Banach przy Finsterze jak Martyniuk przy Operze

Dziś słów kilka o niektórych wystąpieniach na wyjazdowej sesji 11 czerwca w Chojnicach i nie tylko. Docenimy również erudycję i kulturę osobistą Banacha w kontekście jego apelu o wzajemny szacunek. Wszystko z przymrużeniem oka.

Sesja trwała półtorej godziny i odbyła się w sali Ratusza z początków XX wieku, a przewodniczący Banach razem ze swoim zastępcą Bogusiem „filozofem, aktorem i wirtuozem kielni” w jednym, zasiedli na podwyższeniu jak dwa gołębie na parapecie. To ostatnie pewnie najbardziej zapadło naszemu siwiutkiemu mądrali w pamięci. Nic tylko czekać, jak taki piedestał w siennickiej sali obrad rady postawią, ale wyższy żeby po drabinie na niego wchodzić. Lubi wszak Banach z góry na ludzi patrzeć i to bardzo. Z tego upojenia władzą nie raz mu się w siwej głowie kręci. Dał nawet temu dowód i upust w Chojnicach, przy ludziach. A jak!? Co się będzie szczypał…

Knap i Górny przemówili!?

Zaczęto od przegłosowania porządku obrad i doszło do historycznej chwili, bo głos z siebie wydusiły dwie „etatowe niemowy” Górny z Knapem. Obaj przy użyciu organu oralnego, powiedzieli, że są za przyjęciem porządku! Wyrazili to krótkim i zwięzłym: tak! Tym samym dziarsko przeszli do historii albowiem jest to pierwszy udokumentowany przypadek gdy coś komunikatywnego wyrzucili z siebie. Zazwyczaj mówią „tak” wciskając przycisk na tablecie. Dalej było jeszcze ciekawiej albowiem dwójka radnych: Alicja Pacyk i Andrzej Korkosz wstrzymali się od głosowania nad porządkiem obrad. Zrobili tak, bo uważali iż cała wyprawa i dyskusja w Chojnicach o Siennicy jest bez sensu. Pojechali ale to był ich obowiązek, a nie oni wymyślili to całe cyrkuśne przedsięwzięcie.

Bufonady Banacha

Padły pierwsze pytania i zadudniły jak grad po blaszanym dachu. Pytał Korkosz tylko to zupełnie „nie leżało” Banachowi który swoim zwyczajem zaczął pokazywać swoje „narowy”. A to mu się nie podobało, że Korkosz dużo pytań zadaje, a to rzekomo ingeruje w przebieg sesji. Szczególnie to ostatnie bezmyśnie złośliwe, kamery wszystko zarejestrowały, sesja była wszak transmitowana i nic takiego nie miało miejsca. Korkosz znosił te „smarkate” prowokacje spokojnie, i jak później stwierdził do zaczepek Banacha podchodził z pewnym politowaniem. Ale za to zachowanie Banacha nie uszło uwadze innych. Dąży Banach do wojny z Korkoszem, dlatego, że widzi w nim zagrożenie i inaczej nie potrafi… Dwa tygodnie wcześniej ten sam Banach plótł o wzajemnym szacunku. Tymczasem w Chojnicach popisuje się jak dziesięciolatek i to przed burmistrzem Finsterem. Cała sesja i cały wyjazd był zdominowany przez jego namolność i paplaninę. Latał Banach zawsze na przedzie, jak przysłowiowy Żyd po pustym sklepie i gdzie mógł wciskał swoje trzy grosze.

Moskiewski ekonomista

Wracając do przebiegu sesji, pytania Korkosza były na tyle kłopotliwe, że Finster gdy na nie odpowiadał to nie padały z jego ust żadne konkrety. Cały czas próbował narzucić swoją narrację i zagadać. Korzystał z przywilejów gospodarza i „swoich ścian” ale Korkosz nie kruszył kopii, a raczej spokojnie punktował. Trzeba Finsterowi przyznać, że operuje językiem na poziomie wyższym niż zadowalający, ale z tego słowotoku mało wynika konkretów, zważywszy na ogrom użytych słów. Jak na ekonomistę z moskiewskim doktoratem, którym się pochwalił, to burmistrz nie podawał żadnych twardych i mierzalnych wartości. Zapytany o ilość odwiedzających „Muzeum Trzebiatowskiego” odpowiedział, że myśli iż było ich tysiące!? Taka odpowiedź nie dość, że nic nie wnosi to jest wyświechtanym ogólnikiem i to bardziej własna opinia z kategorii domniemania lub pobożnego życzenia. Od burmistrza-ekonomisty należało oczekiwać konkretów. Powinien mieć to we krwi, ale może ja się mylę i po doktoratach z ekonomii na moskiewskich uczelniach ma się co innego we krwi? Bardziej wyłania się z tych opowiastek polityk niż ekonomista, choć w trakcie swojego wystąpienia upominał żeby Trzebiatowskiego nie upolityczniać…

Spór z  Wałdochem

Co warte wzmianki to Arseniusz powołał się na swojego chojnickiego adwersarza Marcina Wałdocha, założyciela „Chojnickiego Bloga Politycznego” Widać wyczuł w pytaniach Korkosza wiedzę posiłkowaną treścią zawartą w artykułach wspomnianego, albowiem Wałdoch krytycznie odnosił się i odnosi do idei „muzeum jednego artysty” Jest również  doktorem, ale nauk politycznych. Często i dość boleśnie chłoszcze Finstera i spółkę. Przyznał burmistrz, że prowadzi z nim spory o różnym stopniu ucywilizowania, zarzucił mu jakoby ten całą wiedzę o Trzebiatowskim opiera i czerpie z mediów. Tymczasem jego zdaniem dobrze by było gdyby przyszedł do Baszty i porozmawiał z mistrzem…

Marta Żmuda-Trzebiatowska albo wielkość urojona?

Tylko że rozmowa z mistrzem nic nie da, Korkosz z nim rozmawiał i nic z tego nie wynikło. Tu o co inne idzie. Problem w naszym wypadku leży w kosztach i celowości takiej inwestycji w Siennicy, która jest gminą wiejską. Trzebiatowski również nie ma ochoty dzielić się przestrzenią z innymi. A co najważniejsze w Siennicy już dawno zadecydowano o przeznaczeniu dworku, co oburza wielu. Chojnice to Trzebiatowskiego rodzinne miasto, skoro chciały go docenić tworząc muzeum jego „twórczości” to jest logiczne. Mimo tego w mieście nie było zgody na takie przedsięwzięcie i moim zdaniem „niestety” czas potwierdził obawy wątpiących.

Wałdoch ma rację, że dowodów na „wielkość” Trzebiatowskiego nie ma, a jeśli już mówi się o czymś podobnym, to są to cukrzone do mdłości peany płynące z towarzystwa wzajemnej adoracji. Opowieści o dojrzałym stylu, nurcie intelektualnym czy wyrafinowanej formie… Uważam  że tę twórczość można nazywać dowolnie, pod tym względem jest „doskonała”, wszystko niemalże do niej pasuje, prawie każde wyszukane określenie, a im bardziej bełkotliwe i enigmatyczne tym lepsze. Z resztą w swoim wystąpieniu, na sesji Finster użył zabawnych określeń typu „jeden z najbardziej znanych artystów w Polsce którego dzieła są w muzeach na wszystkich kontynentach…..” Tu się historia powtarza, ponieważ brak dowodów na jego słowa. Znów by trzeba sięgnąć do publicystyki Wałdocha, który pisał o „rozpoznawalności mistrza” w świecie. Moim zdaniem, póki co, to najbardziej rozpoznawalnym Trzebiatowskim w Polsce jest Marta Żmuda -Trzebiatowska, również „robi” w kulturze tylko bardziej masowej- jest aktorką.

Kuna na leśnym dukcie

To że w „muzeum jednego artysty” nie prowadzi się żadnej ewidencji odwiedzających też coś znaczy. Komisja rewizyjna z 10 lat temu wnioskowała o takie udogodnienie ale jak widać że nic nie widać to tak lepiej. Pisało o tym inne medium- Chojnice 24.pl. Finster nawet o tym nie wspominał, nawet nie próbował tłumaczyć. Ominął szerokim łukiem drażliwy temat, przemknął jak kuna przez leśny dukt i tyle było. Zaś mnie udało się wyszukać ciekawostkę dotycząca ilości odwiedzin, a jest to zapis dźwiękowy z 2010 roku rozmowy w trakcie spotkania wyborczego z Finsterem. Mówi w nim o tym, że w pierwszym miesiącu po otwarciu „Muzeum Trzebiatowskiego” odwiedziło je ponad 400 osób…Pytający chciał jeszcze dowiedzieć się ile było osób prywatnych, a ile grup zorganizowanych ale się nie dowiedział. Potem, w 2012 roku były wspominane wnioski komisji rewizyjnej o wprowadzeniu rejestru odwiedzających. 

Dwa pozytywy

W czasie zwiedzania „Muzeum…” przez „siennickich notabli” padły pytania o zwiedzających i niestety zafrasowane oblicze kustosz raczej nie odzwierciedlało deklarowanych tłumów, tabunów i tysięcy spragnionych obcowania z twórczością „mistrza”. Wynikło z słów kustosz, że przepływ zwiedzających reguluje pogoda i jeśli pada to ktoś zajrzy, a jeśli nie to wczasowicze wolą od abstrakcji naturalnych Trzebiatowskiego zwykłą naturę bez udziwnień. Poza tym coś tam Muzeum próbuje robić z dziećmi i dla dzieci. Wnioskuję że z całego „muzealnego przedsięwzięcia” wypływają dwa pozytywy. Pierwszy to bezbrzeżne zadowolenie „mistrza”, a drugi to fakt iż Julia Reca ma etat i tym samym wszystko co z tego wynika. Z resztą Finster gdy stanęło na pytaniu Korkosza o koszty „Muzeum…” sam zwrócił uwagę, że gros środków wyasygnowanych na utrzymanie „Baszty” idzie na etat dla kustosz. Dodał też, że Trzebiatowski nie zmusza by kustosz był w Siennicy. I takie to  „Muzeum…” w baszcie na której najwyższej kondygnacji Jutrzenka, maluje, śpi i załatwia potrzeby fizjologiczne, a wszystko po to żeby za hotel mu nie trzeba było płacić, jak poinformował burmistrz.

Baba z wozu, koniom lżej

Finster zachęcał do brania Trzebiatowskiego w ciemno. Z jego peror wynikało, że ożywi atmosferę i przyprowadzi za sobą innych artystów, by po chwili dodać że „mistrz” ma już 86 lat i może nie podołać. Ale póki co, to Trzebiatowski już atmosferę rozkręcił. Wielu mieszkańców Siennicy uważa, że jego sztuka to żadna sztuka, a on to „ciało obce”, wciskane na siłę, bo władza akurat tak chce. Problem jest w tym, że nasz duet Banach-Proskura nijak tego do wiadomości przyjąć nie chce. A sformułowanie Finstera „ jak go nie wpuścicie to go nie będziecie mieć” jest co najmniej zabawne przy założeniu, że gmina dysponuje budżetem w okolicach 16-20 milionów złotych przy zsumowaniu dotacji na aktualnie realizowane inwestycje. Natomiast Chojnice dysponują 230 milionami i nic to, że mają zadłużenie sięgające 32% wpływów budżetowych. Z naszego punktu widzenia brak Trzebiatowskiego, to również brak wydatków na jego utrzymanie. Ot, baba z wozu koniom lżej… Te nie są małe, jak stwierdził Finster, trzeba wydawać miejskie pieniądze na promujące artystę, katalogi, druki okolicznościowe i tomiki poezji. Szkoda że wstrzemięźliwy Arseniusz nie powiedział wprost że „mistrz i profesor” drogi w utrzymaniu ponieważ jego trzeba „promować” na swój koszt i samograj z tego żaden… Gdy się porachuje, to na utrzymanie „Muzeum…” Chojnice w ciągu 10 lat funkcjonowania wydały ponad 1 milion złotych a koszty adaptacji zabytkowego budynku to kolejny prawie milion.

Finster w kartoflach

I tak dochodzimy do owoców promocji Chojnic i ich skali wynikłych z faktu posiadania dorobku artystycznego „profesora rzekomego” Zapytał o nie radny Korkosz w kontekście wyprawy Trzebiatowskiego na wystawę ze swoimi dziełami do Szanghaju. Interesował go głównie aspekt ekonomiczny, a precyzyjniej jaki miała wpływ na promocję Chojnic w Chinach i jak się to przełożyło na kontakty gospodarcze z Państwem Środka… I się niestety Finster wyłożył, jak chłop który wbiegł zbyt nonszalancko w kartofle, a łęty zrobiły swoje. Powiada że o ekonomicznych fruktach to nic nie wie, bo architektem tego porozumienia nie był.  Jeśli chodzi o gdybanie, to burmistrz nie zawiódł i wydaje mu się, że atmosfera wokół chojnickich firm poprawiła się. Błysną jeszcze wiedzą o tym co znaczy skrót ChRL. Dla mnie, postronnego słuchacza, Finster  jawi się solidnym retorem, takim co to  ateiście wmówi dewocję, a dewotowi ateizm. Oczywiście po mistrzowsku operuje wszystkim tym czego zmierzyć , zwarzyć nie sposób, ale to widać „moskiewska ekonomia” W ogniu pytań wyszły inne smaczki i dowiedzieliśmy się, że w „Baszcie Nowej” również są dzieła „mistrza”, tylko te są bardziej magazynowane niż eksponowane. Wspomniał jeszcze Arseniusz o dziełach mistrza wartych miliony i w związku z tym jakie to wyróżnienie dla miasta.

Weekend za pasem

Inni radni również zabierali głos, a choćby Wiesia Popik alias starsza z sióstr Godlewskich. Po swojemu, jak zwykle bez sensu, byle wójt był kontent. Stwierdziła że jak Siennica Różana nadała Jutrzence tytuł honorowego mieszkańca to jest mu winna muzeum i jak profesor by zaniemógł to pewnie Chojnice Siennicy pomogą…Finster odparł, że owszem czemu nie. Wszak on nie takie rzeczy obiecywał i co miał namolnej kobiecie powiedzieć ,skoro był piątek i zaczynał się weekend? Tu ciekawostka, gdy nasi „notable” odjeżdżali nazajutrz, Finstera nie było wśród żegnających, nie przyszedł z chusteczką, nie pomachał. Ten obowiązek przypadł jego zastępcy, a on sam, moim zdaniem raczej potraktował tę wizytę jako „kłopot” ale dość oryginalny i zabawny…

Zaworska jak Rejtan

Kiliańska z Zaworską miały przebłyski osobistej chwały i cywilnej odwagi. Takiej jeszcze nie okrzepłej i nie do końca wyakcentowanej, ale wypowiedzi obu były o bliźniaczym przesłaniu. Szczególnie ta druga dosadniej zaakcentowała to, że w siennickim muzeum powinni być głównie twórcy lokalni…Duży postęp w ewolucji poglądów zważywszy, że Zaworska pracuje w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej, a małżonek w Szkole Podstawowej…

Znudzony Maniek

Maniek Mielniczuk nie strzymał, bo widać gadanina o Trzebiatowskim znużyła go jak przy długie kazanie i zapytał o ceny śmieci w Chojnicach. Finster stwierdził, że teraz jest 18 złoty ale niebawem ceny podniesie. Natomiast Sęczkowskiemu bardzo funkcjonalność w mieście się podobała. Marzena Dubaj sianem się wzruszyła i góralską muzyką słyszaną w „Muzeum…” W związku z obecnością tej ostatniej, to wysnuła refleksję, że  widać „profesor” tolerancyjny dla innej twórczości niż swoja. Na koniec Proskura coś tam bąknął, szczęśliwy pewnie, że Banach trajkotał za niego. Podpisał deklarację o współpracy samorządów, po czym wymienił z Arseniuszem akty i zapachniało wielkim światem. Banach wręczył papierową torbę z prezentami burmistrzowi i taka to była sesja z elementami kresowego folkloru.

 

Na koniec skromna refleksja. Lepiej jednak było siedzieć w Siennicy, cały pomysł był głupiutki i kosztowny. Po co było na Kaszubach „portki sobie ściągać?” Nikt nie stał się po tym wyjeździe mądrzejszy, a cała sprawa jest jeszcze bardziej absurdalna. Mieli w Chojnicach ubaw po pachy, co dało się wyczuć nawet w tym jak i co Finster mówił do prasy i na sali. Co ich obchodzi jakieś zagospodarowanie dworku na wsi? Poza tym, bez sensu jest ciągnąć 12 radnych i 3 sołtysów 600 kilometrów, tylko po to żeby blokować radnemu Korkoszowi głos, zaczepiać go i głupawo komentować. Razi również infantylna paplanina Banacha, wciskana co rusz i byle gdzie. Jeśli mogę doradzić to niech Banach zacznie czytać książki, na nie nigdy nie jest za późno. Może wpadnie mu w ręce jakiś poradnik o tym jak mówić żeby być słuchanym. Natomiast fragment z refrenu piosenki „Chirurgia plastyczna” wykonywanej przez Wojciecha Młynarskiego- „Jeśli za mało książek znasz, to Ci wychodzi na twarz” daję wzorem Szpaka naszemu mądrali pod przemyślenie.

 

28
6

5 komentarzy do “Banach przy Finsterze jak Martyniuk przy Operze”

  1. W sprawie czy w odnowionym dworze w Siennicy Różanej ma być muzeum Trzebiatowskiego wcale nie musi decydować tzw „widzimisię” Wójta, przewodniczącego i radnych.
    W tej sprawie można przeprowadzić wśród mieszkańców gminy stosowne referendum, z inicjatywą którego, zgodnie z art. 7. pkt. 1.1) Ustawy z dnia 11 października 1991 r. o referendum gminnym, wystąpić może każdy obywatel lub grupa obywateli, którym przysługuje prawo wybierania do rady danej gminy.
    Zgodnie z art. 3 pkt. 2 w/w ustawy, referendum może być przeprowadzone w każdej sprawie ważnej dla gminy. Ponieważ zamiar utworzenia przez władze gminy muzeum Trzebiatowskiego w dworku w Siennicy Różanej budzi wiele kontrowersji wśród jej mieszkańców i nie tylko, przeprowadzenie referendum w tej sprawie byłoby w pełni uzasadnione 😀

    30

    6
  2. A po co to referendum, przecie Leszek łod trzydziestu lat rządzi i jest dobrze.
    Łon najlepi wi co robić, przecie łon najmądrzejszy to po co to referendum, co żle wam w ty Siennicy mamy co jeść gdzie mieszkać drogi mamy kościół cmyntarz wszystko jest to niech bydzie i dwór. Dziadek, świyć panie nad jego duszo, mówili że jak był pan we dworze to tyż dobrze było, wszystkie wtedy wiedzieli co majo robić bo pan był mądry tak jak nasz Leszek .
    W Siennicy ludzie przyzwyczajone do tego że mają pana , jak by nie było pana to by musieli sami myśleć a wtedy ni byli by tak szczęśliwe.

    19

    5
  3. A co to dziś Sklepowa opowiada że znowu Januszek nie mógł się zmieścić na chodniku na Dużej . Wigry3 że to był w strasznych opalach

    8

    1
  4. To po wycieczce do Chojnic, nie może jeszcze dojść do siebie, naoglądał się dzieł, aż mu się w głowie zakręciło.
    Patrzcie jakie te nasze 'elity’ wrażliwe na sztukę.
    A wyście pewnie myśleli że on pijany.
    Jak wam nie wstyd prostaki…

    9

    3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *