Na ostatniej sesji Rady Gminy Wójt Leszek wykazał się wyjątkową przebiegłością. Niemalże jak ten kot z ludowego porzekadła, co to świeczkę zżarł a potem siedział po ciemku. Postanowił z publicznego grosza wynagrodzić swoje wierne pułki-Sołtysów. Martwmy się niezrozumiałą przypadłością Pani Marii Kiliańskiej, która niestety sukcesywnie się pogłębia jak deficyt budżetowy Grecji. To już nie są żarty, Maria może zyskać przydomek— Maria „Awaria”.
Jednak nim do powyższych dramatów doszło, uchwalono, że nie będzie zmian w stawkach podatku rolnym i od nieruchomości. Jak wiemy, w Siennicy daniny te są najwyższe w powiecie. I to już od dawna! Oczywiście ten fakt w czasie sesji nie umknął uwadze naszym wybrańcom ludu, bo zauważyli, że sąsiednie gminy stawkami podatków równają do naszych. Jednym słowem byliśmy w tym podnoszeniu pionierami i wizjonerami!
Alicja punktuje Dariusza
Uchwalono też „Regulamin dostarczania wody i odprowadzania ścieków”. Jego projekt przedstawiono do dyskusji na posiedzeniu połączonych komisji 29 listopada —komisje nie są nagrywane i tym samym relacjonowane. A tam to się dopiero dzieje! Właśnie wtedy radna Alicja Pacyk zwróciła uwagę sekretarzowi gminy, że regulamin ten jest bardzo niechlujny, pełen błędów merytorycznych i literówek. Pan sekretarz Dariusz Turzyniecki stwierdził, że nie jest jego autorem, a w dalszej części dyskusji zadeklarował, że takich regulaminów „i tak nikt nie czyta”. Alicja nie ustępowała i podsumowała bardzo dosadnie-– „jeśli ktoś, kiedyś do niego zajrzy, to pomyśli, że nikt tego przed głosowaniem nawet nie przeczytał i będzie to bardzo źle o nas świadczyć”. Mizernie zaświadczyło to o kondycji i rzetelności urzędniczej pana sekretarza. Trafił do Siennicy, gdzie rzekomo miał podnieść jakość pracy urzędu, bo po jego poprzedniczce – pani Krysi, to tylko bigosu nie trzeba poprawiać. Może być i tak, że UG w Siennicy zmieni prędzej Darka niż on UG! Daj mu Boże, żeby już nigdy nie wtarabaniał się w takie „krysizmy”. Ostatecznie przegłosowywano regulamin, w którym uwzględniono uwagi radnej Alicji Pacyk.
Bój o dwie stówy na sołtysa!
Potem zaczęły się podchody i szarpanina o żołd dla wiernych Leszkowi pomagierów – sołtysów. Marysia Jeleń, radna i sołtys w jednej osobie, złożyła wniosek, by dietę sołtysa zrównać z dietą radnego, czyli podnieść z dotychczasowych 100 do 200 złotych. Wywołało to grymas zdziwienia u radnych, a potem małe tsunami. Wniosek Jeleniowej zdziwił nawet i proskurzystów, a Sęczkowski wywalił oczy na wierzch, jak wigilijny karp na widok obucha. Jakby tak leżał w sklepowej wannie – z takimi oczyma – niejeden klient w przedświątecznym zgiełku wsadziłby go do foliowej reklamówki. Musi uważać, bo idą Święta. A wszystko by się wydało dopiero przy wigilijnym stole—tylko, kto by za niego rękę w górę podnosił „za” – jak wójt każe – na sesjach?! Przepchnięto wniosek pod dyskusję stosunkiem głosów: 8 za, 3 przeciw i 4 wstrzymujące.
Wybieg wójta
Tu warto wspomnieć, że cały „myk” polega na tym, że na wspominanym wyżej połączonym posiedzeniu komisji też poruszano problem podniesienia diet sołtysom i właśnie wtedy uzgodniono, że dieta sołtysa będzie wynosić 150 złotych! Tylko, że w międzyczasie odbyło się spotkanie wójta z sołtysami i tam prawdopodobnie wymyślono ten szczwany plan, a Jeleniowa była bardzo „chętnym narzędziem”, by podbić stawkę do 200 złotych. Zamieszanie na sesji było spore.
Sołtyska Ścibakowa o te 200 złotych zaczęła tak gardłować, że bez kija nie podchodź – ponoć tak rozgadanej i rozsierdzonej jej nigdy nie widziano, przynajmniej na sesji. Urażona Marzena Dubaj odparowała: „Wy, sołtysi oświadczeń majątkowych nie składacie”. Na ten jawny afront znów zareagowała Ścibakowa, mówiąc, że mało z tego mają, a nakazy, trza nosić i gazetkę wójtową. Radni – jej zdaniem – mniej obowiązków mają. Tak się przekomarzały, niczym dwie przekupki, aż Alicja Pacyk słusznie zauważyła, że dieta nie jest formą wynagrodzenia i nie należy tych dwóch rzeczy łączyć. Oczywiście pomarudził i sołtys Pasik, który w kółko gadał o tym, że z tych podatków ma mało prowizji, bo ludzie przez internet płacą. Komiczniej to jeszcze wszystko wyglądało, bo między sołtysami przycupnął były starosta Janusz Szpak. – Bo kłócą się te, Leszkowe klakiery, o jakieś marne 200 złotych, a ja samej odprawy dostał żem 112 tysięcy!— mógł Janusz pomyśleć. Tak to czasem bywa, że prostaczki biją się o ogryzek, a w tym czasie jeden cwaniak za ich plecami bierze cały wóz jabłek. Głosowanie nad podniesieniem odbyło się już bez perturbacji, bo widać „wójtowe radne” doszły do wniosku, że trza głosować, jak im treser karze. Tak więc: przeciw było 3 radnych, 1 się wstrzymał a 11 było za. Tą wstrzymującą się była Marzena Dubaj, ale chyba nie jest to przejaw buntu, raczej ręce się jej pomieszały i zapomniała podnieść rękę, „za”, więc została tą jedyną. Co warte uwagi, radna Kiliańska nie miała zastrzeżeń do formy przebiegu całej hecy z podnoszeniem diet, bo zagłosowała „za”.
Połowa diety radnego
W innych gminach tak się sołtysów nie rozpieszcza. Wysokości diet oscylują w granicach 60-110 złotych – zwykle jest to połowa diety radnego. Nigdzie indziej też nie ma takiej indoktrynacji, jak w Siennicy. Nasz wójt jest swoim pomagierom wdzięczny, bo darli buty do gołych pięt w kampanii wyborczej, walcząc o jego dobre imię i kolejną kadencję. Próżno u nas szukać sołtysa, którego można porównać do np. sołtys Marty Gawron, która aktywizuje mieszkańców Widniówki, wcale nie według instrukcji płynących z Urzędu Gminy w Krasnymstawie. Nasi ewidentnie nie zasłużyli na taką dietę, bo tak naprawdę tylko pogłębiają podziały wśród ludzi, bronią wójta jak Manifestu PKWN i pielęgnują ciemnogród. Natomiast fundusze sołeckie traktują, tak jak kiedyś na zapadłych wsiach traktowało się pannę z dzieckiem.
Testament Szpaka
Pod koniec sesji przyczajony i już tylko radny powiatowy J. Szpak rzekł parę słów od siebie. Opowiadał w swoim stylu, o latach pracy na ważnych szczeblach samorządu, że odchodzi na emeryturę. Obiecał, że będzie teraz pasem transmisyjnym między gminą a powiatem. W swojej bogatej karierze był już wszystkim, więc teraz spróbuje być „pasem”. Są tacy, którzy uważają, że kilka pasów na jego gołą rzyć mu się należy – szczególnie za brak chodnika na Rudce. Trzeba być wyjątkowym – nieudolnym czy złośliwym – by budować drogę od podstaw i nie zrobić tak, jak się obiecało mieszkańcom na zebraniach wiejskich. A na sesję wpadł widać z nudów, bo trudno się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości, kiedy władza już nie jego. Boleśnie wylądował — ze stołka starosty na stołek między sołtysami.
Połowiczny rozpad prof. Kiliańskiej
A na koniec, jak to już jest w jej zwyczaju, wstała Radna Maria Kiliańska i zaczęła wylewać swoje prywatne i niczym nieuzasadnione żale. Znów jęknęła żalem, że to ją w Internecie obrażono. Jak zwykle podkreśliła, że ona tego nawet nie czytała, tylko ktoś jej coś powiedział. Stwierdziła, że głupiemu trzeba ustąpić – mimo, że nie czytała co ten głupi pisał. Tę mądrość – rzekła – przekazała jej nieboszczka mamusia, która wedle jej słów była mądrą kobietą. Cóż, z mądrością nieboszczki mamy radnej nie polemizujemy, ale z głoszonymi mądrością pani Marii owszem. Te bowiem stoją pod wielkim znakiem zapytania – nie czytać i komentować?! Opowiadanie takiej bzdury przez radną, emerytowaną panią profesor chemii w LO i byłą jego dyrektorkę publicznie na sesji naprawdę nie uchodzi. Że jest bezmyślne? Oczywiście. Reasumując, analogii „występu” radnej Marii należy poszukać w chemii, która była domeną naszej bohaterki. Występuje tam zjawisko tzw. połowicznego rozpadu – dotyczące pierwiastków promieniotwórczych. Jeśli analogicznie prof. Kiliańska zaliczy jeszcze kilka takich „występów”, jej autorytet rozpadnie się całkiem, jak taki na przykład pierwiastek „Rad”.
Piotr Ślusarczyk