Patroszenie Gołębia czyli Afganistan w krasnostawskim muzeum na wesoło

 

Uchodźcami koczującymi na granicy z Białorusią, inflacją i czwartą falą pandemii bym się nie przejmował, to jest nic w porównaniu z tym co wyrabiają niektórzy radni w Muzeum Regionalnym w Krasnymstawie. Zgłupieli od tej polityki i urojeń wyższościowych albo wskutek źle dobranej diety. Do tego stopnia, że zrobili własnymi rękoma z placówki o charakterze „zaściankowego zaścianka” powiatowy Afganistan, który jest na ustach wielu. Dziś o tym właśnie z przymrużeniem oka…

Od półtorej roku radni grzeją bzdurne niesnaski między dyrektorem, a częścią pracowników. Do czerwoności grzeją, żeby na tym zbić kapitalik wyborczy i załatwić swoje sprawki. Część traktuje to jako wojnę z własną formacją, a inni picują tym swój wizerunek „kolegi wszystkich” Jeszcze są z tego piekielnie dumni! I to jak! Miny robią przy tym śmiertelnie poważne, uważają się za rozjemców i mężów opatrznościowych, co to wszystko wiedzą najlepiej. Brak im tylko na dymiących czerepach od ozdrowieńczych rad błękitnych hełmów, i kamizelek z logo ONZ albo Czerwonego Krzyża…

Cała sytuacja pasuje jak ulał do bon motu śp. Stefana Kisielewskiego o istocie socjalizmu, który powiadał, że ten bohatersko walczy z problemami których nie ma w innych ustrojach. Radni tak się zachowują jakby w muzeum nie było niezawisłego dyrektora. Zapomnieli w tym amoku, że to on ma ułożyć sobie relacje z załogą ale by to nastąpiło nie trzeba mu się wtrącać i łap pchać. Tymczasem niektórzy „muzealnym rebeliantom” dowożą amunicję i prowiant, szepcząc do ucha: podtrzymujcie opór, niech świat się dowie o bezeceństwach dyrektora, a my jesteśmy z wami! Czuwaj!

Sąd Ostateczny

Ostatnio komisję o charakterze i uprawnieniach „Sądu Ostatecznego” zwołali, pospołu z częścią rzekomo uciśnionych pracowników muzealnej placówki i grillują „krwawego dyktatora”- dyrektora Gołębia Andrzeja. Janeczek obwieścił ten doniosły fakt na ostatniej lipcowej sesji rady powiatu. Ten „Pol Pot z Rudnika” waży może z 70 kilogramów, i to z okularami i tym co ma w kieszeniach, ale rozszarpują go na sztuki, i biesiadują na nim jakby to były szwedzki stół . A trza przyznać, że wśród biesiadników są same tuzy „zdrowego odżywiania” i tytani bezinteresowności!

Proszę wstać, Sąd idzie!

Pierwszy z brzegu- Piwko Marek: lewicowiec, nieugięty obrońca ludu robotniczego zza biurka w CiS. Ten by sobie od ust odjął i ostatnią koszulę potrzebującym oddał, a nią kilku zapewne by obdzielił. Brał udział w komedii, bo jest przewodniczącym komisji rewizyjnej w radzie powiatu, a poza tym w dobrym tonie jest, by ktoś z lewicy był przy tym gdy „sądzą” kogoś z prawicą utożsamianego. A nuż Gołąb uciska mniejszości seksualne albo potajemnie organizuje Hitlerowi imieniny, jak parę lat temu wynajęty „nazista” przez TVN w lesie pod Wodzisławiem Śląskim? Bardzo się lewicy przez ostatnie lata imponderabilia zmieniły. Wystarczy Piwkę posłuchać i zobaczyć…

Jest i Leszek „chwalipięta” Janeczek, regionalista, ordynator ginekologii i położnictwa, prowodyr całej nagonki. Jak widać człowiek zapracowany, jak pszczoła w maju. Ten znów nie może opędzić się od przyszłych matek, spragnionych rodzić pod jego kuratelą. Walą do niego drzwiami i oknami, białki ciężarne jak chromi i ułomni do Antoniego Kosiby alias Doktora Wilczura. Kolejki brzemiennych sięgają z jednej strony parkingu pod Tesco, a z drugiej wylotówki na Zamość! Oddział ginekologii pęka w szwach! Rodzą się dzieci wszędzie, na schodach, parapetach i przyszpitalnych ławkach, a wrzask osesków świeżo powitych ludziom w okolicznych blokach spać nie daje. Gorsze to niż cmentarna pozytywka księdza Skowrona. Wróble ćwierkają, że jeszcze trochę to cała ściana wschodnia: od Suwałk po Ustrzyki w krasnostawskim szpitalu na świat przychodzić będzie. Taki magnetyzm i urok oraz ciepło osobiste posiada Janeczek- ordynator, a personel niższy nie może nachwalić się tak wrażliwego, i taktownego szefa z tak wielkim sercem, jak garaż na karetkę. Teraz jak widać, w tym nawale obowiązków znalazł czas by ratować „stosunki międzyludzkie” w „Muzeum Regionalnym” i potępiać „krwiożerczego” Gołębia z „krwią na rękach” i drugim śniadaniem w teczce.

I jest w tym towarzystwie rozjemców, ku mojemu wielkiemu zdumieniu i rozbawieniu istna perła, co się zowie Marek Nowosadzki alias „ Wercyngetoryks z Piekarskiego” Słynący z tego, że tak jak dzielny Gall wojował z Cezarem, tak i on wojował ze Szpakiem, wytykał mu błędy przez 16 lat jego rządów. Szpak jak mówi samorządowa legenda, przez całe swoje panowanie bał się tylko jednego człowieka, właśnie…Marka Nowosadzkiego, a bał się go jak Niemcy  majora „Hubala”.

Marek też paluszkami skubie „gołębinę z grilla” jak wróbelek i wygłasza swoje facecje w typie „mądrości spod Pakości” Wie co mówi, przecież ma bogate doświadczenie w zarządzaniu ludzkim zasobem. Wszak 7 lat temu był „prawie dyrektorem” I LO, ale 17 centymetrowe szpilki Pani Edyty i 40 kilo kobiecego trotylu powstrzymało jego szarżę na dyrektorski stołek. W konfrontacji z takim orężem był bez szans i życiem postanowił nie ryzykować. Wycofał się więc z konkursu, pokątnie łzę ocierając, roztrzęsiony ale z godnością. Kiedy już łzy wyschły, to się pozbierał i żelazną ręką kierował zawartością swojej garderoby. No i stąd te doświadczenia w zarządzaniu. Była i Ewa Nieścior, ale na pierwszym „procesie” Ona przecież zna się na wszystkim, począwszy od lepienia pierogów, a skończywszy na fizyce jądrowej

Sąd Ostateczny nad Gołębiem

Sąd Ostateczny” jak wspomniałem, miał dwie odsłony i sądzono Gołębia dwa razy w przeciągu miesiąca. O jego drugim posiedzeniu donosi lokalna prasa. To odbyło się w muzeum 31 sierpnia, przy udziale wyżej wspomnianych i starosty Leńczuka oraz Nieściora Marka, członka zarządu powiatu. Przybyli pracownicy muzeum, w liczbie mocno okrojonej. Praktycznie konflikt orbituje wokół jednej osoby, która ma przy sobie trzy… dla wsparcia. Większość nie skorzystała z możliwości wylania żali, albo ich nie mieli albo całą imprezę uważają za problem jednego człowieka. Dość wymowny i świadczący o celowości spotkania był gest byłego dyrektora Capały, który wzruszył ramionami i stwierdził, że jego to nie dotyczy, po czym wyszedł.

Byli a jakże związkowcy z Solidarności z Zamościa, a jeden z nich w trakcie „procesu” podniósł zarzut, który ciężko uznać za poważny. Jego zdaniem: „Dyrektor Gołąb robi rzeczy straszne, ale on nie może powiedzieć jakie!” Przypominam że wszyscy w tym gronie są dorośli, a spotkanie nie odbywa się w przedszkolu, by uświetnić Dzień Dziecka…Potem było jeszcze ciekawiej, a „szokujące zarzuty” sypały się jak tynk z fasady Kościoła św. Franciszka Ksawerego podczas konserwacji. Dyrektor kontaktuje się drogą mailową, jest zła atmosfera, pracownicy nie wiedzą co maja robić, są przepracowani…Szczególnie to pierwsze jest srogie i pachnie kryminałem. Dziś w każdej firmie pracuje się na mailu, a nie musieć oglądać szefa to bonus od losu…Oczywiście „sędziowie z rady powiatu” na czele z Nowosadzkim, słuchali tego w skupieniu i nie docierało do nich, że to wszystko dęte i zakrawa na marnowanie czasu.

Był i element folkloru…bo co pomyśleć o stwierdzeniu, że jedyne wyjście z sytuacji to dymisja dyrektora i już. Wynika z tego że dyrektor pracownika zwolnić nie może, a jakby próbował  to jest czyn godny potępienia, ale gdy pracownik domaga się zwolnienia dyrektora, to wtedy czyn już jest chwalebny. Mimo że w obu przypadkach, ktoś traci pracę. No i wreszcie okazało się, że Majewski to był prawie anioł bezskrzydły, też były problemy na początku ale potem wszystko się ułożyło. No, ba! Z reguły dyrektorzy są wynoszeni pod niebiosa, w chwili gdy już dyrektorami nie są. Ta sama praktyka spotykana jest po rozwodach, jeśli kolejny partner rozczaruje, to się gloryfikuje poprzedniego. Metoda ma taka dobrą stronę, że można robić to bez końca, ale to tylko taka dygresja. Wyszło na światło dzienne jeszcze i to, że jeden z pracowników od 2 lat pracuje na rzecz Muzeum w Biłgoraju. Jak się porachuje to musiał podjąć tam pracę pół roku przed pojawieniem się Gołębia w Krasnymstawie. Jeszcze Gołąb przywłaszcza sobie pracę podległych mu pracowników, no i to jest wreszcie jakiś konkret! Żeby takiego wrażenia nie było, nigdzie nie powinno być dyrektorów, a tak na poważnie- to owoce pracy można przywłaszczyć z reguły na stanowiskach równorzędnych, a dyrektor co do zasady firmuje i kieruje wszystkim. Dlatego wspomniany Capała moim zdaniem wiedział co robi opuszczając szanowne gremium, tym bardziej, że dyrektorem kiedyś w Muzeum Regionalnym był i zna kolegów i koleżanki…

A co na to starosta Leńczuk? Ano próbował łagodzić i był zaskoczony wizytą związków zawodowych, a Nowosadzki wcale! Wyglądało to tak, jakby nikt go o tym nie poinformował…

Instynkt prawdę ci powie

Wilkołazki Marcin również przybył, przecież nie mógł opuścić takiego widowiska i chyba dobrze się bawił. Jego zachowanie i reakcje są najlepszym probierzem celowości, sensu i finału całej 18 miesięcznej szarpaniny. Otóż Wilkołazki nie odzywał się nic albowiem jest to osobnik obdarzony instynktem bieszczadzkiego wilka. Wystarczy że rano, po przebudzeniu zaciągnie powietrza w nozdrza i za parę sekund wie co w trawie piszczy, i co się jak skończy. To jest polityk, który ma więcej niż 6 zmysłów…Jego widać ta donkiszoteria zupełnie nie interesuje, ważniejsza jest dla niego robota i zarabianie. Na przykład, przy projekcie „Kultura w Sieci”, a poza tym jest radnym miejskim, a nie partyzantem. Ale to „krwawy Gołąb” wprowadził zasadę dodatkowego wynagradzania pracowników za pracę przy projektach. Zatem jego milczenie jest obrazkiem wartym tysiąca słów, jednak wśród nich nie ma: trzeba wywalić Gołębia.

Dywersant wychodzi z cienia

Przemówił i Nowosadzki, ale to nie był Marek jakiego znamy. Jakimś cudem opętał go duch Klaudii Jachiry i gadał jego ustami: „Pan dyrektor powinien odpowiedzieć sobie na pytanie w czym jest problem i dlaczego przez półtora roku nie ułożył sobie z podwładnymi stosunków…” Poszczuł aksamitnie, wskazał winnego nie mając żadnych dowodów, a Gołębiowi nie pozwolono się tłumaczyć. Przerywano mu co chwilę i zasypywano gradem pytań. Pracownicy ponad miesiąc temu z okładem, skierowali do zarządu pismo, w którym wyłożyli swoje argumenty, ale nikt ze starostwa na czele z Nowosadzkim z treścią tego pisma Gołębia nie zaznajomił. Sam Mareczek w trakcie tych wygłupów, bo inaczej tego nazwać nie sposób, powoływał się na jego treść .Tym samym bombardowano go zarzutami z którymi nie pozwolono mu się zaznajomić i w konsekwencji ustosunkować. Wygląda to jak… i tu pasuje określenie, ale po co algorytmy drażnić i dzieci mogą czytać.

W Nowosadzkiego suplice do „Super Tygodnia” próżno szukać wzmianki o tej sytuacji. A co będzie Nowosadzki całą prawdę mówił!? Toż ona nie pasuje do scenariusza i podważa cały sens „Sądu Ostatecznego”, a także jego błyskotliwych popisów. Zapachniało w pewnym momencie historyjką z czasów Dzikiego Zachodu, gdy szeryf do osadzonego powiada: „najpierw zrobimy ci uczciwy proces a potem cię powiesimy” Taki jest obraz od kuchni tego „konfliktu” i warto na przyszłość zaznajomić się z metodami pracy Pana Nowosadzkiego: arbitra elegancji, szyku i do niedawna rozsądku. Nowosadzki swoim wystąpieniem, którego pełna wersja jest dostępna w „Super Tygodniu” zrobił największą głupotę w swojej 20 letniej karierze, która od tej chwili jest na prostej drodze do tytułu     „ Judasz też miał marzenia”.

Dodał jeszcze i chyba żartował, że zarządowi powiatu zależy na słuchaniu dobrych rzeczy o placówce: a my -jak to ujął, skupiamy się na szukaniu jakiegoś konsensusu i czy to jeszcze możliwe…Tu już poszedł na całego, bo jakby było mało to zasygnalizował, że sprawa nadal jest otwarta z okładaniem Gołębia. Ale przecież od zawierania konsensusów jest dyrektor, bo to jego podwładni, a nie Nowosadzkiego. Widział zapewne Marek ten moment spotkania, kiedy Gołąb wyciągnął do pracowników rękę na zgodę i jak dwóch z nich gest zbyło, ale tym się do prasy Marek już nie pochwalił. W tej fazie grillowania Gołębia Nowosadzki przyćmił Janeczka…

Piwko, a piana na dwa palce.

Rzecz w pewnym momencie oparła się o finanse, a poszło o „Krasnostawskie Towarzystwo Historyczne” na którego czele stoi Lech Dziedzic, obecny na „rozprawie” które to, ma adres taki jak „Muzeum Regionalne”, a wiceprezesem jest Gołąb. Wzburzyli się tym „sędziowie”, że ojej. No bo, jak to tak! Dyrektor podnosi argument pracy swoich podwładnych na rzecz innego muzeum, w tym wypadku chodzi o Biłgoraj- w którym „nomen omen” jest teraz Majewski, a tymczasem „skorumpowany” Gołąb sam siedzi we władzach stowarzyszenia! I jak to tak! Pewnie pieniądze transferuje! Się okazało, że nic nie transferuje i drugiego Amber Gold nie będzie, a potwierdziła to księgowa z muzeum. Stowarzyszenie jest po to, by starało się pozyskiwać środki z zewnątrz dla muzeum. Muzeum Regionalne jako takie nie może. Z resztą powołanie takowego miał „krwiożerczy” Gołąb w swojej koncepcji, którą przedstawił na konkursie półtora roku temu. I o dziwo Nowosadzki z Piwkiem tego nie wiedzieli. Szczególnie ten pierwszy…Ostatnia impreza w Piaskach Szlacheckich z okazji uczczenia miejsca i rocznicy urodzenia Antoniego Norberta Patka założyciela słynnej i uznanej w świecie szwajcarskiej firmy produkującej zegarki Philipe-Patek właśnie odbywała się dzięki stowarzyszeniu. Zarówno muzeum jak i powiat nic to nie kosztowało.

Ale czy Janeczek, Piwko i Nowosadzki chcą o tym słuchać? A  Gołąb się stara nie gorzej niż Majewski, a może z większym rozmachem, co widać po stronie internetowej, ale  żeby wspomnianym chciało się chcieć, tak bardzo jak im się nie chce, to wszystko wyglądałoby inaczej. A tu spirala absurdu jest znacznie większa, Ewa Nieścior nie miała zahamowań przed pouczaniem Gołębia, by potem uczestniczyć i stawać do zdjęcia z między innym  ambasadorem Szwajcarii w Piaskach Szlacheckich na wspomnianej imprezie. Janeczek nie lepszy, gdy przyjechała TVP Lublin kręcić materiał o „Kraszczadach”, to nie myślał zapierać się w drzwiach gdyby go przed kamerę chcieli wlec, tylko poszedł z własnej woli. Usiadł w obiektywie, mikrofon wziął w dłonie, opowieść snuł i ego łatał. Niestety ich behawioru nie pojmiesz, bez uprzedniego wydojenia wiadra gorzały. Takie to wesołe towarzystwo.

Teflonowy Marek

To co wyczynia od jakiegoś czasu Nowosadzki nie jest bezmyślną gadaniną ani hipokryzją, ale jest to czytelny sygnał z jego strony do gotowości rozmontowania koalicji i przystąpienia do rozłamowców, za cenę utrzymania stanu posiadania. Marek już z kluczami i młotkiem pod poduszką śpi, taki się w nim polityczny macher odezwał. To w muzeum rozsypie się ten układ rządzący powiatem. Taki dostaniemy oficjalny komunikat. Oczywiście Nowosadzki jak i Janeczek ustroją przekaz tak, że to wszystko przez biologa Gołębia i Hałasową. No, ta ostatnia to prawie zbrodniarka z Gusen! Będzie to taka sama prawda jak to, że Saddam miał broń chemiczną albo jak to, że Polacy ramię w ramię z Hitlerem mordowali Żydów, i jak to, że obozy koncentracyjne są polskie. Ale gdy się popatrzy z drugiej strony, to skoro ten koalicyjny gmach zawali się przez jednego biologa, to będzie to dowód, że widać ta konstrukcja była marna, skoro wywaliła się o dyrektora z zapadłej dziury jaką jest muzeum. Dla porównania: Szpakowi gdyby przyszło utrzymać i skonsolidować władzę ,to nie zatrzymałaby go dywizja grenadierów pancernych Waffen SS, wspierana przez 502 batalion czołgów ciężkich. A oni przekoziołkowali na niszowym dyrektorze. Tymczasem prawda o nadchodzącym rozłamie, a w zasadzie finale trwającego rozpadu, zainicjowanego tuż po wygranych wyborach, jest prozaiczna. Otóż w niektórych radnych odezwały się z czasem cechy osobnicze. Osobiste ambicje u Nieściorowej, oraz trudne i swarliwy charakter u Janeczka. I ostatnio dołączyło picowanie wizerunku u Nowosadzkiego. Ten ostatni czuje swąd nadciągającego pożaru, ze strachu pójdzie nie z tymi co mają władzę i mogliby ją skonsolidować, tylko pójdzie z tymi których się boi, a boi się Janeczka, Nieściorowej i jeszcze kilku, na czele ze Szpakiem. A nuż zaczną gadać i ucierpi jego wizerunek „Teflonowego Marka” w takim wypadku to przecież lepiej z nimi. Wszystko to, plus starosta „słaby” nie koniecznie zły, ale „słaby” bo spoza rady i katastrofa gotowa. No i jeszcze „bezpodstawna nienawiść” do Hałasowej, przynajmniej ze strony Janeczka, a Nowosadzki też ją „znienawidza” powoli, tylko musi się z tym jeszcze trochę przespać. Nowosadzki mimo wszystko na wicestarostę się nadaje, ale przy „silnym” staroście,  w takim układzie jak jest, Marek skupia się na „szminkowaniu” swojego wizerunku i wszystko temu podporządkowuje, nawet zdrowy rozsądek, którego zwyczajnie przestaje słuchać…

No i czy to nie jest góralskie wesele, do którego dołączył „inteligent” Nowosadzki, który też się leje z innymi, ale za chwilę jego będą lać…ale to już będzie w pełni uzasadnione i cholernie bolesne. 

Zatem oczy przecieram ze zdumienia, a już trochę po Mateńce Ziemi chodzę, ale czegoś takiego, takiej erupcji głupoty politycznej przyobleczonej w złotogłów pustych i dętych zarzutów i haseł jeszczem nie widział i nie słyszał!? Takich cudactw nie było w magnackich menażeriach w dawnej Rzeczypospolitej. Cielak z trzema głowami i piątą nogą, to za mało by to zobrazować. Wleźli do muzeum i w nim zagrzęźli jak Amerykanie w Afganistanie tyle że ci na 20 lat…I destabilizują, plotąc androny i patrosząc Gołębia w imię „dobra powiatu” W tym całym zamieszaniu tylko Gołąb Andrzej jest na swoim miejscu- w muzeum. Cała reszta albo biega na skargę do radnych albo ci przychodzą do muzeum. To kto tu do…licha pomieszał porządek rzeczy!? 

PS. Panie Marku drogi… porównanie Pana do Wercyngetoryksa jest próbą uzmysłowienia Panu głupoty w którą Pan zabrnął, w oparciu o coś co już miało miejsce. Ów nieszczęsny Gall zachował się bezmyślnie wywołując powstanie przeciw Rzymowi, zupełnie tak jak Pan czyni obecnie. Naraził współplemieńców na krwawe straty i osłabił ich witalne siły. Do dziś historycy nie wiedzą po co rozpętał powstanie, bez szans powodzenia, które na dodatek przegrał w głupi sposób…  I zapewne zna Pan  finał tej absurdalnej historii, jak  dał się otoczyć  Cezarowi na wzgórzu w Alezji, bez wody, z zapasami żywności na zaledwie 1 miesiąc dla 90.000 armii i cywili. Skutkiem tego, Cezar pojmał go w try miga i po paru latach udusił, a w trakcie triumfu obwoził w klatce.  Za 1800 lat Napoleon postawił mu za tę głupotę pomnik, bo jego  Francja potrzebowała symbolu, tak samo jak Pan z kolegami teraz szukacie pretekstu-symbolu w muzeum. A mniemam, że wszystko co Pan ostatnio wyczynia, jest po to, by trafić na cokół. W tych dwu podobnych historiach przewija się wspólny motyw, a jest nim gołąb, taki jak  z muzealnego parapetu. Bo musi Pan pamiętać, że na pomnikach one zwykły siadać i się defekować, i czy w takich okolicznościach Panie Marku warto mieć  pomnik?

47
26

2 komentarze do “Patroszenie Gołębia czyli Afganistan w krasnostawskim muzeum na wesoło”

  1. Jednostkę organizacyjną jaką jest muzeum starostwo ma rozliczać z efektów jej działalności a nie z tego, co dzieje się w jej strukturze, tym bardziej kiedy opisywane zdarzenia dotyczą spraw ludzkich. Takie podejście jest małostkowe i mało profesjonalne.

    16

    8

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *