Nie od obroku koń się narowi

 

Andrzej Leńczuk „człowiek kultury” oddany Gloria Vitae i PiS bardziej, niż Nadieżda Krupska Leninowi. A w tym, co ostatnio „wykręcił” to taki mądry jak ten babki kot z przysłowia, co to zjadł świeczkę i siedział po ciemku. No trudno to inaczej podsumować i dziś właśnie o tym… 

„Mój” Leńczuk Andrzej przezywany „starostą” wykręcił mi ostatnio bardzo ciekawy numer i przez to; wszystko, co o nim sądzę stało się „ciałem”. Najpierw pogniewał się na mnie, i to tak srodze, że bez kija nie podchodź! Nie podoba mu się, że o Gołębiu z muzeum ciągle piszę, a on, by już nie chciał, bo tego już w muzeum nie ma od maja. Widać „starosta” uważa, że to przemawia za wyciszeniem tematu.  Ale kiedy ostrzegałem, że pozbycie się go nic tak naprawdę nie zmieni i trzeba człowieka „bronić” to słuchać nie chciał i robił swoje. No nie on jeden, ale tak było. Teraz mnie wypada robić swoje, i przecież ja tylko komentuję to, co on nawyprawiał. Jestem zaledwie kronikarzem tego wszystkiego.

Kiedy wygasło uczucie

Raptowny rozjazd naszej „znajomości” który swego czasu był okraszony dozą pewnej sympatii, bo każdy zasługuje na jakieś zaufanie, choćby „na raz”, rozpoczął się rok temu po słynnej sesji poświęconej zwolnieniu dwójki „fachowców, jakich świat nie widział” z muzeum regionalnego oraz deklaracji, że będzie konkurs, bo dyrektor nie przywrócił rzeczonych „fachowców” do pracy. No tak trzeba było Gołębia pokarać, że korzysta z dyrektorskich uprawniań, ale dziś wszystko sparciało i świat powoli staje na głowie. A Leńczuk ma w tym znaczny udział… Po takiej manifestacji, co jest wbrew sztuce rządzenia i zdrowemu rozsądkowi trudno sympatie utrzymać. To się tak musiało skończyć. Ale mimo to „coś tam” z „uczucia” zostało i skoro kiedyś głośno mówiłem, że to „mój starosta” to obecnie też tak uważam, ale wyrażam to dodatkowo przymiotnikiem — „bezmyślny” i nadal go lubię tylko ciut inaczej. Bo jakże go nie lubić!

Zamilczanie jako sposób i bezradny Nagowski

Co ważne, ale celowo bagatelizowane i zamilczane przez obóz „bezwładzy” i wszystkich zaangażowanych w muzealny bajzel (bo oni rzeczy niewygodne i wręcz haniebne najchętniej, by wymazali z pamięci, a reszcie zakazali pamiętać) to fakt, że ta wspomniana sesja z 21 lipca zeszłego roku i naciski Leńczuka były bezprawną ingerencją w politykę kadrową dyrektora, która jest ustawowo zagwarantowana. To co wyrabiał i wyrabia „tak zwany starosta” w żadnych cywilizowanych kategoriach się nie mieści. To wszystko w świetle kamer i na rympał. Uważam, nawet że tym się ktoś powinien zainteresować z zewnątrz. Jest jednocześnie kościołowym i rozmodlonym z buźką rokokowego putta samorządowcem. Toć w jego wzroku i ciepłym grymasie jest więcej niewinności niż w całej Danusi Jurandównie!

I taki ktoś takie numery potrafi wykręcać, ale przecież mądrość ludowa ma na takowe sytuacje swoje spostrzeżenia ubrane w przysłowia. I tu pasuje „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”, a jak się do tego przypomni numer, jaki Teresce wykręcił pod ZOL z Madziarem to nie ma o czym gadać. O tym, że od początku stosował dywersję, bo tak naprawdę Gołąb miał wyfrunąć po góra pół roku to też nie ma co się spierać wobec aktualnego poziomu wiedzy w tym temacie. Wszystkie te tańce i oberki nad dyrektorem były tylko dlatego, by dogodzić radnym, a to żaden plan tylko bezbrzeżna głupota. Owoce tego widać dziś w Muzeum Regionalnym. Bajzel jest taki, że wysłany na „misję stabilizacyjną” starościński audytor Nagowski najchętnie uciekłby stamtąd do Norwegii i poprosił o azyl, ale i on ma za swoje, bo kiedyś myślał, że to wszystko takie proste, a Gołąb nie potrafi.

Leńczuk majstruje przy informacji publicznej

Ale do rzeczy i pora o tym poopowiadać co Leńczuk nawywijał. 20 lipca zwróciłem się do starostwa na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej o udostępnienie pełnej dokumentacji wraz z załącznikami z konkursu na dyrektora muzeum z 11 lipca tego roku. Termin na rozpatrzenie takiego wniosku to 14 dni. W 13 dniu otrzymałem „coś”. Niby „w czasie”, ale nic nie stało na przeszkodzie, by odpowiedzieć znacznie szybciej. Tym bardziej że to „coś” to raptem pięć stron, a z „pisemnym rozkazem” Leńczuka sześć. Ale niech tam przecież tam mają pełne ręce roboty; niebawem dożynki i Mazowsze przyjedzie! Trzeba być wyrozumiałym…

Z żądanych dokumentów był tylko protokół bez załączników i ani słowa, dlaczego tylko tyle. Żadnych wyjaśnień, kamień we wodę! Widać przez 13 dni prawnik starostwa i komentator poczynań Putina prof. Szewczak głowił się jak tu się ustosunkować. Trzeba wiedzieć, że profesor strasznie miły sercu „starosty” i jest osobistym laryngologiem, bo stoi najbliżej jego ucha. Ale jak ten mu płaci, to co ma nie stać!?

To był prolog, bo… zwróciłem „dobrodziejowi” Leńczukowi uwagę na brak załączników mejlowo. Odpowiedzią było mi 24-godzinne milczenie Pani Oli, bo to jej zlecono niewdzięczne zadanie dystrybucji tych „ogryzków”. Dobę zajęło wymyślenie odpowiedzi. Starosta przemówił przez Olę z „nowosadzkiej oświaty”, jak zły duch ustami Regan z „Egzorcysty”. Usłyszałem kolejne „coś”, a brzmiało, że aż zacytuję „W odpowiedzi na mail informuję, że żądana informacja nie jest informacją publiczną. Dnia 02 sierpnia 2023 r. pocztą mailową na wskazany przez wnioskodawcę adres przesłano skan protokołu posiedzenia Komisji Konkursowej powołanej w celu przeprowadzenia postępowania konkursowego na stanowisko dyrektora Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie, który jako mający charakter urzędowy podlega udostępnieniu w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej.”

Bezpodstawna cenzura i wszystko na odp…

Wypada się nie zgodzić z tą kulawą interpretacją i spuentować to wszystko słowami generała gwardii Piotra Cambrona z jego finału bitwy pod Waterloo. Kiedy ostatni czworobok gwardii napoleońskiej otoczyli Anglicy to ten na propozycję poddania odpowiedział „A gówno!” Tak i ja się z Leńczuka propozycją nie zgadzam słowami dzielnego generała, bo… to o co wnioskowałem mieści się w pojęciu informacji publicznej, a on żadnej, jak widać, podstawy prawnej nie podaje i uzasadnienie jest na przysłowiowe odp…

Precyzuje za to, co jest informacją publiczną sama ustawa w punkcie pierwszym, jak i Sąd Najwyższy w orzeczeniu z 2007 roku, ale przecież tu o co innego idzie i on jest przy okazji złośliwy, bo jakżeby inaczej. Dobrze wie, co jest w załącznikach i w całym konkursie, ale to już popij wodą jak tu mawiają. O tym, co jest „nie tak” następnym razem, a jest co ukrywać przed opinią publiczną. Tyle że już się mleko rozlało…

Jak było z dostępem do informacji za Szpaka

Za czasów Szpaka jakoś w 2017 zwróciłem się z podobnym wnioskiem dotyczącym konkursu z I LO w 2014 roku. To był ten jedyny konkurs, w którym Nowosadzki Marek pojawił się tylko po to, żeby Fidecka mogła zostać dyrektorem i cieszyć oczy jednych i drażnić tupaniem swoich szpilek uszy drugich. Jak wiadomo Marek wtedy się obraził i wycofał swoje „papiery” W tym wypadku dostałem od starostwa wszystkie dokumenty co do jednego i była tego pełna koperta. Tymczasem bogobojny Leńczuk wprowadza swoje pomysły jak kiedyś w KDK i teraz w muzeum. A w 2016 roku wójt gminy Siennica Różana Proskura Leszek poszedł podobną ścieżką. Też się uchylał od odpowiedzi… Skierowałem sprawę do Sądu Administracyjnego w Lublinie i ten po rozpatrzeniu mnie przyznał rację, a wójtowi nakazał informacji udzielić. To nie jest tak, jak sobie „Ciaputek” myśli, ale takim postępowaniem wierny partyjnej doktrynie, że jak Prawo jest w nazwie i Sprawiedliwość również, to tyle jednego i drugiego starczy i można robić co się chce.

Szpak i jego instynkt

Brak wkoło niego, jednego, rozsądnego, który, by mu te „kretynizmy” odradził. Nie powiem, że Szpak był „anioł”, bo wiadomo, w jakim niebie był przez 12 lat i może gdyby to od niego samego zależało to zrobiłby tak samo. Ale może nim, by taką decyzję podjął to z kimś, by to skonsultował. Leńczuk nikogo nie słucha i w starostwie to wiedzą i wiedzą. Szpak nie był ani błyskotliwy, ani wyjątkowy, ale instynktownie wyczuwał mądrzejszych od siebie. Jak mógł to ich wycinał z pierwszego szeregu, by mu nie zagrażali, i to była polityka, ale jak trzeba było, to się nimi otaczał i ich słuchał. Oczywiście nie, tak, by ci nabrali podejrzeń, że on nie wie nic i nie rozumie. Choć nie jest wstydem pytać, ale nasze rodzime „kartoflane polityki” uważają inaczej.

Zazwyczaj po krytycznym bombardowaniu za jakiś czas ich rady sprzedawał jako swoje koncepcje. Sprytne to było i niech mu tam a robił jak Dyzma, ale między innymi dzięki temu rządził 16 lat!? Głupoty też mu się zdarzały, ale nie taśmowo! I taki Hryniewicz, co by o nim nie myśleć to miał i ma łeb na karku a kiedy Szpak go słuchał to orkiestra grała bez fałszu. Wojtek w wielu sprawach akcentował swoje zdanie. Koszałek Opałek potrafił się z nim nawet kłócić, a z Banachem to nawet uwielbiał to robić szczególnie przy Szpaku. Wyobracał go i wszyscy byli zadowoleni. Gorzej było, gdy Szpak słuchał Kamińszczaka, ale ten to nawet jak sam siebie posłuchał to i sobie potrafił zaszkodzić.

Otoczenie Leńczuka i nadskakiwanie radnym

Leńczuk dobrał takich współpracowników, że są w pewnym sensie jego „klonami” Sekretarz Gajecka „Dnia Zwycięstwa” nie sprokuruje. Na rady Marka Nowosadzkiego nie ma co liczyć, bo Leńczuk w nim widzi rywala, to po co go słuchać. A Marek woli spychać wszystko na niego, skoro ten się rwie do rządzenia. Nieściora słuchać to tak samo, jakby mówić do siebie w pustym pokoju.

Ewa sekretaressa vel sekretarzyca powinna być progiem zwalniającym dla durnych rajdów „świętoszkowatego starosty”, ale niestety nie jest. Gdyby kilka razy „michę” rozbił i wylądował na warsztacie to może do jego zwojów, by coś trafiło. Sekretarz tak naprawdę po to jest. A tak!? Ewa przepisy pewnie zna, bo tyle lat już w tym przybytku bytuje, ale co z tego, jak nie potrafi pociągnąć za spust. Ona politycznego nosa nie ma albo ma katar, a może chce mieć katar? To bardziej pocieszycielka strapionych albo siostra z „Czerwonego Krzyża” Co ranę przemyje kubek z wodą poda…

Pani Ewa dusza kobieta, ciepła jak wełniane skarpety z Krupówek, ale woli nieugiętej ma tyle co Leńczuk rozsądku. Kiedy on coś palnie Ewa tego nie koryguje i nie krytykuje, a jedynie służy za „wzmacniacz sygnału”. Widać wierzy tak jak i sam Leńczuk, że jak się jest starostą i tyle siedzi w kościele pod samym ołtarzem i zna wszystkich proboszczów to zawsze ma się superpomysły. No i tak samo jak „starosta” jest opętana misją dogodzenia radnym. Nie wiadomo, z jakiego poradnika to zaczerpnęli, ale tak to wygląda. Ona uważa, że z sercem na dłoni można być sekretarzem, bo można… ale bardzo krótko. Po wyrwaniu serca żyje się kilka sekund i Aztekowie na ofiarnych ołtarzach to nawet sprawdzili…

Gdyby mogła to w domach radnych z ich dziećmi odrabiałaby lekcje, podlewała im kwiatki i wyprowadzała psy na spacer. To bardzo wrażliwa kobieta i po kilku rozmowach z nią miałem wrażenie, że jestem w przedszkolu i zapisuję do niego własnego syna. Tym bardziej to dziwne, bo ja nie mam syna!? To doskonały materiał na świętą tudzież błogosławioną, a na sekretarza w takim klimacie niekoniecznie… Tu musi być ktoś o wdzięku pielęgniarza z izby wytrzeźwień albo portiera z hotelu robotniczego, by „człowiekiem kultury” potrząsnąć.

Na finał. Ja bym z Leńczukiem pięciu minut nerwowo nie wytrzymał. Z tej mąki chleba nie będzie, bo zboże okazało się techniczne. On widać z kimś się ściga, jest w jakiejś wyimaginowanej swojej i tylko jemu znanej Lidze Mistrzów i chyba poczuł się Zidane bezmyślności i złośliwości w galaktycznym Realu Madryt. W starostwie rządzi ten co pierwszy rano wstanie co się rozumie jako rządy przypadku. Tam realizowana jest złośliwa improwizacja i nadskakuje się radnym. Tam się czas liczy od koncertu do dożynek. Tam nie ma pór roku tylko kalendarz artystyczny. I tak się kręci… jakoś.

Widzą to w starostwie, ale milczą, bo co mają zrobić. Takich złośliwych „kretynizmów”, jak, choćby ten z nieudzieleniem pełnej informacji jest całkiem sporo. A te wynikają z jego charakteru, on po prostu taki jest. To z niego wychodzi, bo w nim siedzi, a stare rosyjskie przysłowie potwierdza tę okoliczność słowami „Nie od obroku koń się, się narowi”. Bo to cechy osobnicze determinują takie zachowania i tą mądrością od sąsiadów ze wschodu, tak samo doświadczonych przez rządzących jako i my żegnam czytelników do następnego felietonu.

 

35
4

3 komentarze do “Nie od obroku koń się narowi”

  1. A co z naszą panią poseł ? Na liście PiS jej nie uświadczysz.
    Czyżby na emeryturę ? Może dlatego takie bezhołowie w mieście i powiecie ?

    2

    0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *