DUPA czyli Definitywny Upadek Pomysłów Andrzeja

 

Dziś pierwsza część mrożącej krew w żyłach relacji z tego, jak „obóz genialnych strategów” teraz już „pomadziarowych sierot” zareagował na katastrofę przy urnach. Bo różnie z tym było, ale zaczniemy od „biura Gloria Vitae” na ul. Sobieskiego nazywanego dla niepoznaki starostwem. Tam Leńczuk „tak zwany starosta” chyba przez pierwsze dni nie wiedział, co o tym myśleć…

Madziar też nie wiedział i ta niewiedza rozlała się na nich wszystkich. Jeszcze w poniedziałek nasz Ciaputek miał nadzieję i z nosem w laptopie ślęczał, a jak mu zwróciłem uwagę bom akurat wpadł do starostwa z „wizytą gospodarską”, że dupa blada z tego wyjdzie to jeszcze miał w oczach nadzieję. Ona jak wiadomo umiera ostatnia. We wtorek po stwierdzeniu politycznego zgonu Ryśka w Wołominie flagi zjechały do połowy masztu na znak żałoby. W starostwie też było widać jej pierwsze oznaki, bo tu wszystko było postawione na jedną kartę i nasze orły przegrały w dwójnasób, bo i Ryśka, i Warszawę. Tego to się w najczarniejszych snach nie spodziewali, bo przecież tyle było plakatów, zdjęć i uścisków dłoni, żeby dobrze było, a tu nastał koniec na samym początku wedle złowieszczych, ale przenikliwych słów Leonii Pawlak co dało w efekcie Definitywny Upadek Pomysłów Andrzeja w skrócie DUPA.

Nosy więc im oklapły i dlatego Leńczuk z Nieściorem czegoś szukali na podłodze. Prawdopodobnie resztek nadziei… Rozkład trochę trwał, ale jakoś tak w czwartek otoczenie nabrało rezonu i zainicjowano powolne jednak przywracanie do rzeczywistości. Po posiedzeniu zarządu powiatu zrobiono nad nimi oboma coś jak godzinę szczerości albo sąd.

I ci słuchali… a słowa leciały ciężkie, bo już niektórzy nabrali odwagi i wiedzieli, że nad Ryśkiem domknęło się wieko politycznej trumny. Nieściory szedł w zaparte i był bardziej PiS-owski niż sam Kaczyński. Radnemu z Kraśniczyna w takiej postawie pomaga to, że on ze swoją polityczną głupotą bardzo się zżył i traktuję ją jak coś naturalnego do tego jest z niej bardzo dumny. Leńczukowi okładanemu niemiłosiernie z odsieczą przyszła pewna pani, która wparowała do gabinetu, bo akurat miała pilną sprawę. Skwapliwie skorzystał z tak rzuconego koła ratunkowego i wyszedł. Ciaputek tak miewa, że gdy zostaje przytłoczony argumentami, to ucieka od rozmówcy, udając, że coś nagle ma do załatwienia rozmowy nie kończąc. Potem sterczy gdzieś w starostwie i czeka, aż „zagrożenie pójdzie do domu”. No a wystarczyło być politycznie przyzwoitym i nie byłoby tych przykrych pytań, a on nie musiałby chować się we „własnym” starostwie.

Znów sobie tam poszedłem z kolejną gospodarską wizytą właśnie w ten feralny czwartek. Nieścior udawał, że wszystko jest w porządku, a nawet próbował się odgryzać, kiedy zapytałem, czy już się Rysiek zaczyna pakować i co się musi jeszcze stać, żeby obaj z Leńczukiem zmądrzeli? Radny odrzekł, że Rysiek zostaje i walczyć będzie w wyborach samorządowych jako szef struktur Prawa i Sprawiedliwości. Pokory to jak widać Nieścior nie uważa i jest z siebie okropnie zadowolony. Można było odnieść wrażenie, że chciał wprowadzić otoczenie w przekonanie, że ta Ryśka katastrofa to nie była katastrofa tylko planowy odwrót na z góry upatrzone pozycje. Rysiek oczywiście wróci do gry na jakimś białym koniu w bliżej nieokreślonej przyszłości, by znów „Pracować dla Polski”.

A z tak zwanym starostą odbyłem krótką, ale treściwą rozmowę. Jej skutek był taki, że usztywniło mi się przekonanie o tym, że on biedny nic nie rozumie i jeśli już coś dobrze zrobi to tylko, wtedy gdy wykona cudze polecenie i jeszcze musi być przy tym pilnowany, coby nic nie sknocił. Zasugerowałem mu jako człowiekowi „politycznego honoru”, coby złożył dymisje, bo przecież skompromitował się tym Madziarem. Odrzekł, że on tu niczego nie nakradł i nie będzie rezygnował. Czyli tradycyjnie nic nie zrozumiał, bo sugestia dotyczyła czego innego, a on jest o swojej niewinności wręcz przekonany, i to tak na amen. Z nim się tak rozmawia, że nie raz człowiekowi ciemnieje przed oczami ze złości, bo już prościej się nie da sprawy wyłożyć, a on tak odpowiada, jakby tej prostej wykładni nie zrozumiał.

No ale – mówię i zaczynam cierpliwie tłumaczyć – tu nie o kradzieże chodzi, bo od tego są inne organy tylko o „honor”. Bo ja mam świadomość, że Pan możesz nie wiedzieć, co to, ale pewnie kiedyś tam Pan o tym słyszał. I może w podjęciu takiej decyzji przeszkadza Panu te 15 800 brutto, to znaczy ich definitywna utrata!?- Nic nie odpowiedział…- No to jak niedobrowolna abdykacja, to powiadam – wariant honorowy z dawnych dobrych czasów! Wtedy Panie Andrzejku „ludzie honoru” albo strzelali sobie w skroń i tak zrobił Walery Sławek. Bo jest jeszcze – powiadam – metoda z dalekiej Japonii i do tego bardzo widowiskowa i bardzo plastyczna. Nazywa się harakiri lub seppuku. Wyjątkowo się nadaje do sytuacji, w której żeś się Pan dzięki swojemu geniuszowi znalazł. A straciłeś Pan swojego Pana z Wołomina.  Właśnie w Japonii, gdy samuraj go tracił albo ten Pan okrył się hańbą, to w geście honorowym ten pierwszy popełniał seppuku, czyli harakiri!? No i co Pan na to? Tu mi się Leńczuk nie określił.

Ale potem kiedy opuściłem mury tej zacnej instytucji to przypomniało mi się, że przecież Aztekowie przegranych wodzów składali bogom na ofiarę… i można było jeszcze to Andrzejkowi podpowiedzieć, niech myśli. I tak wyglądał pierwszy tydzień „Po Ryśkowej Wielgiej Smuty” i moja wizyta w tym lunaparku zwanym starostwem. No i wypada mi przeprosić wszystkich urażonych estetów, ale gdyby Andrzej Leńczuk podjął inne decyzje, to cztery litery nie nabrałyby takiego wypełnienia, a skoro nabrały to widać, to czytelny znak, że pomysł na nie zasługiwał i tyle na dziś…

 

38
4

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *