówienie usługi wozem asenizacyjnym, coby to wszystko, co wytworzyli wywieźć, a Piwce i Lisowi kupić szklane nocniki niech zobaczą co narobili. Ale póki co powiatowy żaglowiec dryfuje po morzu gówna w kierunku oceanu gówna. Jego kapitan bardzo zadowolony, bo pływać w tej cieczy lubi i się zna na nawigacji po takich akwenach. Jemu ta gówniana bryza odpowiada, lubi te wiatry bardzo. Jest przewodniczącym rady rok zaledwie i proszę, jakie ma pomysły?! Lis nie lepszy i mocny ma debiut… Co będzie za rok o tej porze? Co wymyślą? Będziemy śledzić z uwagą i spinaczem od bielizny na nosie, bo nam te wiatry nie odpowiadają…

PS. A wyczyn sesyjny Lisa poszedł „psu w dupę” Nowy Tydzień nawet o tym nie wspomniał. Tym samym Lis wygłupił się nadaremno, ale niesmak pozostał. I dalej per analogiam… Lis Pustyni też wojował i nic z tego nie zostało. Wszystko poszło jak krew w piach… i jego historia bardzo ciekawa, bo wojował wbrew Berlinowi. Miał tylko siedzieć spokojnie i szachować Angoli w Egipcie, bo Niemcom nie był potrzebny kolejny front i wydatki. Ale on rozumiał strategię zupełnie inaczej, tak jak inaczej sprawowanie mandatu radnego rozumie o zgrozo facet wykształcony bo politolog, dziennikarz po komunikacji społecznej Lis z Kolonii Tarnogóra…i przepraszam za dosadne sformułowania.

36
3

Propaganda (bez) sukcesu i orły wyskubane

W powiecie szukają na gwałt sukcesów i dziś o tym, co ja o tym myślę. Bo oni w tej desperacji to się już takich sękatych desek czepiają, że ojej i na tę okazję wymyślili coś jak blef odwrócony. A to jest takie coś, co się robi jak jest już za późno, żeby coś odkręcić i się robi, tak żeby wszyscy myśleli, że jest dobrze.

Ale najpierw, co to jest blef taki prawdziwy i jak się nim posługiwali ludzie poważni, a nie tacy jak ci z powiatu. Taki Bonaparte kurdupel i „Kaczyński tamtych czasów”, bo też go Europa nie lubiła i on Berlin zajął, a nie mu się tylko odgrażał. To właśnie on, nim doszło do bitwy pod Austerlitz, kiedy jeszcze nie miał wszystkich korpusów w kupie kazał w nocy palić ogniska, że niby dysponuje kompletną siłą… Rosjanie i Austriacy mieli w to uwierzyć i wywiązali się z tego zadania doskonale, a potem mieli przegrać i też się z tego doskonale wywiązali. I to nie był jedyny numer w tej kampanii, bo kilka miesięcy wcześniej pod Ulm kurdupel z Korsyki kazał rozpuścić gazecianego fejka, że w Paryżu przewrót, a on stracił władzę i jęczy w kajdanach… Austriacki generał Mock z radości się nie posiadał, a w tym czasie, kiedy on się tak nie posiadał to Francuzi okrążali miasto z nim i jego armią w środku…

Blef, czyli udawanie, że jest inaczej niż jest w rzeczywistości to fajna rzecz! Ale ma tylko sens, kiedy całe przedstawienie odbywa się przed głównym wydarzeniem, a nie po! I jest środkiem pomocniczym do osiągnięcia celu. Żeby to prościej wyłożyć to się odwołam do prokreacji, bo to dla Szpaka jego trupy cyrkowej bardziej czytelne. Toż oni historii mogą nie znać, bo mają w szeregach historyka, co się zdegradował do rangi histeryka. A poza tym dziadkowie jak są w podeszłym wieku to wtedy dużo mówią o przyroście naturalnym, a Janusz w poprzedniej kadencji Leńczukowi tym głowę suszył, a Leńczuk teraz jemu. To jest, jak z prezerwatywą jak się założy na… fiata po wystrzale, a strzelało się w organ, z którym nie jest się w koalicji to po czymś takim co najmniej szybka koalicja albo alimenty?! No tak to z życiowej praktyki wynika i inaczej się nie da.

Niby wszystko proste, ale ci z powiatu tego nie wiedzą… oni poszli dalej i zastosowali blef odwrócony… Oni udają, że jest dobrze jak już wszyscy wiedzą, że jest źle! Oni skreślili szóstkę w totka jak się o numerach dowiedzieli z telewizji… Coś jak dobra mina do złej gry.

Na stronie starostwa puścili 5 marca relację z podpisania umowy na wykonanie drogi w Borówku gmina Żółkiewka. A to jest droga w polach i do 20 chałup. No sukces, jak budowa Gdyni, ale na bezrybiu i Szpak ryba. Siedem zdjęć uświetniło ten akt strzelisty… Na fotografiach radości końca nie widać. Jest a jakżeby dziadulo Szpak czytający umowę z uwagą, jakby coś z tego rozumiał. Jest i uśmiechnięty Nowoszpacki Marek który za te pieniądze, jakie dostaje ma się uśmiechać w każdej sytuacji… Jest i sekretarz Gajecka, która jest, bo jest, ale jakby jej nie było to też by było. No i Marka Klusa zapędzili, żeby też się uśmiechał i robił za statystę…

Zdjęcie pochodzi z posta. Ale mina „Pana Skarbonki” skarbnika Cienciery proroctwo zawiera on wie, bo te jego cyferki nie kłamią, że to teatr i dupa bardziej niż blada.

Klus też wie, bo ma świadomość, ile było inwestycji w poprzedniej kadencji i co jest teraz. Służby „promocji cmentarza”, bo za rządów tej koalicji tyle w powiecie inwestycji, czyli życia co i tam. To te służby obwieściły sukces, a Nowosadzki im to wszystko dyktował. Czuć w tym jego upudrowaną i pracą nieskalaną łapkę, że dobra wiadomość i takie tam… tymczasem składali dwa wnioski, a dostali na jeden. Ja się „obawiam”, że droga do 20 chałup w Borówku będzie inwestycją sztandarową i zapewne trafi do Szpaka przemówień. Co raz się będzie chwalił jak to drogę w Borówku budowali. To będzie Janusza przekop Mierzei Wiślanej, albo nawet kanał Sueski a tu jest kanał…ale nie taki. Oni teraz chcą zapomnieć o tej przykrej wpadce.

Tymczasem na horyzoncie jest już nowa, bo nie dostali nawet złotówki na rozbudowę ZOL. A czemu im tak idzie? Bo tam, gdzie dają pieniądze drzwi dla naszych zamknięte. Orły wyskubane nie mają ni siły, ni odwagi doskoczyć do klamki. Bo kto ma to zrobić? Staruszek Szpak? Czy skupiony na intrygach i łażeniu po imieninach Nowosadzki? Piwko pójdzie? Wystarczy, że chodzą za potrzebą i tam, gdzie pieniądze chodzić nie muszą, a jak coś im skapnie, to wtedy to sprzedają odpowiednią retoryką i serią zdjęć. Udają jacy to wielcy i ile to zrobili i jakie osiągnięcie, a tymczasem, to jest „oślognięcie”. A ten powiat nie ma sensu istnieć w takiej formie. Jest tylko dla nich samych. Dla ich pensyjek intryg i żeby dupy powozić za państwowe. Przecież wystarczy zerknąć na stronę facebookową starostwa… jak nie Dzień Kobiet, to dzień Mężczyzny. Albo spotkanie geodetów!? Czy nam się żyje przez to lepiej? No i wszędzie ten Frąc! Który stał się już zestawem obowiązkowym…

Podpowiem, że jak braknie treści do zapełnienia strony to można robić relacje z tych imienin, po których Nowosadzki z bukietami po jednostkach starostwa lata… No mają z tymi sukcesami problem, bo ta strona na FB rozkręciła się za PiS, a wtedy były inwestycje, bo był… poseł.

Teraz jest „esbecko-ormowski skansen z elementami komedii absurdu”. No ale jak ma być jak oni z takiej kultury wyrośli, i to była sowiecka kultura przejmowania się estetyką, dobrem ogółu. Jak tam było to wiedzieć powinni wszyscy… Bo jak Stalin się uparł i kazał budować samolot szturmowy to mu go wybudowali. Nazywał się IŁ-2 „Szturmowik” Nie nadawał się do niczego. Był powolny, słabo opancerzony i niebezpieczny dla tych, co nim latali. Niemieckie myśliwce strzelały do niego jak do tarczy. Jak już było bardzo źle, bo straty przerosły „oczekiwania” to ktoś w desperacji wpadł na pomysł i wyjął tylną szybę kabiny i wcisnął tam kij od szczotki, a czasem rurkę… To miało imitować karabin maszynowy, a Niemcy i tak się tego nie wystraszyli, nawet jak się później naprawdę strzelec pojawił. Bo przede wszystkim ten samolot nie miał sensu istnieć, i to był jego największy problem. I tym sposobem historia zatoczyła koło. Ruscy mieli kij od szczotki, a dziadulo Janusz Borówek. A i Szpak jako starosta w obecnych czasach jest wybrykiem natury i nie ma sensu„ politycznie istnieć”… Amen.

34
0

„Złote Karpie” po reformie, czyli ichtiologiczny spacerek wokół zabagnionej krasnostawskiej sadzawki.

Ksiądz Jarosław Wójcik dla przyjaciół Jarek na ostatniej gali decyzją przewielebnej kapituły został obdarowany „Złotymi Karpiami” Wiadomo! Złote… a skromne! Cieszył się bardzo i wyraził to szczerym plebańskim uśmiechem, ale przede wszystkim był zaskoczony za co to wyróżnienie? No i dzięki temu jest się z czego pośmiać.

Laur dają tym, co ubogacają przestrzeń kulturalno publiczną w Krasnymstawie. Tylko jak on przestrzeń ubogaca! No jak!? Jego talenty predysponują bardziej do „Orłów Biznesu”, a nie do kryteriów karpijnych, ale kto tam za logiką kapituły nadąży. Chyba że się przez pryzmat jego „bogatej osobowości” zerknie to i owszem!? Bo barwny to „kapłan, oj, barwny” Powołanie ma, ale do duszpasterstwa to tak „lekko pół średnio” i tak to zamaskował, że w przyrodzie takiego maskowania nie znajdziesz. Tu, by się biolodzy albo i sam Adam Wajrak mógł wypowiedzieć, co to za mimikra. Jakby nie ta koloratka, to, by człowiek pomyślał, że to dyrektor od Morgana?! W kapłaństwie najbardziej lubi obrót pieniądzem, jego szelest i brzęk oraz czarny kolor, bo wyszczupla. Przez to moda klerykalna musi go pociągać, bo zdrowa na stawy. Sutanna nie dość, że przewiewna to po kostki, a przez to po kolanach nie wieje. A Pan Bóg taktowny w tym fachu i nie przeszkadza, mimo że gdzieś tam w tym wszystkim jest.

Ogólnie to bardzo otwarty kapłan, albo bardziej „człowiek związany z kościołem” i przez to śmiało można powiedzieć, że utwierdza niejednego w przekonaniu, że ksiądz to dobry zawód. Mszę odprawia na pełnym luzie i z głową pełną nowych pomysłów jednocześnie. Tak mu to lekko idzie jak jazda autobusem z łopieńskiej góry pełnym babć z różańcami w drodze do Lichenia. Krótko prędko, bo czas to pieniądz, tak że wolniej zapowiadają pośpieszne do Wrocławia. A jakby było trzeba, to i czas by znalazł i ochotę, żeby diabła ochrzcić. No i ta biznesowa smykałka widoczna u niego, jak siwa czupryna ks Skowrona z „Małego Kościółka”. Jak od PiS i dzięki posłance Teresce Hałas dostał kasę na renowację fasady kościoła. Jak Tereski zasługi Rysiek Madziar bezczelnie sobie przypisywał to Jarek milczał… bo milczenie jest złotem i widać uznał, że akurat teraz kościół nie będzie się wcinać do polityki. Potem już się wcinał i tego samego Ryśka „Mamrotliwe Nieszczęście z Wołomina” Madziara „wziął na kolana” i przez „serce przepuścił” i bez ceregieli to zrobił. A od Leńczuka wtedy starosty wydębił znak ograniczający tonaże pod kościołem, o czym pisałem ponad rok temu, żeby mu się „interes już całkiem na głowę nie zawalił”, bo się rysy na ścianach pokazały. A teraz „fiku-miku” i dostał „Złote Karpie” No talent ma jak nic i do Krynicy z nim na Forum Biznesu, bo tu się kisi!

Zdjęcie pochodzi z posta. Solenizant Jarek i z CIS Marek. Na takich galach, jak ta krasnostawska ubija się też interesy, bo pod latarnią najciemniej. Podobno Piwko chce zamienić marynarkę w kolorze „prosiaczkowy róż” na białą komżę. Nowym kościelnym chce zostać! Gotów jest nawet się jeszcze, ze trzy razy ochrzcić… Jarek jest na "tak", bo obaj do wyciskania pieniędzy z powietrza dryg mają. Tak że Piwko po trzecim piwku i z wiklinowym koszykiem mamroczący co łaska wkrótce będzie miał debiut. A co Pan Bóg na to? Ano wziął L4…

Po tej nominacji to mnie się wydaje, że jesteśmy świadkami jakiejś koncepcyjnej desperacji albo nowego otwarcia w kwestii przyznawania nagrody i ryby dla Wójcika tego znakiem! W końcu 28 lat je dają to się formuła wyczerpała i teraz trzeba widać rozdawać jak leci. Ale z drugiej strony to charakter Nobla się zmienił i Oskara, to czemu nie „Złotych Karpi”, Dlatego ja skromny były hodowca bydła z Woli Siennickiej i obserwator „rzeczy dziwnych i ulotnych” podpowiadam, aby w następnych latach dać innym, a na koniec mnie! I składam wniosek racjonalizatorski, żeby trochę pozmieniać i jak trzeba karpie zastąpić czymś pokrewnym, czymś związanym z wodą, bo to lepiej oddaje charaktery nagradzanych. Żadnej herezji w tym nie ma, bo i tak zostajemy w okolicach wody, z którą Krasnystaw związany od zawsze co widoczne w jego toponimie i herbie…

Za rok dajmy na to uhonorować Kamila Hukiewicza za cudowne przeistoczenie z prywatnego przedsiębiorcy w urzędnika. A jeszcze wygrawerować na nagrodzie cytaty z niego samego jak do Nowego Tygodnia po tym cudownym konkursie na stanowisko specjalisty w PUP powiedział między innymi, że jest zwykłym mieszkańcem, mimo że on osoba publiczna. I w związku z tym, że Kamil taki myśliciel dać mu „Złoty Paprykarz Szczeciński” niech się zastanawia, co to za ryba.

Potem „uchonorować” samego Kamilowego teścia porucznika UB Jelonka i kierownika politycznego jego kariery za bezwzględny powrót po trupach na scenę polityczną i kultywowanie wartości esbeckich szczególnie w trakcie kampanii wyborczej wiosną 2024 roku. No to jak z Romkiem „Michnika Potomkiem” Miciułę filetowali to esbeckie arcydzieło. Ale w tym wypadku trzeba zrobić odstępstwo i nie żadne Karpie czy inne ryby a Wydra! Złota Wydra dla Jelonka jest w sam raz. To kudłate coś żyje z tego, co w wodzie i dla stawu to prawdziwy esbek. Jak się w nim rozgości, to zostaje kupa ości. Tak i Jelonek, jak się pojawił w mieście i powiecie to się przestrzeń publiczna do dziś pozbierać nie może, a będzie gorzej!

Marcinowi Wilkołazkiemu bezwzględnie trzeba dać, ale najpierw po dupie, a potem tylko jednego Karpia, bo jak ktoś nie wie, czego chce od życia to dawać mu dwa jest rozrzutnością! Dla niego można rozważyć zamianę Karpia na Płotkę, bo nie mógł znaleźć w sobie tyle odwagi, aby się odważyć startować na burmistrza i przez to został polityczną płotką w miejskim stawie, a mógł być szczupakiem!

Wicestarostę „wypudrowane nieszczęście z ul. Piekarskiego” vel Nowosadzkiego Marusia wyróżnić, i to jak!? Ale zawiodę tych przy nadziei, że jemu to w czymś pomoże!? Jemu pomóc już się nie da, bo on wybrał! Zmotywować też się nie da, bo jego już tylko prąd niesie. Jemu dobrze tam, gdzie jest, bo między ormowcem i ubekiem Marek jest człowiekiem… A jak tak to Markowi cały pakiet podarunkowy co mu żałować, a niech ma, niech się udławi. I na początek kartę rybacką, niechby wreszcie sam coś zrobił od początku do końca. Jakby robaka na haczyk nadziewał, to by może zemdlał, ale poczułby się „facetem na rybach” który jak nie złowi to głodny łaził będzie. Do tego Nowosadzkiego uhonorować „Złotym Leszczem” Trudno przede wszystkim znaleźć rybę, która intryguje i ma wredny charakter polityczny, ale leszcz pasuje do tego, ile on tak naprawdę może i znaczy w lokalnej polityce. Mogłaby być jeszcze „Złota Ukleja”. Ona oddaje Nowosadzkiego skłonność do podczepiania się pod kogoś. Ostatnio „ukleił się” do Trzeciej Drogi. A Marlin ta ryba z dziobem, ale słonowodna idealna do Nowosadzkiego prawdomówności. Marlin wygląda jak Pinokio wśród ryb… A dlaczego Pinokiowi rósł nochal tłumaczyć już nie ma potrzeby.

A potem Frąc Mariusz… O ten to dopiero ubogaca przestrzeń publiczną! Jak on ubogaca! Pchają go na wszystkie uroczystości, a ten idzie jak w dym. Jego już tak pełno wszędzie, że okna na noc trzeba domykać, żeby „nad obecny”, Frąc do domu nie wlazł, a potem rano nie wyskoczył spomiędzy sałat i ogórków z lodówki i z pieczątka członka zarządu. Tak że trzeba mieć się na baczności! Ponadto Frąc zasłużył, bo z etatowego członka zarządu dzięki swojej postawie to znaczy podkreślaniu bez przerwy, jaki ważny z członka zrobił organ, a przy okazji pięknie sodówa palnęła mu do głowy. W jego przypadku wątpliwości nie ma i jemu „Złotą Rozdymkę „ .To ryba, co się ze strachu pompuje. Bardzo malowniczo to robi jak Frąc na sesjach i poza nimi.

Piwko kolejny as w powiatowej talii, tu chyba nikogo nie zaskoczy „Złoty Sum”  Ryba wszystkożerna, nienasycona, drapieżna. O której wielkości decyduje zasobność żerowiska, a jak to ubożeje, to sięga dalej, dalej i dalej, bo chce więcej, więcej i więcej … W jego przypadku przewodniczący rady powiatu za 3200, pensja z CIS… do tego płacą mu za projekty w ramach CIS, o których mało kto wie, o biedronkowych zastrzykach nie wspomnę. Jak w takich okolicznościach może być coś innego niż Sum! No i tak ubogacił kulturalnie przestrzeń, że nawet widziano go w miejskiej bibliotece jak patrzył na obraz, i to było dla niego poświęcenie, bo on instytucje kultury omija jak dziewica zamtuz. Ale ma poczucie „chumoru” i dał stypendium w wysokości… 500 złotych, a jemu po tym heroicznym akcie wpadło 3 200 za przewodniczenie radzie powiatu. Dobrze skalkulował… i wychodzi, że stypendium to myśmy jego rękami dali. Ale jakby kto pytał to ubogaca!?

I na koniec, choć jeszcze kilku by tam znalazł… sam dziadunio Szpak! „Janusz Samorządu” zasługuje na co najmniej mauzoleum. Nasz 75-letni Biden prawie jak paproć z karbonu w węglu odciśnięty jest barwny i wielopłaszczyznowy, bo i ludowiec, ormowiec do tego lektor pogrzebowy i od anonimów. Relikt komuny z elementami cywilizacji turańskiej, a co to ostatnie, to ciekawych odsyłam do książek. Jego trzeba uczcić grupą rzeźb coś jak Bałtów z dinozaurami. To mniej więcej powinno wyglądać tak! Janusz w berecie siedzi nad stawem i łowi ryby. Staw jest zalany zastygłym betonem, obok stoi Nowosadzki i co chwila krzyczy, że spławik drgnął i jest branie… To byłaby piękna metafora tego, jak Szpak ze służalczym Nowosadzkim Zdominowali i zabetonowali powiatową scenę polityczna oczywiście nie bez udziału ogłupionego elektoratu. Mereczek będzie doskonały symbol wszystkich, którzy Szpakowi wiernie służyli przez te wszystkie lata… a Marek krzyczący spławik drgnął byłby metaforą tego, że niektóre „człowieki” są gotowe krzyczeć i widzieć wszystko, byle na ROR wpływało regularnie…

A na zakończenie to wypada zauważyć, że oni w tym samorządzie bez podziału na miasto, czy powiat łowią dla siebie i istnieją tylko dla siebie i te połowy to im wychodzą „prima sort” to są sumy pokaźne nie jakieś tam płocie, leszczyki… Dla nas mają gęby pełne frazesów. I jak dla nas łowią, to na haczyku jest stary but, dziurawa opona, puszka zardzewiała i śmieć wszelaki. Powiat szczególnie w tej materii pozyskiwania środków z zewnątrz może się pochwalić serią poniesionych sukcesów… A ja to bym chciał dostać szpadel, może być zwykły, byle solidny. Przekopałbym, nim groblę i ze stawu spuścił im wodę. A potem tylko patrzył… Amen.

 

42
1

Chcesz asfalty mieć zrobione do ratusza nieś oponę.

W ostatni wtorek były radny z Krasnostawian Wrzesiński Marek, na którego spadają co chwila „osobiste nieszczęścia”, bo przypomnijmy w kwietniu, startując w wyborach samorządowych przegrał batalię o mandat z Emilią Wiśniewską z PZK, czyli od Miciuły spadło kolejne nieszczęście, a on dzięki niemu wpadł na pomysł wart wyróżnienia w kategorii „malownicze demonstracje”. Dlatego za rok trzeba rozważyć jego kandydaturę do „Złotych Karpi” To przecież nagroda dla tych, co ubogacają przestrzeń publiczną… Otóż radny „rozwalił” oponę i felgę, kiedy mimo oblodzenia postanowił jechać do centrum miasta. I to stawia jego umiejętności oceny sytuacji na drodze pod wielkim znakiem zapytania! A że jest na stopie wojennej z młodym burmistrzem Danielem Miciułą to jakżeby mógł taki dar niebios puścić wolno. Postanowił, żeby się umówić na „gorzkie żale” i do tego wziąć oponę jako dowód koronny. W ogóle to były radny jest okropnie aktywny jak już nie jest radnym, i to jest zabawne, ale stawia jego „walkę” pod wielkim znakiem zapytania. Bo wypada zapytać co radny robił w czasie sprawowania mandatu? Co robił przez pięć ostatnich lat, że teraz co rusz wytyka zaniedbania drogowe w rejonie ulicy Bieleszy i Ściegiennego. Może to jest tak, że jak się jest to się siedzi cicho, bo dyscyplina klubowa nie pozwala, a jak się już nie jest to można i Wilkołazkiemu nawet, to na rękę. Tylko co z tego!? Ale wróćmy do wydarzeń bieżących… Jak sobie były i zgorzkniały radny zamyślił tak i zrobił. Kiedy przyszedł to akurat Daniela nie było. Oberwała za to sekretarka, bo czemu go umawiała jak burmistrza nie ma, a on do niego chciał i mogła oddzwonić! Była za to wiceburmistrzyca Monika Sawa i się nasłuchała ciekawostek na temat swojej uczciwości. Nowy Tydzień o tej wizycie napisał, ale szczegółów rozmowy nie cytuje, a Wrzesiński jakoś nie chce się chwalić tym, co naopowiadał, bo tam padały ostre sformułowania pod paragrafy. Skończyło się na tym, że oponę porzucił w gabinecie burmistrza i sobie poszedł… Jednak na drugi dzień wrócił po zgubę, bo w międzyczasie pofatygowali się do niego strażnicy miejscy z propozycją nie do odrzucenia. Albo Pan zabierasz kauczukowy fetysz, albo mandat za zaśmiecanie miejsc publicznych. Dlatego jak wyżej Wrzesiński oponę znów przyniósł do domu. Co on teraz z nią zrobi!? Proponuję wpakować ją na słup i może bocian gniazdo uwije. Fakt nie jest duża, ale dla uspokojenia skołatanych nerwów może pomóc… Widzę, że Miciule robią na złość co chwila, ale to dobrze, bo jak to mówią „niech wszyscy zobaczą, co to za towarzystwo” Jesienią chciał go utylizować profesor, nazywając go śmieciem. Krasnostawianie w radzie miasta stają na głowie, żeby udowodnić, że czarne jest białe, a ci ze starostwa toczą pianę, bo jemu wychodzi, a im nic. Do tego tam, gdzie pracuje jego żona Iga naczelnikiem bez konkursu zrobili Krzysia Zielińskiego, który ciut wcześniej na Danielu wszystkie bezpańskie psy z powiatu wieszał… Moim skromnym zdaniem to znak, że stary układ Daniela nie chce, ale to dobrze. Można to zobrazować scenką rodzajową w której grząskie bagno robi wszystko, żebyś w nie nie wlazł… Amen.

 

25
9

Cuda Esbeckie czyli Teraz K… My!!!

Wpada Święty Piotr do Pana Boga z wrzaskiem, że w Krasnymstawie znowu cudów „bez licencji” nawyczyniali. Pan Bóg się pyta, czy to znowu esbek z ormowcem. Na to Święty Piotr, że tak! No i się Bóg Ojciec wkurzył, tupnął nogą, drzwiami trzasnął, aż tynk z futryn poleciał na Ziemię. O tym później w gazetach i internetach napisali, że to, co pod Poznaniem dupło to była rakieta Elona Muska…

A tych dwojga „cudotwórców” to dziadulo Januszek Szpak były ormowiec i teraz starosta i Pietrek Jelonek były esbek i następny starosta, bo tak się ugadali, że po połowie kadencji mają się zmienić. Teraz Pietrek jest szefem ARMiR i członkiem zarządu powiatu oraz UWAGA szefem powiatowej Koalicji UB ywatelskiej! I tu też stał się cud, jak oni się zeszli, a jak dojdzie do zamiany, to będzie cud następny. No ale teraz to się tak dziadki rozkręciły, że cud za cudem i cudem pogania. Trzaskają je jak Żukow generałów łapą po mordach. Zasuwają normalnie jak przodownik pracy Wincenty Pstrowski, o którym mówili „jak chcesz zdążyć na Sąd Boski zapier… tak jak Pstrowski”. Jelonek to w takim gazie, że z marszu w Tuligłowach po wodzie chodzi i się odgraża, że wskrzesi Kiszczaka tylko wiosną jak mróz puści, bo na Czesiu płyta przymarzła.

Dziadek Janusz co prawda ciut na razie wyhamował z cudami i odsapnąć musi po tym cudzie jak Krzysia Zielińskiego zrobił naczelnikiem wydziału komunikacji. Bo to trzeba było dobrze nacudować, żeby Krzysia wcisnąć jak on ma tylko jako doświadczenie prawo jazdy. To, z czym do ludzi!? I jak już Janusz robi cuda, to mniejsze, o czym jeszcze napiszę, ale innym razem…

Pietrek od esbeków teraz, jak ma na przedwiośniu czas wolny to się zajął „rodziną” i on nie zwalnia. Dlatego cud, w tym kierunku uczynił i na miejsce jego obrał Powiatowy Urząd Pracy, gdzie „zięć jego przyszywany” Kamil Hukiewicz w cudowny sposób przeistoczył się z przedsiębiorcy prywatnego, ale to też „okropnie cudowne”, bo on tak naprawdę pracował w firmie żony! No a prywatnym przedsiębiorcą się zrobił, jak mu „teście wydali rozkaz”, coby był kandydatem do fotela burmistrza Krasnegostawu. No i w czasie kampanii chodził po miasteczku i opowiadał różne ciekawe, ale i cudowne rzeczy, że na przykład rozumie potrzeby przedsiębiorców i ludzi, bo jest przedsiębiorcą… I teraz po blisko roku ten sam Kamil z kampanii przeistoczył się w w specjalistę od programów. A jak? To o tym teraz…

Urząd Pracy wystąpił 31 stycznia z ofertą na trzy stanowiska stażystów i takich właśnie specjalistów. No i masz! Kamil został jednym z nich! Na te trzy stanowiska było czterech chętnych w tym dwoje pracowników PUP. No kolejny cud! Kamil dał radę, i to jest ten sam Kamil, który na sesjach nie daje rady, bo plecie androny, który nie pamięta, jak głosował, który jak otwiera usta to jego starszy kolega i przewodniczący rady z Krasnostawian Wilkołazki zamyka oczy, bo ten znów coś rąbnie. Ten sam, do którego burmistrz Miciuła Daniel smak stracił, żeby go okładać, bo to mu nie sprawia przyjemności, bo się czuje, jakby swojej najmłodszej córce klapsa na gołą dupę dawał.

Wymagania w tym konkursie były „cudowne” i takie, przy którym wskrzeszenie Łazarza to sztuczka kuglarska. No a konkursowe wymagania musieli dostać tak jak Mojżesz swoje dostał, tylko nie na górze Synaj i nie na kamiennych tablicach, a wydrapane gwoździem na desce, gdzieś w pokrzywach na Zułku Nadrzecznym, bo one takie na tamte rejony. Jak się je czyta, to człowiekowi średnio rozgarniętemu białko się ścina we krwi, a serce chowa w okrężnice!? One są „strasznie cudowne” i tego posłuchajcie, bo żeby zostać specjalistą to trzeba było być komunikatywnym i umieć pracować w zespole! No?! To Kamil umie pracować w zespole, bo prawie we wszystkim słucha teściów!

A ja naiwny myślałem, że specjalista to ktoś wyspecjalizowany, doświadczony którego umiejętności są wysublimowane takie rzadko spotykane a tymczasem!? Naprawdę wystarczy posiadać umiejętności z zakresu, jak powiedzieć, że chce mi się pić, jeść i o której bus do Lublina i już się jest komunikatywnym, bo to tak w wielkim uproszczeniu wygląda. A jak się potrafi zamówić flaki w garmażerce i jeszcze zapłacić za nie gotówką to już pewnie można zostać dyrektorem!? No jak to nie jest cud to ja mam warkocz po same dupe!

W trakcie konkursu też się inne cudowne zjawiska pojawiły zwiastujące ten cud właściwy. Pierwsze to, że Kamil nie miał ani głupiej grzywki, ani wąsa à la Adolf, bo kto śledzi jego wygłupy to wie, w czym rzecz. Znaczy spoważniał!?

Ale przede wszystkim to cudem jest i to, że rąk nie odmroził jak trzymał tabliczkę na Placu Litewskim w Lublinie z napisem „SAMORZĄDY NAPRZÓD. RAFAŁ TRZASKOWSKI 2025” Buty tylko sponiewierał, bo obuwia cuda nie dotyczą, kiedy latał jak ten kot z pęcherzem za Rafałem z tą tabliczką i z teściem cudotwórcą po całym województwie. Gdzie on biedny nie był. W mleczarni krasnostawskiej był, gdzie o mały włos w serwatkę nie wpadł i w Biłgoraju na przykład. Tam to go nawet na scenie posadzili z tą tabliczką i minę miał tam, jakby nie wiedział, co się dzieje, ale dał radę. Kamilek vel „Niunio” to dobry chłopak, ale naiwny i trafił z ożenkiem, aż za dobrze, że się zrobiło dla niego zupełnie źle, bo to jego teście mają okropne ambicje i uznali, że będą go pchać, gdzie tylko się da. Tylko że on pojęcia o polityce, historii i tym wszystkim co potrzebne osobie publicznej, bo na litość boską on nią jest, ma, tyle że… trzeba go wspomagać właśnie takimi cudami.

No to teraz marsz do puenty, a dzieci spać! Pamiętam skowyty i gromy nad biologiem w muzeum. Zły był, nie pasował i jak tak można. PiS-owski nominat wrzeszczeli niektórzy i między nimi był strażnik powiatowej przyzwoitości i etykiety niejaki Nowosadzki Marek wtedy i dziś wicestarosta. Ciekawe, co on teraz na to? Nawet nie pytam, bo pewien jestem, że nabierze wody w usta i jak na hipokrytę przystało oczy spuści jak nieraz to robił. Albo odpowie, że to polityka, albo że Kamil musi mieć pracę, a nieraz Marek już takie rzeczy mówił… Nowosadzki najlepiej, jakby schował się do szafy o 7.30 i wychodził z niej o 15.30, bo przecież ma nowe meble w gabinecie. Marek przełknie wszystko, bo chce być wicestarostą do końca kadencji, a w drugiej połowie Jelonek ma zastąpić Szpaka. To jak w takich okolicznościach Nowosadzki może krytykować zięcia swojego pracodawcy?

I teraz, idąc dalej to Kamil pracę miał, bo przecież jest fizjoterapeuta i nie wnikam, jaki i po jakich szkołach. Pracował u Brodowskiego, w SP. ZOZ… Za 2023 rok z pracy w firmie żony zarobił ponad 60.000 a z diety radnego miał ponad 20.000.  Tak że bezrobotny nie był, tylko no właśnie co!? I tu warto wszystkim wrażliwcom i wielbicielom nepotyzmu zadać pytanie, że jak już się tak bawimy to może są bardziej potrzebujący niż Kamil. Co? Wrażliwcy jak myślicie? Bo są tacy co spokojnie spełniają te kryteria i pracy nie mają? Przecież Kamil jest wiceprzewodniczący miasta, no i przedsiębiorcą, czy już nie, bo i ja się pogubiłem. 

Ale tu chyba tu idzie o coś zupełnie innego. Za jakiś czas będziemy świadkami całej serii cudów. Bo o tym, co się teraz wydarzyło, było mówione od dawna i „słowo stało się ciałem”, czyli ulica miała nosa! Wieszczę, że Kamil zostanie w PUP potem zacznie się piąć po szczeblach kariery, ale to będzie ciągle ten sam Kamil, prosty, naiwny chłopak… A jak Rzepka Janusz trafi na utrzymanie ZUS, bo do tego bliżej niż dalej to Kamil okaże się bardzo kompetentnym i zsiądzie w fotelu Janusza. Powiedzą coś na tę okoliczność albo i nic nie powiedzą. Oni takie rzeczy umieją bezczelnie zamilczać i zbywać. Przecież nie tak dawno Szpak radnemu Danielakowi z PiS odpowiedział, że będzie konkurs na naczelnika wydziału komunikacji. No i był? A gdzie tam! Krzysia przenieśli wewnętrznym awansem i po sprawie. Po drodze może zostanie wicedyrektorem, a do tego trzeba zmienić tylko statut PUP, a oni już raz zmieniali w tej koalicji, ale starostwa pod Frąca, to co tam dla nich, mają chłopaki rozmach i wprawę!

Przez takie zabiegi powiat zlazł na psy, a nawet niżej. Króluje rympał, bezczelność prostacka, upojenie władzą. Jednemu łazić się nawet na dyżury nie chce, inny mówi co mamy myśleć. Ormowiec pcha się między akowców. A strażnik etykiety trzęsie portkami i wszystko uwiarygadnia dając na to swoją „twarz” a raczej to co z niej zostało. Przyzwoitość i dobry smak zdechł już dawno, bo „Teraz K… a My”. I to jest ich cały program. W końcu, jak się ormowiec z esbekiem zejdzie to jak ma być!?

 

 

41
0

„Czerwony Jezus z CIS”

Marek Zdzisław Piwko „Czerwony Jezus z CIS”, a czerwony, bo zaczynał w SLD doi powiatową krasulę, aż dudni. Ta ryczy wniebogłosy bo jeszcze nikt tak za cyce nie ciągnął. Zgroza! Do tego zgrywa „społecznego wrażliwca” i w imię tej wrażliwości „do roboty na dyżury w starostwie chodzić mu się nie chce”. A to tylko jedna z jego „śmiesznostek”. No jak nic mu się z dobrobytu poprzewracało w różnych rejonach jego „obszernej osoby”.

Na ostatniej sesji 19 grudnia i też to ciekawe, czemu sesje tak rzadko się odbywają pod jego kierownictwem, bo w styczniu była, ale nie z rozdzielnika tylko „nadzwyczajna” zwołana na wniosek PiS… To na tej grudniowej radny z PiS Szewczyk Piotrek zapytał, co to za porządki są, bo na drzwiach od gabinetu w starostwie, gdzie zawsze dyżuruje prezydium rady kartka wisi, że od teraz będzie trzeba się umówić na spotkanie z „dyżurantami” telefonicznie. A ci „dyżuranci” to Piwko z Koalicji UB ywatelskiej, Zając i Korkosz obaj z „Trzeciej Nogi”

Obsztorcował ich w swoim wystąpieniu, a Piwko wziął i się obraził. Całą sesję to przeżywał jak ta stonka wykopki z tego powiedzonka. Potem Stępniowi po sesji udzielił wywiadu szybciej, niż odpowiedział radnemu na interpelację, a Stępień w „chełmskiej gazecie dla krasnostawiaków” napisał”, ale, tak że jak się czyta to „wina” Szewczyka, bo śmiał zapytać! Widać, że gazeta powinność swej służby zna, a Stępień w szczególności. Tak się wykoślawia rzeczywistość, żeby największa głupota jak już się wyleje to była czymś normalnym i wręcz pożądanym. Takim „wicie rozumicie”…

A to jak Piwko opowiada o całej sytuacji to no… Mój Boże!? Większych głupot dawno nie czytałem i trzeba mieć rozumek Kubusia Puchatka i baaardzo lubić miodek, żeby takie „bezczelne durnoty” ludziom wciskać… Piwko powiedział, że „po primo” to Szewczyk przepisów nie zna i jest złośliwy. A to pierwsze zabrzmiało, tak jakby Piwko je znał. Dobre?! Potem „po secundo” wyjaśnia o co chodzi… i tu powiada, że nigdzie nie jest napisane, że dyżury mają w ogóle być!? No a to już jest bezczelne jak jasna cholera, ale też, na co nie wpadł „czerwony Jezusek z CIS” nie jest napisane, że ma ich nie być!

Jakaś forma kontaktu z wyborcami musi być, bo jest jeszcze coś takiego, jak przyjęte pewne zwyczajowe normy. Coś jak prawa nie pisane, ale równie ważne, które można podciągnąć bez przesady pod normy współżycia społecznego. To jak wyborca ma się kontaktować ze swoimi wybrańcami? Dyżury były i powinny być bez względu na wszystko.

Piwko dodał, że teraz to są telefony oraz… UWAGA socjal media, czyli facebooki! No i oni utrzymują stały kontakt przez nie z wyborcami! I to wszystko, to on robi, żeby ludzie w dogodny termin umawiali się na spotkanie z „dyżurantami”, a nie brali specjalnie urlopów. Jaki on dobry i wrażliwy… szkoda, że na swoim punkcie. A przecież jakoś do tej pory z tym kłopotu nie było, bo ci z PiS w poprzedniej kadencji to warowali jak owczarki, i to regularnie. Jeszcze nie mógł sobie tego odmówić, bo w takich sytuacjach musi paść ta „magiczna formułka”, że to wszystko w trosce o wyborców i dla ich dobra. Czyli „wina” wyborców, bo jakby ich nie było to nie byłoby i ich dobra.

A co będzie jak ktoś fejsa nie ma? Albo jak kogoś Piwko na fejsie zablokował? Bo mnie na ten przykład zablokował!? Co ja nieszczęsny począć mam? Ja se tam poradzę i jak trzeba, to go spod pierzyny wywlokę, ale co zrobi taka babcia albo dziadunio?

Piwko przekracza kolejne granice bezczelności i pazerności. Jego nakarmić się nie da… to był raczej jego pomysł, a reszta prezydium rady przystała ochoczo, bo przecież Zającowi z Żółkiewki trzeba przyjechać 25 kilometrów i wziąć urlop, a Korkosz poczciwina, nawet jakby nie chciał, to i tak go przegłosują. On do tego pracuje w szpitalu… To co ten „czerwony Jezusek” wyprawia wpisuje się w politykę rządzących krajem. Tam wyżej w Warszawie to samo… Ale tu u nas za te „pieniądze” można by inaczej, gdyby Piwko był tym, za kogo się podaje, czyli że taki „wrażliwy, otwarty, pomocny a troska o ludzkie dobro sypiać mu nie daje”. Bo Piwko, tymczasem liczy, ile może z tego wyciągnąć i jak się przy tym nie narobić, i to moja opinia, bo widzę, co się święci. Przesuwa tymi bezczelnymi pomysłami kolejne granice i patrzy, czy się da.

Dlatego wypada podać kilka liczb aby elektorat miał świadomość skali bezczelności. Piwko za pełnienie funkcji przewodniczącego rady powiatu co miesiąc dostaje 3200 złotych (trzy tysiące dwieście) z groszami i ta kwota pomnożona przez 12 miesięcy daje 38 400 złotych. A jak pomnożymy, to przez 5 lat, bo tyle trwa kadencja to wtedy do pulchnej łapki „czerwonego Jezusa z CIS” wpadnie 192 000 złotych. Tu na wschodzie miesięcznie 3200 to prawie najniższa krajowa i spory grosz, na który trzeba tyrać bite osiem godzin. W robocie nikt cię nie posadzi tylko trzeba giąć kark i zasuwać. Piwce takie klimaty obce i, jak widać, jeszcze ma czas na takie pomysły „po czwartym piwku”

Za pieniądze, które dostaje, a nie oszukujmy się przewodniczący nie ma żadnej „odpowiedzialności ni pracy”. Otwiera jedynie i zamyka sesje, a całą papierologię robi mu obsługa rady, i to jest wszystko, czego od niego wymaga protokół. Z robotą w takim znaczeniu, jak to rozumie przeciętny Kowalski związku to żadnego nie ma. To w takich okolicznościach przy takim „futrowaniu” powinien poszerzyć ofertę, a nie ograniczać. Powinien, gdyby był tym, za kogo się podaje do dyżurów dorzucić jeszcze spotkania umawiane przez telefon dla tych, co nie mogą w dni dyżurów. Innymi słowy, powinien być elastyczny jak jasna cholera… i wdzięczny oraz pokorny. On tymczasem bezczelnie robi co robi i cała ta nieszczęsna Koalicja UB-ywatelska razem z nim, bo chłopaki rozkręcają się jak cygańskie wesele…

Póki co wypada podsumować, tym bardziej że mnie czytelnicy gromią za „długie teksty”. Ale jakie one mają być, skoro problemy są ogromne? Krótko się o tym całym politycznym bajzlu nie da napisać. A poza tym ja was czytelnicy szanuję i żeby je napisać to trzeba wykonać jakąś pracę i pogłówkować. Jakbyście to docenili, to byłoby miło. Bo ja was nie chcę traktować jak Piwko dyżurów. Jestem jeszcze stara szkoła, a że ludziom się czytać nie chce to nie jest dobrze. Bo jak się nie czyta to sobie człowiek sam szkodzi i potem robi tak jak Piwko. 

 „Czerwonemu Jezuskowi” radzę z całego serca jak już tak daleko się posunął, to może praca zdalna?! W CIS, radzie powiatu… po co się ograniczać. W chałupie siedzieć, nawet się z niej nie ruszać. Na telefon przywiozą żarcie, służby z MPGK odpompują urobek. Śmieci z workiem przez okno, ktoś je odbierze… i tyć o przepraszam żyć nie umierać. To co Marek dobry pomysł?

 

 

49
3

DUP ! Drogowy Upadek Powiatu albo Nic się nie zmienia od na dupie siedzenia.

 

Nad Bałtykiem Dominika Kulczyk buduje farmę wiatrową. Podobno, dzięki temu powstanie 10,000 miejsc pracy dla tubylców! Ale co najważniejsze zostało zamilczane, bo po co babcię denerwować niech się babcia cieszy! Wiatraki od niemieckiego Simensa, fundamenty wyleją Hiszpanie, a kablami połączy to wszystko cwany Holender. Durnie z Polski wyłożą na to 30 miliardów wydrenowanych z polskiego podatnika. I tak się robi interesy frajerzy i tak się na gospodarkę patrzy! Bo najważniejsze, kto zarabia na najdroższych komponentach, a nie, że gdzieś coś tam wybudują. Kupując z zagranicy wspiera się gospodarkę obcą i tam tworzy miejsca pracy. To prawda znana wszędzie od dawna, ale nie tu w „niemieckich Indiach” które jeszcze dla żartu chyba i spokoju nazywają POLSKA. Tubylczy naród to może co najwyżej dostać zapłatę za kopanie rowów i stróżowanie na budowie i co gorsza, głupi naród się raduje na taką perspektywę. A głupi, bo ogłupiany regularnie przez niemieckie media… Prawda o tym, co wyżej jest ukryta między wierszami i w tych niezadanych pytaniach, kto wybuduje i wyposaży.

Tymczasem w naszym nieszczęsnym powiecie rządzonym przez starca Szpaka i intryganta Nowosadzkiego oraz tych z Koalicji UB-ywatelskiej podobne sukcesy, a nawet większe. Tu ogłupianie idzie pełną parą! Tu też jest zadowolony co prawda dziadek i prawda ukryta między wierszami.

Posłuchajcie o tym, jak powiat celuje w drogi, a że zezowaty to strzela, gdzie popadnie. W tym celu zarząd powiatu złożył wnioski na swoje drogi w gminach do Rządowego Programu Rozwoju Dróg. Złożył ich tylko dwa i można by zapytać, czemu tylko dwa, bo przecież miało być tak dobrze?! Jak wiemy za PiS było źle! Dostali dofinansowanie na jeden „projekt” w zajęczo – lisiej Żółkiewce. Cie choroba ale sukces!? Mają 50% skuteczności, ale to może imponować bramkarzowi w piłce ręcznej, bo tam takie procenty przyprawiają o zawrót głowy. Tymczasem im dalej w las tym… mniej drzew, ale bagno pod nogami!

Drugi wniosek na Kraśniczyn, gdzie do władzy powrócił „Piękny” Jasiu Chorągiewicz peeselowski pupil przepadł, jak „Mańka w Czechach” Jasiu się cieszy, bo nie jego wina i jest git. O i tyle nawojowali!?

Bo oni myśleli, że chyba same gołąbki do gąbki, że wystarczy być i samo przyjdzie. Oni myśleli i myślą, że to jak z Wróżką Zębuszką, co to prezenty wkłada za „mleczaki” pod podusię. Ale mnie się widzi, że wracają stare, dobre ormowskie czasy i do powiatu wróciła razem ze Szpakiem mizeria, „ciemne wieki”, bo czego się spodziewać po starcu, który „łba gospodarskiego” nie ma? Po starcu, który w sumie przegrał wybory, ale został starostą dla swojej próżności, a nie dla powiatu… Żeby coś było trzeba wykonać pracę, a w tym wieku to jak się oczy rano otworzy tu już jest dobrze i trudno od niego oczekiwać…

Jak pamiętam poprzednie lata Januszka było to samo. Jak coś jakimś cudem pobudował to wrzasku i fanfar było tyle co w karnawał Tylko, ile można jechać na gadaniu, że lepsza woda z kranu niż z przerębla jak w tym samym czasie sąsiedzi spacerują po Księżycu? Dlatego wtedy za „pierwszego Janusza” dróg było co kot napłakał i jakby mogli to na tych samych drogach przecinaliby wstęgi po kilka razy do roku, żeby tylko poudawać pasmo sukcesów. Janusz to był i jest żaden gospodarz, bo to zwykły pokomunistyczny relikt, który nawet za komuny byłby problemem dla partii.

Za „pieniędzmi” trzeba jeździć, bo z piepszenia głupot po remizach ich nie ma. Z czytania anonimów, darcia gęby na sekretariacie „Paszła Won” i do odprowadzania innych w ostatnią drogę, też ich nie będzie. No ale temu ostatniemu cmentarnemu hobby to Janusz całe pięć ostatnich lat poświęcił i ile on się wtedy nieboszczyków naoglądał i w grobowce na zerkał to wie tylko Pan Bóg i on. Ogólnie darcie dzioba i głupawe popisy, z których zasłynął, jak go odspawali na pięć lat od paśnika wychodziły mu lepiej niż Nowosadzkiemu wiązanie krawatów.

O tym ostatnim „aktywnym jak jasna cholera wicestaroście” też trzeba wspomnieć, bo to dobre „ziele”. Nowosadzki zawsze powtarzał, że administrować i administrować! A co to znaczy dla niego? Ano, żeby siedzieć na dupie, stroić fochy, burczeć pod nosem i pierdzieć w stołek. Tymczasem on zarabia, tyle że nie powinien z Urzędu Wojewódzkiego czy Marszałkowskiego wychodzić, skoro w zarządzie powiatu odpowiada za drogi i sam sobie to wybrał, bo wiedział, że „drogi to klucz do powiatu”. Tylko co z tego, jak pod tym względem to on „niezguła i bajerant” do tego bojący i przez to posługiwać się nim nie potrafi? On powinien być ciągle w drodze od instytucji do instytucji, coby środki pozyskiwać, jak trzeba to koczować po urzędach ze śpiworem i bułką z bananem. Marek z samym Stawiarskim był na studiach i go zna albo boi się go znać…

Przecież Marek jest taki dyplomata! W licealnych czasach tak go nazywali, tylko że jemu się wydaje, że nadal murów liceum nie opuścił. Z „dorosłością” to widzę u niego problem, bo chłopaczyna z „Krakowskiego Przedmieścia”, tyle że w krótkich gaciach nie lata. Maruś ma teraz nowe mebelki, którymi się cieszy jak mała Zosia nową lalką. Jakby był ze Świdnika, to bym powiedział, że trudno i Markowi urwało śmigło, ale że on z Przedmieścia to powiem, że widać go Lajkonik kopnął i przez to taki. Do tego lubi dobrze zjeść i jedyna jego aktywność to latanie jak kot z pęcherzem między piętrami albo wręczanie dyplomów i bukietów.

Lubi się i przewietrzyć w terenie i przy okazji powydurniać. Tak jak ostatnio pod pomnikiem Nieczaja na rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego Tam obiektyw jego szukał i wystarczy się przyjrzeć fotografiom, a szczególnie jednej. Na niej Marek prezentował kolekcję „Jesień Zima… innych płaszczy Marek nima” Widzę, co jest… Bo chłop z niego bez wyobraźni i zdziecinniały za wszystkie przedszkolaki w mieście. Dobrze, że nie gadał nic pod pomnikiem, bo pewnie chlapnąłby jak koleżanka Nowacka o polskich nazistach. On już jest w takim stanie umysłu, że tylko wołać księdza. To gdzie takiemu myśleć o drogach na poważnie!? Gdzie jemu po Lublinie jeździć jak on najdalej w Fajsławicach był, i to jeszcze jak go zawieźli do Pędzisza aod tego mógłby się uczyć!

Ale u koalicjantów z uśmiechniętego powiatu też nie lepiej! Piwce na ten przykład to się nawet na dyżury przewodniczącego rady chodzić do starostwa nie chce. To już jest szczyt głupoty bezczelności i lenistwa… Może jeszcze wymyśli, a on zdolny do takich wykwitów, coby go w lektyce po CIS nosili. Tylko kto taki majestat uniesie, którego jak się dobrze przyjrzeć co tydzień coraz więcej? No i jak takiemu wytłumaczyć, że gdzieś trzeba jechać i przysłowiową dupę ruszyć…

Następny Jelonek… Ten to już wielki nieobecny, a przynajmniej tak z oczu można wyczytać. Ja się czasem zastanawiam, czy on jest tam w środku u siebie, a jak go nie ma to, kto tam siedzi? A jak nikt nie siedzi, to jak, to funkcjonuje? Jelonek jest przystosowany do trwania, a nie do działania. Kiedyś był starostą, ale to wieki temu było. Najlepsze jego lata przypadły na drugą połowę lat osiemdziesiątych jak pracował dla Służby Bezpieczeństwa. Tylko że esbecja dróg nie budowała i nie pozyskiwała środków tylko informacje. Tak że chłop techniki pozyskiwania zna, tylko nie wie jak je zastosować…

Jest jeszcze Frąc z Gałanem… Ten drugi… No Mój Boże!? Jego posłuchać, a potem popatrzeć. To nie Gałan to Gałaniątko. Wigoru w nim tyle, coby oddychać i zdrowia ma tyle co ja włosów. I gdzie tu o czym marzyć. Jemu do Rabki albo innego Iwonicza, a nie tam… Kogo w konkury za środkami wysłać?

Jest i „gwiazda zaranna” Frąc członek etatowy i prawdziwe „nieszczęście”, bo zapalczywy i ma „fioła” na punkcie Marka Klusa Dyrektora Zarządu Dróg Powiatowych. Jakby mógł, to by mu odgryzł nos, ale że Marek wyższy, a Frącowi brzucho urosło, to nie doskoczy. No i teraz, Frąc bardzo zajęty, bo konsumuje owoce zwycięstwa. Karierę w mediach robi, to znaczy lata po uroczystościach i po studniówkach. Na nich do zdjęć pozuje, a tam „większa ambicja, niż aparycja” A ważny przez to jak taki co przed wojną na wsi jako jedyny drukowane czytać umiał… Temu to się zdaje, że za nim wszyscy się oglądają i czekają jak na „księdza po kolędzie”.

Ale w tej „gównianej politycznej mizerii” są dobre omeny i nawet dwa. Jeden jest z Fajsławic i nazywa się Pędzisz. Wójt Pędzisz Janusz, bo tak brzmi pełna handlowa nazwa tego podmiotu złożył wniosek i dostał, a, dlatego że to facet bez kompleksów. On, będąc przy Szpaku męczył się, bo widział ten „szpaczy pierdel i serdel”, i jak tylko zwietrzył szansę w 2018 na fotel wójta w Fajsławicach, to zwiał i skorzystał on i Fajsławice. Mówią, że to fajsławski Nowosadzki, ale chyba tylko, z tego powodu że Pędzisz to były nauczyciel i elegancki oraz elokwentny… Ale to nie jest komplement, bo Pędzisz ich nie potrzebuje, bo jest klasą sam dla siebie. Janusz, mimo że Janusz to „Januszem samorządu” nie jest i chodzi w innych ligach. To coś jak Real albo Barcelona, a Nowosadzki co najwyżej może ze swoimi przymiotami niestety piłki podawać w Iskrze Stolec… Pędzisz samego diabła do Fajsławic zaprosi, byle tylko coś z tego miały fajsławicki. Dla niego nie ma takich drzwi, których nie otworzy, jemu wystarczy, żeby była w nich klamka. A nawet jak jej nie będzie to poszuka okna i z drabiną przyjdzie…

Drugi co złożył i dostał tyle, ile chciał to „smarkaty”  bo młody burmistrz Miciuła. On wnioskował o cztery projekty i dostał na cztery. Miciuła ma w dupie stare metody… Jak głęboko, to nie wiadomo, bo tu, by trzeba proktologa pytać tylko po co, komu ta wiedza. Ma i już, i to widać… ten też nie ma kompleksów i się pcha, gdzie może, bo tak trzeba. Z handlu przyszedł to wie, jak i do kogo trzeba uderzać. Ci ze starostwa się dziwią, dlaczego dostał i zazdroszczą, a najbardziej Nowosadzki, który projektu drogi na Niemienicach skończyć nie może, bo nie potrafił pogonić w cholerę firmy z Gdańska, co się guzdrała z tym wszystkim. Teraz winnego szukają i wytypowali Klusa Marka, który jako jedyny od dawna powtarzał, że firmę trzeba „zmienić”, a wszystko w protokołach z posiedzeń zarządu jest…Gdyby na Miejscu Nowosadzkiego był Miciuła albo Pędzisz to firma „dostałaby kopa w dupę”, a po drodze jeździłyby już auta…

Nowosadzki Miciuły nie lubi, bo on takich co go nie słuchają, nie lubi mnie też, ale to dobrze i obaj z Miciułą mamy z tego powodu kupę radości. Maruś to też tak po prawdzie ma smykałkę do czegoś co można by podciągnąć pod handel, biznes czy coś takiego. Bo Marek zrobił w życiu dwa dobre interesy, z czego jeden na pewno. Po pierwsze to się dobrze ożenił, a po drugie to od jakiegoś czasu „dobrze się politycznie sprzedaje”. Tylko że z tego powiat nie ma nic, a nawet musi dokładać do tego dotowanego interesu…

A na koniec gwoździe do trumny! Tym naszym z powiatu chodzi tylko o kasę, ale dla siebie i wystarczy poczytać, ile oni zarabiają. Pousadzali się na dupach, jak nie w radzie powiatu to w agencjach rządowych w mieście. No w takiej sytuacji to czego się po nich spodziewać? Posła żadnego z powiatu, czy miasta nie ma, bo jak była Tereska to robiła za kuriera i te wszystkie asfalty to jej robota…Dobrze to już było! Grabczuk z Koalicji Obywatelskiej ma tych z powiatu gdzieś, bo koszula bliższa ciału i on ma Chełm, a nie ten obmierzły grajdoł i dlatego teraz jest mizeria i głupota z bezczelnością mają igrzyska. A Nowosadzki, chyba dla jaj… do gazet w zeszłym tygodniu naopowiadał, że projekt będzie robił na ul. Poniatowskiego i inne w mieście. Tylko że jemu wierzyć to sobie szkodzić, bo on potrafi wstrzymać się od głosu nad własnym zdaniem i zrobił tak przed wyborami, czym się skompromitował i u mnie szukać nie ma czego. Nawet szklanki wody nie dostanie i niech go Szpak poi… Mnie ten Poniatowski urzekł, bo to tragiczny król był i ostatni, i widać taka prawidłowość, że tragiczny król do beznadziejnego wicestarosty ciągnie. No a z tego samego rozdania co nasze geniusze składali wnioski w sierpniu 2024 roku, czyli za Szpaka, żeby nie było wątpliwości to powiat biłgorajski „wziął” 15,8 mln złotych na drogi, a zamojski ponad 16 mln. Nasze „kanclerskie łby” mogą się pochwalić kasą na 3 kilometry w Borówku w gminie Żółkiewka… Amen i Dobranoc.

44
7

„Uchodźca polityczny” czyli malowniczy odwrót Marka Nowosadzkiego sprzed gabinetu swojego, gdzie ma nowe mebelki i dostatek wszelki!

Opowiem o wizycie w „powiatowym żmijowisku”, do którego poszedłem, bo mnie korciło sprawdzić, czy główni bohaterowie czytali felieton o mebelkach. To co tam zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania i com się pośmiał to moje!

Popaść w wielką niełaskę u Marka Nowosadzkiego to w powiatowym grajdole rodzi straszne konsekwencje. Wypada się z towarzystwa! Ale dla mnie, co się zakochał w zdrowym rozsądku to nobilitacja i stan „błogosławiony” nieosiągalny dla wielu. Jak to przeżyć! Oczywiście na wesoło! Dlatego dziś podzielę się tym „Prawdziwym Bólem”.

A było tak… podróż od drzwi starostwa do sekretariatu vel czyśćca na piętrze odbyła się bez większych przygód. Wiadomo! Korytarz, schody, drzwi, kawałek korytarza i znów drzwi. Co tam się może wydarzyć? Nie jestem Wielkim Mistrzem Zakonu Krzyżackiego, żeby mnie tak jak Wernera von Orseln zaciukać w listopadowe popołudnie przed drzwiami kaplicy na zamku w Malborku. Do tego był 16 stycznia i czwartek po godzinie14. Gdzieby tam, komu się chciało, a poza tym w starostwie noże mają, ale do krojenia ciasta i pewnie już się „we wrzątku parzyły” na wielkie poniedziałkowe święto! Bo w poniedziałek 20 stycznia imieniny Mariusza, które wypadały co prawda w tym roku w niedzielę, ale to już czerwona kartka w powiatowym kalendarzu! Mariuszów w starostwie dwóch jeden to sam Mały Mussolini vel, Frąc a drugi to Rysak były zapaśnik, co to lepiej sobie na macie radził niż w Guz Małgorzatą, bo ta go rozciągnęła jedną ręką jak naleśnika.

Jak już się wtarabaniłem do sekretariatu vel czyśćca, to się rozglądam, gdzie tu się zadekować! Szukam krzeseł, a tam gorzej, jak u Balcerków w Alternatywach, bo są tylko dwa i jakieś, takie jak ta cała „uśmiechnięta koalicja” ni na tym siedzieć ni to w piec dać. O takie!?… I zupełnie nie pasują, bo te co kiedyś były zabrali do gabinetu Nowosadzkiego! Może oni tam chcą wprowadzić zwyczaj, żeby przed majestatem starościńskim stać albo leżeć krzyżem? Może jeszcze trzeba będzie przychodzić ze swoimi! Nie tak powinno być i Nowosadzki powinien ze swojej chałupy, a ma blisko jakieś krzesła przynieść albo oddać tamte!? Cwaniak jeden! No ale to może za jakiś czas. Przycupnąłem sobie tak i siedzę, i czekam jak myśliwy w zasadzce na grubego zwierza. Wiadomo Nowosadzki i „Mały Mussolini – Frąc” to „grube sztuki”, a nawet „Tłuste Koty”, a na takich to trzeba z zasadzki!

Minuty lecą czas się dłuży, a tu od „Dziadunia” Szpaka wypada jak pisklę z gniazda właśnie „Mały Mussolini” vel Frąc! Facjata mu się na mój widok w mig czerwona zrobiła i oczy zaświeciły, ale zaraz zgasły jak palniki ze słowackich kuchenek gazowych jak im Ukraińcy gaz od Putina zakręcili! Przez moment, no głowę bym dał i niech to Nowosadzkiego głowa będzie, bo on i bez niej świetnie sobie poradzi, dlatego że ma mocno rozwinięte plecy, że widziałem w tych oczętach „katastrofę budowlaną” coś jakby waliły się dwa wieżowce. W końcu Mariusz to budowlaniec! Przemądrzałą główkę pełną nie za mądrych pomysłów spuścił jeszcze, minkę strzelił i poleciał jak ruska rakieta, tylko nie na Bydgoszcz, a do swojego gabinetu. Przebierał przy tym nóżkami, jakby kankana tańczył.

Za chwilę „nadeszła wiekopomna chwila” do tego zapachniało kadzidłem i siarką, bo oto w progu sekretariatu stanął sam „papież powiatowej intrygi” i „książę piekieł” Nowosadzki Maruś. On, jak widać, na dwóch etatach, ale daje radę. On z tych, co to Panu Bogu świeczkę a diabłu… fabrykę świeczek. Ależ miał wejście! Fanfar tylko brakło, ale i tak było smakowicie! Wpłynął, jak galeon „Vasa” chluba Gustawa Adolfa i szwedzkiej marynarki, z którym Marek ma wiele wspólnego, a nawet powiedzieć można, że to jego „kopia”. Bo jak żeby inaczej, skoro jest tak samo „bogato zdobiony” i z niego chluba swojej ulicy oraz obiekt westchnień Pań w wieku określanym jako „późna jesień vel druga połowy listopada” Niestety, ale jego wady konstrukcyjne również dziedziczy, a nawet przede wszystkim. Otóż galeon miał feler w postaci niesymetrycznej budowy i złego balastowania, dlatego w swoim dziewiczym rejsie od lekkiego podmuchu wiatru przechylił się na lewą burtę i w cholerę zatonął. Nowosadzki takoż!? Jego „lekki powiew krytyki”, a wręcz muśnięcie doprowadza do takiego rozchwiania, że ojej! Łopoce i buja nim jak porciętami schnącymi na wietrze. Mimo że ma naturalną skłonność do przechyłu na „lewą burtę”, co się objawiło po wyborach to wody w kadłub nie nabiera. A nabiera w usta, w sytuacjach, kiedy trzeba się do czegoś przyznać, zdeklarować albo podjąć decyzję…

Ale to już wiemy i „płyńmy” dalej. Marek zestrojony stanął na tym progu, jak gwiazda na ściance i zastygł w bezruchu! Na głowie kaszkiet miał jakiś w delikatną kratę, a do tego szal gustowny, bo innych Nowosadczak nie nosi i wokół szyi go sobie owinął. Z tej „instalacji artystycznej” wystawała mu głowa z obliczem pobladłym i zasępionym, a to dlatego, że mnie zobaczył. Cudny to widok był wart każdych pieniędzy…To się można było napawać nim jak Wójt Kozioł rozciągniętym Czerepachem na podłodze UG Wilkowyje przez lewy sierpowy Kusego. Kto oglądał „Ranczo Wilkowyje” to wie, o co chodzi…

Posągowy był w tym staniu w progu, jakby z jakiegoś cokołu zlazł i taki majestat z niego bił, że ktoś o słabych nerwach mógłby zemdleć! Grubo było!? Do tego całą resztę jestestwa przykrył eleganckim płaszczykiem, w którym co tu ukrywać wyglądał jak „matka Moryca z „Ziemi Obiecanej”, o której Prezes Grynszpan mówił, że oprócz tego, że to jego kuzynka to jeszcze była z niej duża, obszerna kobieta!?” Okutany był ponad miarę, z tego powodu że chłodno było, ale nie aż tak! Gdzieś na zewnątrz hasał jak nie przymierzając „Rogaś z Doliny Roztoki”.

A trzeba nam wiedzieć, że Marek ze zdrowiem też się cacka jak to on ma w zwyczaju i kiedy go tylko w gardziołku zadrapie to zaraz hyc pod pierzynę i jęczy jak dusza pokutna, żeby wszystkie baby nad nim płakały. Chociaż czasem to jego przeziębienia przychodzą w chwilach, jak coś jest w starostwie niewygodnego. Jego dopadają polityczne wirusy i zdawać się może, że i nad nimi panuje. Dla, takich jak Marek zdrowie jest najważniejsze, bo jak choremu robić dobre intrygi? I te oczy jeszcze! Jak one mnie dojrzały, to się zrobiły takie nieobecne jak u rekina. Zupełnie bez źrenicy, puste i straszne jak Radom w listopadzie…

No i tu nastąpiło coś niesamowitego co w pierwszej chwili wziąłem za dobry omen. Bo przez myśl mi przeszło, że oto będę świadkiem historycznego wydarzenia. Marek wycofał się delikatnie z progu sekretariatu na korytarz i drobiąc przy tym kroczkami jak gejsza. Nawet w „lusterka nie patrzył” i cofał na wyczucie… potem dokonał błyskawicznego zwrotu, jak koń husarski. Prawie w miejscu by pognać z rykiem silnika i na wysokich obrotach przed siebie! Jakby był w innym obuwiu i na tartanie, to byłby rekord, ale i tak gnał jak kowadło ciśnięte w przepaść.

Aż wyszedłem na korytarz obejrzeć ten manewr, a ten pierwsza klasa był, bo przy jego misiowej posturze to trzeba mieć wyczucie! Mógł przecież w ścianę przypaprać i kufer rozbić! Ale gdzie tam! Do tego tak gnał, że nim się wychyliłem to już go „Mały Mussolini” przyjmował w swoim „pit stopie”, otwierając drzwi do swojej kanciapy. W tym momencie, gdy Frąc udzielał mu azylu to Nowosadczak robił za uchodźcę politycznego! No kto by pomyślał!? A to, co wziąłem za historyczną chwilę to była DECYZJA! Bo Marek na mój widok podjął pierwszą zarejestrowaną okiem ludzkim DECYZJĘ. Nie była chwalebna, ale nie wymagajmy od osobnika jego pokroju zbyt wiele, bo uciekał sprzed drzwi własnego gabinetu, ale po tym wszystkim doszedłem do wniosku, że mnie się wydawało i jednak to był instynkt. Czyli zostało po staremu. I na decyzje czekamy póki co nadal tak samo jak Żydzi na przyjście Mesjasza…Amen!

 

36
6

Meble nowe, Marek stary, tylko krzesła nie do pary!

 

Dziś „groch z kapustą” ale dowiemy się jak ważny jest mebel i kto na czym sypia. A także wspomnimy o nowym wielbicielu Marka Nowosadzkiego z którego będziemy mieli wiele radości. Cały felieton oczywiście utrzymany w złośliwym i prześmiewczym tonie, bo tak ma być. Skoro nasi pomazańcy lecą w kulki to nam się śmiać z tego tylko pozostało!

Aleksander Macedoński był tak zafascynowany Achillesem bohaterem Iliady Homera, że sypiał z jej egzemplarzem pod głową zamiast poduszki, Aby mu dorównać podbił Imperium Perskie, by po wszystkim ze swoją armią stanąć u wrót Indii. Cały ówczesny świat na tym skorzystał gospodarczo, bo tyle, ile wtedy złota popłynęło do krain basenu Morza Śródziemnego to był wręcz szok. Na taki powtórny „deszcz złota” trzeba było czekać do wielkich odkryć geograficznych.

A w naszym obmierzłym grajdole wicestarosta Marek Nowosadzki i „mój ulubiony polityk bez właściwości” jest „zafascynowany” samym sobą i aby dać temu upust przez ostatnie miesiące sypiał na katalogach z meblami. Szczególnie jeden z pewnego meblarskiego sklepu z Warszawy vis-à-vis lotniska na Okęciu przypadł mu do gustu. Na takiej „podusi” śnił o nowych mebelkach do swojego „gniazda intryg” potocznie zwanego gabinetem… i to nie żart!? Marek jest na 5 lat przed emeryturą i wie, że teraz tylko jakiś kataklizm może pokrzyżować jego plany.

Korzysta chłopak pełnymi garściami i żyje jak sybaryta za państwowe, ale coby mu się nie nudziło to w tę „ostatnią drogę” wziął „Małego Mussoliniego z Gorzkowa”, czyli radnego Frąca Mariusza. Stąd ten „malowniczy” przydomek, że kiedy radny się zezłości to robi miny jak włoski dyktator. Mariusz w polityce jest nowalijka i widać uznał, że te poklepywania po plecach od Nowosadzkiego to nobilitacja, dlatego towarzyszy mu w tym szaleństwie z podziwu godnym oddaniem.

O szczegóły przemeblowania „misiaczkowego szańca”, bo przecież nie wilczego na ostatniej sesji rady powiatu 19 grudnia zapytał radny Arkadiusz Danielak z PiS. Wywołał tym burzę, którą próbowano obracać w żarty. Marek „papież powiatowej intrygi” był zdenerwowany i stracił kontrolę nad własną mimiką, ale od czego jest kieszonkowy Mussolini! Wierny paladyn nawet na sygnał trąbki nie czekał tylko rzucił się na ratunek prawie jak Czarniecki przez morze, tylko nie dla ratowania ojczyzny, a dla ratowania Nowosadzkiego. Było gorąco…

Ale co to za persona ten, Frąc? Bo nie każdy kojarzy tego gwiazdora, który w tej kadencji urasta do rangi wodzireja i zagończyka. Otóż moi kochani czytelnicy, Frąc Mariusz, to jest bardzo, bardzo ważny urzędnik z bardzo, bardzo wielką pieczątką i samorządowiec z bardzo, bardzo wielkim doświadczeniem i… tylko problematyczne jest to, że tak uważa tylko on i… Nowosadzki. Frąc wywodzi to „bezdowodowe” przekonanie z faktu, że 20 lat pracuje w wydziale budownictwa, tylko że bycie radnym, a praca w wydziale budownictwa to dwie różne rzeczy, ale tłumaczenie mu tej nieprawdy to robota głupiego!

Mimo tego, że ma 45 lat myśli po staremu i przez to jest obarczony wszystkimi możliwymi „wadami samorządowego nuworysza”. Rozmowa z nim o meandrach ordynacji wyborczej i demokracji to prawdziwa droga krzyżowa, po której bolą wszystkie zęby, dlatego że Mariusz to potwornie skostniała osobowość, skamielina wręcz, a przez to błyskotliwy jak Roch Kowalski.

Radnym jest od kwietnia 2024 roku… i to dla niego koledzy zmienili w czerwcu 2024 roku statut starostwa, by został etatowym członkiem zarządu i nadal pełnił funkcję naczelnika wydziału budownictwa. A przecież nie tak miało być, bo w kampanii trąbił, że gdy zostanie radnym to odchodzi ze starostwa, gdyż ma mnóstwo ofert pracy, bo taki wybitny fachowiec, ale jak przyszło co do czego, to z gęby zrobił cholewę i zmienił zdanie! Widać wystraszył się własnej odwagi… a zwolnił się tylko na moment ze względów formalnych związanych z objęciem mandatu. Tego, że to złamanie deklaracji wyborczej Frąc już wiedzieć nie chce. Ma na tę okazję swój zestaw faktów, ale za to lubi wypatrywać źdźbła w cudzym oku, a jak jest to oko Marka Klusa dyrektora ZDP, do którego żywi bliżej niezidentyfikowany uraz podgrzewany przez Nowosadzkiego to jest w siódmym niebie. Radości ma wtedy, tyle że nie opiszesz!

W wyborach startował z listy „Koalicji Obywatelskiej” z Gorzkowa, bo to jego ojcowizna, choć od dawna mieszka w Krasnymstawie. Frąc kiedyś nałogowi tytoniowemu oddał się bez reszty i kopcił namiętnie jak elektrownia Bełchatów, ale rzucił i… dopadł go gorszy nałóg. Otóż „uzależnił się” od komplementów Nowosadzkiego, który zrobił z niego swojego wyznawcę jeszcze w tamtej kadencji, gdy był zwykłym, „smutnym” naczelnikiem wydziału budownictwa.

Do polityki Mariusz głowy nie ma zupełnie, ale uwielbia być chwalony. Nowosadzki rozgryzł te słabości i chwali go nawet w niedzielę i święta. A jak się Mariusz dobrze spisze, to pewnie częstuje cukierkami, ale tymi kupowanymi ze straganu pod Lidlem na szufelki. Dzięki temu w sumie taniemu zabiegowi posiadł jego duszę i skostniały polityczny rozumek i teraz obaj tworzą bajkowy duet żywcem z Gumisiów wzięty, gdzie „Księciunio miał Tołdiego od wszystkiego”. Doskonale się uzupełniają, bo jeden jest bezmyślnie zapalczywy, a drugi nie grzeszy odwagą, ale Nowosadzki w tym duecie gra pierwsze skrzypce, bo jest bieglejszym intrygantem.

Marek takiego wyznawcy nigdy jeszcze nie miał, ale przez to najgorsze może dopiero nadejść, bo o Frąca, który ciągle przesiaduje u Nowosadzkiego albo Nowosadzki lata do niego na ploteczki zaczynają już być „zazdrosne” dziewczyny z wydziału oświaty i promocji. Jak Markowy fraucymer poczuje, że został odstawiony na boczny tor to wpadnie w taką furię, że może dojść do krwawej jatki, bo rzuci się „babska gwardia” na Frąca i podrapie mu facjatę, a nie daj Boże w ferworze udusi krawatem! I co to będzie?! No będzie spokój, a jego miejsce zajmie następny z listy!?

Marek lubi takich zaślepionych i bezkrytycznych wielbicieli, tylko mruczy pod nosem z rozkoszy, gdy Frąc na sesjach trajkocze jak nakręcony, zdejmując z niego przykry obowiązek odpowiadania na pytania tych z opozycji. I chyba Nowosadczak uznał, idąc za przykładem Szpaka swojego mistrza i politycznego mentora, że i on musi mieć swojego Mariusza. Szpak Janusz obecny pożal się Boże „konferansjer pogrzebowy” i starosta wszak miał kiedyś osławionego Mariusza menadżera od oświaty, co to w Łopienniku robił za konesera wdzięków niewieścich. Tą „babską filatelistyką” ostatecznie skompromitował „Papę Janusza”.

Mariusz „Mussolini”, Frąc również pełni zaszczytną funkcję rzecznika prasowego całego zarządu, ale często gada rzeczy, które stawiają Nowosadzkiego w złym świetle, a szczególnie jeśli chodzi o projekt drogi w Niemienicach, który dzięki Marka indolencji decyzyjnej powstać nie może od czterech lat. Ale jak sam, Frąc kiedyś wyznał to on jest przede wszystkim od mówienia! I chyba Mariusz tym rzecznikowaniem spłaca dług wdzięczności wobec kolegów za to, że zmienili dla niego statut starostwa… A wierny tej zasadzie do bólu i co ważne zasada nie zakłada, że gadanie ma być przemyślane.

Do tego Frąc, jak usłyszy któregoś z PiS to oczy zapalają mu się na czerwono jak kontrolka od oleju w Starze 28 i kolorów nabiera jak indor. Wierci się na krześle, a jak dadzą mu głos, to brzęczy, że można uznać te wywody za powikłania po COVID – 19, bo gadać tak może tylko człowiek, który na pewno stracił węch i smak. On PiS nie cierpi zupełnie bezrozumnie, bo oni mu krzywdy nie zrobili, choć on wystrugany przez Szpaka i tropi powiązania innych z partią Kaczyńskiego, ale w tym tropieniu jest znów, jak po COVID – 19, bo nie wyniuchał, że jego „starszy kolega” Marek Nowosadzki wpłacił 1000 złotych na kampanię PiS w 2019 roku. No a to już jest więcej niż dowód… Ale jak ma tak być to niech będzie, i to jak najdłużej. Zobaczymy, czy będzie dłużej przeora, czy klasztora.

I teraz na sesji było nie inaczej. „Mussolini z Gorzkowa” stwierdził, że Arka Danielaka szanuje i ocenia jego interpelację o mebelkach za słabą i polityczną, i niesprawiedliwą! No w ustach człowieka, który w kampanii zarzekał się, że odejdzie z naczelnika wydziału budownictwa, a potem zmienił zdanie, a koledzy statut, o czym było wspomniane to takie uwagi mają „żaden ciężar gatunkowy”. A stawianie na szali tego, że się kogoś lubi i może się przestać to już raczej „chwytem” rodem z melodramatu. To jeszcze nic, bo „Mussolini” wystąpił jako ekspert od oceny cudzych gabinetów i stwierdził kategorycznie, że w tylu gabinetach był i tyle widział, że ten Nowosadzkiego na tle tamtych jest skromny i on by chciał, żeby był jak się wyraził godziwy! No świat nie widział tak odważnej deklaracji od czasów premier Beaty Szydło, która powiedziała, że premie nam się należały. Jak to zostało przyjęte, to wiadomo, ale Frąc o tym chyba zapomniał… albo polityki nie śledzi, a jak nie śledzi to bredzi.

No i wynika z tego, że umiar i skromność są źle postrzegane i kto by pomyślał!? A potem jeszcze uchylił rąbka tajemnicy i dodał, że o potrzebie wymiany mebli u Nowosadzkiego to on zawnioskował na zarządzie! Być może Marek go o to poprosił, bo jemu nie wypadało!? Jak widać, w te kilka miesięcy zrobił się z naszego Mariusza esteta i bywalec salonów. To ostatnie widoczne w relacjach na stronie FB starostwa, bo pchają go na każdą uroczystość jak kawę i wuzetkę u Barei. Jeszcze niezawodny Mariusz dodał, że w tamtej kadencji były remonty i w tej remontują inne gabinety również. Na te remonty wydali 46 tysięcy i jeszcze będą wydawać.

Marek tak mocno napierał na te mebelki, że postanowiono zadośćuczynić jego prośbie, a nieprawdziwe plotki mówią, że zmiana mebelków była jednym z jego warunków przystąpienia do koalicji, tylko aby to ukryć zaczęto remontować kilka pomieszczeń pod pozorem, że trzeba, i już. To stara praktyka jak świat by wszystko miało pozór moralnego uzasadnienia dla wydania kasy robi się jak w opowiadaniu Chestertona. Tam jest passus, w którym autor pyta retorycznie, gdzie najlepiej schować liść? Oczywiście w lesie! A jak nie ma lasu? To trzeba go posadzić! I tu posadzono las i wiemy nawet, ile kosztował…

Marek zabiegał o zmianę mebelków już w tamtej kadencji. Leńczuk wtedy starosta uznał, że nie ma takiej potrzeby i gonił Marka z jego pomysłami precz. Rację miał „Ciaputek”, bo przecież ten sam Marek na początku kadencji 2018-24 był w awangardzie walki z bizantyjskim stylem Szpaka. Oburzały go wtedy ekwiwalenty za niewykorzystane urlopy wożenie służbowymi autami w kuriozalnych sytuacjach… A ile było płaczu, jak w gazecie nazwali go w listopadzie 2021 roku „TŁUSTYM KOTEM” żałobę po tym nosił z miesiąc i pochlipywał w kątku. Wystarczyło jednak poczekać, by z Marka wyszło umiłowanie do luksusów i zwykła próżność… ale on tak miał od zawsze. W licealnych czasach zawsze imponowali mu koledzy w markowych dżinsach i modnych kożuszkach. Choć równocześnie mogli mieć „gówno w głowie” to ta „dzianinowa” powierzchowność miała coś z magii… Ludzi z charyzmą to on unikał jak dziewica zamtuza i taki jego urok.

A ile za te mebelki? Otóż, jak podaje starostwo w odpowiedzi na interpelację radnego Danielaka koszt wymiany mebli to 11 320 złotych i nie wiadomo czy brutto, czy netto, bo nikt faktury nie dał do wglądu. Do tego dochodzi plus 650 złotych za chyba farbę do wymalowania ścian „misiaczkowego szańca”. Oczywiście malowanie wykonał proletariat ze starostwa, bo jakżeby inaczej.

Uderza jeszcze brak harmonii, bo o ile meble są nowe to krzeseł chyba nie dowieźli i żeby goście u Marka w gawrze mieli na czym rzyć posadzić to zabrano krzesła z sekretariatu, a te to już są z JYSKA i zupełnie nie pasują. Być może dokupią te właściwe w najbliższym czasie i cała impreza powiększy się o ich koszt. Same meble są w stylu ministerialny tylko, gdzie ten minister? Ciemne do tego, a w małym pomieszczeniu dają paskudną aurę przygnębienia i ciasnoty. Biurko duże jak w Kancelarii Rzeszy, ale ponoć po to to wszystko, bo intrygi w takim otoczeniu są lepsze i może się wkrótce przekonamy o prawdziwości tego spostrzeżenia…

Pora na wnioski końcowe… Marek jest niezwykle skuteczny i nieugięty, ale tylko jeśli chodzi o kwestie dotyczące jego osoby. W tym wypadku wygód i „estetyki otoczenia”. Jak sobie coś postanowi w tej kwestii, to będzie walczył o to do ostatecznego zwycięstwa. W innych sprawach, gdzie trzeba podjąć decyzje, które go nie dotyczą, tradycyjnie daje ciała… A przecież bycie wicestarostą i „starszym” nad drogami oświatą i kulturą to podejmowanie decyzji. Próżno ich szukać w biografii Nowosadzkiego, bo przypomnę, że projektu drogi przez Niemienice nie ma, a to dlatego, że należało zerwać umowę i rozpisać nowy przetarg, ale to jak wiadomo wymaga podjęcia decyzji. Dla kontrastu mebelki są, bo one nie wymagały decyzji tylko namolnego deptania i biadolenia, a przecież nie za to mu podatnik płaci. Jest przez to Marek prowincjonalny sybaryta taki tutejszy, taki swój tylko co z tego!? „Podziwu godne”, że to nauczyciel historii, który nic z niej nie rozumie. Oktawian August rządził Imperium Rzymskim z malutkiego domku na Palatynie, który odkryty przez archeologów w latach 60 tych jest udostępniony do zwiedzania. Jak na standardy rzymskie był skromny i prosty, a sam Oktawian cenił te wartości, bo szanował publiczny grosz nie to, co Marek, który bawi się za cudze. I takie mamy czasy, że w gabinetach meble wypełniają przestrzeń a nie „osobowości”.

 

 

50
16

(Nie) życzenia !?

 

Jeśli chodzi o świąteczne życzenia uznaję się za „pokonanego” i muszę ustąpić pola. „Ubiegł” mnie, w tym Janusz Szpak, który złożył je „Urbi et Orbi” na ostatniej sesji 19 grudnia. Dlatego moje „wysiłki” są bezcelowe, bo tego „bezklasowego występu” nie przebije nic. A takie „bezczelne występy” odbierają wiarę w człowieka… Brak słów… Muszę dojść do siebie po tym „bezczelnym widowisku” Mogę to tylko skomentować, bo to już mi wypada jako adresatowi. Janusz naopowiadał o magii tego czasu i o tym, żeby dziecina błogosławiła i o refleksji wspomniał. Puste słowa bez żadnego głębszego przesłania oklepane do granic przyzwoitości, bo słowa jednak mają moc, tylko nie w każdych ustach… i żeby coś znaczyły muszą płynąć z głębi serca. Bo to przecież on sam na tej samej sali tylko w innym miejscu toczył pianę, wrzeszczał, czytał anonimy plugawe jak jasna cholera, w których pomawiał Bogu ducha winne kobiety i do tego beczał jak koza… a to już jest rycie w dnie, na które się upadło. I gdzie wtedy było jego sumienie i gdzie było teraz. Ciekawe, czy Janusz refleksję „popełnił”, kiedykolwiek na sobie, bo kto jak, kto, ale on powinien zadumać się nad swoim postępowaniem. Teraz z mównicy kraśnieje, bo ma to, co chciał, czyli „władzę”, dla której odzyskania robił to wszystko, o czym wspomniałem. Czy to uchodzi i czy to się, aby nie gryzie jak te szczury w worku, o których co rusz opowiada robić jedno po drugim, jak gdyby nigdy nic? I dlatego, ile te życzenia warte? I albo było nie toczyć piany przez pięć ostatnich lat albo dać sobie spokój z polityką i odpuścić starostowanie, bo on już spełniony emeryt i do tego „stypendysta ZUS”, Ale pomarzyć o tym, żeby on tak rozumował, a gdzie tam!? Widać dobry smak i etyczną stronę tego wszystkiego ma gdzieś, ale jak ma gdzieś to mnie, to razi i z obrzydzeniem odwracam głowę i uciekłbym przez okno tak samo jak kiedyś miał na to ochotę Zbigniew Herbert. Patrzeć i słuchać tego nie mogę, bo wiem, kto on jest, a wy drodzy rodacy to jak tam sobie uważacie. Jezus i magia tych świąt z tym nie ma nic wspólnego, a są jedynie wykorzystywane, bo są z tego jakieś polityczne konfitury. Niestety nasza polska dusza polityczna jest tak samo płytka, jak i polski katolicyzm chrześcijański. My tak rozumiemy, czym jest państwo i polityka, że wybieramy takich Januszów. A przecież chrześcijaństwo jest pięknie racjonalne tylko trzeba je rozumieć, a nie się po nim „ślizgać” Państwo i naród to nic innego jak rodzina, a jak tak, to jak my się wzajemnie traktujemy? My byśmy unicestwili własną rodzinę, żeby tylko dopiec innej rodzinie. Skąd takie podejście? A z powierzchownego zrozumienia wszystkiego, co wkoło…

Bo ja mam wrażenie, że przez to Jezus w Polsce, co rok się rodzi, ale nigdy nie jest mu dane dorosnąć do choćby 12 roku życia. Większości pasuje to dzieciątko, bo małe dzieci jeszcze nie mówią. Jakbyśmy mu pozwolili dorosnąć, to pewnie by coś powiedział i może niektórych ta perspektywa przeraża. Co by wtedy usłyszeli o sobie?

34
8